59
Harry czuł się jak na jakiejś pieprzonej jawie. Jak w pół-śnie na żywo. Skupił się i przez dwanaście minut, które upłynęło zbyt szybko, dał Jackmann'owi najważniejsze informacje dotyczące Cadler.
Aktualnie wpatrywał się w Danielle, która zajmowała miejsce przy mównicy, choć tak naprawdę miał wrażenie, że widzi wszystko przez mgłę, która spowiła jego mózg. Niby słuchał zeznania tej drobnej brunetki, którą dobrze znał, ale nie rozumiał, co mówiła. Był zbyt zdenerwowany, żeby móc śledzić i przetwarzać jej słowa. Jedną dłonią wystukiwał nerwowy rytm, uderzając opuszkami palców lewej dłoni w blat stołu.
Zresztą - akurat Danielle nie przejmował się specjalnie, ponieważ jego adwokat był doskonale wtajemniczony w sprawę brunetki i Freddiego, synka Louisa. Co za tym szło? Ano to, że najpierw z ramienia Harry'ego prawnik spytał Danielle wprost o to, kto jest ojcem jej dziecka.
A, gdy politycznie migała się od konkretnej odpowiedzi, Jackmann dołączył do dowodów procesowych testy na ojcostwo, które Harry Styles osobiście zrobił po tym, jak mały Freddie przyszedł na świat, żeby mieć pewność, że jest Louisa, każąc wziąć szatynowi odpowiedzialność za ten wyskok, który miał być "tylko intrygą modestu". Cóż, ten wyskok został czymś dużo więcej, będąc namacalnym dowodem jego zdrady.
Harry nerwowo obracał w prawej dłoni telefon, chowając go pod stołem. Kant urządzenia rytmicznie uderzał o jego kolano, gdy, próbując uspokoić oddech, przesuwał palcami po jego krawędziach. Po głowie chodziło mu jedno zasadnicze pytanie, które nie dawało mu spokoju.
Jakim cudem Louis namówił El na zeznania, skoro powiedział mu nie tak dawno, że ją zostawił, ponownie łamiąc jej serce i nie przejmując się jej losem?
Znowu do siebie wrócili?
O co tu chodziło?
Temat zeznań Danielle został ucięty szybciej, niż Tomlinson się spodziewał. Zaciskał wargi niespokojnie, licząc, że Eleanor uratuje jego sytuację. Gdy kątem oka spojrzał na swojego byłego męża z ulgą zauważył, że Harry też się denerwuje. Czyli jednak udało mu się go zaskoczyć.
— Sąd wzywa na świadka panią Eleanor Cadler — rozległ się donośny głos zza głównego kontuaru.
Styles wstrzymał oddech, modląc się o to, żeby Anastasia, siedząca przed telewizorem obok Samuela i małego Tuckera nie zdenerwowała się zbyt mocno. Napisał jej krótkiego smsa o tym, co wymyślił Louis, ale nawet Annie nie wiedziała o tym, jak dużą rolę odgrywa drobna brunetka, która właśnie swoimi oczami wwiercała się prosto w środek czoła Harry'ego, zajmując miejsce za kontuarem.
Prawnik Louisa wstał, wyraźnie zadowolony z tego, że przeciwna strona stara się ukryć zdenerwowanie.
— Pani Cadler, czy obecnie jest pani w związku z moim obecnym klientem? — spytał bez ogródek mężczyzna, wywołując ciche prychnięcie Styles'a za swoimi plecami.
— Nie — przyznała wprost. — Rozeszliśmy się jakieś dwa miesiące temu. — Zmarszczyła brwi, przypominając sobie.
Harry prychnął ponownie.
Czyli niemalże dokładnie po tym, jak dał kosza Louisowi w Holmes Chapel.
Cóż za zbieg okoliczności...
— Dlaczego więc zgodziła się pani zeznawać przed kamerami?
— Uważam, że Lou zasługuje na szczęście — powiedziała, przełykając głośno ślinę i przenosząc wzrok na szatyna, który uśmiechnął się do niej, podnosząc kącik ust ku górze. — Zasługuje na to jak nikt inny, a świat zasługuje, żeby poznać prawdę — oznajmiła patetycznie.
Harry przeniósł wzrok z Eleanor na Tomlinsona. Ona nadal go kochała, a on nadal się nią bawił, dając jej nadzieję na wieczną miłość. Zielonooki dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo był ślepy, zgadzając się na cały ten chory układ z dzieckiem. Cadler zawsze była gotowa poświęcić wszystko dla Louisa. Nawet, jeśli on wyraźnie jej nie chciał. Z perspektywy czasu stwierdził, że to skończony idiotyzm.
A potem przypomniał sobie, że on sam również postępował identycznie i skarcił sam siebie za tę pochopną ocenę brunetki.
— Więc jaka jest prawda, o której wszyscy mówią, pani Cadler? — Pytanie prawnika wywołało zgęstnienie atmosfery w całym pomieszczeniu.
Harry ponownie zawiesił wzrok na Eleanor, która przełknęła głośno ślinę.
— Prawda jest taka... — zaczęła, a przez jej krtań przecisnął się drżący głos.
Zielonooki chwycił szklankę z wodą, stojącą przed nim i podniósł ją do ust, żeby zwilżyć wysuszone wargi i jamę ustną, która z emocji wyschła na wiór. Nie odwracał oczu od tęczówek chudziutkiej brunetki, której dłonie wyraźnie drżały ze zdenerwowania.
— ... że to sam Harry chciał, żeby to dziecko się nie urodziło — dokończyła.
Harry wypluł wodę, którą miał w ustach.
Jackmann zrobił wielkie oczy, Louis odchrząknął nerwowo, a Gemma za plecami brata krzyknęła coś, oburzona, synchronizując się z protestującym głosem Nialla i Zayn'a.
— Co to za brednie? — warknął w stronę brunetki Styles, zanim jego prawnik zdążył uspokajająco ułożyć i zacisnąć dłoń na jego ramieniu. — Jak mogłem tego chcieć, El, skoro ja byłem jego biologicznym ojcem, do chol...?
Sędzia uderzył dwukrotnie drewnianym młotkiem, upominając wszystkich zgromadzonych.
— Pani Cadler — odezwał się Jackmann, podnosząc się z miejsca.
— To nie jest Pana kolej na przesłuchiwanie świadka. — Adwokat Tomlinsona z cynicznym uśmieszkiem na ustach zwrócił uwagę koledze po fachu.
— Pragnę tylko przypomnieć, że pani Cadler zeznaje pod przysięgą. Złamanie przysięgi i krzywoprzysięstwo podlega karze pozbawienia wolności — wycedził, a w oczach Eleanor zalśnił przebłysk strachu. — Proszę świadka o to, żeby przemyślał, czy jego prawda na pewno jest prawdą, którą chce zeznać.
Cadler zacisnęła szczękę, dumnie wpatrując się w oczy prawnika Harry'ego.
— No, chyba, że świadek jest gotowy na to, aby poddać się badaniu wariografem. Skoro świadek nie ma problemu z prawdomównością, powtórzenie zeznań z wykrywaczem kłamstw rozwieje wątpliwości wszystkich zgromadzonych. I to rozwieją je bardziej, niż zeznania wszystkich tych, którzy już zdążyli się wypowiedzieć. Tych samych, którzy, dziwnym trafem, jednogłośnie znają inną wersję tych samych wydarzeń... — oświadczył chłodno Jackmann, siadając z powrotem na swoim miejscu.
Eleonor zbladła w ułamku sekundy i głośno przełknęła ślinę.
Harry nachylił się ku mężczyźnie i wyszeptał cicho:
— Masz więcej, niż podwyżkę i premię — rzucił mu na ucho.
— Wakacje na Bali?
— All-inclusive mogą być?
— Deal, Harry. — Jackmann zagryzł wargę, lekko kiwając głową z niedowierzaniem. Ten chłopak nigdy nie przestanie go zadziwiać.
Styles wsłuchiwał się w to, jak Eleanor przepraszała cicho i, zalewając się łzami, przyznała, że chciała skłamać, żeby Louis wygrał proces. Westchnął ciężko i starał się zapanować nad emocjonalnym rollercoasterem, który miał miejsce w ciągu ostatnich nastu minut i który spowodował, że chciało mu się płakać. Był zmęczony całym tym przedstawieniem. Nie chciał dłużej przepychać się z prawnikiem Louisa, który zawzięcie starał się go pogrążyć.
— Jackmann — Harry ponownie nachylił się w kierunku swojego adwokata — wyślij proszę sms'a do Anastasii, żeby przyjechała po mnie moim samochodem — poprosił go szeptem.
Czuł, jak Louis wwierca się w niego wzrokiem, czytając wzrokiem słowa z ruchu jego warg. Wiedział, że to robi, lecz nie przejął się tym.
Miał dość przejmowania się szatynem. Serdecznie dość.
Tylko prawnicy mogli używać telefonów komórkowych w trakcie rozprawy. Chociaż, mimo wszystko, nie było to mile widziane.
Jackmann spojrzał na Harry'ego spod przymkniętych powiek, kalkulując, czy jest sens narażać się sędziemu i ławie przysięgłych.
— Błagam cię, dorzucę do all-inclusive bilety lotnicze... — zamrugał, wpatrując się w mężczyznę prosząco.
Prawnik pokręcił głową z niedowierzaniem i, z pół-uśmiechem na twarzy, dyskretnie wystukał krótką wiadomość na swoim iphonie, wysyłając jej treść do narzeczonej Styles'a. Numer miał od Harry'ego, który jeszcze przed ich wylotem do Anglii kazał mu zapisać go w komórce, w razie nieszczęśliwego wypadku.
Dwie minuty później Jackmann zerknął na swój telefon i wymruczał cicho:
— Będzie czekała przed budynkiem — mruknął cicho. — I napisała, że mam ci przekazać, że masz być dzielny.
Harry próbował pohamować szeroki, rozczulony uśmiech, ale mu nie wyszło.
— Dziękuję...
— I, że mam przygotować wniosek do ubezpieczalni, bo zaparkowanie pomiędzy tymi wszystkimi busami źle się skończy — dokończył, upijając wody ze szklanki, powstrzymując chichot.
Styles dusił w sobie parsknięcie wywołane rozbawieniem, ale oczy mu się śmiały. Przez chwilę zapomniał, co dzieje się wokół niego. Przysunął bliżej siebie pustą kartkę i chwycił długopis, zawieszając się umysłem w próżni i starając się nie słuchać zeznać Eleanor, która dogłębnie zagłębiała się w początki jej relacji z Louisem.
A potem nakreślił słowa, które jakoś tak same ułożyły mu się w całość wersów piosenki, o której wiedział, że sam nigdy jej nie zaśpiewa przed publicznością, choć trafiały w samo sedno.
I wanna start this out and say
I gotta get it off my chest
Got no anger, got no malice
Just a little bit of regret
I, w istocie, była to prawda. Nie był zły. Miał tylko żal.
Szmaragdowe tęczówki drążyły tusz długopisu, analizując słowa. Nie czuł się źle z tym, co napisał. Czuł się trochę tak, jakby pisał do Louisa ostatnie, szczere słowa, które mu przekaże. Nie miał zamiaru więcej wpuszczać go do swojego życia.
Poniekąd, poczuł się zdrowo wyzwolony. Jakby spisanie tych słów przyniosło mu ulgę tak dużą, że w końcu mógł oddychać pełną piersią. Co było dziwne, bo przecież siedział na sali sądowej w trakcie swojej własnej rozprawy, dostając przypływu weny i wiedząc, że Louis patrzy na niego przez cały ten czas.
Lokaty zagryzł wargę i poczuł, jak reszta piosenki sama spływa do jego głowy.
Know nobody else will tell you
So there's some things I gotta say
Gonna jot it down and then get it out
And then I'll be on my way
No, you're not half the man you think that you are
Bolało go, gdy przyznawał to sam przed sobą. Nie uważał, że Louis jest świadomy tego, kim jest naprawdę. Co więcej, czuł się, jakby on sam, poświęcając mu prawie połowę swojego życia, sam o tym nie wiedział.
And you can't fill the hole inside of you with money, drugs and cars
I'm so glad I never ever had a baby with you
Ten wers zabolał go najbardziej.
Ostatecznie nie żałował, że tego dziecka nie było na świecie, choć nadal je opłakiwał. Nie żałował, bo jeśli miałoby być uwiązane pomiędzy toksyczną relacją jego i Louisa, zrobiłby mu krzywdę tym, że w ogóle sprowadził je na ten świat.
'Cause you can't love nothin' unless there's somethin' in it for you
Oh, I feel so sorry
I feel so sad
I tried to help you
It just made you mad
And I had no warnin'
About who you are
Won't see your alligator tears
'Cause, no, I've had enough of them
Eleanor skończyła swoje zeznania w chwili, w której Harry sięgał po drugą kartkę, żeby przepisać tekst na czysto.
— Szanowny wysoki sądzie — przedstawiciel ławy przysięgłych podniósł się z miejsca. — Ława przysięgłych wnioskuje o zwolnienie z zeznań pani Gemmy Styles oraz pani Anne Twist. Wiemy już wystarczająco.
Harry odetchnął, kończąc kopiować dwie ostatnie linijki.
— Dodatkowo — Styles uniósł gwałtownie głowę, w napięciu czekając na kolejne rozporządzenie osób decydujących o wyniku procesu. — Ława przysięgłych postanowiła zwolnić z zeznań zarówno pana Styles'a, jak i pana Tomlinsona.
Lokaty zamarł.
— Nie mamy również potrzeby wysłuchiwania mów końcowych. Decyzja ławy przysięgłych jest jednoznaczna już na tym etapie, przez co nie ma potrzeby wydłużać procedury.
Wszyscy na sali wstrzymali oddechy.
— Pan Louis William Tomlinson jest winny rozpadowi jego związku małżeńskiego z panem Harry'm Edwardem Styles'em. Wniosek apelacyjny o ponowne rozpatrzenie orzeczenia o winie na korzyść pana Tomlinsona zostaje oddalony.
Harry odchylił głowę w tył, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
Sędzia uderzył drewnianym młotkiem w mównicę, przypieczętowując wyrok.
Na sali zawrzało.
Zielonooki za to zgiął na pół kartkę, na której znajdowały się przepisane na czysto słowa. Pierwszą wersję, zgiętą i pokreśloną, wrzucił do kieszeni swojej marynarki. Schował telefon do kieszeni, uściskał dłoń Jackmann'a, a potem podszedł do stolika, za którym siedział Louis, wpatrujący się w niego pytająco.
Bez słowa zostawił mu zgiętą na wpół kartkę na blacie, na wierzchu której znajdowało się tylko krótkie "Louis" i obrócił się na pięcie, machając rodzinie i przyjaciołom.
Nie pożegnał się z szatynem. Nie zamienił z nim słowa. Nie przywiązywał uwagi do tego, co Lou krzyknął, próbując go zatrzymać.
Niczym wystrzelony z procy wpadł z sali rozpraw, żeby przed budynkiem zaczekać na Annie. I, wiecie co? Miał głęboko w dupie każdego z reporterów, czyhających na niego z aparatem bądź z kamerą.
Annie z prędkością światła przebrała się w garderobie Styles'a, znajdując na półce pełnej t-shirtów Harry'ego luźną, dresową sukienkę. A właściwie: nie sukienkę, a za dużą nawet na Harry'ego, jego własną koszulkę do koszykówki z napisem "Styles 69" na plecach. Na zewnątrz zrobiło się bardzo ciepło, a ona nie miała czasu zastanawiać się nad tym co innego miałoby posłużyć jej za ubranie, które ukryje zaokrąglony brzuszek i, w którym jednocześnie się nie ugotuje.
— Dobra, pieprzyć to — mruknęła sama na siebie, spoglądając krytycznie na wielki t-shirt. Nie miała czasu zastanawiać się nad tym, jak bardzo zaznaczy teren, ubierając ją publicznie.
Odsłoniła swoje wydziarane nogi, wkładając na siebie luźną koszulkę i na bose stopy wsunęła swoje krótkie, czarne trampki. W dłoń chwyciła kluczyki do audi i swoją komórkę, a potem krzyknęła do Samuela:
— Dzwoń do mnie Sam! I nie karm Tuckera, ta łajza jadła już dwa razy dzisiaj! Niedługo będzie kwadratowy, jak tak dalej pójdzie! — Pomachała mu ręką na pożegnanie i, nie czekając na jego odpowiedź, zamknęła za sobą drzwi i potruchtała do windy. Serce jej waliło na myśl, że proces nadal jest w toku.
Trzęsły jej się dłonie, gdy odpalała silnik audi. Podziękowała Harry'emu w duchu, że auto stało zaparkowane tyłem. Bardzo ułatwiło jej to życie.
Zdążyła wyjechać z dzielnicy i na głównej drodze skręcić w stronę sądu, gdy na głośnikach audi rozdzwonił się dźwięk powiadomienia przychodzącego połączenia. Annie wcisnęła przycisk na kierownicy i zmarszczyła brwi, odzywając się:
— Sammy?
— Ann, kicia, ława przysięgłych skróciła rozprawę — wydusił podekscytowany. — Louis przegrał.
Anastasia poczuła, jak kamień spada jej z serca i uśmiechnęła się szeroko sama do siebie.
— Poważnie? Chwała Bogu... — zaśmiała się jak szalona, czując, że chce jej się płakać w przypływie emocji.
— Jedź ostrożnie, Ann. — Głos Samuela śmiał się do niej z głośników, a w tle Tucker szczeknął radośnie.
Annie rozłączyła się i, uśmiechając się do siebie, podążała w stronę budynku sądu. Kilka minut później dostrzegła Harry'ego, opierającego się plecami o ścianę budynku. Na oczach miał okulary przeciwsłoneczne, a odchyloną głowę opierał o nagrzany mur, ignorując reporterów, którzy osaczyli go jak hieny.
Gdy brunet dostrzegł zbliżające się audi, uśmiechnął się szeroko i wyminął ich bez słowa. Podszedł do krawędzi chodnika w miejscu, w którym Annie nie powinna mieć problemu zaparkować równolegle.
Czarne audi znalazło się przed nim, a dźwięk naciskanych migawek aparatów za jego plecami rozległ się zwielokrotnionym dźwiękiem. Annie za kierownicą zaklęła cicho, co widział przez przednią szybę i zaciągnęła ręczny niemal na środku pasa, włączając światła awaryjne. Roześmiał się w głos, widząc, jak uparty rudzielec rezygnuje z manewru parkowania, uśmiechając się cwaniacko do siebie.
Rudowłosa wyskoczyła z auta, a Styles wyszedł jej na przeciw, mierząc ją od góry do dołu.
— Co ty masz na sobie, skarbie? — Roześmiał się jeszcze bardziej, zginając się w pół i robiąc scenę przed budynkiem sądu. Otworzył szeroko ramiona, aby mogła zawiesić się na jego szyi i objął ją mocno, niemal miażdżąc jej żebra.
Jej obecność była jak kompres, który łagodził wszystkie jego nerwy i emocje. Potrzebował jej jak tlenu. Gdy wdychał jej zapach, czuł, że dopiero teraz nabiera wystarczającą ilość powietrza w płuca.
— Improwizowałam, miałam mało czasu — mruknęła do niego cicho, wtulając się w niego na powitanie. Lokaty chwycił pomiędzy palce jej podbródek i ucałował krótko jej wargi.
Harry wypuścił ją z objęć i otworzył jej drzwi po stronie pasażera, żeby mogła wskoczyć na siedzenie. Gdy szarooka obróciła się tyłem do niego, dostrzegł napis na jej plecach, na widok którego ponownie ryknął śmiechem, chowając twarz w dłoni.
— Jesteś szalona — wydusił z siebie, całując jej czoło, gdy zapinała pas na siedzeniu.
— Nie bardziej niż ty, każąc mi tu przyjeżdżać — wskazała podbródkiem na tłum reporterów za plecami Styles'a.
Wzrok szarych oczu zatrzymał się na stojącym na szczycie schodów niskim szatynie. Stał za drzwiami wejściowymi do budynku, ściskając w dłoni pomięty już kawałek białej kartki. Annie zmarszczyła brwi, przez co Harry również odwrócił się w kierunku Louisa, który jako pierwszy opuścił salę rozpraw.
Pewnie próbował go dogonić. I, pewnie nie spodziewał się zobaczyć Anastasii właśnie tutaj, właśnie teraz.
Oczy mężczyzn skrzyżowały się na ułamek sekundy.
Tomlinson płakał, wpatrując się w niego.
Łzy lśniły na jego policzkach, a spojówki miał zaczerwienione.
Harry przełknął głośno ślinę i pchnął drzwi pasażera, zamykając je z cichym trzaskiem. Obrócił się tyłem do szatyna i okrążył audi, zajmując miejsce na fotelu kierowcy. Zdjął okulary przeciwsłoneczne z nosa i rzucił je na deskę rozdzielczą. Wyłączył światła awaryjne, zwolnił hamulec ręczny i włączył się do ruchu, bez wyrzutów sumienia zostawiając i paparazzi, i Tomlinsona wpatrujących się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą całował Annie.
Kochane,
oficjalnie przemogłam mój trzy-tygodniowy kryzys twórczy. Szło mi to jak krew z nosa: powoli i frustrująco. Jest lepiej, ale nie wiem na jak długo. Życie ma to do siebie, że pisze nam własne scenariusze. Plany, planami: aktualnie każdą wolną chwilę przeznaczam na sen, bo brakuje mi doby. Wszystko jest nie tak, jak pierwotnie miało być. Trudno, trzeba to wziąć na klatę.
Chciałabym w tym miejscu napisać jeszcze raz to, co pisałam na moim kanale informacyjnym, ale wiem, że nie wszyscy macie możliwość zaglądać tam regularnie: 23 stycznia wybił nam równy rok "Annie". ❤️
To, co wydarzyło się przez ten rok to dla mnie jakiś kosmos. A to, co wydarzyło się od początku tego roku, to jeszcze większy kosmos.
Prawie 50 tysięcy wyświetleń, z czego ostatnie około 30 tysięcy nabite od 1.01.2020.
W sensie —
Wiecie, jest Was tak dużo!
Odbiera mi mowę, jak o tym myślę. Dziękuję Wam.
Kocham Was. Cierpliwości. Skończymy "Annie 2" w wielkim stylu. Obiecuję.
x
P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top