149

Dzień przed sylwestrem Annie obudziła się z bolącym gardłem, zatkanymi zatokami i bólem głowy. Gdy otworzyła oczy, jej męża nie było obok. Słyszała przez sen, jak wstał po piątej rano, żeby ukołysać płaczące bliźniaczki, które rozpłakały się przeraźliwie mocno. Nawet Gemma i Anne nie dały rady sprostać temu kryzysowi, więc Harry sam postanowił ruszyć z odsieczą.

Annie przeciągnęła się jak kotka i chwyciła swoją komórkę, leżącą na szafce nocnej. Zmarszczyła brwi, gdy tylko spojrzała na podświetlony ekran. Miała trzy nieodczytane wiadomości od Gemmy. Odblokowała telefon i napisała blondynce, że już nie śpi. Cisnęła telefonem w pościel i potarła zamknięte powieki, wzdychając ciężko. Czuła, że rozkłada ją przeziębienie.

Siostra Stylesa potrzebowała zaledwie trzech minut, żeby wpaść do sypialni młodego małżeństwa bez pukania. Rudowłosa podniosła na nią oczy i zmarszczyła nosek, widząc bladą twarz Gemmy.

— Co się dzieje, Gem? — spytała bardzo zachrypniętym głosem.

Usłyszała, jak mówi, odkaszlnęła i podniosła się do siadu z grymasem na twarzy.

— Coś ty taka zachrypnięta? — Gemma zmarszczyła brwi i wpakowała się na łóżko Annie, siadając na jej pościeli.

— Chyba mnie przewiało, jak wczoraj rano wyszliśmy z Harrym na spacer po plaży z Tuckerem... — mruknęła ruda, lustrując twarz Gemmy. — Wyglądasz tak źle, bo moje dzieci dały ci popalić w nocy, czy dzieje się coś innego? — spytała powoli Annie.

Blondynka  naciągnęła rękawy cienkiego, plecionego swetra na dłonie, podciągając nogi do klatki piersiowej i zacisnęła wargi w wąską linię.

— Gemms, martwię się — mruknęła Annie, zakładając sobie koc na odkryte ramiona i spoglądając w wielkie, zielone oczy starszej z rodzeństwa Stylesów. — Widzę, co się dzieje. Widzę, jak się śmiejesz w towarzystwie, ale jednocześnie starasz się zdystansować od Michała i uciekasz od niego, jak zostajecie sami...

Gemma  westchnęła ciężko.

— Harry też już zauważył, że coś nie gra, ale nie chce na ciebie naciskać... — dodała cicho Annie, wywołując parsknięcie Gemmy.

— Wiem. Próbował ze mną porozmawiać, ale powiedziałam mu, że wolę przyjść z tym do ciebie. Siedzi na dole z dziewczynkami i z ukulele, wyjąc do księżyca...

Annie roześmiała się dźwięcznie, a potem zakaszlała w kołdrę, krzywiąc się.

— Nie rozśmieszaj mnie, bo się uduszę. I doniosę twojemu bratu, że nie doceniasz jego talentu wokalnego — wyszczerzyła się, a potem spytała z troską: — Jak mogę ci pomóc, Gem?

Gemma wzięła głęboki oddech i głośno przełknęła ślinę.

— Ann... bo...

Annie uniosła brwi pytająco.

— Bo... chyba coś jest nie tak...

Ruda patrzyła na farbowaną blondynkę cierpliwie, próbując rozgryźć, o co jej chodzi.

— Coś z Michałem?

— Pośrednio...

Anastasia ściągnęła brwi, widząc zaszklone oczy Gemmy.

— Mieliśmy spięcie przed wylotem do was. Bardzo duże spięcie — wyznała w końcu powoli. — Poszło nam o plany na przyszłość. Mish ma potrzebę planowania wszystkiego, Ana... Wszystkiego. A...

— A ty cierpliwie czekasz i masz już dość — dokończyła rudowłosa, widząc minę szwagierki..

Gemma skinęła głową.

— Sama wiesz, Ann, że nie jesteś w stanie zaplanować całego życia...

Annie parsknęła śmiechem.

— Noo, ja i twój brat powinniśmy dostać nagrodę nobla z planowania, definitywnie — sarknęła, sprawiając, że Gemma uśmiechnęła się odrobinę. — Wychodzi nam to przednio.

— Ja rozumiem, że Mish ma swoją wizję i nie chce się spieszyć, ale... — urwała, wahając się.

— Ale?

— On nawet boi się ze mną o tym rozmawiać. O tym, co będzie, jeśli okaże się, że z jego planu nici...

— Może się boi, że zepsujesz niespodziankę? — spytała z nadzieją Annie, starając się podnieść blondynkę na duchu.

Ku jej zaskoczeniu, Gemma parsknęła pod nosem ironicznie.

— Uwierz mi, Ann, jeśli ktoś ma coś zepsuć, to jestem to ja...

Annie ściągnęła brwi, nie rozumiejąc.

— O czym ty mówisz?

Gemma schowała twarz w dłoniach, siadając po turecku.

— Ann... bo... bo ja chyba jestem w ciąży...

Annie rozchyliła wargi ze zdziwienia.

— Chryste, Gem, to cudownie! — Rudowłosa doskoczyła do panny Styles, niezdarnie wygrzebując się z pościeli i obejmując ją mocno. Gemma ułożyła się w objęciach Annie, pozwalając sobie na cichy szloch. — I czemu płaczesz, głupku? Przecież to wspaniała wiadomość!

— Nie dla Michała — pociągnęła nosem, wtulając twarz w koszulkę Annie.

— Nie bądź niemądra, słońce... Robiłaś test? Potwierdziłaś to?

Gemma pokręciła przecząco głową.

— Chcesz zrobić go teraz? — spytała cicho ruda, tuląc do siebie bladą blondynkę. — Skoro Harry pilnuje dziewczynek, to mamy chwilę spokoju...

— A masz jakiś niewykorzystany? — Słaby głos Gemmy dobiegł uszy Annie.

— Samuel wsadził kilka opakowań do szafki pod blatem w łazience.

Gemma odsunęła się od rudej i spojrzała na nią z uniesionymi brwiami.

— "Kilka opakowań"? — dopytała, myśląc, że się przesłyszała.

— Sammy uwielbia dramatyzować. W końcu dostaliśmy od niego czterysta prezerwatyw na gwiazdkę — Anastasia wymownie przewróciła oczami, a Gemma nie potrafiła powstrzymać głośnego śmiechu. — Zrób ten test, Gem. Raz, dwa. I uśmiechnij się, błagam... — pogoniła ją, spychając ją z łóżka i pokazując jej drzwi do łazienki.

W czasie, gdy Gemma zniknęła za drzwiami, Annie wpadła do garderoby i założyła na siebie dresy i grubą, wyścieloną milusim polarem bluzę Harry'ego. Ukradła mężowi parę puchatych, różowych skarpetek i wróciła do sypialni, żeby odsłonić zasłony i uchylić okno, aby wpuścić świeże powietrze do pomieszczenia. Odkaszlnęła, chąc pozbyć się dokuczliwego uczucia zaciskającego się, suchego gardła i podeszła do przesuwnych drzwi prowadzących do łazienki, żeby zapukać w nie delikatnie.

— Gem, wszystko gra? Mogę wejść?

— Tak...

Annie przesunęła drzwi i od razu odnalazła postać Gemmy,  która siedziała ławeczce tuż obok wielkiej wanny. W dłoni ściskała kawałeczek plastiku. Drżała jej ręka, a twarz miała niemalże kredowobiałą. Rudowłosa kucnęła przed blondynką i spojrzała na nią badawczo.

— Nie wyglądasz dobrze, Gem...

Gemma przełknęła głośno ślinę.

— Dwie kreski... — mruknęła słabo.

— Och, Gem... — Annie uśmiechnęła się mimo wszystko i usiadła na ławeczce obok niej, żeby przytulić szwagierkę mocno. — Nie panikuj. Wszystko się ułoży, zobaczysz... Przecież Michał kocha cię nad życie...

— Wścieknie się — mruknęła niemrawo panna Styles.

Annie ściągnęła brwi i zrobiła zdziwioną minę.

— Michał?

— Nie. Harry.

Rudowłosa parsknęła śmiechem pod nosem.

— Nim się nie martw. Ugłaskam go — wyszczerzyła się.

— I tak wpadnie w furię — pociągnęła nosem Gemma.

— Przecież nie będzie zły na ciebie, Gem. Daj spokój... On sam zmajstrował bliźniaczki przed zaręczynami i naszym ślubem — przypomniała jej bystro.

— Na mnie nie będzie zły. Wścieknie się na mojego faceta, który dostał od niego zgodę na oświadczyny ponad pół roku temu, i to po serii poważnych rozmów. Harry się wkurwi, że Mish zrobił mi dziecko, zanim znalazł w sobie odwagę na poproszenie o moją rękę...

Annie przytuliła Gemmę mocniej.

— Gem, zostaniecie rodzicami. Wiem, że to strasznie abstrakcyjne i trudne, i może nie planowaliście tego dokładnie w tym momencie, ale sami zobaczycie, że to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaka wam się przydarzyła. Nie smuć się, otrzyj smarki, uśmiechnij się i weź się w garść, Gemms. Nie powinnaś się denerwować i mazać. Wszystko się ułoży. A moim mężem się nie przejmuj. Wiesz, że ma tendencje do strzelania fochów...  — mruczała Annie, głaszcząc plecy blondynki. Cmoknęła czubek głowy dziewczyny z chichotem, dodając: — Jeśli chcesz, na razie to będzie nasza tajemnica. 

Gemma pokiwała prosząco głową i westchnęła ciężko.

— Nasza i mamy. Myślę, że podejrzewała to już od jakichś dwóch tygodni...

Annie mimowolnie zachichotała.

— Radar mamusi Twist jak zawsze w formie...

— Żebyś wiedziała... — Gemma pokręciła głową i zaczesała rozpuszczone włosy w tył. -- Daj mi moment, siostra — szepnęła do Annie. — Przemyję twarz wodą, wyrzucę to — tutaj wskazała na test, który ściskała w dłoni — ogarnę się i zejdziemy na dół. Okej?

Rudowłosa pokiwała głową i zostawiła blondynkę samą, dając jej moment na dojście do siebie. Gdy Gemma z powrotem pojawiła się w sypialni, wyglądała już odrobinę lepiej. Związała włosy, a jej buzia nabrała odrobiny kolorów.

— Mam nadzieję że mój wścibski braciszek nie zorientuje się tak szybko — mruknęła odrobinę sarkastycznie, uśmiechając się porozumiewawczo do Annie.

— Spokojnie. Ode mnie się nie dowie. To on jest paplą w tym małżeństwie, a nie ja — obiecała z szerokim uśmiechem. — Chodź, czas przerwać wycie do księżyca, bo moje córki będą miały traumę psychiczną.

Gemma roześmiała się opętańczo, słysząc złośliwą ripostę bratowej.

— Jesteś lepszym Stylesem tego małżeństwa.

— No raczej, że jestem — zaśmiała się złowieszczo ruda, otwierając drzwi sypialni. — Chodź, Gem. Jadłaś coś dzisiaj? Marzę o jajecznicy i gorącej kawie.















































Tego samego wieczora Harry i Annie leżeli objęci na salonowym narożniku, zawinięci w jeden koc. Na podłodze, tuż przy kanapie, na jednej macie leżały Antoniette i Dottie, gaworząc cicho. Styles objął małżonkę od tyłu i czubkiem nosa wodził po jej policzku, skroni i uchu, zupełnie nie skupiając się na tym, co dzieje się dookoła. Rudowłosa za to miała idealny widok na uśmiechające się do rodziców córki, które machały piąstkami, próbując dosięgnąć zabawek wiszących nad ich główkami.

Styles z uśmieszkiem na ustach połaskotał policzek małżonki czubkiem swojego nosa i mruknął jej na ucho:

— Są tak piękne, że czasem aż nie wierzę, że są nasze — stwierdził, spoglądając na malutkie bliźniaczki, ubrane w świąteczne śpioszki.

Gemma i Michał położyli się spać szybciej (a przynajmniej taka była oficjalna wersja), a mama Twist krzątała się po kuchni, bo Harry'emu zamarzyło się ciasto czekoladowe. A Anne, jak to Anne, nie potrafiła odmawiać najukochańszemu synowi.

Samuelowie, Niall, Julia i Adele przenieśli "alkoholową część wieczoru" do Smitha, sprawiając, że w domu Stylesów nareszcie zapanowały spokój i cisza, przerywana tylko cichym dźwiękiem filmu wyświetlanego na plazmowym telewizorze. Na stole paliła się ulubiona świeczka zapachowa Harry'ego, a telefony młodego małżeństwa zostały wyciszone i odrzucone na bok, aby nikt im nie przeszkadzał. Annie postawiła na swoim i włączyła swoją ulubioną część przygód Harry'ego Pottera, a Styles zgodził się na to tylko pod warunkiem spełnienia jednej ze zboczonych obietnic, które chodziły mu po głowie.

Cóż, w mniemaniu Annie, "Harry Potter" wart był tego szantażu.

Harry wplótł dłoń w loki małżonki, skradając jej całusa ze skroni. Splótł razem ich nogi i zadziornie pociągnął za jeden z loczków Annie, chichocząc pod nosem. Widział, że usilnie stara się śledzić losy bohaterów na ekranie, a jednocześnie walczy z ciężkimi powiekami. Zrobiła się senna.

— Mąż, przeszkadzasz mi. Nie mogę się skupić na filmie. — Rudowłosa zwróciła mu uwagę szeptem, fukając na niego z irytacją.

— Oj, jak mi przykro... — mruknął z udawanym współczuciem i przejęciem. — Myszko, ty zaraz mi tu zaśniesz...

Annie syknęła na niego karcąco, gdy wsunął dłoń pod jej bluzę i złośliwie wsadził palec wskazujący pomiędzy jej żebra, próbując zwrócić na siebie uwagę.

— Wcale nie śpię — zaprotestowała natychmiastowo.

— No dobrze, już dobrze... — wyszeptał niewinnie i poprawił koc w okolicy ud Annie, dokładniej otulając ją puchatym materiałem. — Oglądaj...

Zmarszczył brwi, gdy po raz kolejny w krótkim czasie zadrżała w jego ramionach.

— Zimno ci, słońce? — spytał troskliwie, przykładając wargi do jej skroni, żeby sprawdzić, czy nie ma podwyższonej temperatury.

— Dziwnie się czuję od samego rana. Chyba mnie przewiało... — mruknęła cichutko, ciaśniej okrywając się kocem pod szyją. — Drapie mnie w gardle i jakoś tak mi zimno...

Harry westchnął i podniósł się na łokciu, sięgając po pilota do telewizora. Ignorując protestujące jęknięcie małżonki, włączył przycisk pauzy i zatrzymał film.

— Chodź, misia. Odciągnęłaś mleko na noc dla tych małych klusek, no nie? Zaniosę cię do łóżka i zrobię ci aspirynę — zarządził. Napotkał jej ostre, buntownicze spojrzenie i dodał, ubiegając ją: — Ani waż się ze mną kłócić. Idziemy, jeśli chcesz jutro nadawać się do życia. A przypominam ci uprzejmie, że jutro opijamy naszego pierwszego, wspólnego sylwestra. Więc lepiej współpracuj, złośnico.

Annie przewróciła teatralnie oczami, dając mu do zrozumienia, że i tak wie swoje.

— Mamuś, zerkniesz na dziewczynki? Położę Anę i wrócę do nich! — krzyknął w stronę kuchni, w której mama Twist wrzucała właśnie dwie blachy ciasta do piekarnika.

— Już do nich idę! — odkrzyknęła z uśmiechem i zmarszczyła brwi, widząc bladą twarz Annie z daleka.

Harry, nie czekając na dalsze instrukcje mamy, wziął rudowłosą na ręce razem z kocem, w który była owinięta i podreptał w stronę schodów.

— Ale wiesz, że nadal mogę chodzić? — spytała go ruda cicho, gdy wdrapywał się po stopniach na piętro.

— Ewidentnie źle się czujesz — postawił diagnozę. — Marudzisz więcej, niż zwykle.

— Też cię kocham, Styles — sarknęła z chrypką w głosie i wtuliła się w niego, zamykając oczy.

Piekły ją spojówki, w gardle czuła nieprzyjemny smak wydzieliny z zatok, dokuczał jej pulsujący ból głowy, a do tego dusił ją suchy kaszel. Jeśli miała wybierać, to w takim stanie zdecydowanie wolała się do niego przytulić, niż do niego pyskować.

Harry ułożył ją w łóżku i sprawnie pomógł jej się przebrać w ciepłą, polarową piżamę w renifery, którą dostała na tegoroczną gwiazdkę od Gemmy. Obie uwielbiały ciepłe, mało wyjściowe ubrania do spania.

— Leki są w apteczce koło lustra? — spytał hipotetycznie, całując jej czoło i nakrywając ją kołdrą po same uszy.

Annie skinęła głową, zamykając oczy. Harry zgarnął dużą szklankę, która zawsze stała po jego stronie łóżka i wszedł do łazienki, aby odnaleźć lek w apteczce i rozpuścić go w ciepłej wodzie z kranu.

I wtedy to się wydarzyło.

W trakcie, gdy Harry rozpuszczał aspirynę, Annie prawie udało się zasnąć. Nie sądziła, że jej stan był aż tak zły. Jak przez mgłę dochodził do niej dźwięk otwieranego plastikowego pojemniczka z tabletką musującą, a potem dźwięk rozrywanego papierka. A potem na chwilę zapadła cisza. Rudowłosa, na wpół śpiąc, nawet nie dostrzegła, że brak dźwięków zza ściany przedłuża się niepokojąco mocno.

— ANA?

Zmusiła się do otwarcia oczu i zmarszczyła brwi, rozumiejąc, że w łazience Harry przed chwilą krzyknął. Podniosła się do siadu i walczyła z falą dreszczy, jaka przetoczyła się przez jej ciało, gdy zdjęła z siebie kołdrę. Było jej piekielnie zimno, ale mimo to wyszła z łóżka i podreptała w stronę łazienki, czując, jak się trzęsie.

Jej oczy urosły dwukrotnie, gdy zrozumiała, że Harry stoi przy blacie z dodatnim testem ciążowym w dłoni.

Podniósł na nią wielkie, przerażone ślepia.

— Och, kurwa... — sapnęła, czując, jak chwilowo zapomina o swoim złym samopoczuciu.

Musiał wyrzucać papierek po aspirynie do śmietnika i znalazł dowód po porannym badaniu Gemmy.

— Jesteś w ciąży? — spytał wprost, ze strachem.

Wyglądał, jakby nie bardzo wiedział, czy ma być przerażony, czy ma się cieszyć. Dziewczynki nie miały jeszcze trzech miesięcy, a opiekowanie się nimi było jazdą bez trzymanki. Ponad to, lekarze mówili im, że na kolejne dzieci nie mają co liczyć, a dodatni test może oznaczać co najwyżej kolejne, poważne problemy zdrowotne rudowłosej.

Zwłaszcza, że ryzyko przy kolejnej ciąży było ogromne na każdym jej etapie: już przy pierwszym porodzie Styles o mały włos nie stracił i córek, i samej Annie.

Sumował w głowie wszystkie fakty i miał milion myśli na sekundę.

Powinien się cieszyć, czy płakać?

— Nie, Harry — zaprzeczyła od razu, wstrzymując powietrze w płucach. — To nie jest moje.

Styles zmarszczył brwi.

— Ale jest w naszym śmietniku — zauważył bystro, choć nie posądzał jej o kłamstwo. Po prostu czuł, że nie mówi mu wszystkiego.

Annie zacisnęła wargi w wąską linię.

— Nie rozumiem. To po co robiłaś test? I czemu on jest dodatni?

Spojrzał na nią badawczo, oczekując wyjaśnień. Annie próbowała przeciągać moment odpowiedzi w czasie, starając się nie wydać tajemnicy Gemmy.

— Ana, to nie jest zabawne...

— To nie jest mój test, Hazz... — powtórzyła z rezygnacją, głośno wypuszczając powietrze z płuc.

Oparła się plecami o futrynę, bo zakręciło jej się w głowie.

Harry spojrzał na nią, skonfundowany.

— Więc czyj? — drążył, nie chcąc odpuścić. W jednej dłoni ściskał kawałek plastiku, a drugą sięgnął po szklankę, w której aspiryna zdążyła się już rozpuścić. — Do dna — polecił jej cicho, nadal czekając na odpowiedź. — Ana, błagam, wyjaśnij mi to, bo mam już milion scenariuszy w głowie i zaraz albo dostanę udaru, albo zwariuję.

Annie chwyciła szklankę i spojrzała w zielone oczy.

— Kochanie, obiecaj mi, że się nie wściekniesz... — poprosiła go słabym głosem i obserwowała, jak w ekspresowym tempie układa puzzle w swojej głowie.

Raz jeszcze spojrzał na test, potem w oczy małżonki i zrozumiał. Jego szmaragdowe ślepia urosły ze zdziwienia i rozchylił wargi z wrażenia.

Moja Gemma jest w ciąży?

Winna mina Annie i jej zaciśnięte wargi odpowiedziały mu na pytanie bez słów.

— To dlatego chodziła taka przybita? — dopytał, czując, jak jego wnętrzności zaczyna łaskotać wściekłość.

Cisnął kawałkiem plastiku z powrotem do śmietnika, umył ręce i odetchnął ciężko, warcząc pod nosem i  przemywając twarz zimną wodą.

— Pij tę aspirynę, kochanie i kładź się spać — zwrócił się do Annie tonem, którym starał się maskować to, jak wściekły jest. Był czuły, przejęty i spokojny.

— Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego durnego, Hazz... — Spojrzała na męża wielkimi, szarymi oczami, starając się wymóc na nim spokój i opanowanie.

— Obiecuję — mruknął uspokajająco i podszedł do niej, żeby objąć ją ramieniem w talii i polecić jej raz jeszcze: — Zeruj to paskudztwo. No już. — Stuknął palcem w szklankę i pocałował jej czoło, cierpliwie czekając, aż upora się z objętością szklanki.

Gdy wypiła lekarstwo do dna, poczekał, aż umyje zęby i wygonił ją do łóżka, ściskając pustą szklankę w dłoni. Miał zamiar znieść ją na dół, żeby wrzucić ją do zmywarki. Zgasił światło w łazience i spytał troskliwie:

— Zostawić ci zapaloną lampkę nocną, skarbie?

Annie zakopała się w pościeli i czuła, jak ogarnia ją ogromne zmęczenie i senność. Pokręciła przecząco głową. Poczuła na swoim czole czułego buziaka i udało jej się zebrać siły na to, aby się odezwać:

— Harry, mąż, błagam, nie rób już dziś niczego głupiego... — jęknęła słabo.

Poczuła na skroni kolejnego całusa i zachrypnięty głos męża nad uchem:

— Obiecuję, że dziś nie odstawię żadnego dramatu  — uspokoił ją pewnym tonem. — Śpij, kochanie. Odpoczywaj.

Do świadomości Annie nie dotarło już, jak Harry mamrotał pod nosem, wychodząc z sypialni:

— "Dziś" kończy się o pierdolonej północy...

Był wściekły.

















Muszę się Wam do czegoś przyznać: drżą mi ręce przy wciskaniu przycisku "publikuj". Jak nigdy.

Ja też nie wiem, czy umiem się z tą częścią pożegnać.


Przedostatni.


*

Betowanie, first reading, my reason to be: this_anjakey ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top