63

Harry wtulał się ciasno w Annie, która oddychała miarowo w jego objęciach. Nie spał głęboko. Jego umysł znajdował się w stanie regeneracyjnego czuwania. Nie był gotowy na to, żeby całkowicie odciąć się od wszystkich emocji i myśli zalewających jego głowę.

Czuł, jak pierwsze promienie wschodzącego słońca zaczynają łaskotać jego nos. Uchylił powiekę i zerknął na zegarek wiszący na ścianie. Było przed szóstą rano. Omiótł jednym okiem śpiącą na łóżku pod oknem sąsiadkę rudowłosej: młodziutka dziewczyna, musiała mieć koło dwudziestu lat. Za panoramiczną, wielką szybą niebo faktycznie pokryło się różową barwą, zwiastując kolejny piękny dzień.

Harry westchnął cicho i z powrotem zamknął oczy, całując czubek głowy Annie i układając się wygodniej na puchatej poduszce. Odpoczywał, regenerując ciało, chociaż nie potrafił wyciszyć swojej głowy. Zaciągnął się zapachem swojego szamponu do włosów, który nadal utrzymywał się w lokach rudowłosej.

Przez chwilę poczuł, jak się rozluźnia. Lawirował na granicy faktycznego, głębokiego snu. Powoli zaczął wyłączać swoje zmysły. Nie zareagował, gdy pacjentka obok poruszyła się na łóżku niespokojnie. Nie zareagował, gdy usłyszał jej zduszony okrzyk, zapewne wywołany ich widokiem. 

Zareagował dopiero, gdy usłyszał dźwięk migawki aparatu iphone'a i ciche przekleństwo dziewczyny, która, robiąc im zdjęcie, zapomniała w emocjach wyciszyć telefon.

— Skasuj to, proszę — odezwał się cicho, nie otwierając oczu i zachrypniętym głosem przerywając ciszę. 

Uchylił powieki i spojrzał na siedzącą na łóżku z telefonem w ręce zszokowaną dziewczynę. Zamrugała, zdziwiona, że go obudziła.

— Prze... przepraszam — bąknęła.

Harry skrzywił się, wiedząc, że prawdopodobnie i tak go nie posłucha. Pochwali się najbliższym, ci swoim najbliższym i... No, sami wiecie. 

Objął mocniej Annie i ucałował jej czoło, a potem oparł brodę na czubku jej głowy, gdy przez sen ciaśniej wtuliła się w jego ciało. Zamknął powieki, starając się nie myśleć o tym, że fotka z sali szpitalnej za chwilę obiegnie cały internet.

Oddychał głęboko, nie śpiąc i starając się nie myśleć o tym, co wydarzyło się zeszłej nocy w jego mieszkaniu. Starał się z całych sił nie wizualizować w swoich myślach widoku, jaki musiała zastać Annie. Czuł, jak dziewczyna na sąsiednim łóżku robi im kolejne zdjęcia. Nie musiał otwierać oczu, żeby to wiedzieć. Gdy dorasta się w świetle lamp błyskowych aparatów fotograficznych, ciężko jest nie nauczyć się wyczuwania takich rzeczy.

Nagle ruda poruszyła się niespokojnie i gdy Harry otworzył oczy, żeby spojrzeć na jej twarz, uroczo kichnęła w jego koszulkę, wybudzając się ze snu. Styles wydął wargi, rozbawiony. Wyglądała jak rozczochrana, zdziwiona, mała kotka uroczo marszcząca zadarty nosek.

— Na zdrowie, skarbie — zachichotał cicho, wydymając wargi w rozbawieniu. Jego głos był niski i zachrypnięty, przez co Annie uśmiechnęła się lekko. Uwielbiała go słuchać. Zwłaszcza porankami.

— Dzięki — mruknęła sennie, odchrząkując. Zaschło jej w gardle przez noc, a nocny płacz tylko spotęgował uczucie suchości. Próbowała zmienić pozycję, wiercąc się w ramionach Harry'ego, bo poczuła, jak od spania na brunecie zdrętwiało jej przedramię.

— Właśnie wbiłaś mi łokieć pomiędzy żebra, mała — syknął cicho, chichocząc.

— Jezu, przepraszam... — Annie natychmiastowo odskoczyła od niego, szepcząc. Harry złapał ją w talii w ostatniej chwili, bo o mało co nie spadła z łóżka. 

— Jak samopoczucie? — spytał, układając ją na swojej klatce piersiowej i pozwalając, żeby ciężarem swojego ciała oparła się na nim. Ucałował jej czoło, mówiąc ledwie słyszalnie. 

Dyskretnie wskazał wzrokiem na łóżko pod oknem, na którym sąsiadka Annie udawała, że jeszcze śpi. Nie bardzo wiedział, czemu dokładnie miało służyć takie zachowanie.

— Słabo, ale stabilnie — wymamrotała ruda cicho, rozumiejąc aluzję. — Marzy mi się kawa z miodem... 

— W twoim aktualnym stanie lepszy byłby sok marchewkowy, a nie kofeina. Chcesz stąd wyjść, czy Maya ma cię uwiązać do łóżka za nieodpowiednią dietę? — zażartował cicho.

Czuł się, jakby wszystko było normalnie. Czuł się, jakby poprzedniej nocy nic się nie wydarzyło. 

— Umowa odpoczynku nie obejmowała kawy. A twoje soki śmierdzą trawą, kochanie — skrzywiła się na samą myśl i ucałowała delikatnie jego wargi. — Obawiam się, że o szóstej rano pielęgniarki i położne zaczynają poranny dyżur i, że jeśli zaraz się nie ewakuujesz z tego łóżka i nie będziesz udawał, że spałeś na fotelu obok, to będziemy mieć niezłe kłopoty, misiek... — szeptała.

Harry jęknął cicho, przytulając ją mocniej. 

— Jeszcze minutka... 

Annie wydęła wargi, delikatnie szczypiąc go w podbrzusze, do którego miała szybki dostęp przez koszulkę, która podwinęła się brunetowi w trakcie nocy.

— Au! — syknął, patrząc na nią z wyrzutem. — Jesteś okropna — oburzył się.

— Wstawaj, Styles. Raz, dwa. No już — mruknęła cicho, poganiając go. — Kochanie, to, że wyglądasz jak uroczy, zaspany cukierek tym razem cię nie uratuje... 

Jej twarz wskazywała, że nie będzie z nim dyskutować.

Harry westchnął ciężko, spoglądając na zegarek, na którym wybiła równiutko szósta rano. Przeciągnął zastane mięśnie, wsunął adidasy na stopy i założył bluzę, uprzednio pytając Annie, czy nie jest jej zimno i, czy sama jej nie chce. Usiadł na fotelu, żeby zawiązać sznurówki i spojrzał na swój telefon, zgarniając go z szafki nocnej narzeczonej. Odezwał się po przeczytaniu długiego smsa.

— Samuel za kwadrans będzie tu z rzeczami dla ciebie — oświadczył jej. — Nie gwarantuje, że nie weźmie ze sobą co najmniej połowy ekipy. Podobno nie zmrużyli oczu w nocy. Siedzieli przy ognisku do piątej i nawet nie kładli się spać — wymamrotał cicho, krzywiąc się lekko. — Pomogę ci, słońce, poczekaj — oświadczył, gdy Annie skończyła wiązać długie loki w koka i zabierała się do zeskakiwania z łóżka, żeby złapać pion na własnych nogach.

Harry przytrzymał ją, gdy stanęła na podłodze. Wpatrywał się w nią zaniepokojony, gdy zbladła.

— Kręci się? — spytał cicho.

Kiwnęła głową twierdząco.

— Kładź się, Ana — polecił jej szeptem.

— Muszę do łazienki — jęknęła, protestując.

Harry westchnął ciężko i szybkim ruchem wziął ją na ręce, obejmując ją w talii i pod kolanami. 

— Ani się waż marudzić — ostrzegł ją, gdy wnosił ją do łazienki przylegającej do podwójnej sali.

— Ale nie będziesz patrzył, jak robię siku?

— Nie, no, coś ty. Lepiej, żebyś zemdlała, niż żebym patrzył — sarknął cicho.

— Harry... 

— Zamknę oczy.

— Nie, Hazz. Wyjdź.

— Anusia, proszę cię, nie mam siły się o to z tobą bić... Nie dzisiaj, kochanie... 

Ana westchnęła ciężko, niezadowolona.

— To chociaż się odwróć... — jęknęła błagalnie, gdy postawił ją na nogach koło toalety, nie mając zamiaru jej ustąpić.

Zauważyła, że ponownie zakręciło jej się w głowie. Poddała się, widząc, że jej kolejne omdlenie wcale nie musi być tak dużą abstrakcją. Harry również poszedł jej na rękę i posłusznie się odwrócił, krzyżując ręce na piersi i czekając, aż Annie załatwi potrzebę i umyje ręce. Grzecznie przekręcił się na pięcie z powrotem w jej stronę, gdy po wszystkim opierała się o umywalkę, oddychając głęboko.

— Nie powinnaś jeszcze wstawać sama, myszko... — mruknął do niej, obejmując ją i muskając wargami jej skroń. — Jesteś osłabiona. Daj sobie czas.

Annie kiwnęła głową i przemyła twarz chłodną wodą, wycierając ją czystym ręcznikiem.

— Chodź, wracasz do łóżka — wymruczał Harry i ponownie wziął ją na ręce. 

Położył rudą z powrotem na materacu akurat w chwili, w której do sali weszła pielęgniarka z kroplówką dla Annie. Zmierzyła wzrokiem Harry'ego, zastygając na jego widok. Odchrząknęła i krytycznie zmierzyła sylwetkę szarookiej, która po turecku usiadła na łóżku.

— Pani Jackowsky? 

Annie skinęła głową potwierdzająco. Znała ją z widzenia.

— Pobiorę krew i podłączę kroplówkę — oświadczyła jej. 

Harry w milczeniu obserwował z fotela, jak kobieta wkłuwa igłę w zgięcie łokciowe Anastasii, która przyjęła obecność igły w skórze bez żadnego grymasu. Podziwiał ją za to. On sam na wspomnienie o tym, jak sama Annie wprowadzała igły do przetoki na jego przedramieniu w trakcie dializ, miał ciarki.

Gdy Annie została podpięta pod kroplówkę do sali wpadł nie kto inny, jak Samuel z podkrążonymi oczami, który uśmiechnął się z ulgą na widok Annie. Rzucił na ziemię torbę, którą miał w dłoni i nachylił się, żeby mocno uściskać przyjaciółkę.

— Nigdy więcej mi tego nie rób, Ann — jęknął do jej ucha z ulgą. — Jak się czujesz? — spytał wprost, siadając w nogach jej łóżka.

— Kto cię tu wpuścił? — spytała go cicho, przykładając sobie palec do ust i wskazując na śpiącą sąsiadkę, która musiała faktycznie pogrążyć się we śnie, mimo poprzedniej akcji.

— Wszedłem tu z Lukiem, który przyniósł Mayi śniadanie — wyszczerzył się. — A poza tym — pomachał jej swoim identyfikatorem pracowniczym przed oczami — formalnie czasem nadal tu pracuję. Harry, jak się trzymasz? — zwrócił się do bruneta z troską.

Styles skrzywił się i bez słowa pokazał mu kciuk uniesiony ku górze, wzdychając ciężko. Sam wpatrywał się w niego, wyraźnie zmartwiony, jakby oczekując jakiejkolwiek werbalnej odpowiedzi.

— Stabilnie — wymamrotał niemrawo. — Jednak przyjechałeś sam? 

— No co wy. Chłopcy z Gemms i z Anne okupują całodobową restaurację na pierwszym piętrze, bo odwiedziny są od... 

Harry zarejestrował, jak kątem oka sąsiadka Annie poruszyła się niespokojnie. Mimo, że była odwrócona plecami do nich zdał sobie sprawę, że słyszy każde ich słowo. Westchnął cicho. Czasem był zmęczony tym, w jaki sposób żyje. I tym, że zupełnie nie ma na to wpływu, chociaż się stara.

— ... ósmej rano. No, i tylko tam nas wpuścili z Tuckerem — dokończył.

Styles parsknął.

— Wzięliście ze sobą do szpitala psa? Serio?

— No przecież nie zostawię go na pastwę Jeff'a. Biedak tak się cieszył, że w końcu może się wyspać bez żony i córki, że mimo wszystko niemal płakał ze szczęścia, jak poszedł się położyć o czwartej w nocy. Pilnuje motelu. Tak chrapie, że nie ma z nim kontaktu — mówił cicho Samuel. — No, chociaż on się dzisiaj wyśpi... 

Annie i Harry spojrzeli po sobie porozumiewawczo.

— Idź do nich, skarbie — odezwała się ruda miękko.

— Tak, to zdecydowanie dobry pomysł — poparł ją Harry, podnosząc się z fotela, żeby ucałować czule czubek jej głowy. — Biała kawa ze spienionym mlekiem i miodem?

Annie uśmiechnęła się do niego czule.

— Uratujesz moje życie, jeśli przyniesiesz ją gorącą.

— Soku imbirowego wlać ci trochę do niej?

No tak, to może być dziwne połączenie, ale Annie odkryła, że sok imbirowy nieco łagodził poranne mdłości i bóle żołądka, które w mniejszym bądź większym stopniu nadal ją dopadały. No, i wbrew pozorom, z białą kawą nie smakował źle.

— Jesteś najlepszy, wiesz?

— No raczej. Później mi za to podziękujesz, skarbie — zaśmiał się krótko i chwycił w dłoń swój telefon, a potem posłał jej uśmiech na pożegnanie i podreptał w kierunku windy, wychodząc z sali.

Sam poczekał chwilę, aż Harry zniknie rudej z pola widzenia, a potem spytał wprost:

— A tak serio, to jak on się trzyma?

Annie westchnęła.

— Lepiej, niż sądziłam... — szepnęła niepewnie.

— Ale? — dopytał, widząc jej minę.

— Ale wiem, że jeszcze to do niego nie dotarło. Dotrze, jak wróci do mieszkania. I boję się, jak będzie się po tym czuł... Obwinia się, Sam... — szeptała. — Strasznie się martwię, a jestem tu uziemiona na tydzień...  Nawet nie będzie mnie obok niego... 

Annie przełknęła głośno ślinę.

— Boję się o niego... Jest twardy. Jest silny. Silniejszy, niż kiedykolwiek. Ale to nie jest coś, co może odpychać od siebie w nieskończoność, wmawiając sobie, że wcale nie boli go aż tak bardzo... - zadrżała jej dolna warga. - Widzę, jak się stara, Sammy. Widzę w nim ogromną zmianę. I widzę, że sam wydaje się być zdziwiony tym, jak spokojnie na to zareagował, ale jestem przerażona, Sam... Jestem przerażona tym, jak to się na nim odbije... Może panikuję, może histeryzuję, ale... kocham go i nie chcę, żeby... 

— Cii, Ana, stop — Samuel bez zahamowań zsunął ze stóp espadryle i ułożył się wygodniej na łóżku, obejmując rudą nogami i przytulając ją mocno. — Wszystko będzie dobrze. Nie nakręcaj się, kicia.

Pokiwała głową w jego ramionach, połykając łzy.

— Pamiętaj, że ma Ciebie. A ty masz jego. Razem jesteście milion razy silniejsi, kochanie. — Blondyn ucałował czubek jej głowy, głaszcząc ją po plecach. — Gdy poprzednim razem się załamał, nie miał ciebie, śliczna. Teraz wszystko jest inaczej. To, co macie i to, co stworzyliście we dwoje jest wyjątkowe. Daj mu czas... 

Rudowłosa westchnęła cicho. Miał dużo racji.

— Dziękuję, Sammy... 

— Będzie dobrze, Ann. Zobaczysz. Nim się obejrzysz, będziecie płakać ze szczęścia piątego maja i... 

Annie zmarszczyła brwi, odsuwając się od niego nagle.

— A skąd ty wiesz o ślubie? — spytała go bystro, szepcząc.

Samuel wymownie zacisnął wargi.

— Samuel? — dopytała ostrzej.

— Ups... 

Annie uniosła jedną brew.

— Zayn? — zapytała bystro, kręcąc głową z niedowierzaniem i uśmiechając się lekko.

— Zayn...  — przytaknął z niewinną miną.











Harry przekroczył próg restauracji i z daleka słyszał donośny głos Liama i Gemmy. Uśmiechnął się lekko sam do siebie na myśl, że są tutaj, blisko nich, chcąc wesprzeć i jego, i Annie.

Anne, gdy dostrzegła jego sylwetkę z daleka, wstała z miejsca i wyszła mu na przywitanie, obejmując go kilka metrów przed stolikiem, przy którym wszyscy usiedli.

— Tak mi przykro, synek... — szepnęła mu na ucho, ściskając go mocno. 

— Wiem, mamuś. Wiem... — Harry westchnął cicho. Mama doskonale wiedziała, co czuł. 

Z jednej strony nienawidził Louisa z całego serca, gdy myślał o ostatnich miesiącach, bólu, zdradach, toksyczności. A z drugiej, przez dziesięć lat był dla niego wszystkim. Kochał go i nie wyobrażał sobie bez niego życia. Ten związek ukształtował jego charakter, umiejętność wybaczania i wiele innych rzeczy. Bez Louisa w swoim życiu nie byłby tym, kim jest teraz. Czuł niemoc, złość i żal. Ogromny żal. Nie tylko do niego, ale też do samego siebie.

Gdy Harry odkleił się od mamy, uściskał go każdy po kolei. Jako ostatni po bratersku uścisnął go Zayn, który walczył z łzami. Wczorajsza noc również na nim musiała odbić spore piętno. 

— Jak czuje się Annie? — Malik spytał, zatroskany.

— Jest bardzo osłabiona. Samuel pilnuje, żeby sama nie wstawała na nogi — wymruczał Harry, zatapiając wargi w czarnej kawie, którą odstąpiła mu siostra. — Pani doktor zarządziła, że zatrzymuje ją tutaj na tydzień — skrzywił się. — Jestem ciekaw które z nas zwariuje szybciej. Ona tutaj, z bezczynności, czy ja, w mieszkaniu, pakując nasze rzeczy, bez niej — westchnął, a potem schylił się, żeby podnieść z paneli piętnastokilową kulkę sierści. — Cześć, pyzo. — Ucałował psa w pyszczek na powitanie i położył go sobie na udach, mierzwiąc jego sierść.

— Czemu aż na tydzień? — Wystraszyła się Gemma.

— Żeby mieć pewność, że w końcu odpocznie w normalnych warunkach i pod kontrolą pielęgniarek — wymamrotał. — Maya jest bystrzejsza, niż mi się wydawało. Wie o wszystkim, chociaż informacja o śmierci Louisa nie trafiła jeszcze do mediów oficjalnie. Zatrzymuje Annie tutaj po to, żeby nie wypuszczać jej na zewnątrz na pastwę internetu, dziennikarzy i wszystkiego, co dodatkowo spowoduje, że oberwie rykoszetem. Musi unikać denerwowania się. Przez tydzień wszystko powinno się wyciszyć... A ja akurat znajdę czas na znalezienie nam czegoś w Kalifornii, spakuję wszystko i... 

— Harry, słuchaj — zaczął Niall — opłaciliśmy nasz mały resort imprezowy na kolejne trzy dni. Żebyśmy... mogli się zdystansować przed powrotem do mieszkania... 

Styles zamrugał, zdziwiony.

— Tak, ubiegliśmy cię — przyznał Zayn. — Jak trzeba będzie to zostaniemy tam nawet i tydzień, bylebyś nie musiał spać u siebie w apartamencie. Pomożemy ci z pakowaniem. Nie musimy tam wracać na noc... 

— Kartony zostawi się w mieszkaniu Annie — dodał Liam. 

Lokaty upił kawy i spojrzał na nich z wdzięcznością.

— Widzę, że ułożyliście już plan działania — zaśmiał się miękko. — Dziękuję wam. Strasznie wam dziękuję... Za wszystko... Ja... — Harry poczuł, jak jego krtań zaciska się dokuczliwie. Gemma ułożyła dłoń na jego ramieniu w pocieszającym geście.

— Wszystko się ułoży, brat... 

Harry pokiwał głową.

— Wiem — przyznał. Westchnął głęboko i otarł łezkę, która potoczyła się po jego policzku. Z nimi wszystko się ułoży.

— No, a poza tym, jak już ten szalony miesiąc się skończy to w kwietniu pomożemy wam z organizowaniem... — zaczął podekscytowany Niall, który po chwili oberwał od Zayna lekki cios w tył głowy na znak, że ma się zamknąć.

Harry spojrzał na Malika z niedowierzaniem.

— Obiecałeś mi, ty ciemna pało, że będziesz milczał — wyzwał go w żartach, niedowierzając. — Powiedziałeś im?!

— Harry, dziecko — zwróciła mu uwagę mama, spoglądając na niego karcąco.

— Oj no, byłem w emocjach — usprawiedliwiał się Zayn, spoglądając na przyjaciela przepraszająco. — Będziesz chciał przełożyć ślub przez wzgląd na... no wiesz? — spytał cicho.

Zielonooki milczał przez chwilę, bo sam zadał sobie to pytanie, gdy w nocy tulił do siebie Anastasię.

— Nie, Zayn. Nie będziemy odkładać niczego w czasie... 

Za mocno ją kocha, żeby odwlekać ślub. Za bardzo się o nią martwi, żeby nie mieć jej całej dla siebie. Wystarczająco dużo oboje już wycierpieli. 

— Siostra, pomożesz nam ze wszystkim, no nie? — zwrócił się do Gemmy z proszącym uśmiechem i obserwował z radością, jak jej twarz rozświetla szczery uśmiech.

— Nawet nie wiesz jak się cieszę, ty brzydalu — zaśmiała się, przytulając go. Harry uśmiechnął się, słysząc jej słowa. Ostatni raz powiedziała tak do niego, gdy byli nastolatkami. - Idę po jakieś normalne śniadanie dla ciebie i kolejną kawę, bo wyglądasz jak trup. Spałeś coś?

Harry pokręcił przecząco głową.

— Posiedzimy tutaj do ósmej i idziemy do Ann — zarządził cicho Niall, wstając od stołu - Komu jeszcze kawy?

— Weź wszystkim — mruknął Liam, ziewając potężnie.

— Brat? — zagaiła Gemma, która postawiła przed Harrym dwie kanapki i kolejną kawę. Oczy wlepiała w ekran swojej komórki.

— Co tam, siostra?

— Dlaczego na twitterze najczęściej podawanym twittem dzisiejszego dnia jest wasze zdjęcie z sali szpitalnej, które wisi w sieci od zaledwie godziny? — Gemma przekręciła wyświetlacz telefonu w stronę zielonych oczu Harry'ego.

Niall nachylił się nad obrazkiem.

— Wyglądacie tutaj najsłodziej na świecie, co by nie mówić — podsumował.

Harry westchnął i zaklął siarczyście.

— Przypomnijcie mi, że jak będziemy stąd wychodzić mam wziąć dla Annie kawę i normalne śniadanie, a potem próbować nie rozszarpać jej współlokatorki, jak już wrócimy na górę, okej?















Nocna niespodzianka! x





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top