16
Harry szedł za Annie i rozglądał się po okolicy, marszcząc brwi. W ciszy obserwował, jak rudowłosa otwiera drewniane drzwi wejściowe kluczami i dopiero, gdy Ana zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech przed wejściem do domu, olśniło go.
Złapał ją za ramię, obrócił przodem do siebie i uniósł jej podbródek, zaglądając w szaroniebieskie oczy, za którymi tak strasznie tęsknił.
— Nie musimy tam wchodzić, Annie... Nie, jeśli nie jesteś gotowa...
W szarych tęczówkach zalśnił ból.
— Wybacz, Harry, ale gdybyś wszystkiego nie spierdolił, to mówiłbyś mi to wczoraj, gdy wchodziłam tu sama, pierwszy raz od wypadku — wyznała nieco sucho, sprawiając, że zakuło go w okolicy serca. Wyrwała się z jego uścisku, a potem otworzyła drzwi i weszła do środka przodem. — Nie ściągaj butów. Nie ogarniałam tu jeszcze, więc jest syf — zakomunikowała mu krótko i weszła wgłąb domu, kierując się do dużego salonu. Jednym ruchem zdejmowała z mebli ochronne, białe prześcieradła, które rzuciła niedbale pod schody, dla odmiany nie przejmując się składaniem ich.
Zajęła miejsce na fotelu i poczekała, aż Harry dołączy do niej po tym, jak już zamknie drzwi i rozejrzy się ciekawsko dookoła. Brunet usiadł naprzeciwko niej i spojrzał na nią wyczekująco.
Annie nie odzywała się przez moment, a potem wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie:
— Harry, pojawiasz się tutaj z kwiatami i masz nadzieję, że wszystko tak po prostu wróci do normy?
Styles zacisnął wargi i splótł razem swoje dłonie, żeby po chwili zacząć nerwowo wyłamywać palce.
— No, nie od razu... Nie rób ze mnie totalnego kretyna, Annie...
Rudowłosa wymownie strzeliła brwiami, nie mogąc się powstrzymać przed tym sarkastycznym akcentem, mówiącym, że, w istocie, ma go za kretyna. Harry nie skomentował tego gestu.
— Uciekłaś ode mnie... — zauważył cicho.
— Dla mojego dobra, Styles. I nie tylko dla mojego — odparła mu ostro.
Lokaty westchnął nerwowo i przeczesał dłonią włosy.
— Ana, wiem, że spierdoliłem wszystko. Ale chcę to naprawić nawet, jeśli zajmie to wieczność. Nie kłamałem, mówiąc, że traktuję nas poważnie. Nie kłamałem, mówiąc, że nigdy nie kochałem tak, jak kocham ciebie... jak kocham was... - wyznał, wpatrując się w Annie, która uciekała od niego wzrokiem. — Ann, dotarłem do ciebie tylko z pomocą Jeffa. Samuel nie chciał ze mną rozmawiać, Niall i Liam mijają mnie bez słowa, Gemma i mama nie do końca chcą współpracować, a...
— A czego się spodziewałeś, Harry? Wiesz, jaką cenę przyjdzie mi zapłacić za moje nerwy, jeśli...?
— Nam — poprawił ją. — Nam zapłacić, Ana... — wtrącił się miękko, a potem zrobił krótką pauzę. - Kochanie, to dziecko nie jest tylko twoje...
Jego chrypa, zdrobnienie, czułość w głowie i to cholerne, troskliwe i pełne miłości spojrzenie sprawiało, że zaczynała zapominać, że była na niego wkurwiona.
Opamiętaj się, Anastasia, na Boga.
— Będzie, jeśli będzie taka konieczność... — wyszeptała niepewnie, nadal na niego nie patrząc. Brwi Stylesa powędrowały ku górze w zdziwieniu i miał chwilę, w której spojrzał na kobietę przed sobą jak na wariatkę.
— Ana, zamierzam je wychować. Razem z tobą — uświadomił ją cicho. — Jeśli to nie było dla ciebie oczywiste, to lepiej...
— Nie, Harry, nie było. — Annie ostro weszła mu w słowo w połowie zdania. — Nie było, bo mnie zdradziłeś. Rozumiesz? — Głos załamał jej się nieco nieposłusznie, odkrywając namiastkę bólu, jaki w sobie dusiła. — A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie miałeś odwagi powiedzieć mi o tym sam...
Styles zagryzł dolną wargę boleśnie.
— Przepraszam... — Podniósł wzrok na szare tęczówki. — Tak strasznie cię przepraszam...
Annie skinęła głową, ale na przeprosiny nie odpowiedziała.
— Tak kurewsko mocno tego wszystkiego żałuję... Gdy cię straciłem, gdy patrzyłem, jak odchodzisz... Świat mi się zawalił, Annie. Nie dbałem o to, komu podpadnę i ile będę musiał zapłacić za to, żeby dotrzeć do ciebie za wszelką cenę... Mój świat bez ciebie jest niekompletny. I nie chcę go takiego... — wyznał cicho. — Dni, w których już wiedziałem, że we dwoje jesteście na drugiej stronie kuli ziemskiej, obarczeni tym, że zdrowotnie nie wszystko jest w porządku i ze świadomością, że nie ma mnie obok, gdyby coś się wydarzyło... — urwał, gdy załamał mu się głos. — To był najgorszy czas mojego życia. Załamanie nerwowe po rozejściu z Louisem nijak się do tego ma, Ana...
Zacisnął mocno wargi, a potem podniósł się na nogi, ominął stolik kawowy, który ich od siebie dystansował i ukucnął przed fotelem, na którym Annie podwinęła nogi pod siebie.
— Ana, skarbie, spójrz na mnie, błagam... — wychrypiał cicho, spoglądając na nią z dołu zaszklonymi oczami. Spoglądał na nią z miną zbitego psa, widząc, jak Anastasia przed nim stara buntować się na pokaz. Przeniosła na niego wzrok dopiero po długim momencie. — Torturuj mnie tyle, ile uważasz za słuszne. Dam ci tyle czasu, ile tylko potrzebujesz. Dam ci całą wieczność... — wyszeptał, a głos załamał mu się nieposłusznie. — Tylko błagam, nie odcinaj mnie od siebie... Nie teraz. Potrzebuję cię. A ty potrzebujesz mnie, Ana...
Annie uniosła jedną brew ironicznie, słysząc ostatnie zdanie.
— No dobra, udowodniłaś mi, że jesteś dzielna i, że wcale mnie nie potrzebujesz — przyznał, w zabawny sposób starając się powstrzymać się przed wywróceniem oczami. — Wiem, że zawsze jesteś w stanie poradzić sobie sama, Ana. Mówiłem ci, że jesteś silniejsza, niż myślisz, maleńka — wyszeptał i nieśmiało sięgnął swoją dłonią jej dłoń. Pogładził ją opuszkiem kciuka po kostkach i odetchnął z ulgą, gdy nie wyrwała swojej ręki z uścisku. Uśmiechnął się delikatnie, sam do siebie, czując, jak zbiera mu się na płacz.
Czuł się, jakby właśnie pokonał kamień milowy tą malutką rzeczą.
— Jak się jechało z Berlina...? — spytał cicho, nagle zmieniając temat i z powrotem wwiercając się w szare tęczówki. Annie uniosła nieznacznie brwi, słysząc pytanie.
— Okropnie... — wyszeptała krótko.
Z całych sił powstrzymał się przed tym, żeby nie prychnąć pod nosem, rozbawiony. Przygryzał policzek od wewnątrz w miejscu, gdzie piekła go przerwana skóra po rozgryzieniu, które sam sobie zafundował w chwili, w której zarobił od niej w twarz. Mimo to, nadal rozczulała go niesamowicie. I nadal nie cofnęła ręki.
— Ana, pozwól mi być przy tobie. Najbliższe miesiące będą trudne, ale magiczne, dobrze o tym wiesz... — zacisnął wargi nerwowo. — Błagam cię, nie odcinaj mnie od siebie...
— Jak ty sobie to wyobrażasz, Harry? — sarknęła, wyrywając dłoń z jego dłoni i wierzchem ręki ścierając łzy z mokrych policzków. — Że co? Że teraz tak po prostu pozwolę ci być obok, że z dnia na dzień odpracujesz stracone zaufanie? Że wrócimy do Miami, żebyś mógł pracować, a...
— Ana, zawiesiłem karierę, jak tylko dowiedziałem się o ciąży... — wyznał jej szeptem, przerywając jej.
— Co? — Nie potrafiła zamaskować szoku.
— Wstępnie na równy rok. Jeśli będzie trzeba, to na trochę dłużej... — westchnął. — Będzie co prawda kilka okazji w roku, w których będę musiał pokazać się publicznie, ale trasa, płyta i całe to szaleństwo musi poczekać. Nie ma teraz rzeczy ważniejszej od was...
Jego cichy, zachrypnięty głos odbijał się od ścian, a Annie miała wrażenie, że to jej się śni.
Naprawdę to zrobił?
— Nie będę pracował i jeździł po świecie, jak ty będziesz sama w domu w takim czasie. Musimy się oboje na to wszystko przygotować, musimy ułożyć nasze życia i podjąć pewne decyzje, Anastasia... I nie mam zamiaru omijać porodu, pierwszych miesięcy po narodzinach, i... — zagryzł dolną wargę, widząc, jak Annie wpatruje się w niego zszokowana, z rozchylonymi wargami. — Ana, ty naprawdę nie sądziłaś, że po tym, co odjebałem, wezmę odpowiedzialność za to dziecko, prawda...?
— W istocie — przyznała ledwo słyszalnie, powodując, że zabolało go w klatce piersiowej pod wpływem tej szczerej odpowiedzi.
Auć...
Skrzywił się lekko i niebezpiecznie zadrżała mu dolna warga, jednak nadal nie podniósł się z klęczek.
— Harry... — zaczęła powoli Annie, przecierając twarz dłońmi na fotelu. — Przyznaję, że mnie zaskoczyłeś. I tak, nie spodziewałam się tego. Nie po tym... jak... no... — westchnęła głęboko i spojrzała w szmaragdowe oczy, na widok których miękły jej nogi. — I powiem ci wprost: nie wiem, co mam robić...
Styles oblizał nerwowo wargi, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego.
Czuł się, jakby czekał na wyrok.
— Po prostu nie wiem... Ciąża to jedno, Harry. A to, że mnie zdradziłeś, to drugie... — wyszeptała cicho. — I o ile przez wzgląd na to pierwsze jestem w stanie nagiąć wiele swoich postanowień dla dobra nie tylko dziecka, tak przez wzgląd na to drugie... nie wiem, czy powinnam w ogóle z tobą rozmawiać... — wyznała. — Nie przerywaj mi teraz, proszę - dodała, widząc, jak otwiera usta, chcąc coś powiedzieć. — Nie wiem, ile czasu zajmie mi zaufanie ci w ogóle, nie wspominając o odbudowie tego bezgranicznego zaufania, którym cię darzyłam, a które spaprałeś...
Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, dziękując sobie, że siedzi, bo zakręciło jej się w głowie.
— Nie będę ci utrudniać obecności przy mnie, Harry. Ale nie wiem, kiedy wrócę do Miami. Na ten moment śpię u babci, a mam w planach na dniach przenieść się tutaj i uporządkować cały ten dom i stos rzeczy, jaki jest na tej wielkiej powierzchni. I nie będę ci bronić być obok mnie. Ale na tę chwilę nie mieszkasz ze mną, Harry — wydusiła, patrząc w jego oczy. — Nie jestem gotowa na przebywanie z tobą całą dobę i nie wiem, kiedy będę. Nie wiem, ile czasu zajmie odbudowanie zaufania i tego, że przy nikim nie czułam się tak bezpiecznie, jak przy tobie. Bo samo to, że cię kocham, tutaj nie wystarczy, Styles...
Harry zamrugał gwałtownie, nie chcąc się rozpłakać.
Kocha go.
Nadal go kocha.
Raz jeszcze nieśmiało sięgnął po jej dłoń, a Annie raz jeszcze jej nie cofnęła.
— Gdzie się zatrzymałeś...?
— W hotelu obok rynku i urzędu, tak mi się wydaje. Zbyt wielu opcji noclegu to wy tutaj nie macie — odpowiedział cicho i zmarszczył brwi, jak dostrzegł, że po twarzy Annie przetacza się najpierw znak, że analizuje coś intensywnie, a potem ślad zdziwienia i krótkiego wkurwienia. — Wszystko w porządku? — spytał niepewnie, nie rozumiejąc o co chodzi.
Annie skinęła głową szybko, rozumiejąc, czego dokładnie Cyprian jej wczoraj nie powiedział, a miał zamiar jej powiedzieć.
Frajer widział auto Stylesa, gdy jechał po nią samochodem, bo jedyna droga z domu jego rodziców prowadzi obok tamtego parkingu.
Zadusi go żywcem.
— Wracając, Harry... Nie wiem, ile czasu tu zostanę. Nie wiem, ile czasu będę potrzebować. I nie wiem, ile czasu zajmie ci odbudowanie tego, ale wiem tyle, że trochę to potrwa. I, że nie będziesz miał tak łatwo, jak w Miami, w styczniu, gdy zaczynaliśmy z czystą kartą — oświadczyła mu i obserwowała, jak posłusznie skinął głową, przyjmując na klatę jej słowa.
To brzmiało jak szansa, prawda?
— Ja nie będę ci niczego utrudniać. Potrzebuję czasu. Reszta jest w twoich rękach — wymruczała, pomiędzy słowami przekazując mu wiadomość, brzmiącą "nie spierdol tego". — Czas, Harry. Dajmy sobie czas, a życie pokaże, co będzie dalej. Nie chcę podejmować żadnych poważnych decyzji na tę chwilę.
Niech się nabiega, chłopak.
Lokaty raz jeszcze skinął głową i sięgnął dłonią policzka rudowłosej, żeby opuszkiem kciuka wolnej ręki przesunąć po jej skórze. Wzdrygnęła się pod wpływem tego aktu czułości, bo nie spodziewała się, że się na to zdobędzie.
— Dziękuję... — wyszeptał.
Annie nie odpowiedziała, wlepiając wzrok z ich splecione dłonie.
Pozwoliła mu dzisiaj na więcej, niż zamierzała mu pozwolić.
— Jak się czujesz...? — spytał miękko i troskliwie, a jej ciało zadrżało pod wpływem jego zachrypniętego głosu. Annie skrzywiła się nieco.
— Nie jest źle. Najgorzej jest z samego rana... — odpowiedziała cicho, wspominając dzisiejszy poranek.
— Mdłości? — spytał hipotetycznie, a gdy skinęła głową schylił się, żeby wargami złożyć delikatny pocałunek na kostkach jej dłoni. Nie był w stanie posunąć się dalej.
Badał teren.
Podniósł na Annie zielone ślepia i uśmiechnął się niemrawo.
I nagle uderzyła go myśl, że nigdy nie wybaczy sobie tego, że nie było go przy niej od samego początku ciąży.
Wciągnął głośno powietrze do płuc, chcąc zapanować nad ściśniętą krtanią, ale nie udało mu się to. Oparł czoło o udo Annie i rozpłakał się, klęcząc przed nią.
— Tak strasznie cię przepraszam, maleńka... — jego głos był zniekształcony przez płacz. I, gdy poczuł, jak Annie, po chwili wahania, wplata dłoń w jego loki, żeby zacząć głaskać go uspokajająco po głowie, rozpłakał się jeszcze mocniej, nie mogąc uwierzyć, że nareszcie ma ją obok.
SPOILER ALERT: PIES BĘDZIE W KOLEJNYM 😂❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top