39
— Mamo, o co chodzi? — wymamrotał Harry tuż po tym, jak zamknął za sobą drzwi biblioteczki, zostawiając Annie w środku. Zszedł powoli po schodach na dół, żeby rozsiąść się na kanapie obok drzemiącego Tuckera.
— Oglądałeś jakikolwiek kanał telewizyjny, albo...?
— Nie, mamuś. I nie mam zamiaru. Doskonale wiem, co się dzieje, i bez tego. Nie chcę na to patrzeć...
— W porządku, Harry. — Anne westchnęła cicho. — Nie po to dzwonię. Synu, był w twoim mieszkaniu Jeff, który rozmawiał z twoim prawnikiem. Widział listę osób, które będą zeznawać w trakcie otwartych przesłuchań...
Brunet poczuł, jak krew odpływa mu z końcówek palców i, jak nagle robi mu się zimno w ręce.
— Do czego dążysz, mamo?
— Louis będzie pierwszy, jako osoba składająca apelację. Ty będziesz drugi. Kolejna będzie Annie... — Głos Anne zawiesił się wymownie. — Dopiero potem każdy z chłopaków, Gemma, ja, Lottie, Taylor, Danielle...
— Czekaj, czekaj. Taylor? Swift? — Harry przerwał brunetce, marszcząc brwi.
No świetnie, sytuacja jest tak tragiczna, że jeszcze tylko tej laski mu brakowało w tym cholernym sądzie.
— Dziecko, ta dziewucha to twoje najmniejsze zmartwienie... — westchnęła Anne. — Słuchaj, Harry, rozmawiałam z Jeffem i z Samuelem. Zeznania Annie będą musiały się odbyć na sali sądowej, bo nie damy rady w niecały tydzień załatwić jej możliwości zeznawania bez kamer, nawet przez wzgląd na jej stan zdrowia i stan zdrowia dzieci. Jackmann obiecał, że postara się tym zająć. Jednak szanse są znikome...
— Dziękuję, że się tym zajęłaś, mamo. Miałem z nim o tym rozmawiać za jakąś godzinę... — wymamrotał Styles, przeczesując nerwowo włosy.
— Synu, Sam wspomniał, że Annie została zwolniona z pracy dyscyplinarnie, przez wzgląd na waszą relację zawodową... — zaczęła powoli Anne.
— A co to ma do rzeczy? — spytał konkretnie Harry, zupełnie nie spodziewając się tego pytania.
— Harry, jeśli ława przysięgłych będzie czepialska... a ponieważ proces będzie mocno medialny, prawdopodobne jest to, że będzie, i to mocno... Annie może zostać postawiona przed komisją etyki zawodowej i stracić prawo wykonywania zawodu.
Brunet zamarł.
— Dożywotnio... — dodała cicho Anne. — Mimo tego, że straciła pracę i poniosła już konsekwencje z ramienia osoby wykonującej obowiązki zawodowe. Nadal mogą upomnieć się o dalsze postępowanie prawne...
Harry przełknął głośno ślinę. Annie kochała pielęgniarstwo. Tak samo, jak kochała je jego własna matka, która również z zawodu była pielęgniarką.
— Jeśli tak się stanie, to się załamie... A to wszystko z mojego powodu... — wymamrotał trochę sam do siebie.
— Mnie bardziej martwi to, Harry, że to zbyt duże obciążenie emocjonalne dla Annie... — naprowadziła go smutnym tonem brunetka. — Jest silna. Jest bardzo silna, o czym wiesz, ale wiesz też, że jeśli przez to jakkolwiek ucierpi ciąża, to nie wybaczy sobie tego.
Cóż, doskonale to wiedział.
— Porozmawiam z Jackmannem, jakie mamy możliwości, mamo... — Głos miał niemrawy.
— Już to zrobiłam, synu. Podpytałam też twojego ojca, jak on widzi całą tę sytuację z perspektywy doświadczonego adwokata.
Harry uniósł ze zdziwienia brwi ku górze.
— O jeny... Dziękuję... I co powiedzieli?
— Istnieje jedna okoliczność łagodząca, synek - Anne zawiesiła głos, brzmiąc niepewnie.
Lokaty wiedział już, że kolejne zdanie nie da mu zadowalającej odpowiedzi.
— Mamo? — dopytał, widząc, jak Anne przeciąga w czasie uświadomienie go.
— Musielibyście być małżeństwem — wydusiła brunetka.
Harry zamrugał ze zdziwienia, myśląc, że się przesłyszał.
— I małżeństwo daje nam pewność, że Annie nie straci prawa wykonywania zawodu i nie stanie przed kamerami? — spytał konkretnie, starając się hamować sarkazm.
— Harry, dziecko, pewności mieć nie będziemy, ale to jedyna prawna możliwość obejścia obu tych rzeczy...
— Mamo, do czego ty mnie właśnie namawiasz? — Brunet warknął cicho, zdenerwowany. — Do zorganizowania ślubu w trzy dni? Przecież Annie i ja nie jesteśmy nawet jeszcze zaręczeni — szepnął ostro.
— Przecież wziąłeś ze sobą pierścionek? — spytała niepewnie Anne, która zdawała się nie spodziewać się takiej odpowiedzi syna.
Zielonooki najpierw warknął pod nosem, rozdrażniony, a potem westchnął kilka razy bardzo głęboko, żeby się uspokoić.
To nie tak, że nie miał odwagi.
No dobra, może trochę nie miał, ale to też dlatego, że chciał, żeby ten moment, w którym spyta Annie o rękę był idealny. Żeby nie wynikał z ostatnich wydarzeń, żeby nie był naciskiem i presją tego, co im wypada, a co im nie wypada, skoro zostaną rodzicami. Kocha ją jak wariat. Po prostu nadal szuka dobrego momentu...
Nic na siłę, Harry. Nie tym razem.
— Mamo, kocham cię. I dziękuję ci za to, że się martwisz. Wiem, że chcesz dla Annie jak najlepiej, ale ta sugestia to lekkie przegięcie. Nie chcę szybkiego ślubu, byle-jakich oświadczyn, nie tym razem...
— A pytałeś Annie o zdanie, Harry?
Brunet zamilkł, z jakiegoś powodu mocno uderzony tym pytaniem.
— Nie, nie pytałem — przyznał.
— To spytaj...
— Nie no, zajebiście romantyczne, mamo — warknął, wywracając oczami i starając się nie podnosić tonu głosu.
— Dziecko, po prostu o tym porozmawiajcie. Jesteście dorośli. Rozważcie wszystkie opcje. Mały ślub cywilny zawsze można zastąpić ślubem kościelnym, o jakim marzyliście. Po jakimś czasie. A konsekwencje tego ryzyka, które teraz weźmiecie na siebie, będąc tylko w związku, bez formalnego potwierdzenia waszej relacji mogą być...
— Mamo, skończ ten temat, proszę. Wystarczy. Zrozumiałem — uciął głośno, sprawiając, że Tucker leżący obok niego na kanapie uchylił powieki, a Annie wychyliła się z biblioteczki na piętrze. — Mamuś, kocham cię całym serduchem, tęsknię mocno i dziękuję ci za wszystko, ale chcielibyśmy z Annie trochę odpocząć. Wracamy w poniedziałek prawdopodobnie, więc zobaczymy się w Miami.
— Przepraszam, Harry, słoneczko. Ktoś musiał z tobą porozmawiać. Wszyscy chcemy jak najlepiej...
— Wiem, mamo. Kocham cię.
— Ja ciebie też kocham, synek...
Harry wdusił czerwoną słuchawkę i gestem ręki przywołał do siebie Annie, która właśnie pokonywała schody i zmierzała w jego kierunku. Wpatrywał się w jej długie loki, które podskakiwały rytmicznie, gdy zbiegała cicho po stopniach.
— Co się dzieje, Hazz? — spytała, patrząc na niego tymi wielkimi, szarymi oczami, które tak uwielbiał.
Styles zacisnął wargi i pociągnął rudowłosą za dłoń tak, żeby skuliła się na jego kolanach. Objął ją mocno i czubkiem nosa łaskotał jej szyję.
— Rozmawiałeś z mamą...? — spytała miękko, zaniepokojona.
Skinął głową, nic nie mówiąc.
— Wszystko w porządku, skarbie? — Annie ucałowała Harry'ego w czubek głowy, marszcząc brwi.
Coś było nie tak.
W tej samej chwili w głowie Stylesa toczyła się bitwa - walczył sam ze sobą, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć Annie o tym, czego dotyczyła rozmowa z Anne. A raczej - walczył sam ze sobą, zastanawiając się, czy chce znać odpowiedzi Annie na dręczące go pytania, które właśnie urodziły się w jego głowie. I, ile te odpowiedzi zmienią między nimi.
To nie tak, że nie chciał się z nią ożenić. Boże, on o tym marzył. Tak samo, jak marzył, żeby wszystkie ważne momenty, które będą dzielić były wyjątkowe. Żeby były zupełnie inne od tych, które dzielił z Louisem. Żeby wszystko w końcu było logicznie poukładane, przemyślane, zaplanowane. Tymczasem schemat szybkich ślubów przypominał mu schemat, który już przerabiał i do którego wolał nie wracać.
A z drugiej strony, miał na szali dobro i zdrowie Annie i swoich dzieci...
— Żabo, mam sprawę... — Głos Ann, która najwyraźniej nie chciała na niego naciskać, wyrwał go z rozmyślań. Harry poniósł wzrok na jej zaciśnięte wargi i uniósł jedną brew.
— Co kombinujesz, maleńka? — Annie przesunęła czule ręką po jego karku, żeby po chwili wpleść dłoń w jego kędziory, uśmiechając się przy tym delikatnie. — Też chciałem z tobą porozmawiać — mruknął, oświadczając jej miękko.
Rudowłosa ściągnęła brwi pytająco.
— Mów pierwsza, misia — polecił jej brunet, przytulając ją ciasno.
— Dzieciakom odwołali koncert. — Harry nic nie mógł poradzić na to, że ponownie słysząc o szkolnym chórze Cypriana, wywrócił teatralnie oczami.
— Kotku, w poniedziałek zbieramy się na inny kontynent, nie jesteś w stanie nic na to poradzić...
— Właściwie, Hazz, to jest jedna opcja. Wiadomo, że nie uratujemy tej inicjatywy tak, żeby odbyła się jutro, jak było planowane, ale istnieje możliwość dania im tej szansy tak, żeby przygotowali się na przykład na maj, albo na koniec roku szkolnego w czerwcu. Rozmawiałam z Cyprianem i proponowałam mu wyjazd za granicę, ale na sam koniec rozmowy przypomniał sobie, że i tak wiąże go okres zatrudnienia do końca roku szkolnego, więc... — wymamrotała konspiracyjnie, transparentnie podekscytowana.
Harry zachichotał bezsilnie, patrząc na kształt jej zadartego noska.
— No, co wymyśliłaś?
— Właściwie, to mówię ci o tym informacyjnie, bo decyzję już podjęłam, ale chciałabym, żebyś o tym wiedział.
Styles uniósł obie brwi, rozbawiony.
— Tak się podejmuje decyzje w związku, skarbie? — zaszydził.
— Finansowe, w związku z tobą, tak — odparła jak gdyby nigdy nic. — Mam zamiar przekazać tym dzieciakom pieniądze na wynajem sali. A najlepiej, to opłacić im tę salę z góry. Anonimowo.
Harry zmarszczył brwi, nadal się uśmiechając.
— O jakiej kwocie mówimy, Annie? — spytał konkretnie, pozwalając, żeby rudowłosa położyła się plecami na jego klatce piersiowej i rozwaliła się na kanapie, mając pomiędzy nogami leżącego do góry brzuchem szczeniaka, zawiniętego w swój kocyk i wygrzewającego się w cieple, jakie dawał kominek.
— Jakiś tysiąc, przeliczając na dolary — odparła szarooka, spoglądając na Harry'ego z dołu. - Czy ty się ze mnie śmiejesz? — Zmrużyła oczy.
Styles, w istocie, zaciskał wargi, rozbawiony. Nie dlatego, że Annie nadal nie dopuszczała do siebie myśli, że dla niego to żadna kwota, tylko dlatego, że kochał ją za to, że szanowała pieniądze, pomimo faktu cyfr widniejących na jego kontach bankowych. W przybliżeniu, oczywiście, bo mimo, że chciał dać jej dostęp do swoich pieniędzy, zawzięcie mu odmawiała, po prostu nie chcąc wiedzieć.
Rozbawiony był, bo wiedział, że ta uparta istotka robi to celem pokazania mu, jak powinno wyglądać informowanie drugiej strony o poważnych decyzjach.
Cóż, on nadal woli niespodzianki.
— Aniołku, jesteś taka słodka jak jesteś niezależna, serio... — wymamrotał w końcu, wybuchając chichotem. — Cieszę się, że mi powiedziałaś — dodał, gdy w już uspokoił swoje rozbawienie, ignorując skrzyżowane na piersi ramiona Ann, która najwyraźniej na moment się na niego obraziła.
— Mieliśmy rozmawiać na te tematy, a ty się bezczelnie ze mnie śmiejesz — burknęła.
— Oj, Ana... To urocze po prostu — zachichotał i ucałował czubek jej głowy, obejmując ją mocno. — Myślę, że to dobry pomysł, skarbie. Tylko zmodyfikowałbym go.
Annie ściągnęła brwi.
— To znaczy? — spytała ostrożnie.
— To znaczy, że do tej inwestycji osobiście się dołożę i jutro popołudniu pojedziemy do właściciela domu kultury, a ojca Gabrieli. Jutro jest sobota, więc biuro powinno być otwarte, no nie? I zabierzemy ze sobą Cypriana. I, co lepsze, ta wpłata nie będzie anonimowa. A czerwiec to będzie dobry miesiąc na odwiedziny babci.
Annie zamarła.
— Nie mówisz serio, prawda? — Podniosła się tak, żeby móc spojrzeć mu w twarz. Oczy miała wielkości pięciozłotówek.
— Mówię bardzo serio, maleńka — Uśmiechnął się rozbrajająco.
— Harry, ale mi nie chodziło o kręcenie kolejnej afery...
Zielonooki uniósł jedną brew.
— Ana, będę grzeczny. Obiecuję ci — wymruczał basowo, a potem ujął w obie dłonie jej policzki i pocałował ją głęboko.
Aczkolwiek bycie grzecznym nie wyklucza konfrontacji z ojcem gówniary, która uderzyła jego kobietę, prawda?
Uśmiechnął się w wargi Annie, gdy usłyszał jak jęknęła cicho, zaskoczona intensywnością tego nagłego zbliżenia.
— Ale bycie grzecznym zostawiam na jutro, bo dzisiejszy wieczór mam zamiar spędzić z moją cudowną kobietą — wymruczał, powodując, że zdradliwy dreszcz przebiegł po plecach rudowłosej. — W wannie. I w łóżku — wyszeptał jej na ucho.
— Chciałeś mi coś powiedzieć przed tym, jak...? — Przypomniała sobie Annie, jednak Harry zatkał jej usta pocałunkiem.
— Innym razem o tym pogadamy, piękna.
Ostatnimi czasy wracam do Was bardzo mocno z doskoku i, moi mili, przez dłuższy czas będziemy się widywać właśnie tak - mocno nieregularnie.
W dniu dzisiejszym mogłabym się wziąć za eseje na uczelnię albo za pracę magisterską, albo chociaż za stertę papierów, którą muszę przekopać na jutro do pracy, ale... po co? ❤️
Co tam u Was, misiaczki? Kto już czeka na święta? ❄️
Może na Boże Narodzenie jakiś sequel "Annie"?
Albo prequel "Annie"?
Chcielibyście przeczytać o czymś, co miało miejsce
- dużo przed, albo
- dużo po
linii trwających obecnie wydarzeń? 🧐
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top