19

Annie westchnęła głośno i opadła na krzesło, spoglądając na zegarek. Dwudziesta trzecia. Zamoczyła wargi w gorącej herbacie i spojrzała na Cypriana, który pochylał się i nad laptopem, i nad gitarą elektryczną, którą opierał o swoje udo.

— Przerwa? — spytała prosząco, czując, jak od myślenia zaczyna ją boleć głowa. 

— Przerwa — przytaknął blondyn, przekładając pasek od gitary przez głowę i odkładając instrument na bok. — Chcesz wina? Albo piwa?

— Nie, dziękuję. — Rudowłosa pokręciła głową, podkulając nogi na fotelu.

— Nalewki babci? — Cyprian wyszczerzył się do Annie porozumiewawczo i zmarszczył brwi, zdziwiony, gdy ruda pokiwała przecząco głową. — Coś ci jest, że nie chcesz wiśniówki?

Annie prychnęła cicho pod nosem i zaczęła bawić się papierkiem doczepionym niteczką do saszetki z herbatą. Blondyn zmierzył przyjaciółkę wzrokiem i zamyślił się.

— Anastazja, powiesz mi w końcu o co w tym wszystkim chodzi? — spytał bystro, sięgając po swój kubek. — Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteś tu tylko po to, żeby zrobić porządek w rzeczach rodziców i Tosi. To nie jest główny powód, Ana.

— W istocie — przytaknęła niechętnie, gdy ją osaczył. Miętoliła papierek między palcami nerwowo, uciekając wzrokiem po ścianach garażu.

— Jesteś chora? Coś się dzieje? — dopytywał cicho, wpatrując się z nią z troską. — Anastazja, jesteś dla mnie jak siostra, do cholery. Wiem, jak wyglądasz, jak jesteś zakochana i wiem, jak wyglądasz, gdy coś cię dręczy. Widzę przed sobą obie te wersje jednoczasowo.

Nie odpowiedziała mu, na co jęknął sfrustrowany.

— O co się pożarliście? — zapytał wprost.

— Zdradził mnie, Cyprian — wyrzuciła w końcu na wydechu i patrzyła, jak w blondynie kotłuje się zdenerwowanie. — Uspokój się — napomniała go chłodnym tonem. — To nie jest takie proste, jak ci się wydaje... 

— Anastazja, kurwa mać! Zdrada nie ma drugiego dna. Albo się zdradza, albo się nie zdradza — wyrzucił rudej. — Rozumiem, że pofatygował się na nasze wypiździejewo osobiście, żeby przeprosić, a ty dałaś mu kosza, czy tak? — wybrzmiało hipotetyczne pytanie.

Annie wlepiła wzrok w sufit.

— Ana... — głos Cypriana zabrzmiał groźnie.

— Nie do końca — przyznała. — Właściwie, to bardziej w tę drugą stronę... 

— Przecież skoro zdradził raz, to zrobi to znowu — wyrzucił jej ironicznie. — Anastazja, ucz się chociaż na moich błędach. Nie rób tych samych głupot, co ja, proszę cię, dziewczyno... 

Annie słowa Cypriana uderzyły tak bardzo, że przez chwilę zakręciło jej się w głowie. Przełknęła głośno ślinę i poczuła, jak zaciska jej się krtań.

— To, że przyjechał na sam koniec świata jeszcze nic nie znaczy, sama doskonale wiesz... 

— Cyprian... — próbowała mu przerwać.

— Dam sobie rękę uciąć, że w poprzednich związkach też zdradzał, Ana. Ciebie to nie ominie, to nie był pierwszy i ostatni... — Blondyn kontynuował, nakręcony.

Annie zawirowało w głowie, gdy Bierzyński - zupełnie nieświadomie - pociągnął za ten aspekt zdrady Harry'ego, którego rudowłosa nie potrafiła przepracować w samotności. 

Styles i Tomlinson zdradzali się tylko po to, żeby zrobić sobie na złość. Co, jeśli to już nawyk? Co, jeśli - nawet, jeśli teraz Harry żałuje - w przyszłości historia zatoczy koło?

— Cyprian... — jej mina potwierdziła jego przypuszczenia.

— Naprawdę nie rozumiem, dlaczego po prostu go nie pogonisz, Ana... Nigdy nie zależało ci na sławie i na pieniądzach, bo znam cię od dzieciaka i wiem, że przed akurat tym będziesz uciekać. Więc nie rozumiem dlaczego po prostu nie dasz mu kopa w dupę i... 

— BO TO NIE JEST TAKIE PROSTE! — krzyknęła w końcu, sprawiając, że dał jej dojść do słowa. — Cyprian, doskonale wiesz, że mam takie samo zdanie, co ty. A przynajmniej... miałam... dopóki nie zostałam postawiona w tej sytuacji, co teraz... 

Bierzyński zapiął bluzę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wpatrując się w szare oczy Annie czujnie i oceniająco.

— Nic go nie usprawiedliwia — wyrzucił z siebie w końcu. — Zasługujesz na kogoś, kto da ci spokojne życie. I prywatność, Ana, zwłaszcza po tym, przez co przeszłaś dwa lata temu... A on... 

Annie zacisnęła wargi w wąską linię.

— A on zawiesił swoją karierę na co najmniej rok tylko po to, żeby naprawić wszystko to, co zepsuł — wyznała cicho, wchodząc mu w słowo i powodując szok na twarzy blondyna, który nerwowo poprawił okulary na nosie.

— Nadal nie chce mi się wierzyć że rozmawiamy o tym Harry'm Stylesie, międzynarodowej gwieździe i...  

— I o rozwodniku, który jedną trzecią swojego życia był w homoseksualnej relacji, a potem małżeństwie. O moim pacjencie, którego sama pierwszy raz podłączyłam do dializatora i o człowieku po świeżym przeszczepie nerki, którą podarował mu jego ex — uświadomiła Cypriana Annie, postanawiając wyłożyć karty na stół. — Cała ta sytuacja jest bardziej pojebana, niż ci się wydaje... 

Rudowłosa obserwowała, jak blondyn mruga powiekami, zszokowany. Walczył z szokiem dobrą minutę, zanim jego gardło pozwoliło mu wydobyć jakikolwiek dźwięk.

— Ty mówisz serio?

— A wyglądam, jakbym opowiadała dowcip? — Annie odstawiła kubek na bok, ironizując. 

— No dobra — po chwili ciszy Cyprian z powrotem przejął głos. — Nawet, jeśli wszystko to nie skreśla go jednoznacznie w twoich oczach to nadal nie usprawiedliwia go jakkolwiek. Może sobie być samą królową angielską, ale zdrada...  

— To miało podłoże psychiczne, Cyprian... — przerwała mu Annie. — W poprzednim związku był traktowany trochę jak emocjonalny worek treningowy, który dzielnie milczał i przyjmował na siebie wszystkie ciosy — zaczęła szeptem. — Rozstali się w ogromnym gniewie. Ten drugi zrobił coś, co przelało szalę goryczy tak bardzo, że Harry zwiał na drugi koniec kuli ziemskiej. Podpisali papiery rozwodowe na odległość, a on długo dochodził do siebie... — Annie podniosła wzrok na blondyna, który słuchał jej w ciszy. — I wiesz, nie znam go długo. Ale widzę po nim, że nadal tkwią w nim pewne demony, z którymi walczy. Tamtego dnia, gdy do tego doszło... po raz kolejny został zaszantażowany... I po raz kolejny przyjął na siebie cios, nie mając odwagi uciec, bo wiedział, że jego ex gotowy jest skrzywdzić mnie...  

Annie zamilkła na moment.

— To go nie usprawiedliwia.

— Fakt — przyznała szeptem, słysząc słuszne stwierdzenie. — Opamiętał się po chwili, ale nadal, tak, to fakt. Zdradził. Próbuję ci uświadomić, że to nie jest tak czarno-białe, jak myślisz... 

Cyprian prychnął głośno i cynicznie.

— Przestań go tłumaczyć, Anastazja — rzucił ostro.

— Nie rozumiesz.

— Rozumiem, bo sam byłem po tej stronie co ty, Ana. Wybaczyłem raz. Za drugim się spakowałem. Doskonale rozumiem to, co teraz robisz, bo ja też ją tłumaczyłem.

— Ja go nie tłumaczę, ja analizuję sytuację.

Cyprian spojrzał na rudą z powątpieniem i skrzywił się nieco.

— Zdrady się nie wybacza. Zasługujesz na kogoś lepszego, Ana... 

— To był błąd, Cyprian. Błąd, którego żałuje tak bardzo, że... 

— Aż tak dobrze go znasz, że to wiesz? — sarknął, spoglądając na Annie. — Anastazja, liczą się fakty. A faktem jest to, że cię zdradził. I, że robił to wcześniej. I, że zrobi to znowu.

— Tego nie wiesz — warknęła do przyjaciela nieco ostro.

— Oczywiście, że nie wiem — sarknął i wstał z fotela po to, żeby sięgnąć dwa żurawinowe piwa z lodówki przy wejściu.

— Mi nie bierz — napomniała go Annie.

— Nie przesadzaj, odwiozę cię rano. Piwo to puste kalorie, od jednego nie przytyjesz, a przyda ci się, bo kolację ledwo ruszyłaś.

— Cyprian, serio, nie chcę... 

Bierzyński zmrużył oczy i spojrzał nieco ostro w szare tęczówki.

— Co ominęłaś, Anastazja? — spytał bystro, groźnie krzyżując ręce na piersi. — Czego mi nie powiedziałaś? Powrót tutaj, załatwienie formalności, posprzątanie w domu, pomoc babci, zdrada Harry'ego — zaczął wyliczać — rozumiem wszystko, ale żadna z tych rzeczy nie jest na tyle nagła i druzgocąca, żebyś jebnęła wszystko i z dnia na dzień wróciła do miejsca, którego tak się boisz. Ze zdradą poradziłabyś sobie w Miami. Wiem, jak silna jesteś. — zauważył bystro.

Annie prychnęła cicho.

— Połącz kropki, Bierzyński. Jesteś bystry, wpadniesz na to sam — zapyskowała mu i upiła herbaty z kubka. Cyprian westchnął, zrezygnowany i odłożył jedną puszkę z napojem alkoholowym z powrotem do lodówki. Annie w tym czasie sięgnęła po starą gitarę klasyczną blondyna i zaczęła sprawdzać, czy instrument nadal stroi. Mężczyzna obserwował ją w ciszy, a potem zrezygnowany zerknął jeszcze do wnętrza maszyny chłodzącej.

— To co ci wyjąć? Sok pomarańczowy? Jabłkowy? Fantę? — spytał jeszcze, obserwując, jak przyjaciółka przerywa to, co robi i krzywi się mocno.

— Nie, na samą myśl o słodkich napojach chce mi się wymiotować — wymamrotała cicho. — Zostaję z gorzką herbatą, dzięki — posłała mu krótki uśmiech.

I wtedy Cypriana olśniło.

— Ana? — spytał niepewnie, siadając na krześle na kółkach i przysuwając się bliżej fotela, na którym siedziała.

— No?

Wyjął jej gitarę z rąk i oparł ją o ścianę.

— Jesteś w ciąży? — spytał prosto z mostu.

Annie zacisnęła wargi w wąską linię.

— No widzisz, mówiłam ci, że jesteś bystry — zażartowała, starając się rozluźnić napięcie, ale widząc zszokowane oczy blondyna, wiedziała, że średnio jej to wyszło. Westchnęła cicho. — Prawie drugi miesiąc, Cyprian — przyznała w końcu.

— O kurwa. — Blondyn zaklął cicho i wpatrywał się w przyjaciółkę, próbując otrząsnąć się z szoku. — On wie? — spytał w końcu bystro.

— Wie... — przyznała cicho Annie. — Nie ode mnie. Dowiedział się sam. Znalazł mnie sam. Namierzył mojego GPSa w telefonie, bo nikt nie chciał mu powiedzieć, gdzie dokładnie jestem... — wyznała cicho, kręcąc głową. — Dostał ode mnie w mordę dzisiaj... — przyznała słabym głosem.

Oczy Cypriana urosły do wielkości pięciozłotówek.

— Strzeliłaś mu w ryj? — Jego głos przesiąknięty był szokiem.

— Dwa razy...

— I co?

— Stwierdził, że mu się należało... 

Cyprian zarechotał szaleńczo.

— Nie wierzę... — wyszeptał i spojrzał w oczy Annie. — Musi cię kurewsko mocno kochać, Anastazja... 

— Skąd ta nagła zmiana zdania?

— Nie zmieniłem zdania. Nadal cię zdradził — uświadomił ją. — Sytuacja jest trudniejsza przez wzgląd na dziecko, ale nadal... 

— Cyprian, niektóre błędy bolą bardziej, niż byśmy chcieli, ale... 

— Ana, tutaj nie ma żadnego "ale".

— To gdzie według ciebie jest granica pomiędzy błędem, a marginesem, po przekroczeniu którego nie wybacza się tylko dlatego, że ktoś się pogubił? 

Cyprian wpatrywał się w nią badawczo przez moment.

— Ty też go kochasz jak pojebana — stwierdził cicho, wzdychając zrezygnowany. — Podjęłaś już decyzję, prawda...?

— To aż tak widać?

Wzrok blondyna powiedział jej wszystko.

— No kocham go, no... — jęknęła sama do siebie i schowała twarz w dłoniach. — Wróćmy może do nagrywania, bo nie skończymy do rana... — poprosiła blondyna cicho, krzywiąc się. Cyprian pokiwał głową i wybudził laptopa.

Siedzieli przez chwilę razem z Annie i odsłuchali to, co udało im się nagrać. 

— Brakuje mi tu gitary elektroakustycznej, Ana... — wymamrotał niepocieszony. — Bez niej to będzie takie... mało kompletne...

— Mój akustyk nie ma wejścia na piecyk — westchnęła cicho Annie, rozumiejąc, o co chodzi blondynowi. — Będzie słaba jakość. No i nie podepniemy ją ani pod looper, ani pod żadne efekty gitarowe, więc... — urwała w pół zdania, zamierając.

— Co ci?

Annie oblizała nerwowo wargi.

— Nic, zapomnij, że miałam tę myśl.

— Ana, potrzebujemy tej gitary... Nawet, jeśli będzie stara i chujowa, więc jeśli ktokolwiek w tej zapadłej dziurze przychodzi ci do głowy, to proszę... 

Rudowłosa poczuła, jak z nerwów niebezpiecznie mocno zaciska jej się żołądek.

— O czym pomyślałaś? — Naciskał blondyn, patrząc na nią błagalnie.

Annie wypuściła z siebie głośno powietrze, a na samą myśl serce zabiło jej mocniej w klatce piersiowej.

— Na dziewięćdziesiąt procent Harry ma ze sobą albo Martineza, albo Gibsona w hotelu — wyrzuciła cicho, wiedząc, że brunet nie ma w zwyczaju podróżować bez gitary. 

Cyprian obrócił gwałtownie głowę w jej stronę i rozchylił wargi w literkę "o".

— Nie wiem czy bardziej jara mnie myśl o gitarze za kilkanaście kafli, czy to, że serio o nim pomyślałaś i, że ta opcja wiąże się z tym, że go poznam, co nadal wydaje mi się być najbardziej abstrakcyjną myślą w całym moim życiu.

— Nawet o tym nie myśl...

— Dzwoń do niego!

Annie spojrzała na blondyna jak na idiotę.

— Nie.

— No weź, to tylko gitara... 

— Nie. Nie miałam w planach się do niego odzywać, Bierzyński. Muszę być twarda, do kurwy, niech się postara.

— Przywiezienie gitary do garażu przyjaciela swojej kobiety o godzinie bliskiej północy nie łapie się w "niech się postara"?

Rudowłosa jęknęła żałośnie i spojrzała ostro na blondyna.

— Zdajesz sobie sprawę z tego, że będzie chciał z nami tu zostać? I, że nie odpuści, nawet, jakby miał stać z psem pod bramą całą noc? I, że jeszcze przed chwilą brała cię kurwica na wzmiankę o nim?

— Czekaj... z psem? — spytał bystro, ignorując ostatnie pytanie rudej.

— Dostałam psa.

— No co ty?

— Na "nowy początek rodziny".

— Pierdolisz?

— Cyprian, on naprawdę będzie chciał tu z nami siedzieć... — uświadomiła go bystro Annie.

— Dodatkowa para rąk, zajebiście. W dodatku podobno umie śpiewać. Przy okazji sam ocenię, czy naprawdę zasługuje na to, żebyś mu wybaczyła — wyszczerzył się do rudej złośliwie. — Nie, żebym miał cokolwiek do powiedzenia... Za to naprawdę potrzebujemy tej gitary, Ana, no... 

— Ale...

— Dzwoń do niego. — Wcisnął jej w dłoń telefon i patrzył na nią wyczekująco.

— To nie jest dobry pomysł — wymamrotała, czując stresogenne łaskotanie w brzuchu na myśl o intensywnie zielonych ślepiach lokatego.

— Dzwoń — polecił jej ostro. — Ostatecznie tylko zostawi gitarę i sobie pójdzie.

Annie parsknęła śmiechem.

— Nie znasz Stylesa, Bierzyński...  

— Więc go poznam. Dzwoń.

Annie westchnęła głośno i drżącą dłonią odblokowała ekran komórki kodem.











Miałam tego nie wrzucać, ale odwlekam wszelkie deadline'y w czasie, więc... czemu nie?



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top