27
Harry omiótł wzrokiem pusty pokój hotelowy i, wiedząc, że niczego ważniejszego raczej nie zostawił, zamknął drzwi. Pogwizdując pod nosem, udał się na parter hotelu, żeby zdać klucz recepcjonistce. Uregulował rachunek, nie wdając się w jakikolwiek większy dialog. Pożegnał się kulturalnie i niemal pobiegł do auta, czując, jak rozsadza go szczęście i entuzjazm.
Tak, dzisiejszy dzień był przełomem.
Kilkanaście minut później parkował audi na podjeździe domu Annie. Darował sobie wnoszenie wszystkich rzeczy ze względu na godzinę - było grubo po jedenastej. Trochę zajęło mu ogarnięcie chaosu, jaki narobili z Tuckerem przez cały ten czas w pokoju hotelowym. Mama zawsze uczyła go, żeby zostawiał po sobie porządek, więc posprzątał trochę, zmniejszając nakład pracy pokojówce.
Wyjął z bagażnika walizkę podręczną, w której miał kosmetyki, smycz i szelki Tuckera i swoją, czystą bieliznę. Popchnął klapę, uzbroił alarmem audi i zaciągnął się rześkim powietrzem. Najciszej jak potrafił wszedł do domu, zamykając za sobą obie pary drzwi. Uniósł brew, gdy już od progu usłyszał ciche popiskiwanie Tuckera i chichot Annie. Zsunął ze stóp buty, rzucił na komodę ocieplaną, jeansową kurtkę i wychylił głowę przez futrynę sypialni.
Jego oczom ukazał się widok nakrytej kocem Annie, na klatce piersiowej której szczeniak ułożył łepek i przednie łapy. Pomieszczenie rozświetlało tylko ciepłe światło małej lamki nocnej wokół łóżka.
— Byłem święcie przekonany, że będziecie już spać. — Oparł się barkiem o futrynę i pokręcił głową. Tucker sturlał się z Annie i zaszczekał radośnie na jego widok. — Od kiedy ty masz wstęp na łóżko, kolego? — spytał go powątpiewająco. — Zero dyscypliny. — Spojrzał wymownie na Annie, uśmiechając się szeroko.
— A ja byłam święcie przekonana, że będziesz pół godziny temu najdalej. — Rudowłosa przewróciła oczami. — Któryś z rodziców musi dać ci trochę miłości, nie? — Podrapała szczeniaka po brzuchu, a on ufnie odwrócił się w stronę Annie i wskoczył na nią, pyszczek wtulając w jej szyję.
— Zdrajca — mruknął do goldena Harry, wskakując na łóżko obok Annie.
— Dzwoniła Gemma — poinformowała go powoli rudowłosa, i spojrzała na niego kątem oka, gdy, leżąc na plecach, odwrócił gwałtowanie głowę w jej stronę.
— Gem?
— Yhym — przytaknęła Annie cicho, całując Tuckera w łepek. — Jeff jej doniósł, że byłeś obok, jak odebrałam telefon od niego.
Harry prychnął pod nosem.
— No oczywiste, że doniósł. I to nie tylko Gemmie — wywrócił oczami. — Zasypała cię milionem pytań?
— Połową miliona — zachichotała, spoglądając na niego błyszczącymi oczami. — A tak serio, to obiecałam jej, że zadzwonimy do Miami jutro na FaceTime. Chcą zobaczyć na własne oczy, że jeszcze żyjesz — parsknęła śmiechem.
— Mama i Gem są jeszcze w Miami? — Zmarszczył brwi.
— Najwyraźniej. Dopytamy o wszystko jutro — stwierdziła krótko, ziewając uroczo. — A raczej to oni dopytają nas. Będzie jak na przesłuchaniu — zachichotała.
Harry przewrócił się na bok i podparł głowę o dłoń, zginając rękę w łokciu.
— Śpiąca?
— Tylko troszkę — mruknęła, robiąc to samo, co on. Drugą dłonią Annie sięgnęła do ucha Tuckera, który przysypiał pomiędzy nimi. Harry uśmiechnął się zawadiacko, wpatrując się w swoją kobietę i niskim, stanowczym głosem wymruczał:
— On nie śpi z nami, kochanie — oświadczył jej.
— Wygląda, jakby miał z nami nie spać, kochanie? — zapytała zaczepnie, przedrzeźniając go i wydymając wargi tak, żeby nie parsknąć śmiechem.
— Jak go rozpuścisz to musisz brać pod uwagę, że za jakiś czas będzie nam się pakował do łóżka trzydziestokilowy, włochaty, wielki wilk, wyglądający jak retriever — uświadomił ją bystro, z uśmiechem na ustach i zrobił minę, jakby było to ironicznie-oczywiste. — Nie zgadzam się na to.
— Wyolbrzymiasz, Styles...
— Nie śpi z nami, Ann.
— Śpi.
— Nie śpi.
— Śpi.
— To przekonaj mnie, żeby z nami spał. — Zrobił cwaniacką minę, próbując podejść do tematu inaczej.
— Musimy popracować nad zgodnością rodzicielską i nad szantażami emocjonalnymi, Harry — Annie strzeliła na niego oczami wymownie. — To, że ugrasz przy tym coś dla siebie, nie znaczy, że staje się to bardziej wychowawcze — uświadomiła go bystro.
— Nie mam pojęcia, o co ci chodzi — wyszczerzył się, przejeżdżając językiem po górnych zębach i powstrzymując chichot. — Daj mi tego kudłacza, odniosę go na jego łóżko w salonie — postanowił, ignorując niezadowoloną i naburmuszoną minkę Annie.
Najdelikatniej, jak potrafił podniósł się z łóżka ze śpiącym Tuckerem na rękach i bezszelestnie stawiał nogi na panelach tak, żeby szczeniak się nie rozbudził. Powoli odłożył go na posłanie i nakrył mu pyszczek jego kocykiem, z którym pies się nie rozstawał. Stłumił w sobie chichot i uśmiechnął się pod nosem.
Annie w tym czasie przeciągnęła się jak kotka, leżąc na plecach i na myśl o tym, że Styles w końcu będzie spał dziś obok niej, poczuła, jak po jej ciele przebiega dreszcz. A Harry, w istocie, bezdźwięcznie wrócił z pomieszczenia obok, oparł się barkiem o futrynę i zapytał nisko:
— Gdzie śpię, Ana? — Celowo zadał to pytanie, patrząc w jej wielkie, szare oczy. Rudowłosa miała wrażenie, że znał już odpowiedź, bo po jego twarzy błąkał się zarys zawadiackiego uśmieszku, podkreślając jego urocze dołeczki w policzkach.
Potrzebował jednak jej wyraźnego przyzwolenia.
— Nie obudził się, jak go odkładałeś? — spytała o Tuckera, chcąc odwlec moment odpowiedzi na jego pytanie.
Styles prychnął śmiechem pod nosem i uniósł jedną brew, patrząc na nią powątpiewająco.
— Kochanie, jestem ojcem chrzestnym Josie — wymamrotał, robiąc psotną minę. — Mam wprawę. — Dumnie przejechał dłonią po włosach, a potem na jego twarz ponownie wpełzł ten flirciarski, zawadiacki uśmieszek. — Unikanie odpowiedzi lub jej brak biorę za twoją zgodę, Annie... — oświadczył jej zachrypniętym głosem, obserwując, jak na jej przedramionach pojawiła się gęsia skórka.
Annie zarumieniła się lekko, zagryzła dolną wargę i przeniosła wzrok na krawędź koca, którą zaczęła nerwowo skubać paznokciami.
Ostatnimi czasy sprawiał, że peszyła się jak nastolatka na pierwszej randce. Nawet po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło.
Harry oparł się plecami o ścianę i rozkoszował się widokiem jej zaczerwienionych policzków.
— Zgodę na co? — zapytała cicho, śmiejąc się pod nosem i podnosząc na niego błyszczące oczy.
Styles zaśmiał się bezsilnie.
— Dręczysz i torturujesz mnie, czy siebie? — spytał hipotetycznie, doskonale wiedząc, że rudowłosa jest świadoma, o co tak naprawdę ją pyta.
Wystawiła język w jego kierunku, nie odpowiadając na pytanie, a potem wyrzuciła z siebie nieco uszczypliwie:
— Tylko umyj się przed tym, jak wpakujesz się do łóżka.
— Lubisz, jak ładnie pachnę, gdy leżę obok? — droczył się z nią, obserwując, jak Annie cicho warczy pod nosem, teatralnie wywracając oczami i opada na plecy, kładąc się i chowając twarz w dłoniach, żeby zamaskować swoją transparentną mieszkankę zawstydzenia i pożądania.
Zaśmiał się głośno i szczerze, a potem, przejeżdżając cwaniacko językiem po górnych zębach, chwycił krawędź swojej bluzy i koszulki jednocześnie i ściągnął je przez głowę, ciskając niedbale na stojący pod ścianą wiklinowy fotel. Zachichotał, gdy poczuł na swoich nagich plecach wygłodniały wzrok szarookiej, gdy wychodził z sypialni po to, żeby podreptać do łazienki, której wejście znajdowało się centralnie na przeciwko. Odprowadzała go wzrokiem, łapiąc głęboki oddech dopiero wtedy, gdy na chwilę zniknął jej z oczu, zapalając lampkę na ścianie nad wanną. Złapała się na tym, że widząc go półnagiego pierwszy raz od długiego czasu, wstrzymała powietrze w płucach, zapominając, jak się oddycha.
Niech cię, Styles...
Usłyszała, jak odkręca wodę w kranie i, mimo późnej godziny, cichutko klnie pod nosem, próbując znaleźć na półce pomiędzy tuzinem butelek jej cytrynowy płyn do kąpieli, którego ostatnio używała.
Kupiła go tylko dlatego, że przypominał jej zapach żelu pod prysznic bruneta wymieszanego z jego perfumami.
Zamknęła oczy, przerywając wgapianie się w sufit i odetchnęła głęboko, rejestrując, że na jej ustach błąka się uśmieszek. Sennie przetarła twarz wierzchem dłoni.
— Annie, skarbie? — Zerwała się gwałtownie, podnosząc się na łokciach, gdy usłyszała głos Harry'ego w progu. Spojrzała na niego pytająco. Nawet nie słyszała, jak się tu skradał. — Chodź ze mną do wanny, proszę... — wymruczał nisko, wdrapując się na łóżko obok niej i wyplątując ją z koca.
— Miało nie być seksu — zauważyła bystro, zaciskając wargi w rozbawieniu. Miała brzmieć na oburzoną, ale nie była w tym zbyt przekonująca, bo Styles zachichotał, wyraźnie rozbrojony jej uwagą.
— Nie będzie seksu, jeśli nie będziesz chciała — wymruczał, cmokając krótko jej ucho. - Nie będzie niczego, czego nie będziesz chciała — uściślił. — Chodź, przyda nam się rozluźnienie po dzisiaj. Daj mi się trochę wymasować, Ana...
Annie spojrzała na niego, mrugając z niedowierzaniem.
— Jak mam być stanowcza, skoro jesteś taki słodki, Styles?! — wyrzuciła mu, grając zbulwersowaną.
— Przekonałem cię? — wyszczerzył się. — Chodź, marudo. Daj się porozpieszczać — skubnął wargami płatek jej ucha, a potem szybko podniósł się na nogi i sprawnym ruchem złapał ją w talii, podnosząc ją w górę i sprawiając, że rudowłosa oplotła go nogami w biodrach, gdy podtrzymywał ją w powietrzu za pośladki. — Jestem słodki, mówisz? — Poruszył zawadiacko brwiami, kierując ich do łazienki.
— Jesteś słodki. Ale i tak wiem, co się pod tym kryje. — Annie wywróciła oczami teatralnie.
— Co mi zarzucasz? — oburzył się aktorsko.
— Nie robisz tego bezinteresownie — zachichotała.
— Ranisz moje dobre serduszko, jak możesz tak myśleć... — Pociągnął nosem, udając płacz, a potem zmrużył oczy, gdy stawiał rudowłosą na ziemi.
— Myślę, że przerwę od kariery powinieneś poświęcić na kurs aktorstwa, Hazz — wyśmiała go rudowłosa, pomagając Harry'emu zsunąć z siebie ubrania.
— Ściągaj majtki i właź do wanny — zachichotał, całując jej czoło, gdy stała już przed nim półnaga. — I daj mi się nacieszyć widokiem — wyszczerzył się mało dyskretnie, lustrując wzrokiem jej ciało, gdy sam pozbywał się spodni i bielizny.
Annie spojrzała na niego z oburzoną miną.
— Więc widoki są zapłatą za relaks?
— Woda nie jest wam za gorąca? — Próbował zmienić temat, unikając odpowiedzi w akompaniamencie dźwięcznego śmiechu. Jego głos był troskliwy, ale widząc uniesioną w rozbawieniu brew szarookiej, i tak parsknął śmiechem.
— Jak jutro Anne się spyta, czy starasz się wystarczająco, to... — Teatralnie zaśmiała się rudowłosa, obserwując, jak Harry zmrużył oczy, patrząc na nią.
— Nie ośmielisz się — wszedł jej w słowo.
— ... chyba będę musiała uświadomić twoją mamę i siostrę, że każesz sobie płacić za... — ciągnęła, ale nie było dane jej skończyć, bo nagi Harry wziął ją na ręce bez ostrzeżenia, wywołując jej głośny, dźwięczny śmiech. Usadowił ich oboje w wannie, a Annie nie była w stanie przestać się śmiać z widoku jego zbulwersowanej miny.
Była na tyle głośno, że obudziła Tuckera, który, po chwili, gdy już zatopili się w ciepłej wodzie i w pianie, przez otwarte na szerokość drzwi łazienki przydreptał do nich i zapiszczał pytająco, siadając na kafelkach metr przed wanną i patrząc się na swoich nagich rodziców z zaciekawieniem.
— Obudziłaś syna — wymamrotał z wyrzutem Harry, wymownie spoglądając zielonymi ślepiami na roześmianą Annie.
— No teraz to już naprawdę musi z nami dzisiaj spać. — Rudowłosa wydęła wargi w słodką, smutną podkówkę i spojrzała na niego wielkimi oczami. — No spójrz na niego, sam teraz już nie zaśnie! Jaki on jest biedny...
Harry przeniósł wzrok ze smutnej minki Annie na Tuckera, i z powrotem, a potem wywrócił oczami i jęknął głośno.
— Ale TYLKO dzisiaj — uległ.
— Oczywiście, skarbie... — Annie zacisnęła wargi, wyraźnie rozbawiona.
Uśmiechnął się flirciarsko, słysząc, jak go nazwała.
Dla tego dźwięku totalnie warto rozbestwić tę kupę futra.
— Chodź tu bliżej, rozmasuję ci plecy — wymruczał cicho do ucha, delikatnie układając dłonie na talii Annie i powoli przyciągając ją do siebie.
— A Tucker będzie się patrzył?
— Musisz się przyzwyczaić, że od teraz zawsze ktoś będzie patrzył, Ann — zachichotał Harry. — Zwłaszcza Tucker.
Szczeniak, słysząc swoje imię, zaszczekał radośnie, nadal siedząc dupskiem na kafelkach i zamachał entuzjastycznie ogonem.
Annie, odchylając głowę i mrucząc cicho pod wpływem dłoni Harry'ego uciskających jej napięte mięśnie, zamruczała cicho i zachichotała na raz pod nosem. Lokaty brunet, uśmiechający się sam do siebie przysunął się bliżej rudowłosej i objął ją ramionami od tyłu. Ann poczuła namacalnie bliskość jego nagiego ciała, czując, że kryje się za nią tylko szaleńcza potrzeba kontaktu, a nie podtekst erotyczny, wywierający presję.
Tęsknił za nią tak strasznie, strasznie mocno...
Zadrżała, gdy czule ucałował jej kark, a golden obserwujący ich z podłogi przekrzywił łepek na drugą stronę, nadal zaciekawiony.
— Nasze życie robi się z dnia na dzień coraz bardziej szalone....— mruknęła cicho szarooka, chichocząc do siebie.
— Może to przez to, że w szalonym tempie spełniamy swoje marzenia? — odmruknął jej Styles, wymownie układając dłonie na jej podbrzuszu i, z uśmiechem na ustach, czule całując jej bark.
— Albo może to przez to, że nasz pies patrzy na nas błagalnie z podłogi, bo marzy o tym, żeby wskoczyć do tej wanny razem z nami? — Zachichotała.
— ANI SIĘ WAŻ, ANA.
Okej, dobra. Nie ukrywam, że miewam ostatnio kryzysy motywacyjne. Bardzo duże.
Dlatego potrzebuję od Was motywacji, Słoneczka.
Bardzo dużo motywacji.
Mam zaplanowaną główną fabułę, co prawda - jak to ja - ale ciśnie mi się na głowie milion pytań, na które tylko Wy możecie dać mi odpowiedzi.
Jakie dramaty chcielibyście, żeby się wydarzyły?
Czy jest jakaś myśl w historii Annie, jakieś marzenie, jakiś wątek, jakiś pomysł, o którym chcielibyście przeczytać, bądź - z racji tego, że był wcześniej poruszony - przeczytać więcej? Czy mieliście moment, że czytając Annie wytworzył Wam się w głowie własny obraz, pomysł, myśl? Jaki?
Czy dobrze jest, jak jest dobrze, czy wolicie czytać dramy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top