51

Annie i Harry opuścili studio nagraniowe niemal w środku nocy, bezszelestnie udając się najpierw do łazienki, a później do sypialni Stylesa. Po relaksującym, gorącym prysznicu lokaty zakopał się pod pościelą z cichutkim westchnieniem ulgi. Objął ciasno rudowłosą, która ułożyła się na poduszce obok niego i zamarł, gdy usłyszał jej senne pytanie tuż przed tym, jak odpłynęła w krainę snów:

— Kocie, nie zapomniałeś mi czegoś pokazać? — spytała go nieprzytomnie, przypominając mu, że, w istocie, totalnie wyleciało mu z głowy to, że chciał zagrać Annie utwór, który napisał zeszłej nocy. 

Skoro jednak zapomniał, obrócił kota ogonem, stwierdzając, że tak miało być. Los tak chciał. Najwyraźniej dzisiejszy dzień nie miał być dniem, w którym pokaże rudej swoje dzieło.

— Wolałem oszczędzić ci kolejnych intensywnych emocji dzisiaj, mała — zachichotał ciepło i ucałował czoło szarookiej na dobranoc. — Śpij, Anusia, kotku — wymamrotał do jej ucha i wtulił się w jej drobne ciało ufnie. Zasypiając, przesunął dłonią po jej podbrzuszu, uśmiechając się lekko.

Rano, gdy otworzył oczy nie potrafił sobie przypomnieć, kto zasnął pierwszy. Sennie zacisnął budzik, wyłączając alarm w brzęczącej na stoliku nocnym komórce i jęknął, przeciągając zastane mięśnie. Otworzył powieki i spojrzał na pogrążoną we śnie Annie, która oddychała spokojnie obok niego. Przez wielkie okna sypialni wdzierały się łaskoczące jej jaśniutkie piegi promienie słońca, rzucając cień linii rzęs na policzki rudowłosej.

Z wielkim żalem przysunął się bliżej do ciała Annie, zaczynając głaskać jej brzuch i wodzić czubkiem nosa po jej szyi.

— Ann, śliczna... — wymamrotał do jej ucha. — Nie mam ochoty cię budzić, ale Luke będzie marudził, jak się spóźnimy. — Musnął wargami płatek jej ucha, a potem, wiedząc, że tego nie lubi, polizał ją w tamtym miejscu, co wywołało głośny, protestujący jęk rudej i to, że dłonią odepchnęła go od siebie na oślep.

— Jesteś obrzydliwy, Styles — wymamrotała nieprzytomnie, ciaśniej okrywając się kołdrą. — Idź sobie w diabły...

— A będę mniej obrzydliwy, jak zrobię ci kawusię? — Nachylił się nad nią i odchylił materiał, żeby skraść jej całusa z policzka.

— Tylko trochę — burknęła zaspana, przecierając oczy. — Która godzina?

— Dochodzi siódma — wymamrotał Harry, zdejmując z nich kołdrę. — Chodź, piękna — zachichotał na widok ziewającej głośno Annie. — No daaawaj, zrobię ci przepyszne śniadanie - zamruczał do jej ucha, a potem przygotował się na głośny pisk, który w istocie wybrzmiał tuż po tym, jak jednym ruchem ręki całkowicie odkrył rudą spod mięciutkiej kołdry.

— Generalnie, to cię kocham — mamrotała cicho do siebie, podnosząc się na nogi — ale dopiero od godziny dziewiątej rano — burknęła do niego i zignorowała wybuch chichotu bruneta.

Wygrzebali się z sypialni i ruszyli w stronę kuchni. Annie umyła zęby przed kawą, która, ku jej zaskoczeniu, smakowała tak samo dobrze, jak kiedyś. Nawet się nie skrzywiła. Jej żołądek postanowił poszerzyć zakres tolerancji o jej ukochany napar. Śmiała się głośno, że dzieci miały dość jej cierpienia, na co zielonooki tylko wywrócił oczami.

W czasie, gdy Harry kończył jajecznicę do kuchni przydreptała również zaspana Gemma, Niall i Zayn. Ten ostatni dlatego, że zawsze był rannym ptaszkiem, a pozostała dwójka dlatego, że Harry przed tym, jak ułożył ceramiczną patelnię na palniku, niezdarnie upuścił ją na podłogę, wywołując potężny hałas o godzinie siódmej zero osiem z samego rana.

— Kurwa brat, gdyby istniały przeszczepy koordynacji ruchowej, byłbyś w stu procentach idealny — warknęła Gemms, zalewając sobie herbatę i z żałośnie nieszczęśliwą miną przecierając zaspane oczy.

Anastasia, słysząc tę ripostę nie mogła powstrzymać głośnego wybuchu śmiechu, przez co po chwili obie z Gemmą szczerzyły się do siebie bez zahamowań, starając się nie roześmiać się drugi raz. 

Harry prychnął cicho, nie odpowiadając jej. Pod jego nogami plątał się Tucker, domagający się miłości, jedzenia i spaceru. Annie wzięła go na ręce, obejmując go jak noworodka i ucałowała pyszczek szczeniaka, siadając na krześle barowym po drugiej stronie wyspy.

— Musimy zacząć brać go do sypialni — mruknęła błagalnie do narzeczonego, który spiął plączące się włosy w uroczą kiteczkę na czubku głowy, używając do tego wściekle różowej klamerki. Idealnie komponowała się ona z jego fiołkowym, puchatym szlafrokiem. Bóg seksu, proszę państwa.

— Nie patrz na mnie tymi wielkimi ślepiami, i tak się nie zgodzę — mruknął do rudowłosej, która miętoliła w dłoniach miękkie uszy goldena. — Telefon ci dzwoni. — Wskazał podbródkiem na blat, na którym w trybie wyciszonym po raz kolejny zawibrowała jej odłożona ekranem do dołu komórka. 

Annie chwyciła swojego iphone'a i zmarszczyła brwi.

— Jedz, skarbie, bo się spóźnimy, jak Boga kocham... —  jęknął Harry znad swojego talerza, łapiąc w dłoń kubek z gorącą, czarną kawą i zwracając rudowłosej uwagę.

— Nie planuj nic na dzisiejsze popołudnie, Harry — mruknęła cicho po minucie, w której zaczęli pałaszować jajecznicę.

Styles uniósł jedną brew.

— A z jakiego powodu?

— Mam plany — odparła, przełykając kęs i mało subtelnie zrzucając z talerza kawałek bekonu na podłogę, tuż przed nosem Tuckera. —  Będę w domu dopiero wieczorem — oświadczyła mu.

— Aha — prychnął sarkastycznie Harry, obserwując swoją kobietę. — A jakieś szczegóły?

Annie zacisnęła wargi, rozbawiona i zajęta karmieniem ich psa czymś, czego totalnie nie powinien jeść i do czego nie powinien się przyzwyczajać. Nie odpowiedziała brunetowi.

— Anastasia, to jest twoje śniadanie, a nie jego — zwrócił jej karcąco uwagę. Drażniło go jej zachowanie. — Ana... — warknął ostrzegawczo, widząc, jak ma zamiar powtórzyć poprzednią czynność.

— On umiera z głodu — westchnęła teatralnie, usprawiedliwiając się i spoglądając na lokatego wielkimi ślepiami.

— On umiera z głodu w każdej sekundzie swojego życia — wywrócił oczami. — To co robimy popołudniu? — zagaił konkretnie, wracając do tematu.

Annie spojrzała na niego, jak na idiotę.

— Kochanie, ten plan nie uwzględniał twojego udziału.

— O, a dlaczego niby? — Uniósł brew po raz kolejny, obrażony. Gemma słysząc to mamrotała pod nosem coś o rozpieszczonym bachorze, przez co lokaty fuknął na nią uciszająco.

— Widzę się z Dylanem — ucięła temat Annie, dokańczając z talerza posiłek i dopijając kawę.

Harry zamrugał, zdziwiony. Nie powinien się denerwować tym, że chciała się zobaczyć z blondynem sam na sam. Kiedyś byli blisko. Rozumiała jego chorobę, jego problemy i przecież to on był człowiekiem, przez którego w ogóle do siebie wrócili, poniekąd. Uratował mu dupę, a mimo to zakuło go w piersi, gdy usłyszał to, że wykluczyła go z tego spotkania. 

Nie powinien się obrażać, ale, kurwa, potrzebował jej. Jutro jest proces. A ona zostawia go na jedno całe popołudnie, tuż przed tym ważnym dniem. I to dla innego faceta. 

Dla przyjaciela, Styles. Przestań dramatyzować.

Dla przyjaciela, z którym sypiała przez kilka miesięcy. 

To była pierwsza jego myśl, gdy toczył sam ze sobą wewnętrzny dialog, wrzucając naczynia do zmywarki. Westchnął cicho, zniknął w łazience, żeby umyć zęby, a w sypialni zastał Anastasię, która wciskała się w swoje czarne rurki, klnąc cicho jak szewc. 

— Co ty...? — zaczął cicho, obserwując, jak Annie wyzywa rozporek, próbując dopiąć ciasne spodnie.

— Nigdy w życiu nie miałam problemu z takimi rzeczami...  — fuknęła agresywnie, zdenerwowana. 

Harry poczuł, jak rozdrażnienie i atak kiepskiego humoru, przeplatanego wahaniem nastroju ulatuje z niego w ciągu nanosekundy. Była urocza. Na swój wyjątkowy sposób.

— Kotku, jesteś w ciąży — zaśmiał się miękko, podchodząc do niej i obejmując ją mocno od tyłu. Oplótł ją ramionami, całując jej skroń. — Bliźniaczej ciąży. I tak byłem pod wrażeniem tego, że tak długo wchodziłaś w swoje normalne spodnie z wysokim stanem... 

— Przepraszam?! — oburzyła się.

— Ana, kicia, twój rosnący brzuch to najpiękniejsza rzecz na ziemi — wymamrotał, cmokając jej policzek. — Nie histeryzuj. To normalne. — Ułożył dłonie na jej zaokrąglonym lekko podbrzuszu. — Ubierz inne portki. Normalnie powiedziałbym, że możesz iść nago, ale po pierwsze, wszyscy dookoła zaczęliby się gapić, co by mnie wkurwiało, a po drugie, podnieciłbym się tak, że nawet nie zdążylibyśmy zjechać windą na parking, bo już byłbym w tobie — uśmiechnął się rozbrajająco, mówiąc, jak gdyby nigdy nic. — Przyniosę ci z garderoby coś luźniejszego — cmoknął jej czoło i, zgodnie z tym co zapowiedział, zniknął w pomieszczeniu obok.

Wyszli z mieszkania Harry'ego spóźnieni o kwadrans, a przez poranne korki dodarli do centrum spóźnieni tylko o pół godziny. Przekroczyli progi oddziału hematologii Luke'a Ruiza z poślizgiem w sumie trzydziestopięciominutowym, bo Annie miała atak mdłości i musiała zniknąć w łazience na korytarzu, żeby doprowadzić się do porządku.

Harry zapukał głośno w drzwi młodego hematologa, a potem, gdy zza drewnianej powłoki dobiegło ich ciche przyzwolenie, szarpnął za klamkę, wpuszczając Annie przodem.

— Anulka! — Ucieszył się na jej widok Luke, a potem spojrzał na zegarek, marszcząc brwi. — Od kiedy ty się aż tak spóźniasz? — spytał bystro, przytulając rudą na powitanie i uściskiem ręki witając się z zielonookim.

— Od kiedy jest w ciąży — oświadczył Styles.

— Od kiedy żyję z tą marudą — mruknęła Annie w tym samym czasie, co Harry, wywołując oburzoną minę lokatego i głośny śmiech młodego lekarza.

— Mogłabyś być dla mnie milsza, czy coś — wytknął jej Harry, zajmując miejsce na krześle obok biurka. — Przed ołtarzem też będziesz taka wredna? — Uniósł jedną brew, spoglądając na rudowłosą, która posłała mu łobuzerskie spojrzenie.

— Pobieracie się? — Oczy Luke'a zalśniły w podekscytowaniu, a na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech. — Poważnie?

Annie kiwnęła głową, przelotnie muskając skroń Harry'ego wargami.

— Może zacznijmy od tych mniej przyjemnych rzeczy, Lu — zachichotała, przytulając narzeczonego, który nadal siedział na krześle teatralnie naburmuszony. — Nie bocz się, Hazz. — Poczochrała jego i tak nieułożone włosy. —  Idziemy do zabiegowego?

Młody lekarz skinął głową i porwał rudowłosą do sali obok, zostawiając Stylesa samego w swoim biurze.

Annie i Harry spędzili w centrum dobre cztery godziny, czekając na wyniki rudowłosej, które, ku uldze wszystkich, nie zwiastowały przede wszystkim nawrotu białaczki, co było kluczową rzeczą do ustalenia przez Luke'a w dniu dzisiejszym. Ruiz przepisał rudej tonę witamin, żeby wspomóc jej organizm w tym wymagającym czasie, a następnie uśmiechnął się szeroko, robiąc im kawę i mając chwilę na prywatne pogawędki. Przez moment oderwał ich myśli od najbardziej stresującego momentu tego dnia.

— Chodźcie - mruknął w końcu, dopijając kawę. — Zaprowadzę was do mojej kobiety — oświadczył dumnie.

Luke przekierował ich do swojej małżonki, Mayi, która na piętrze niżej przyjmowała pacjentki w swoim gabinecie ginekologicznym. Ana stwierdziła, że jeśli ma wybrać lekarza prowadzącego swoją ciążę, to musi to być legendarna bohaterka, która nie raz, nie dwa ratowała dzieci na sali operacyjnej centrum, trzymając pieczę nad najtrudniejszymi ciążami w historii całego Miami, Kalifornii i Nowego Yorku. Harry, czytając opinie na temat młodej lekarki zgodził się z wyborem Annie bez słowa protestu. Przebrnęli we dwoje przez miliony życiorysów najlepszych ginekologów Ameryki, ale ostatecznie i tak zawsze wracali do małżonki Luke'a. Ostatecznie utwierdzili się w tym wyborze, gdy okazało się, że Luke i Maya mają w planach otworzyć swoją prywatną przychodnię w LA, przez co ich obecność w Kalifornii będzie dużo częstsza, niż obecnie. No, i Ruiz znał stan zdrowia Annie najlepiej, przez co Maya musiała wygrać ten konkurs. 

Harry pamiętał, jak rudowłosa biła się z myślami, analizując, jakiemu lekarzowi ma powierzyć swoje zaufanie i życie ich dzieci. To była naprawdę trudna decyzja i miał nadzieję, że podjęli ją słusznie.

Styles jak zaczarowany patrzył w ekran monitora, trzymając rudą za rękę w trakcie badania. Po jego twarzy przez cały czas błądził uśmiech, a w oczach tańczyły szklanki. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak szczęśliwy. Zapomniał o procesie, o porannych humorkach, o wszystkim, co go martwiło. Spędzili w gabinecie Mayi dobrą godzinę, ustalając plan działania na czas całej ciąży. 

Harry przyznał sam przed sobą, że wyszedł z gabinetu młodej ginekolog o wiele spokojniejszy. Nawet, jeśli Annie nadal była zła na niego i na Luke'a o wczorajszą akcję z dokumentami i nawet, jeśli jutro będzie musiał przebrnąć przez sąd, to przyznał sam przed sobą, że opanował go przenikliwy spokój. Bo miał Anastasię. Bo miał ją i dzieci. I nie było na świecie niczego ważniejszego, niż to.

Ucałował czule czoło Annie, gdy objęci szli przez parking do audi bruneta.

— Podrzucę cię do Dylana — zakomunikował jej miękko, otwierając przed rudą drzwi pasażera.

— Już ci przeszło, panie obrażalski? — spytała bystro, stając po drugiej stronie otwartych na oścież drzwi i podnosząc się na palcach, żeby skraść całusa z ust narzeczonego. Poczuła, jak uśmiechnął się w jej wargi, gdy go całowała.

— Jeszcze jedno słowo, kicia, i zostawię cię tu w kluczykami do auta w ręce, a sam wrócę do mieszkania pieszo — zachichotał. — Wskakuj, póki się nie rozmyśliłem... 

— Strasznie się rządzisz, kochanie. — Annie wywróciła ostentacyjnie oczami, wskakując na siedzenie pasażera. — Chyba muszę cię utemperować — westchnęła teatralnie, spoglądając na lokatego z dołu.

Harry nic nie mógł poradzić na to, że słysząc jej ostatnie zdanie zagryzł wargę i przetrzymał pełen napięcia kontakt wzrokowy z Annie, wyobrażając sobie interpretację jej słów w łóżkowej, zbereźnej formie.

Wpatrywali się tak w siebie przez moment, dopóki Annie nie zaczęła dusić w sobie rozbawienia. Wtedy Harry wybuchnął głośnym śmiechem, zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne. 

— Podyskutujemy nad tym, skarbie — obiecał jej, zatrzaskując drzwi pasażera i kręcąc głową z niedowierzaniem. Kochał ją jak głupi. 

Wskoczył na fotel kierowcy, zapiął pas i włożył kluczyk do stacyjki, zerkając na rudowłosą kątem oka.

— Tajskie żarcie czy burgery? — spytał, wrzucając wsteczny.

— Jestem średnio głodna, skarbie... — Usłyszał jej marudzenie z fotela obok.

— Nie o to pytałem, Anusia.

Annie wywróciła oczami.

— To McDonald's.

— O nie, nie, nie, moja droga, bo znowu mnie urobisz przy kasie i zjesz tylko frytki z lodami — zaprotestował, unosząc jedną brew. — Wybierz coś porządnego, Ann.

— No Hazz, noo... 

— Jęczeć możesz w nocy, a nie teraz.

— Harry — mruknęła nieco ostrzej. — Nie jestem głodna.

— Jak ty chcesz mną rządzić, jak nie potrafisz wybrać gdzie zjemy normalny obiad? — podpuścił ją.

— Nadinterpretujesz. — Uniosła jedną brew, odpowiadając mu. — Miałeś czerwone — zauważyła, gdy przejeżdżali przez skrzyżowanie.

— Głęboki pomarańcz, a nie czerwone.

Annie prychnęła cicho.

— Burgery — rzuciła w końcu.

— Noo widzisz? Nie dało się tak od razu?

— Przed ołtarzem też będziesz taki wredny? — Powtórzyła jego własne słowa i, gdy zdała sobie sprawę z tego, o co tak właściwie się z nim kłóci, cicho parsknęła śmiechem.

Harry spojrzał na nią, mając w głowie tę samą myśl, co ruda.

— My się kiedyś pozabijamy... — pokręcił głową za kierownicą.

— Kocham cię, wiesz? — Uśmiechnęła się do niego z siedzenia pasażera.

— Ja ciebie też kocham, fochu — zaśmiał się. — Jedźmy na te burgery, bo zaraz mój żołądek strawi sam siebie.









Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, Kochani! Ukończenia wszystkich ambitnych celów, jakie sobie zaplanowaliście!

Dziękuję, że jesteście ze mną. ❤️



☞ Odsyłam na coś nowego ⭐︎

https://www.wattpad.com/story/209794992-☾☼-skyborn-⭐%EF%B8%8E❄%EF%B8%8E-h-s-❦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top