58
Annie ściągnęła z siebie sweter i na boso biegała po tarasie, wraz z Samuelem rzucając pomiędzy sobą gumową, piszczącą zabawkę w kształcie kurczaka, którą próbował złapać Tucker. Pogoda sprzyjała - niebo nad Miami nie miało dziś ani jednej chmurki. Rudowłosa po raz kolejny obejrzała się za siebie, zerkając na parking na dole i wypatrując SUV'a Jeffrey'a.
Samuel zachichotał, widząc jej zniecierpliwienie. Wykorzystał jej rozproszenie i rzucił kurczakiem, którym dostała w ramię.
— Ej! — oburzyła się. — Przemoc na ciężarnej?
— Uspokój się, zaraz przyjadą — zaśmiał się z niej i próbował złapać szczeniaka, który uradowany przechwycił zabawkę w zęby, nie chcąc jej oddać.
W istocie, pięć minut później na horyzoncie pojawił się charakterystyczny, wielki samochód, na widok którego Annie pisnęła cicho. Chyba nigdy jeszcze nie mogła się doczekać tak bardzo tego, aż przytuli Harry'ego. Zerwała się z miejsca, gdy chwilę później usłyszała odgłos otwieranych drzwi.
— Gdzie są fanfary zwycięstwa? — krzyknął od progu Liam, śmiejąc się, a potem wybuchnął śmiechem, widząc, jak Annie biegnie w stronę Stylesa, który, uśmiechnięty od ucha do ucha, łapie ją niemalże w powietrzu, przytrzymując dłonie pod jej udami, żeby mogła opleść nogami jego pas.
Ani ruda, ani Harry nie przejmowali się tym, że wszyscy śmieją się głośno, patrząc na nich. Styles łapczywie wpił się w wargi szarookiej, mamrocząc:
— Umierałem tam z nerwów bez ciebie. — Jego dwudniowy zarost drażnił jej skórę, gdy uśmiechała się w jego wargi.
— Ej, misiaczki, kawa wam wystygnie, jak tak dalej pójdzie — sarknęła Gemma, stawiając kubki na wynos na wyspie kuchennej. — Samuel, mam dla ciebie truskawkowe frappuccino! — Blondynka krzyknęła w głąb apartamentu.
— Kocham cię, Gem! — odkrzyknął jej blondyn z tarasu.
— Srać na kawę — mruknął cicho Harry, z Annie na rękach kierując się w stronę ich sypialni, żeby dać im chwilę prywatności.
Ruda zawyła ze śmiechu, widząc, jakie zamiary ma jej narzeczony i spoglądając na teatralnie oburzoną minę Zayn'a. Mimo to, nie miała ochoty protestować.
— Pamiętajcie, że za godzinę musimy stąd wyjść! — krzyknął Malik, gryząc słomkę od swojego owocowego smoothie. — Nie rozkręcajcie się mocno!
— Oj, dajcie im spokój i chodźcie na taras, zaraz do nas przyjdą — uspokoiła towarzystwo Anne, widząc, jak bardzo jej syn potrzebował obecności rudowłosej.
Wszyscy uśmiechali się pod nosem, rozsiadając się na słonecznym tarasie w czasie, gdy Jeff i Liam wyciągali talerze i sztućce do sałatek, które ze sobą przywieźli.
Harry wniósł rudą do sypialni i nogą popchnął za nimi drzwi, żeby zatrzasnęły się cicho.
— Wiesz, jaką krzywdę zrobiłaś mi tym smsem, którego dostałem przed rozpoczęciem rozprawy? — wymamrotał seksownie, ustami schodząc na jej szyję. — Nie mogłem się skupić...
— Z nerwów? — zachichotała.
— Ciężko ocenić, czy bardziej przez ciebie, czy ze stresu — rzucił, kładąc ich na łóżko. Annie zachichotała, wsuwając dłonie pod marynarkę bruneta i przesuwając je na jego plecy, gdy całował jej szyję. — Poza tym, halo, jak mogłaś mi napisać co dokładnie zamierzasz ze mną zrobić dzisiejszej nocy tuż przed tym, jak to wszystko się zaczęło? Żądam zadośćuczynienia i przyspieszonego trybu spełnienia tej obietnicy, bo nie będę w stanie złożyć własnych zeznań — grał poszkodowanego i dłonią przesunął po jej kroczu. Mruknął, gdy jęknęła w jego usta. Styles uśmiechnął się lubieżnie i zdjął z siebie marynarkę, rzucając ją na panele koło łóżka.
— Wiesz, że mamy bardzo mało czasu? — wyszeptała w jego wargi przed tym, jak językiem wdarł się na jej podniebienie.
— Wystarczająco. — Jego niski głos sprawił, że zadrżała.
— Wygnieciesz garnitur — zwróciła mu uwagę.
— Ojej, przejąłem się tym — sarknął, podgryzając jej dolną wargę.
Bez cackania się sięgnął rozporka jej spodni i rozpiął go, uwalniając guzik, a potem odsunął się od niej, żeby szybkim ruchem oswobodzić jej nogi z jeansów. Uśmiechnął się lubieżnie na widok tego, że jej obcisła koszulka na jej ciele była w rzeczywistości czarnym, opiętym body, które założyła pod spodnie i sweter.
— Nie mamy czasu na podziwianie — zaśmiała się, przewracając go na plecy i siadając na nim okrakiem. Szybko uporała się z jego rozporkiem i nie bawiła się w rozbieranie ani jego, ani siebie.
To była naprawdę szybka akcja, która dała im ogromną ulgę. Desperacko tego potrzebowali. Zgrywali swoje ciała w równym rytmie, który tak dobrze znali. Harry usiadł, gdy Annie ruszała się na nim, obejmując ją ciasno i przyssał się do gładkiej skóry na jej obojczyku, zostawiając po sobie ślad. Ruda fuknęła na niego i nie pozostała mu dłużna, pozostawiając malinkę na krawędzi dekoltu jego koszuli, przyprawiając go o cichy chichot. Chwycił mocno jej podbródek, unieruchamiając jej usta w swoich, gdy szczytowali, żeby nie narobić hałasu. Harry schował twarz w zagłębieniu szyi Annie, gdy poczuł, jak stres i napięcie opuszcza każdy jego mięsień. Zamruczał rozkosznie. Szarooka również westchnęła cicho i złożyła czuły pocałunek na lekko spoconym czole bruneta.
— Uwielbiam na ciebie patrzeć właśnie w tym momencie — wyszeptała Annie, tuląc go do siebie i odsuwając się, żeby pogłaskać jego policzek i oprzeć swoje czoło o jego własne.
Był rozczochrany, uspokajał oddech, na twarzy miał wypieki, a oczy mu się świeciły, gdy jego usta wyginały się w ten łobuzerski półuśmieszek, ujawniając istnienie dołeczków w policzkach. Diabelsko przystojny i uroczy na raz.
— Mógłbym śmiało powiedzieć to samo — uśmiechnął się, czule cmokając jej usta i wydął wargi, rozbawiony, gdy Annie, nadal siedząc na nim, próbowała ułożyć jego włosy tak, żeby nie wyglądały na "fryzurę po seksie". Zmarszczyła nosek, widząc, że jej działania są bezcelowe.
— Nie wiem, czy miałbym w sobie siłę przebrnąć przez dzisiejszy dzień bez ciebie — wyznał jej, zaczesując nieposłusznego, rudego loczka za jej ucho. — Nie wiem, jak miałbym dać sobie radę bez ciebie w ogóle, Ana...
Cmoknął czubek jej zadartego noska i klepnął ją w pośladek.
— Chodź, śliczna. Spróbujmy zjeść śniadanie — zarządził.
Annie zeskoczyła z niego i schyliła się po swoje spodnie, czując, jak lokaty zawiesił wzrok na jej tyłku. Pokręciła głową, posyłając mu wymowne spojrzenie.
— Jestem tylko facetem, to jest silniejsze ode mnie — wzruszył ramionami bezsilnie, wstając na nogi i poprawiając koszulę, którą wsuwał w spodnie od garnituru.
Podniósł z ziemi marynarkę i stanął przed dużym lustrem, wydymając wargi.
— Oznaczyłaś mnie, ty łajzo — zaśmiał się, odsuwając kołnierzyk koszuli na bok.
— Nie pierwszy, nie ostatni raz — przewróciła oczami teatralnie, poprawiając włosy przed lustrem.
— I tak widać, co robiłaś przed chwilą — skomentował złośliwie jej starania, a w jego oczach tańczyły figlarne ogniki.
— Nie bardziej, niż u ciebie.
Harry szarpnął za klamkę drzwi sypialni i podniósł marynarkę z podłogi. W salonie przewiesił materiał przez oparcie kanapy. Annie podeszła do wyspy kuchennej, sięgając po dwa kubki opisane ich imionami. Upiła odrobinkę kawy ze swojego i skrzywiła się.
— Co, zimna? — Zaśmiał się.
— Paskudna — skrzywiła się, czując w ustach chłodną temperaturę napoju.
— Czyli zimna — odpowiedział sam sobie.
Styles pokręcił głową, sięgając po kubek do szafki, celem zrobienia rudej nowej, normalnej kawy. Ułożył dłoń na lędźwiach Annie, gdy skończył swoje dzieło i, obejmując ją i ściskając w dłoni kubek, skierował ich kroki w stronę ekipy rozmawiającej przy stole na tarasie.
Gdy Harry i Annie pojawili się w progu drzwi tarasowych, wszyscy jak jeden mąż zamilkli, patrząc na nich i przerywając rozmowę. Męska ekipa zagryzała wargi, próbując nie roześmiać się głośno na widok Styles'a.
— Co? — Lokaty spytał, rżnąc głupiego i starając się pohamować chichot.
Samuel ryknął śmiechem, chowając twarz w dłoniach.
— No co? — Pokręcił głową Harry, starając się grać niewzruszonego.
— Dziecko drogie — Anne westchnęła w końcu, przemawiając za wszystkich — zrób coś z tymi włosami przed wyjściem chociaż...
Wypowiedź brunetki sprawiła, że nawet Annie zgięła się w pół ze śmiechu, czując, jak boli ją brzuch od napinania mięśni w trakcie ataku rozbawienia.
Harry zajął miejsce za stołem tarasowym, układając sobie na kolanach rudą, która ocierała łzy z policzków. Biedna, popłakała się ze śmiechu. Zielonooki przysunął przed siebie jeden z talerzy, nakładając im sałatki z kurczakiem i sięgając po kawałek kanapki. Podał drugi widelec Annie, która, ku jego zadowoleniu, wzięła się za jedzenie, dłubiąc w jego talerzu.
— Brat, Zayn wymyślił — rzuciła nagle Gemma, zwracając uwagę nowo-przybyłych — że na dzisiejszy wieczór wynajmujemy jakąś restaurację przy plaży, żeby móc razem posiedzieć i zrobić ognisko z karaoke.
Styles pokiwał głową z aprobatą.
— Jak przeżyję drugą część rozprawy, to bardzo chętnie — stwierdził, pomiędzy jednym kęsem sałatki, a drugim.
— Przecież to już chyba formalność? — spytał Liam, głaszcząc Tuckera na kolanach.
— Lepiej nie zapeszać — poparła brata Gemma.
— Jeffy, ogarniesz jakąś fajną miejscówkę? — Annie spytała bruneta, który posłał jej uśmiech i pokiwał twierdząco głową.
- Coś wymyślę - obiecał. - Hazz, masz zamiar naprawić to, co zepsuł Horan, jak wychodziliśmy? - Spytał bystro, wywołując parsknięcie śmiechem Samuela.
— A to da się jeszcze naprawić? — Annie wywróciła oczami, poprawiając się na kolanach Harry'ego. — Jest sens? Wasza reakcja była bezcenna, warto kłamać, że Niall wcale nie miał na myśli tego, co miał na myśli? — To pytanie skierowała do narzeczonego, który popijał swoje frappuccino, maltretując słomkę pomiędzy zębami.
Harry skrzywił się wymownie.
— Jak tak dalej będzie nam szło trzymanie ważnych rzeczy w tajemnicy, to do jutra dziennikarze będą wiedzieć nawet o tym, jaki mam rozmiar majtek — sarknął Styles.
— A to jest jakaś ważna tajemnica, kochanie? — Zaśmiała się Annie, do której dołączyli wszyscy przy stole. — Masz kompleksy na punkcie rozmiaru, czy coś?
— A powinienem mieć? — szepnął jej na ucho, sprawiając, że wymownie się zaczerwieniła i przewróciła oczami. — Może po prostu tego nie komentujmy, co? — zwrócił się do wszystkich, wzdychając ciężko.
Przytaknęli Harry'emu, pogrążając się w rozmowie i śmiejąc się cicho do siebie. Annie ułożyła ramię na barkach lokatego, obejmując go i muskała wargami jego skroń, po raz pierwszy od jakiegoś czasu czując, że naprawdę się zrelaksowała. Wybudziła stuknięciem uśpiony ekran telefonu Harry'ego i skrzywiła się, widząc, że zostało im dziesięć minut do wyjścia ekipy z mieszkania.
— Nie krzyw się tak. Nim się obejrzysz, będziemy z powrotem. — Harry przesunął dłonią po jej udzie, pocieszając ją.
— Nadal odrobinkę się boję — przyznała cicho, szepcząc mu na ucho.
— Będzie dobrze. Zobaczysz, maleńka — westchnął. Naprawdę w to wierzył. — Zejdź, misia, idę się ogarnąć.
— Pomóc ci? — Zaśmiała się, zeskakując z jego kolan.
— Lepiej nie, bo nic z tego ogarniania nie będzie. — Ucałował jej czoło i zniknął w salonie, a Annie zajęła jego miejsce na krześle przy stole.
Niedługo potem cała ekipa z niechęcią podniosła się z miejsca, żeby wrócić z powrotem na parking do samochodu Azoff'a. Annie i Sam wyściskali wszystkich krótko przed tym, jak chłopcy z Anne i z Gemms opuścili mieszkanie.
Na samym końcu rudowłosa uwiesiła się na szyi Harry'ego, który wypadł z łazienki, spóźniony, z wilgotnymi lokami na głowie.
— Myłeś włosy? — Zachichotała, wplatając dłoń w jego kędziory.
— Inaczej nie dało się tego ogarnąć — odparł, całując jej wargi. — Zaraz wyschną.
Szybko założył buty na stopy i przybił szybką piątkę z Sammy'm, na odchodne jeszcze całując czoło Annie.
— Trzymaj kciuki, misia.
— Kocham cię, Styles — mruknęła, gdy machał jej ręką i w pośpiechu ubierał na grzbiet marynarkę, biegnąc w kierunku windy.
Harry rozmawiał cicho z Liamem, gdy szli powoli korytarzem, kierując się do sali sądowej. Przerwa dobiegała końca. Przed wejściem stał również Louis ze swoim adwokatem i z Lottie. Gdy dostrzegł Harry'ego, szatyn zatrzymał swoje lazurowe oczy na jego włosach i na koszuli. Oblizał nerwowo wargi, analizując wygląd Styles'a i dostrzegając różnice, których nie wyłapałby ktoś, kto nie znał go na wylot.
Miał wilgotne włosy.
Jego marynarka była pomięta na rękawach.
Zapiął koszulę wyżej, niż lubił. Prawdopodobnie dlatego, że niżej miał widoczną malinkę.
To znaczyło, że odreagował stres i nerwy w sposób, który działał na niego najskuteczniej. Seksem.
Louisa zakuło w piersi. Nie tylko dlatego, że był zazdrosny. Bo był zazdrosny, i to cholernie mocno. Ale też dlatego, że właśnie utwierdził się w tym, że wykluczenie Annie z dzisiejszej rozprawy miało miejsce nie tylko przez to, że Harry'emu nadal na niej zależało. Nie tylko przez to, że się o nią martwił, nawet jeśli faktycznie miał ku temu powody, w co Louis śmiał wątpić. Uważał, że to jedna, wielka ściema.
Zakuło go w piersi też przez to, że najwyraźniej między nią, a Harry'm jednak wszystko układało się lepiej, niż Louis na początku zakładał.
Tomlinson zebrał się w sobie i wyminął Charlotte, żeby podejść do Liama i Styles'a. Sam nie wiedział, dlaczego to robi.
— Harry — rzucił, nie przejmując się kamerami. Brunet spojrzał na niego, zaskoczony, starając się, żeby nie wykrzywić twarzy w ironicznej minie. Średnio mu to wyszło. — Możemy pogadać?
Styles zamrugał, zdziwiony.
— Wybacz, Louis, ale jedyna forma rozmowy, jaka będzie miała miejsce pomiędzy nami, to nasze zeznania na sali sądowej — powiedział cicho.
Szatyn zacisnął wargi, kiwając głową. Nie odpowiedział, godząc się z odmową i po prostu wrócił na swoje miejsce obok Lottie.
Liam odprowadził Louis'a wzrokiem.
— Stary, co to było? — spytał, nie rozumiejąc.
— Właśnie, sam nie wiem... — wymamrotał Harry. Coś mu mocno nie pasowało w zachowaniu szatyna. Bardzo mocno.
— Może po prostu zrozumiał, że przegra? — Obok nich stanęła Gemma, która widziała całą tę sytuację kątem oka.
Z głośników rozbrzmiała zapowiedź, że przerwa w rozprawie Styles'a i Tomlinsona kończy się za piętnaście minut. Harry przywitał się z Jackmannem, który zbiegł z piętra i zgarnął wszystkich do środka sali, żeby zajęli miejsca.
— Harry, możemy mieć problem. — Prawnik wymruczał lokatemu na ucho, gdy już usiedli na wyznaczonych dla nich miejscach.
— W jakim sensie problem?
— Prawnik Tomlinsona chce przesłuchać jeszcze dwie osoby. Danielle, matkę Freddiego i...
— To akurat nie będzie problem — wtrącił zielonooki.
— I kobietę, która niby poroniła wasze dziecko — dokończył.
Harry zamrugał, zdziwiony.
— Poważnie, będzie bitwa o to, czy to było celowe poronienie, czy nie? — prychnął, zirytowany.
— Mamy dwanaście minut, Harry. Potrzebuję twojej podpowiedzi. Powiedz mi wszystko, co wiesz o tej dziewczynie...
— Tyle nam nie wystarczy. — Wywrócił oczami, czując, jak narasta w nim złość.
Cwany był ten Tomlinson, zostawił sobie asa w rękawie, żeby podważyć główną linię jego obrony w ostatniej chwili.
— Harry, najważniejsze rzeczy... — Głos Jackmann'a wybudził go z letargu.
— O Eleanor Cadler? — parsknął. — Jest zamieszana w naszą relację tak samo długo, co my sami...
Jackmann zamrugał ze zdziwienia.
No tak, nikomu nie powiedział tego, kim była kobieta, która zgodziła się zabić dla Louisa ich dziecko. Nigdy nie wspominał jej imienia. Nikomu nie zdradzał jej tożsamości. Chciał o niej zapomnieć. O kobiecie, która przed tym, jak zabiła jego dziecko, zgodziła się je dla nich urodzić, już wtedy kłamiąc prosto w oczy Harry'ego.
A Harry jej zaufał, bo Louis jej ufał.
No, to będzie skandal.
Kolejny dziś.
— Pozwoliłeś, żeby surogatką została Cadler? Była dziewczyna twojego własnego męża? — wycedził zszokowany adwokat, łapiąc się za głowę. — Mimo, że nasienie do zabiegu in-vitro było twoje?
— I, aktualnie, jego obecna dziewczyna. Podobno. Byłem idiotą — przyznał cicho. — To, że ja byłem dawcą miało być oznaką największego zaufania ze strony Louis'a i El. Gwarancją...
— Byłeś ogromnym idiotą. — Jackmann pokiwał głową, przytakując mu. — Dobra, ustalmy plan działania, Harry. To jest teraz najważniejsze. A na przyszłość, mów mi o takich aktach twojego idiotyzmu, błagam...
Dobra, koniec maratonu, Słoneczka, bo mój wstęp i spis treści do pracy magisterskiej, moje zadania domowe na pseudo-ambitnych studiach magisterskich, materiał na wejściówki i wszystko, co miałam dopiąć do pracy i na uczelnię leży od piątku i woła o dokończenie. Może uda mi się dopisać ciąg dalszy szybciej, niż w przyszłym tygodniu.
Niech Was nie zmyli pozorny happy-end procesu! ;)
Najlepsze dopiero przed nami. Nie mogę się doczekać!
KOCHAM WAS! ♡
P.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top