32
Harry zamknął drzwi klasy z hukiem i pociągnął Annie na swoje kolana, po tym jak opadł na obracane krzesło przy biurku nauczycielskim. Rudowłosa skuliła się na jego udach ufnie, chowając twarz w zagłębieniu szyi bruneta.
— Annie, myszko... — szepnął Styles, głaskając ją po głowie.
— Harry, jest w porządku... — wymruczała cicho, zaskakując go.
— Nie, Ana, nie jest w porządku, na Boga!
— Jest okej, nic mi nie jest — odsunęła się od niego, żeby spojrzeć mu w oczy. — Nic nam nie jest, kochanie... — Pogłaskała go po policzku, próbując załagodzić sytuację
— Ale mogło się wam coś stać — warknął, chwytając z biurka niczemu winny ołówek Cypriana i ciskając nim ze złością w kredową tablicę. — Co za jebana, bezczelna, pieprzona, pierdolona szczeniara! — Podniósł ton głosu, krzycząc w eter i warknął cicho, ledwo panując nad swoją złością.
Harry Styles i trzy przekleństwa w jednym zdaniu.
Annie wiedziała, że dyskutowanie z nim nie ma sensu, dopóki lokaty się nie uspokoi. Jej dłoń gładziła delikatnie jego kark, a ona sama zwinęła się w kulkę, przytulając się do niego ciasno.
— Boli cię...? — spytał troskliwie.
— Już prawie nic nie czuć — skłamała gładko, starając się nie krzywić się pod wpływem pieczenia i opuchlizny po jednej stronie twarzy.
— Nie odpuszczę jej tego. — Głos Harry'ego był głęboki i śmiertelnie poważny. — Zrobię z tego taką aferę, że do końca życia zapamięta, że nie podnosi się ręki na kogokolwiek. Zwłaszcza, jak się nie umie panować nad własnymi emocjami.
— Harry...
— Nawet nie zaczynaj jej bronić — uciął krótko, całując jej czoło. — Annie, chwała Bogu, że poza policzkiem i siniakami nic ci nie jest. Ale, do cholery jasnej, myślałaś co by było, jakbyś zaczęła krwawić? Jakby stało się coś poważnego? Nosisz pod sercem dwa życia, co jakbyśmy je stracili, Anastasia?
— Harry, kochanie, to może jej zniszczyć życie. Ona jeszcze nie rozumie, co tak naprawdę zrobiła...
— I czas, żeby zrozumiała — przerwał jej ostro. — Ana, to są prawie dorośli ludzie. Jeśli nie zrozumie w ten sposób, to nigdy nie zrozumie.
Annie westchnęła cicho. Poczuła, jak zaczyna z niej schodzić adrenalina i zadrżała, gdy zrozumiała, że zaciska jej się gardło. Nie chciała się rozpłakać, bo wiedziała, że to tylko jeszcze bardziej wyprowadzi bruneta z równowagi.
— Pokaż policzek. — Nim się zorientowała usłyszała nad uchem jego zachrypnięty, czuły, zmartwiony głos i poczuła, jak odsuwa ją lekko od siebie, żeby spojrzeć na jej twarz. Zagryzła dolną wargę, gdy wkurwiony zaciskał szczękę na widok zaczerwienienia i obrzęku. Zagotowało się w nim w chwili, w której Annie syknęła, gdy próbował dotknąć zabarwionej skóry. — Boże, Anastasia... — wymruczał, przejęty i zauważył, że rudowłosej niebezpiecznie zaszkliły się oczy. — Ciii, kochanie, chodź tu do mnie — wyszeptał już dużo łagodniej i przytulił ją mocno, dłonią odnajdując jej podbrzusze, które pogłaskał, zły i zatroskany. — Nie płacz, kotku, błagam. Spokojnie, skarbie. Spokojnie... — szeptał, wodząc drugą dłonią po jej głowie i karku.
Faktycznie sprawił, że Annie się uspokoiła. Skupiła się na głębokim oddychaniu i z satysfakcją stwierdziła, że jej zaciśnięta niebezpiecznie mocno krtań zaczęła się rozluźniać. Wdychała zapach jego perfum, którymi przesiąkła jego bluza. Siedzieli w ciszy, a Harry skradał jej z warg najdelikatniejsze całusy, na jakie tylko było go stać.
Ciszę przerwał odgłos otwieranych drzwi. Harry obrócił ich na krześle tak, żeby spojrzeć na poważną twarz Cypriana w futrynie.
— Policja już jest — oświadczył cicho, uśmiechając się krzywo. — Chodźcie.
W ciszy obserwował, jak zatroskany Harry pilnuje, czy Annie nie kręci się w głowie, gdy ta stawała na nogi.
— Trójka dzieciaków chciała zostać, żeby złożyć zeznania — dodał, spoglądając na przyjaciółkę. — Wszystko w porządku, Ana?
Skinęła głową, bez słowa przytulając blondyna ramieniem.
— Ciebie też powinnam o to zapytać — rzuciła cicho do mężczyzny.
Cyprian prychnął.
— Wszystko spoko, tylko obsrałem gacie z nerwów. Rzucę tę pracę w pizdu, przysięgam — sarknął pod nosem, sprawiając, że po twarzy Harry'ego i Annie przebiegł cień uśmiechu. — Chodźcie, misiaczki.
Gdy Harry, trzymając kurczowo dłoń Annie wszedł do auli ponownie, uczennica, przy której siedział właśnie jeden z funkcjonariuszy policji, znacznie zbladła i przełknęła głośno ślinę, jakby nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. Drugi policjant, wyraźnie młodszy od kolegi, zmarszczył brwi na ich widok.
— Czy któryś z panów mówi płynnie po angielsku? — spytał w ojczystym języku, spoglądając na młodszego z policjantów, który skinął głową. — Świetnie, będzie pan potrzebny. Gabriela, zechcesz przybliżyć panom co się wydarzyło?
Nastolatka wpatrywała się w Harry'ego, który wydawał się nie zwracać na nią najmniejszej uwagi, jednak Annie widziała, że z całych sił zaciska szczękę, żeby trzymać w ryzach emocje. Jedną ręką odpalił słownik w telefonie, żeby śledzić tok rozmowy, mimo braku znajomości języka, a potem ucałował czoło rudowłosej, wlepiając wzrok w zestresowanego Cypriana.
I wtedy wydarzyło się coś, co sprawiło, że Annie i Bierzyńskiego kolejny raz dzisiaj sparaliżowało z szoku.
— Harry. — Gabriela zwróciła się bezpośrednio do Stylesa, siląc się na angielski. — Ona cię zdradza.
Zielonooki zmarszczył brwi z miną "what the fuck is actually goin' on" i skrzywił się, patrząc na nastolatkę jak na ufoludka.
— Przepraszam, co? — spytał sarkastycznie, nie rozumiejąc.
— Odebrała telefon od jakiegoś Sammy'ego i mówiła, że go kocha, i... — nastolatka oskarżycielsko wskazała palcem na Annie, która stała wtulona w Harry'ego z szeroko otwartą z wrażenia buzią.
Bezczelna gówniara.
Ale miała tupet.
Spojrzała na Stylesa i poczuła, jak po jej ciele rozlewa się strach.
— Harry... — szepnęła do niego uspokajająco i ścisnęła mocno jego ramię, widząc, że jego opanowanie właśnie się skończyło.
— Chcesz mi powiedzieć, że uderzyłaś moją ciężarną kobietę w zagrożonej, bliźniaczej ciąży i napadłaś na nią, szarpiąc nią i popychając ją na ziemię, bo słyszałaś, jak rozmawia przez telefon z naszym przyjacielem? — Wokół zapadła gęsta cisza, wywołana kolejnym szokiem, a głos Harry'ego sprawiał wrażenie takiego, który mógłby zamrozić ocean po samo dno. — To był powód?! — warknął głośno, a Gabriela zbladła i, spanikowana, odruchowo spojrzała na brzuch Annie, kryjący się pod bluzą Harry'ego.
Rudowłosa westchnęła cicho, zrezygnowana.
No i po prywatności.
— Ja... ja nie... — jąkała się uczennica, szukając pomocy na twarzy swojego nauczyciela.
— Ty nie "co"?! — Harry krzyknął.
Tak naprawdę krzyknął. Używając przepony i sprawiając, że Annie odsunęła się od niego, bo zadzwoniło jej w uszach. Skubaniec był piosenkarzem, więc wiedział, jak głośno może wrzasnąć i wiedział, jak to zrobić.
Do tej pory nie słyszała, żeby kiedykolwiek tak wrzasnął.
Rudowłosa przez chwilę miała nadzieję, że Gabriela wybierze wersję "ja nie chciałam", odpowiadając na pytanie i ukorzy się grzecznie, pokorniejąc i łagodząc sytuację. No, ale Annie miała dobre serce i bywała naiwna.
— Ja nie wiedziałam, że ona...
— A co to zmienia?! — Raz jeszcze wrzasnął Styles. — Świadomie chciałaś zrobić jej krzywdę, ale jak się okazuje, że skrzywdziłabyś dodatkowo jeszcze dwa życia, to już jest ci trochę przykro?!
— Harry... — szepnęła uspokajająco do lokatego rudowłosa, ściskając mocno jego ramię. Widziała, że tracił nad sobą panowanie, a prowadziło to do nikąd. — Harry, stop...
Styles wziął głęboki wdech z zamkniętymi oczami.
— Spiszmy zeznania i skończmy to przedstawienie — poleciła po polsku policjantom Annie, porozumiewawczo spoglądając na Cypriana.
— Chciałbym jeszcze coś powiedzieć — wtrącił głośno Harry, puszczając rękę rudej i podchodząc w stronę nastolatki, która wlepiała w niego ogromne ze zdziwienia oczy. Styles ukucnął przed krzesłem dziewczyny. Gabriela wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. — Jeśli cokolwiek z tego, co się tutaj dzisiaj wydarzyło trafi do sieci, obiecuję, że osobiście polecę mojemu prawnikowi złożyć oskarżenie z powództwa cywilnego — powiedział bardzo powoli, a potem jak gdyby nigdy nic wstał i, upewniając się, że dziewczyna na pewno zrozumiała, co powiedział, wrócił z powrotem do Annie, którą kurczowo chwycił w pasie.
— Możemy? — spytał niecierpliwie Cyprian, sprawiając, że policjanci rozpoczęli spisywanie zeznań.
Sprawa okazała się być bardziej skomplikowana, niż myśleli.
Z racji ciąży Annie i tego, że Harry upierał się przy tym, żeby wnieść sprawę o umyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu swojej kobiety i, jeśli cokolwiek złego się wydarzy w następstwie dzisiejszej sytuacji, o nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu ich dzieci, wieczorem wylądowali jeszcze w szpitalu na obdukcji i badaniu ginekologicznym - to pierwsze było dowodem w sprawie, a to drugie było zarówno dowodem, jak i upewnieniem się, że wszystko jest w porządku, bo Harry powoli zaczynał odchodzić od zmysłów z niepokoju.
Styles wprosił się do gabinetu ginekologicznego w trakcie usg. Dosłownie - nie chciał siedzieć na korytarzu jak kołek, więc grzecznie zapukał i, nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
— Proszę pana, proszę natychmiast... — Doktor badający rudowłosą zaprotestował natychmiastowo, wychylając głowę zza niskiego parawanu.
— To ojciec dzieci — uspokoiła lekarza Annie, również podążając wzrokiem za doktorem i dodała głośno, po angielsku. — Chcesz popatrzeć?
— Głupio pytasz. — Zielonooki posłał jej nieśmiały uśmiech. Ginekolog skinął głową zachęcająco, a widząc, że ma do czynienia z obcokrajowcem bezproblemowo przestawił się na obcy język.
Harry zajął miejsce na krześle tuż przy kozetce, na której leżała Annie i chwycił jej dłoń, żeby spleść ich palce i ucałować jej kostki.
— Pani Anastazjo, z tego, co widzę z obojgiem dzieci wszystko w porządku — uspokoił rudowłosą, która dopiero teraz odetchnęła z ulgą. Lokaty podążył wzrokiem za Annie, wlepiając oczy w ekran monitora. Nie rozumiał zbyt wiele z tego, co widział. Najważniejsze były dla niego dwie małe kropki, widoczne na wyświetlaczu. — Gdzie pani prowadzi ciążę?
— Aktualnie w Stanach, ale nie zdecydowaliśmy jeszcze kto dokładnie poprowadzi ciążę do rozwiązania — wymruczała Annie, a potem uśmiechnęła się szeroko na widok Harry'ego wpatrującego się z otwartą buzią w ekran. Oczy mu błyszczały.
— Mógłbym prosić o wydruk zdjęcia z aparatu? — Cichy, zachrypnięty głos zielonookiego rozbrzmiał w pomieszczeniu, a lekarz zachichotał, bez słowa spełniając prośbę Harry'ego.
— Dobra, a teraz Państwu coś pokażę. Powinno być już dobrze słyszalne... — wymamrotał cicho mężczyzna w kitlu, a po chwili wdusił guziczek na sprzęcie i w pokoju rozległ się dźwięk trzepotania, do którego po chwili dołączył drugi, taki sam, tak samo szybki, uzupełniający się w rytmie.
Annie zaszkliły się oczy, a Harry rozdziawił usta, zdziwiony.
— Serducha im biją jak dzwony — zażartował doktor, patrząc po młodych rodzicach. — Chcecie Państwo nagranie na płytę? — Zaśmiał się, słysząc, jak nie mogą się oderwać od obrazu na ekranie i od dźwięku z głośników.
— Byłoby cudownie — przyznała Annie, uśmiechając się wdzięcznie i zaśmiała się, gdy Harry bez skrępowania pogłaskał ją po głowie i ucałował jej czoło.
— To jest najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu słyszałem — wyszeptał jej do ucha. — Bicie serc naszych dzieci, gdy są wielkości dwóch centymetrów... To jest jak cud, Ana... — zaśmiał się z samego siebie.
Annie odnalazła jego szmaragdowe tęczówki.
— Nie płacz, żabko... — wyszeptała do niego z uśmiechem na ustach.
— To ze szczęścia, Ann. I z ulgi — ucałował jej skroń i podziękował doktorowi, gdy podał mu opisaną płytę w papierowej kopercie.
Skończyli badanie i wyszli ze szpitala, gdy na zegarku dochodził już późny wieczór. Ginekolog, który badał Annie, wcisnął jej do rąk maść na krwiaki i obrzęki, widząc jej policzek. Życzył im wszystkiego dobrego i zostawił do siebie prywatny telefon, gdyby coś się wydarzyło - ciąża nadal była zagrożona i rudowłosa dostała zakaz jakiegokolwiek wysiłku. I dodał, że gdyby zdecydowali się na poród w Polsce, to chętnie podejmie się opieki nad nimi.
Harry otworzył Annie drzwi od audi i z uśmiechem na ustach obserwował, jak ruda pakuje się do samochodu, rozsiadając się na siedzeniu pasażera.
— Nie wsiadasz? — spytała go bystro, zapinając pasy i widząc, jak nadal stoi na zewnątrz, oparty o drzwi auta.
— Wiesz, że cię kocham, maleńka? — zapytał nagle, opierając czoło o krawędź dachu pojazdu.
Annie spojrzała na niego, rozczulona.
— Wiesz, że ja ciebie w sumie też? — zaśmiała się, widząc, jak wpatruje się w nią jak w ciastko, rozanielony. — Harry, błagam cię, skarbie, wracajmy już do domu... Muszę jeszcze oddzwonić do Samuela i mamy przed sobą FaceTime'a z Miami, i...
Harry nachylił się nad nią po to, żeby gwałtownie, mocno i namiętnie zamknąć jej usta pocałunkiem. Annie jęknęła, czując, ile pasji w niego włożył i pociągnęła go za loki, gdy wdarł się językiem na jej podniebienie.
— I co tam jeszcze chciałaś powiedzieć...? — Zdając sobie sprawę, że jej przerwał, Harry wyszeptał w jej wargi pytająco, próbując dowiedzieć się, czego mu nie dopowiedziała. Chichotał przy tym uroczo, co prawda.
— ... i Tucker pewnie już zdemolował babci pół domu — wyszeptała w jego wargi i fuknęła, zdziwiona i niezadowolona, gdy się od niej oderwał, żeby ucałować jej czoło.
Spojrzała na niego z wyrzutem, a Harry zaśmiał się głośno, gdy zamykał drzwi od jej strony. Po chwili zajął miejsce na fotelu kierowcy i odpalił audi, spoglądając na nią kątem oka.
— Nie rób miny niezadowolonego kociaka, Ann. Czeka nas jeszcze ciężki wieczór. Przyjemności zostaw na sam koniec — uśmiechnął się flirciarsko.
— Żebyś wiedział, że tak zrobię — mruknęła cicho, ale wiedziała, że i tak usłyszał, bo uśmiechnął się cwaniacko, pozwalając dołeczkom w pełnej okazałości wymalować się na policzkach. — Zabierz mnie do domu, skarbie, błagam... — dodała głośniej, przytłoczona emocjami.
Styles ucałował jej skroń i zgodnie z prośbą, wyjechał z parkingu.
Słoneczka, Promyczki moje, moje Szczęścia! ☀️
Skończył mi się urlop (*)
Co oznacza albo koniec rozpieszczania Was, albo zarywanie nocek.
Well,
wybór jest jasny...
Chyba będę chodzić niewyspana ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top