55

Annie przebudziła się dużo przed tym, jak dał znać o sobie budzik Harry'ego. Delikatnie wyplątała się z pościeli i sięgnęła po swoją komórkę. Szósta rano. Zaklęła bezgłośnie i przetarła dłońmi twarz. Spała niecałe trzy godziny i z jakiegoś powodu jej organizm postanowił stwierdzić, że było to wystarczające.

Bezszelestnie wyskoczyła z łóżka i wzięła ekspresowy prysznic. Z garderoby Harry'ego wyjęła swoje własne jeansy z wysokim stanem, w które jakimś cudem jeszcze wchodziła i swój sweterek, który spakowała do walizki, gdy wyjeżdżała z Miami. Rzeczy, które miała ze sobą w bagażach wylądowały na półce pomiędzy spodniami Harry'ego, a jego bluzami i koszulkami - osobiście poprzekładał wszystko, żeby zrobić miejsce na jej ubrania.

Westchnęła cicho i związała mokre, długie loki w luźną kitkę nad karkiem, zbierając je kolorową frotką. Sięgnęła po dwie koszule Styles'a, które pasowały do przyszykowanego przez niego garnituru. Materiał wisiał na wieszaku, wyjęty przez bruneta wczoraj wieczorem. Wyprasowała je w ciszy, zauważając, że jej żołądek zaciska się pod wpływem stresu. Denerwowała się, chociaż wszyscy dookoła powtarzali jej, jak mantrę, że nie powinna. Rozwiesiła wyprasowany materiał na wieszakach i podeszła do łóżka, żeby ucałować czoło śpiącego mężczyzny. Odgarnęła niesfornego loczka, który opadł brunetowi na zamkniętą powiekę, uśmiechając się lekko. Martwiła się o niego.

Podreptała do kuchni, w której powitał ją Tucker, machający ogonem na jej widok i cichy głos Malika:

— Tak myślałem, że słyszałem, jak ktoś już błąkał się po domu — uśmiechnął się do niej. — Nieprzespana nocka?

Annie uśmiechnęła się krzywo do mulata.

— Mniej, więcej, Zaynie... 

— Aż tak ostro było? — zażartował, poruszając zawadiacko brwiami. Ruda zmarszczyła brwi, dopiero po chwili rozumiejąc, o czym w ogóle mówi. Spojrzała na niego z dezaprobatą, prychając.

— Czy ja wyglądam na zrelaksowaną po dobrym seksie? — sarknęła, sięgając po czajnik.

— Może seks nie był dobry?

— Jesteś głupi, Malik... 

— Oj, ruda...  Nie bocz się. Zjesz owsiankę?

Annie skubnęła kilka łyżek ciepłej owsianki z miseczki, którą Zayn postawił jej przed nosem kilka minut później. Na kilku kęsach niestety jej jedzenie się skończyło, bo żołądek rudowłosej postanowił zbuntować się teatralnie, co skończyło się szybkim biegiem w stronę łazienki. Zwróciła wszystko, co zdążyła połknąć, a na języku poczuła gorzki smak żółci, gdy pochylała się nad toaletą. Była w trakcie płukania ust po napadzie mdłości, gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi łazienki.

— Ana, kochanie, wpuść mnie, proszę... — usłyszała niski, zaspany głos Harry'ego, stojącego na korytarzu. Sięgnęła po szczoteczkę do zębów, nałożyła na nią pastę i wsadziła ją do ust, a potem sięgnęła zamka w drzwiach i przekręciła go, otwierając drzwi narzeczonemu.

Harry zamrugał sennie, patrząc na nią ze zmartwioną miną.

— Oj, malutka... — mruknął, podchodząc do niej i obejmując ją, całując ją w czoło w czasie, gdy Annie szorowała zęby. — Ugotować ci makaron?

Pokiwała przecząco głową. Nie była w stanie przełknąć czegokolwiek, a co dopiero utrzymać w żołądku... 

— To może zrobię ci herbaty z imbirem? — Harry zapytał troskliwie, przesuwając dłonią po jej lędźwiach. Annie nachyliła się nad zlewem, dokańczając mycie zębów. Styles podał jej ręcznik, wwiercając się w nią zmartwionym spojrzeniem.

— Obudziłam cię tym trzaśnięciem drzwi? — spytała, zła na siebie, cmokając jego policzek, gdy już wytarła twarz.

— Nie przejmuj się, i tak źle spałem. — Ucałował jej czoło. — Chodź, aniołku. — Pociągnął rudą za dłoń, gasząc światło w łazience.

Harry skinieniem głowy przywitał się z Zayn'em, który wpatrywał się w Annie tak samo przejęty, jak on sam. Lokaty usadził narzeczoną na kanapie i nakrył ją kocem, nakazując jej ułożyć się na poduszkach i nie ruszać się z miejsca. Żeby przypieczętować swoje słowa złapał Tuckera, który plątał się wokoło jego nóg i ułożył go na udach szarookiej, która zachichotała głośno. Szczeniak przygniótł ją ciężarem swojego ciała, unieruchamiając ją.

Zalał wrzątkiem kubek z herbatą dla Ann i z czarną kawą dla siebie. Czuł, że ma ściśnięty żołądek i, że sam nie będzie w stanie czegokolwiek zjeść, przez co nie naciskał na rudowłosą, nie chcąc wyjść na hipokrytę. Dzierżąc w dłoniach oba kubki podreptał do części salonowej i wręczył szarookiej herbatę, wargami muskając jej czoło i, widząc jak golden rozłożył się na niej całej, robiąc sobie z Annie poduszkę. Harry usiadł na panelach obok kanapy.

Promienie słońca wpadające przez wielkie drzwi tarasowe rzucały smugi światła na ich twarze. Annie z cichym westchnieniem oparła plecy o poduszki, zapadając się w nie głębiej i uśmiechnęła się lekko do lokatego, wplatając wolną dłoń w jego czuprynę.

— Masz worki pod oczami — wymruczała, wodząc wzrokiem po jego twarzy.

— I tak jestem piękny — odpowiedział jej cicho, zamaczając wargi w gorącej, czarnej kawie. Annie uniosła brew, widząc jak w jego oczach wymalował się ten łobuzerski błysk. Ruda nachyliła się, żeby ucałować skroń Harry'ego. Lokaty podniósł na nią duże ślepia i uśmiechnął się szczerze, widząc czułe spojrzenie Anastasii.

Zayn opadł na fotel obok nich, zagadując ich cicho.

— Wyglądacie jak dwie kupki nieszczęścia — stwierdził obiektywnie mulat, cedząc ironię z ust.

— Zabieraj te stopy z mojego stołu, Malik i idź być błyskotliwy gdzieś indziej — odpowiedział równie ironicznie Styles, prychając na przyjaciela.

Dosłownie kilka minut później dołączyły do nich Gemma z Anne, a po pół godzinie wszyscy popijali na kanapach kawę, zbyt zestresowani, żeby cokolwiek zjeść na śniadanie. No, nie obejmowało do Niall'a, który wrzucił w siebie dwie miseczki płatków z mlekiem.

Annie oddała swój pusty kubek Harry'emu, który - nadal siedząc na ziemi obok niej - odstawił go na stolik kawowy. Tucker ułożył się na jej brzuchu i oparł pyszczek o jej dekolt, rozkładając łapy po obu stronach ciała rudej i zasypiając na jej piersi. Mimo towarzystwa, które rozmawiało na kanapie obok, szarooka poczuła, jak oczy jej się kleją.

Gdy Harry podniósł się na nogi z zamiarem pójścia pod szybki prysznic i szykowania się do wyjścia, dostrzegł, że Ann zasnęła na kanapie, obejmując goldena. Uśmiechnął się na ten widok i pogłaskał ją po głowie, spoglądając na towarzystwo.

— A spróbujcie mi ją obudzić... — pogroził im palcem i ucałował włosy szarookiej. Przed prysznicem wysłał sms'a Samuelowi, że zostawił mu drzwi otwarte i, że ma wchodzić bez pukania, żeby nie obudzić Annie.

Trzydzieści minut zajęło mu przygotowanie się do wyjścia. Ze stresem przeczesywał swoje wilgotne loki, a gdy wszedł do garderoby, uśmiechnął się na widok wyprasowanych koszul. Kochana Ann, zawsze pamiętała o wszystkim. Szybko zarzucił na siebie garnitur i wyszedł z sypialni, akurat w chwili, w której mógł przywitać się z Samuelem, który wszedł do mieszkania jak do siebie.

— Cześć, Harry, kicia — powitał go standardowym tekstem, uśmiechając się szeroko. — Ann nadal śpi?

— Niech śpi, w nocy zasnęła może na cztery godziny, jak nie mniej — przywitał się z blondynem męskim uściskiem dłoni. - Sam... — zaczął niepewnie, wzdychając. — Dziękuję, że przy niej będziesz... 

— Daj spokój, Harry. I tak bym był, niezależnie od tego, czy tutaj, czy z wami, na sali sądowej, jeśli musiałaby tam być — machnął ręką, jakby to było nic takiego. — Jesteś blady ze stresu. Spałeś coś? — zauważył bystro.

— Nie bardzo. — Lokaty skrzywił się. — Słuchaj, Samuel, gdyby w trakcie relacji rozprawy cokolwiek się stało, gdyby Ana się źle poczuła, albo coś gorszego, to... 

Tak, to na ten moment było to, czym martwił się najbardziej.

— Zadzwonię, Harry — uspokoił go blondyn, wymijając go i kierując się wgłąb domu. — Niall u siebie?

— Tak, szykuje się — odparł, ale miał wrażenie, że Sammy nie bardzo słyszał jego odpowiedź.

Nie mógł wyciągnąć ani od jednego blondyna, ani od drugiego blondyna na czym polega zażyłość w ich bliskiej relacji, więc nie chciał drążyć. Niech robią, co chcą.

Harry spojrzał na zegarek i poczuł bicie serca w gardle. Ostatnio czuł się podobnie na castingu do xfactora - niby wiedział, że wszystko będzie dobrze, niezależnie od efektu, ale i tak był śmiertelnie przerażony. Podobnie, jak na egzaminie na prawo jazdy. Zrobił sobie kolejną, czarną, mocną kawę i, nie zważając na to, że wygniecie garnitur, usiadł po turecku na podłodze przed kanapą, na której spała Annie.

Opuszkami palców przesunął delikatnie po jej policzku, uśmiechając się do siebie kącikiem ust. Oddychała równomiernie, a na jej twarz w końcu wypłynęło rozluźnienie. Lekko rozchylone wargi i długie rzęsy dodawały jej niewinności. Upił kawy z kubka, chłonąc obrazek przed sobą i starając się oddychać głęboko, żeby się uspokoić.

— Synek? — Głos Anne dobiegł jego uszy. Brunetka wpatrywała się w syna, zatroskana i posłała mu blady uśmiech. — Gotowy?

Panie Boże, absolutnie nie był gotowy.

Zielone oczy lokatego odnalazły oczy mamy. Skinął krótko głową, ale nie podniósł się z miejsca. Z pokoi wyłonili się chłopcy wraz z Gemmą, która chowała telefon do małej torebki, przewieszonej przez ramię.

— Jeff czeka na dole w swoim wielkim SUV'ie — zakomunikował głośno Liam, odczytując smsa od Azoff'a.

Jeffrey zadeklarował swój udział w całej akcji: jego wielkie, siedmioosobowe auto miało posłużyć im jako ekskluzywny transport, który umożliwi całej ekipie dotarcie na miejsce jednym samochodem. Sam Azoff miał zostać prywatnym uber'em.

— Dobra, to schodźcie już. Ja zaraz do was zejdę — polecił im, dopijając kawę.

W czasie, gdy Gemma z mamą i z chłopakami opuszczała jego mieszkanie, krzątając się w korytarzu, on sam odłożył kubek do zmywarki i zgarnął z garderoby buty do garnituru. Wsunął je na stopy, a potem wrócił do kanapy, na której spała rudowłosa.

Nachylił się nad nią i, głęboko wdychając jej zapach do płuc, zamknął oczy i złożył długi pocałunek na jej czole.

— Hazz? — mruknęła cicho, przebudzając się nieoczekiwanie. — Zasnęłam? — zamrugała oczami, wyostrzając obraz. Otworzyła oczy szerzej, gdy zobaczyła bruneta w garniturze, gotowego do wyjścia.

— Odleciałaś, skarbie — posłał jej lekki uśmiech i ukucnął przy kanapie. — Jeff czeka na parkingu na dole — zakomunikował jej, spoglądając w jej oczy.

— Już? — Spojrzała na niego, zaskoczona.

Harry zacisnął wargi i pokiwał głową.

— Daj buziaka i uciekam — mruknął do niej nisko i nachylił się nad szarooką, żeby łapczywie wpić się w jej wargi. Uniósł jej podbródek, żeby mieć wygodniejszy dostęp do jej ust. Nadal smakowała herbatą z imbirem i pastą do zębów.

— Za chwilę będzie po wszystkim, Harry — wymamrotała w jego wargi.

— Jeśli nie zejdę na zawał z nerwów po drodze... — sarknął cicho sam do siebie.

— Harry... posłuchaj... albo nie, najpierw zdejmij ze mnie tego pluszaka — wskazała podbródkiem na Tuckera, który wygodnie drzemał na niej, rozwalony.

— Cały garnitur oblezie mi jego sierścią, Ana... — próbował się wymigać, chcąc, żeby jeszcze poleżała i odpoczęła trochę.

— Przynajmniej będzie wiadomo, że jedziesz prosto z domu. Będziesz przekonujący — wydęła wargi, chichocząc na widok jego powątpiewającej miny. — No zdejmij go ze mnie, Harry, noo... — jęknęła, próbując się ruszyć.

Samuel, obserwujący ich z kuchni prychnął głośno śmiechem i podszedł do nich, kręcąc głową.

— Będziecie rodzicami roku — zaśmiał się z nich. — Jak dziecko będzie wam płakać, leżąc na środku chodnika, to też będziecie się licytować o to, kto chciał je mieć bardziej, zamiast je podnieść na nogi? — spytał, robiąc sobie z nich żarty i przejął drzemiącego szczeniaka w swoje objęcia, znikając na tarasie, żeby dać im chwilę na osobności.

— Od kiedy on jest taki wredny? — spytał Harry, wpatrując się w plecy blondyna.

— Od zawsze. — Annie wzruszyła ramionami. — Pogarsza mu się, jak się denerwuje. A dzisiaj, cóż... — urwała, wzdychając i wyplątała się z koca, żeby stanąć na przeciwko Styles'a. 

Wspięła się na palce u stóp, żeby skraść całusa z jego warg i objąć go.

— Co, jak się wkurwię na jego widok? — spytał cicho.

—  Harry, kochanie, i tak to zrobisz... 

— Fakt — przyznał, zrezygnowany.

— Po prostu nie wdawaj się w żadne dyskusje z nim — uspokajający głos Annie sprawił, że jego spięte mięśnie minimalnie się rozluźniły. — Ani z nim, ani z żadną inną, toksyczną osobą, która nie ma ochoty cieszyć się z twojego szczęścia. Wszystko będzie dobrze, Harry... 

— A jak nie będzie?

— A jak nie będzie, to nadal planuję za ciebie wyjść — odpowiedziała wprost i obserwowała, jak walczył z rozbawieniem, wywracając oczami.

— Kocham cię, Ana — wymamrotał, ponownie unosząc jej podbródek i całując ją czule. — Pamiętaj o tym, jak będziesz oglądała ten cyrk. Pamiętaj o tym, że jesteś całym moim światem. Moją teraźniejszością i całą moją przyszłością. Moim domem. Pamiętaj o tym — mówił cicho w jej wargi, czując, jak w piersi wali mu serce.

— Nie byłabym w stanie o tym zapomnieć — obiecała mu, oddając pocałunek. — Zbieraj się, żabo, bo zaraz zaczną do ciebie wydzwaniać, zbulwersowani, że każesz im czekać... 

Harry przewrócił oczami, ale przyznał jej rację. Trzymając ją za dłoń zmierzał w kierunku drzwi wyjściowych, ale ociągał się, wolno stawiając kroki.

— Masz dzwonić, jeśli źle się poczujesz. Jasne?

— Jak słońce — zapewniła go. — Czujemy się dobrze. Cała trójka. Uciekaj, Harry — pogoniła go, starając się wesprzeć bruneta bez pokazywania tego, jak bardzo ona sama się denerwuje. — Napisz mi, jak dojedziecie. Okej?

Harry skinął głową i po raz ostatni przed wyjściem ucałował jej czoło, policzek, czubek nosa i usta w akompaniamencie chichotu rudowłosej.

— Kocham cię, pani prawie-Styles — rzucił na pożegnanie, nawiązując do ich nocnej rozmowy i z ciężkim westchnieniem zamknął za sobą drzwi.

Annie przez moment oparła się o ścianę i tępo wpatrywała się w miejsce, w którym przed sekundą stał Harry. Westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę z tego, że drżą jej ręce.

— Przerażasz mnie, jak tak stoisz i gapisz się w jeden punkt, kicia — wymamrotał Samuel, spoglądając na przyjaciółkę z salonu. — Mówiłem wam już, że jak się na was patrzy, to można się porzygać od słodyczy?

Ann prychnęła, spoglądając ostro na blondyna.

— A ty co masz taki cięty język od samego rana? Bolca ci brakuje? — Uniosła jedną brew, krzyżując ręce na piersi.

— Uuuuu — mruknął z aprobatą Sam. — Sądząc po twojej pyskówce, chyba nie tylko ja mam ten deficyt... Harry się nie popisał w nocy?

— Spadaj, Samuel. — Wywróciła oczami. — Robimy kawę?

— Ale na spółkę? — zapytał, nawiązując do ich rytuału z czasów, gdy zwykli razem pracować.

— Na spółkę — przytaknęła. — Włącz telewizor z jakąś relacją na żywo... 

— Przecież mamy jeszcze godzinę — zauważył bystro, sięgając po pilota. 

Annie posłała mu przeciągłe spojrzenie znad kubka, do którego dolewała mleka.

— I myślisz, że kamery będą włączone dopiero za godzinę, jak rozpocznie się rozprawa? 

— W sumie... — przyznał jej, spoglądając na nią, gdy wyciągnęła słoik miodu. — Ann, od kiedy ty pijesz słodką kawę? — Uniósł jedną brew, mrugając z niedowierzaniem i krzyżując ręce na piersi.

— Spytaj moich dzieci, dlaczego tolerują ten napój tylko w takiej formie. — Wzruszyła ramionami, zerkając na obraz plazmowego telewizora wiszącego na ścianie w salonie. 

Na ekranie tłum dziennikarzy zapowiadał dzisiejsze wydarzenia sprzed budynku sądu okręgowego w Miami, czekając na - co zostało powiedziane wprost - przyjazd Harry'ego i "jego rudowłosej dziewczyny". 

No, to się zdziwią... 

— Czemu tak na mnie patrzysz? — spytała Samuela, wracając do niego wzrokiem. Chłopak stał po drugiej stronie wyspy kuchennej i wpatrywał się w nią z czułym uśmiechem.

— Marzyłem o tym, żebyś była tak szczęśliwa, odkąd spędziliśmy tamtą pierwszą wigilię na plaży, wiesz? — Uśmiechnął się do niej. — A teraz patrzę na ciebie, zaręczoną, w ciąży, w mieszkaniu człowieka, który sprawił, że zaczynasz kwitnąć. I który kocha cię tak mocno, że dzięki niemu nareszcie ruszyłaś na przód. I który chroni cię ponad wszystko... To jest nawet więcej niż to, o czym marzyłem... — mówił cicho. 

— Ojej, Sammy... — rozczuliła się, oblizując łyżeczkę po miodzie i podeszła do blondyna, żeby się w niego wtulić. — Masz wahania nastrojów, kochanie... 

— Kocham cię, Ann — wymruczał we włosy rudej. — Nawet, jeśli twój cięty język nadal nie wyszedł z formy — zaśmiał się.

— Ja ciebie też kocham.

— Chodź z tą kawą. Zamierzam wykorzystać to, że zostaliśmy całkiem sami. — Pociągnął ją za dłoń w stronę kanapy, gdy chwyciła wielki kubek z blatu. — Miałaś mi opowiedzieć o zaręczynowym seksie... 

— Tak myślałam, że ta czułość była średnio bezinteresowna — parsknęła, podnosząc wzrok na ekran telewizora, na którym pojawiło się auto Jeff'a. — Kurwa — zaklęła cicho, widząc, jak kamerzysta przybliżył obraz na siedzenie pasażera, na którym Styles zakładał okulary przeciwsłoneczne na nos.

— No, to zaczynamy show... — mruknął cicho Samuel, wpatrując się w ekran. Spojrzał z ukosa na przyjaciółkę, która zagryzła wargę i wstrzymała oddech. — Ann, oddychaj — napomniał ją.

— Staram się — mruknęła słabo, upijając kawy z kubka i wlepiając oczy w telewizor.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top