148
Dwudziestego piątego grudnia, w poranek świąt Bożego Narodzenia, Harry i Annie zaszyli się w swojej sypialni.
A właściwie: ich rodzina pozwoliła im uwierzyć, że sami o tym zdecydowali. Ich najbliżsi zadeklarowali pomoc, biorąc bliźniaczki pod swoje skrzydła.
Po wigilijnej kolacji Annie zasnęła w chwili, w której przyłożyła głowę do poduszki. Harry śpiewał dziewczynkom do czwartej w nocy, dopóki nie zastąpił go dzielny wujek Niall. Wtedy wrócił do sypialni, zamknął drzwi i zakopał się w pościeli, przytulając się do rudowłosej. Nie mieli przy sobie telefonów, ani budzików. Nie mieli planu. Mieli czas na odpoczynek.
Harry uchylił powiekę, nieufnie rozglądając się po wnętrzu sypialni. Promienie słoneczne wpadały przez duże okna, rozświetlając pokój. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie i westchnął rozkosznie, wtulając policzek w poduszkę. Dziewiąta rano. Półprzytomnie zarzucił ramię na śpiącą obok Annie, przytulając się do niej i wsuwając nos w jej rozrzucone dookoła loki. Rudowłosa westchnęła przez sen i mlasnęła nieprzytomnie, przekręcając głowę w bok. Styles uchylił jedną powiekę, wyostrzając wzrok na pogrążonej we śnie twarzy małżonki i uśmiechnął się do siebie jak kocur.
Ziewnął w dłoń, przeciągnął się i podrzucił kołdrę w powietrze, aby znaleźć się jak najbliższej rozgrzanego, nagiego ciała Annie. Odgarnął jej loki na bok i nachylił się, aby złożyć mokry pocałunek na jej szyi. Ścisnął mocniej jej biodra, językiem sunąc po jej dekolcie i zamruczał, gdy dostrzegł, że zaczyna się budzić. Zdecydowanym ruchem odgarnął z nich kołdrę. Zachichotał, słysząc, jak Anastasia jęknęła protestująco, sennie pocierając twarz dłońmi.
— Dzień dobry — zachrypiał znad jej brzucha, ustami nie przestając schodzić coraz niżej.
Annie spojrzała w dół, mrugając sennie powiekami. Odnalazła figlarny wzrok Stylesa i uniosła jedną brew.
— Mmm... Zboczona pobudka?
— W rzeczy samej... — zamruczał, językiem drażniąc skórę wokół jej pępka.
Rudowłosa zagryzła dolną wargę, starając się przegonić resztki snu. Kątem oka spojrzała na zegarek i zmarszczyła brwi, pytając:
— Już po dziewiątej? Czemu jest tak cicho?
— Nie mam pojęcia, ale planuję to wykorzystać — oświadczył jej bez ogródek Harry, układając dłonie na wewnętrznej stronie jej ud, aby rozsunąć jej nogi, żeby ułożyć się pomiędzy nimi.
Annie rozchyliła wargi i jęknęła głośno, zaskoczona, widząc jego zamiary i czując jego ciepły, łaskoczący oddech na wzgórku łonowym.
— Szszz! — uciszył ją. — Dom myśli, że śpimy, żona. Bądź cicho — uświadomił ją oczywistym tonem tuż przed tym, jak bez ostrzeżenia jego usta wylądowały na jej najczulszym punkcie.
Annie odruchowo zamknęła oczy, ze świstem nabierając powietrza do płuc i odchyliła głowę w tył, wyginając plecy w lekki łuk.
— Oczy, Ana. — Usłyszała stanowczy, zachrypnięty głos z dołu i zmusiła się do rozchylenia powiek, aby zamglonym spojrzeniem odnaleźć zieleń tęczówek męża. Przyjemność, jaką jej sprawiał, tłumiła jej umiejętność przetwarzania bodźców. Utonęła w jego oczach, posłusznie krzyżując ich spojrzenia.
Zdusiła w sobie jęk, bardzo mocno zagryzając dolną wargę, gdy utrzymywała ten pełen pożądania kontakt wzrokowy. Harry zawsze to robił. Zawsze podczas seksu patrzył jej prosto w oczy. Zawsze powtarzał, że chce widzieć ją całą: jej miłość, pasję, namiętność. Za każdym razem tworzył pomiędzy nimi ten nowy wymiar bliskości, ucząc ją, że nie powinna wstydzić się tych okoliczności, a jedynie się nimi delektować.
Rozchyliła usta, układając je w kształtne "o", gdy do jego języka dołączyły jego palce. Poruszyła biodrami, czując, jak pożądanie zaczyna przejmować władzę nad jej ciałem. Harry cmoknął na rudą karcąco, gdy nie udało jej się zapanować nad krtanią i z jej gardła wyrwał się jęk. Odsunął się od niej i poruszył palcami w sposób, który zawsze wywoływał u niej głośny krzyk. Fakt, że nie mogła krzyknąć tym razem, powodował w niej ogromną frustrację, której nie potrafiła ukryć.
Ku uciesze Stylesa, oczywiście.
Harry rozkoszował się jej widokiem, sprawnie manewrując dłonią. Delektował się wizją kobiety, która zawładnęła jego sercem i nim całym, a która w tamtej chwili oddawała mu całkowicie. Nie było dla Anastasii większego aktu zaufania, niż podarowanie komuś pełni kontroli: nad ciałem, sercem, emocjami, nad miłością.
Annie fuknęła na niego z frustracją, gdy raz jeszcze do palców Harry'ego dołączyły jego usta. Przyłożyła nadgarstek do swoich ust i zagryzła skórę w tamtym miejscu zębami, dusząc kolejny, rozkoszny jęk.
— Gdybyś był gorszy w te klocki, to nie musiałabym znosić tych tortur — wyrzuciła z siebie w emocjach, patrząc prosto w zielone oczy.
Reakcja bruneta przyszła natychmiast. Oderwał się od niej od razu i jednym, kocim ruchem podniósł się, żeby ułożyć się na niej, przygniatając rudowłosą ciężarem swojego ciała.
— Za każdym razem, gdy już wydaje mi się, że twój pyskaty język niczym mnie nie zaskoczy, żona... — zaczął, seksownie mrucząc wprost do jej ucha i mocno ściskając jej pośladki. — ... Ty znów otwierasz buzię...
Zachichotała niewinnie prosto w jego usta, sekundę przed tym, jak wpił się w jej wargi, odnajdując jej wnętrze.
— To mówisz... — kontynuował zadziornie.
Annie jęknęła cicho, ciągnąc go za włosy.
— ... że powinienem być gorszy w te klocki? — wychrypiał do jej ucha, mocniej poruszając biodrami.
Rudowłosa przylgnęła do niego ciałem, dopasowując się do rytmu, który wygrywały jego mięśnie. Umieściła swoje wargi przy jednym z czułych punktów na jego szyi, powodując, że zadrżał zauważalnie.
— Przesłyszałeś się — mruknęła cicho w jego skórę.
— Może ja muszę przestać się tak starać? — zamruczał i wysunął się z niej, drażniąc się z nią.
Fuknęła na niego ze zniecierpliwieniem, czując dokuczliwą pustkę i przesunęła paznokciami po jego plecach wzdłuż kręgosłupa, protestując.
— Wracaj — poleciła mu z jękiem.
— Gdybym był gorszy w te klocki, w tej chwili byśmy skończyli, maleńka.
— Harry...
— Prezenty czekają pod choinką na dole, żonka — zagryzł dolną wargę, odsuwając się od niej, żeby zajrzeć w jej oczy.
— Wracaj w tej chwili — ponowiła rozkazujący ton.
— Nie chcesz prezentów? — zachichotał złośliwie, widząc jej desperacki ton. — Przecież to nasze pierwsze, wspólne święta! — mówił nisko, z poranną chrypką w głosie, aktorsko przejęty.
— Ty jesteś moim prezentem.
— Aww, czasem jesteś słodka...
— Harry, na litość... — warknęła ze zniecierpliwieniem, widząc, jak Styles doskonale się bawi kosztem jej samoopanowania.
Cmoknął na nią z dezaprobatą i pokręcił głową, teatralnie wzdychając.
— Musimy popracować nad twoją niecierpliwością, kochanie — zapowiedział jej, spełniając jej życzenie. Jęknęła z ulgą, gdy ponownie złączył ich ciała.
— Uważaj, żebym ja nie zaczęła nad nią pracować u ciebie. Zwłaszcza, gdy klęczę przed tobą pod prysznicem i...
Harry poruszył mocniej biodrami, sprawiając, że nie dokończyła zdania.
— Albo mnie pocałujesz i dokończymy tutaj, albo zaniosę cię do łazienki i zażądam pierwszego coachingu. Wybieraj, żona.
Dla Harry'ego i Annie w świętach nigdy nie chodziło o prezenty albo o to, żeby zaorać organizm przy świątecznych przygotowaniach i sprzątaniu. W świętach chodziło o to, aby pobyć z ukochanymi osobami bez stresu i bez pośpiechu. Aby dać sobie czas na odpoczynek, radość i reset głowy. Aby dać sobie czas na porozmawianie z osobami, z którymi do tej pory przebywało się tylko w biegu.
To były ich pierwsze wspólne święta. Wspólne w ogóle, wspólne na drodze małżeńskiej, rodzinnej, życiowej. To były pierwsze święta, które Harry spędził bez Louisa i pierwsze święta od dwóch lat, podczas których Annie znowu miała przy sobie rodzinę. Nie mogły być bardziej wyjątkowe i bardziej niezwykłe.
Przez cały czas drzwi do kalifornijskiego domu Stylesów niemal się nie zamykały. Harry sam nie wiedział, kto w danym dniu został u nich na noc, wykorzystując wolne pokoje gościnne, a kto pilnował jego córek, które znikały mu z oczu za każdym razem, gdy rodzina i przyjaciele chcieli się nacieszyć towarzystwem dwóch, małych, wiecznie zapłakanych i marudzących dziewczynek. Sam nie wiedział, jakim cudem on i Annie odnajdywali błogi spokój w tym zamieszaniu i epicentrum chaosu.
Drugiego dnia świąt, gdy towarzystwo w składzie młodych rodziców, Gemmy i Michała, Anne, Samuelów, Nialla i Julii, Gigi i Zayna, Liama i Mayi, a także Kendall we własnej osobie (która akurat wygospodarowała chwilę na to, aby wpaść ze świątecznymi życzeniami dla Annie, świeżo upieczonego taty i bliźniaczek) siedziało w salonie, do drzwi zapukał również Ben Winston z dwuletnią córką Ruby.
Annie akurat siedziała przy swoim fortepianie, dzieląc się klawiaturą instrumentu z Liamem. Na szklanej pokrywie stały dwa kubki z gorącą czekoladą, którą własnoręcznie zrobiła wszystkim Anne. Rudowłosa krzyknęła słowa powitania w kierunku wejścia i pomachała małej brunetce. Ruby odmachała jej entuzjastycznie, a potem znalazła się w ramionach Harry'ego, który nie widział jej bardzo długo.
Bliźniaczki postanowiły właśnie uciąć sobie drzemkę. Antoniette przysypiała w ramionach cioci Kendall, która nie mogła przestać zachwycać się kolorem kręconych włosów dziewczynki, a Dottie odleciała w wózku, który cały czas kołysał Zayn, spoglądając na śpiącą, ciemnowłosą kopię Stylesa wielkimi, ciemnymi oczami. Dziewczynkom nie przeszkadzało to, że wujek Sam i wujek Niall dzierżyli gitary, od czasu do czasu coś przygrywając, gdy akurat po salonie nie rozbrzmiewał dźwięk fortepianu. Nie przeszkadzał im też grający telewizor i gwar rozmów, które w tak dużym towarzystwie toczyły się dość głośno.
— Jak próbowałem położyć je w nocy, to przeszkadzało im nawet głupie skrzypnięcie drzwiami — skomentował Michał, kręcąc głową z niedowierzaniem. — O, cześć, Ben!
Liam odwrócił uwagę Annie od tego, że wysoki brunet, który jest dobrze znany wszystkim w pomieszczeniu, dzierżył w dłoni pokaźnych rozmiarów kamerę.
— Ostatnio chodzi mi po głowie to, patrz, Ann — zagaił Payne, zaczynając w skupieniu wduszać klawisze fortepianu.
Annie starała się skupić na melodii granej przez Liama, ale rozproszył ją opętańczy śmiech nowo przybyłego gościa, który spojrzał na to, co akurat odtwarzało się na ekranie telewizora i dostał napadu śmiechu.
— DVD z San Siro?! Serio, chłopaki?! — zapłakał pomiędzy napadami bezdechu.
Reszta zaśmiała się razem z nim. No, tylko Liamowi nie było do śmiechu, bo uciekła mu melodia, którą akurat miał w głowie.
— Chcesz coś do picia, Ben? — zagaiła bruneta Annie, wstając od fortepianu i przytulając go na przywitanie.
— Biała kawa byłaby idealna.
— Się robi — zadeklarowała.
— Siedź, żona. Ja mu zrobię. — Harry ubiegł jej zamiary, a mijając ją, skradł jej buziaka z czoła i wygonił ją z powrotem na miejsce obok Payne'a.
— Gdzie są te dwie słynne kropki, o których już tyle słyszałem? — Winston nachylił się nad Kendall, która przejęła śpiącą, wierzgającą nóżkami Antosię. — Boże, Styles, ty zrobiłeś sobie dzieci... — skomentował głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem, wywołując głośną falę śmiechu. — Wiesz, że je trzeba karmić?
Harry, stojąc przy ekspresie do kawy z Ruby na rękach (która nie umiała się odkleić od wujka Stylesa), teatralnie wystawił w kierunku Bena środkowy palec.
— Ann, dobrze, że są też twoje. Bez ciebie marnie to widzę — śmiał się w najlepsze Winston, puszczając oczko do rudowłosej i ustawiając kamerę obok, tuż pod szklaną ścianą, aby obiektyw dobrze zbierał obraz z całego salonu.
— Czemu robisz to już teraz? — spytała bystro Kendall, ostrożnie sięgając po swój kubek stojący na stole, aby przypadkiem nie obudzić śpiącej na jej ramieniu Antosi.
Annie dziwnie patrzyło się na obrazek panny Jenner z jej własną córką na rękach. Gdy Kendall pojawiła się w ich progu, Harry skomentował cicho, że bardziej szalony ten rok już nie będzie. Mógł mieć rację.
Choć jej nie miał.
— Właśnie po to, żeby zacząć od tego, że nie wszystko wygląda tak, jak w mediach, Kenny... — wytłumaczył jej Ben, przejmując z rąk Harry'ego kubek z kawą. Włączył nagrywanie, naciskając odpowiedni przycisk i zwrócił się do Ruby, która przykleiła się do Stylesa i nie chciała zejść z objęć Harry'ego na ziemię: — Połamiesz wujkowi kręgosłup, jak będziesz tak na nim wisieć, dziecko. Już wygląda, jakby miał zemdleć. Jesteś blady, Hazz. Spałeś coś dzisiaj?
— Niewiele — przyznał teatralnie zbolałym tonem, z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach.
Za jego plecami Annie zaczerwieniła się wymownie i przewróciła oczami, nie chcąc zwracać na siebie uwagi.
Ostatnio zauważyła, że jej mąż uwielbia zawstydzać ją w towarzystwie. Debil.
— Przecież całą noc razem z Gemmą walczyliśmy z dziewczynkami, więc niby jak... — zaczął głośno Michał, sarkastycznym i nierozumiejącym tonem, sprawiając, że reszta szybko połączyła minę Annie z tym, co przed chwilą powiedział Styles i wybuchła mało dyskretnym chichotem.
Annie schyliła się i sięgnęła swojej stopy, żeby zdjąć z niej pluszowego kapcia w formie różowego balerinka i cisnęła nim w plecy męża. Harry obrócił się w jej kierunku, z Ruby na rękach, wyszczerzony od ucha do ucha.
— To jest przemoc, najdroższa — stwierdził dramatycznie. — To jest karalne.
— Jeszcze słowo i potem zrobię ci z życia przemoc, mąż.
Nialler dostał napadu śmiechu, którego nie potrafił przerwać, przez co Gigi zachłysnęła się herbatą, wylewając część kubka na sweter Julii, która ocierała łzy z policzków.
— Dom wariatów — pokręciła z uśmiechem na ustach Anne. — Czy ktoś jest głodny? Zagrzać wam kremu z dyni?
— Nie trzeba, mamuś — jednocześnie odezwała się Gemma i Harry, którzy spojrzeli po sobie i parsknęli śmiechem.
— Wy to macie synchronizację — skomentował z uznaniem Zayn. — Anne, a jest może twoje świąteczne ciasto?
— Wczoraj jeszcze było, ale Nialler wyżarł końcówkę dziś na śniadanie — doniosła na Horana siedząca obok Gemmy Maya.
I jakoś tak wyszło, że wszyscy zapomnieli, że stojąca nieopodal kamera rejestruje każdy ich gest.
Reszta wieczoru minęła im w podobnym klimacie. Ogrom śmiechu przerywany był tylko płaczem bliźniaczek, które potrzebowały bliskości własnych rodziców, przytłoczone ilością nowych twarzy wokół nich. Tym sposobem, gdy na zewnątrz zapadł już zmrok, a Niall, Michał i Zayn otwierali pierwsze butelki z winem, Ben poprosił Annie i Harry'ego, aby założyli na siebie swetry i wyszli z nim na taras, który oświetlała ogrodowa girlanda.
Nie było zimno, ale trochę wiało, więc Annie założyła na siebie bluzę męża i owinęła dziewczynki w grube, polarowe kocyki, bez których nie było mowy o jakimkolwiek odpoczynku i śnie. Zajęła miejsce na tarasowej kanapie, tuląc do siebie Dottie. Obok niej ułożył się Harry, kołyszący na ramieniu ich drugą córkę. Ben usiadł na fotelu, obok którego stanęła kamera na statywie, nakierowana na dwójkę zakochanych.
— Mamy przepiękne tło — przyznał Ben, włączając kamerę i spoglądając na nocny horyzont oceanu, który rozpościerał się w kadrze.
Annie spięła się odrobinę, patrząc nieufnie w obiektyw urządzenia.
— Mówią, że pierwsze razy są najgorsze — wydęła wargi, wzdychając.
Poprawiła sobie Dottie na piersi, ucałowała główkę córci i ułożyła się na kanapie tak, żeby położyć jedną, wyprostowaną nogę na kolanach Stylesa.
— Jak zawsze się rozpycha — skomentował zabawnie jej ruch.
— Annie, nie lubisz nagrywania? — zagaił ją Ben.
Ruda pokręciła głową z grymasem na twarzy.
— Wolę być na twoim miejscu, Ben — przyznała. — Robię to tylko dla niego. — Wskazała palcem na Harry'ego, który parsknął na widok jej miny.
— Aż tak go kochasz? — ciągnął ją za język Winston. Był w tym piekielnie dobry. Niby tylko prowadził rozmowę, ale wiedział, jak zadać pytanie, aby dostać te emocje i odpowiedzi, na których mu zależało.
Annie zaśmiała się dźwięcznie i zażartowała:
— Nie. Po prostu zamknie mnie w piwnicy i przez tydzień nie będzie mnie karmił, jeśli tego nie zrobię.
Harry roześmiał się opętańczo, a potem zatkał sobie usta dłonią, z paniką spoglądając na przebudzającą się Antosię w jego ramionach.
— Boże, dziecko, przepraszam. Mamusia dzisiaj ma wyśmienite poczucie humoru... — zakołysał dziewczynką, sprawiając, że z powrotem zamknęła oczy, a potem podniósł wzrok na Anastasię, która dusiła w sobie rozbawienie: — Przez miesiąc nie dostaniesz jedzenia za to, żona. Tydzień to za krótko.
— Jesteś głupi.
— I tak mnie kochasz — odpowiedział jej z uroczym uśmiechem. — Dottie cię ośliniła — wskazał podbródkiem na ramię Annie.
— Przywykłam... — mruknęła, wzdychając. — A tak serio, Ben, to Harry poprosił o możliwość nagrania tego filmu zaledwie... cztery...? Nie, trzy dni temu jakoś... Przed świętami jeszcze... — wróciła do pytania Winstona. — Musisz nam wybaczyć, my po prostu ostatnio nie sypiamy w nocy i nawet nie wiemy, jaki mamy dzień — zaśmiała się. — A, wracając: to jest najlepsze rozwiązanie... Ten film.
— Rozwiązanie czego? — nakierował ją dalej.
Harry po prostu wpatrywał się w nią, podpierając głowę o wolną dłoń i opierając łokieć o oparcie kanapy. Po prostu gapił się na Annie, kołysząc w ramionach młodszą córkę i słuchając jej słów.
— Końca jego kariery — powiedziała ciszej, a potem westchnęła ciężko, odnajdując zielone oczy, które cały czas lustrowały jej profil. — Te słowa brzmią dziwnie. Tak... obco...
Harry wwiercał się w jej szare oczy przez dłuższy moment, a potem odchrząknął i spojrzał na Bena.
— To się musi skończyć, stary. To, że oboje nie możemy wychodzić z domu. To, że znajduję na swojej posiadłości dziennikarskie drony, które szukają sensacji. To, że każda rozłąka wiąże się z tak wielkim strachem, że oboje jesteśmy już na lekach uspokajających. Zwłaszcza po tym ostatnim włamaniu... — urwał, zaciskając wargi. — To nie jest pochopne, Ben. Ten film ma być... pożegnaniem. Przemyślanym pożegnaniem i wyjaśnieniem, na jakie zasługują moi fani...
— Czyli co? Koniec koncertowania? — Nawet w głosie Bena pojawił się szok.
Harry skinął głową do kamery bardzo powoli.
— Koniec koncertowania — przytaknął Styles. — Koniec gwiazdorzenia — dodał, wydymając wargi.
Przez moment nikt nie mówił nic.
— Przecież zawsze powtarzałeś, że granie muzyki to coś, bez czego nie możesz żyć.
Harry westchnął ciężko, poprawiając się na kanapie i wsuwając Antosi do buzi smoczek, który przed chwilą wypluła przez sen.
— W całym tym popieprzonym świecie show-biznesu koncertowanie było tym, co trzymało mnie na powierzchni, wiesz? — zaczął odpowiadać niskim, zachrypniętym głosem. — Po tym wszystkim, co wydarzyło się dla nas w tym roku... — zaczerpnął powietrza do płuc, nie dokańczając. — Okazało się, że są ważniejsze rzeczy, które trzymają mnie na powierzchni. I, bynajmniej, nie są nimi koncerty...
Annie kiwnęła głową, nie odzywając się.
— Właściwie, to zdałem sobie sprawę z tego, że koncertowanie i moja kariera są przyczyną tego, że uciekałem w granie, komponowanie... Takie błędne koło, rozumiesz? Niczego nie rozwiązywało. Sprawiało, że wszystko, co było złe, tylko samo się nakręcało... Uciekałem, grałem koncert, było gorzej, więc znowu uciekałem, grałem kolejny koncert... I tak w kółko... — tłumaczył powoli.
— Kiedy przestałeś uciekać?
Pytanie Bena spowodowało, że Annie i Harry poczuli ciarki na kręgosłupie.
— Gdy poznałem osobę, która zmieniła wszystko — wymruczał powoli i wyraźnie, przenosząc wzrok na rudowłosą.
Kącik jej ust mimowolnie powędrował w górę.
— Przestałem uciekać, gdy pojawiła się Annie.
Przez moment ponownie słychać było tylko szum oceanu za ich plecami.
— Boże, ale się romantycznie zrobiło... — mruknęła w końcu Anastasia, rozluźniając atmosferę.
Ben rozmawiał z nimi o tym, jak się poznali, jak im się razem pracowało i wypytał Annie o kulisy powstawania najnowszej płyty Stylesa. Rozmowa przebiegała naturalnie i nic, co padło z ust Annie i Harry'ego, nie było sztuczne, czy wymuszone.
— Jak to się stało, że też na niej jesteś? — zapytał mimochodem, nie spodziewając się, że rudowłosa nagle roześmieje się opętańczo.
— To nie jest pytanie do mnie, Ben. Ja dowiedziałam się o tym, że na niej jestem w dniu, w którym dowiedziała się o tym reszta świata — sprzedała Harry'ego bez zawahania.
Winston uniósł brwi w górę w szczerym szoku.
— Poważnie zrobiłeś jej to w ten sposób? Nawet jej nie uprzedziłeś?
Harry wzruszył ramionami i uśmiechnął się niewinnie.
— Tak wyszło — wyszczerzył się łobuzersko.
— Nic nie wiedziałaś?
— Nic, a nic — przytaknęła, wymownie wydymając wargi.
— Ja bym cię zabił — wyrzucił Ben Stylesowi.
— Myślałem, że wyrzuci mnie z domu i każe mi spać na dworze, jeśli mam być szczery. Ale jak już się dowiedziała, to sięgnąłem po te najbardziej urocze argumenty i nie miała serca się na mnie wściec — przyznał i posłał siedzącej obok Annie buziaka w powietrzu.
Ruda tylko pokręciła głową z niedowierzaniem.
— Jeśli ktoś kiedyś zastanawiał się, jak wygląda życie z tym złośliwym konspiratorem, to teraz już wie — palnęła z uśmiechem. — Nie ma czego zazdrościć — zażartowała.
— Zaraz będziesz spała na dywanie — ostrzegł ją Styles szeptem, licząc, że kamera wcale tego nie zarejestruje.
— Myślałam, że na dziś i najbliższy miesiąc mam nocleg w piwnicy? — odpyskowała mu głośno.
— Wspominałem ci o tym, że Winston nie lubi ciąć materiału, więc twoje bezczelne pyskówki będą na filmie? — Harry odbił piłeczkę z łobuzerskim uśmiechem, przytulając Antosię do swojej piersi.
Ben roześmiał się głośno.
— Wydaje mi się, że mamy dość materiału na dziś — stwierdził. — Kolejnym razem zobaczymy się na próbie przed trasą.
Annie i Harry skinęli głowami.
— A, nie! Czekajcie! Jeszcze jedno pytanie — przypomniał sobie, zanim wyłączył kamerę. — Harry, widzimy się w święta. Przed wami koniec tego roku. Gdybyście mogli powiedzieć mi, jakie najlepsze decyzje podjęliście przez ostatnie dwanaście miesięcy? Takie, wiecie... Takie, których jesteście pewni na sto procent?
Annie spojrzała na Stylesa i zacisnęła wargi, zabijając w sobie chichot.
— Mamy wybrać jedną? — spytał niepewnie Harry, mrużąc powieki.
— Możecie wymienić wszystkie.
Ruda wydęła wargi na znak aprobaty tego pomysłu i zaczęła:
— Nie zabiłam go, gdy po raz pierwszy wsadził mnie do samolotu do Londynu — zaśmiała się. — To była fundamentalna decyzja. Jakbym go wtedy zabiła, to byśmy tu nie siedzieli.
Harry parsknął śmiechem.
— Nigdy mi tego nie zapomnisz, kochanie...
— Nigdy — potwierdziła pewnie. — Poślubiłam cię. To kolejna dobra decyzja.
Styles skinął głową.
— Ja też chciałem to powiedzieć. Że najlepszą decyzją było nasze małżeństwo. Małżeństwo, kupno działki pod dom i założenie rodziny. Nigdy nie będę tego żałował i jestem tego pewien całym sobą — oświadczył. — To są chyba takie trzy, najważniejsze rzeczy, które wywróciły nasze życie do góry nogami. Potem będzie wydanie drugiej płyty, mimo tego, że byłaś wtedy w ciąży... — tutaj zwrócił się bezpośrednio do rudej. — To wszystko było strasznie trudne i dużo nas kosztowało, ale oboje nie żałujemy tego, że udało się wydać ten krążek. Warto było... Ale o tym pewnie jeszcze zdążymy porozmawiać...
Annie uśmiechnęła się do niego czule, przekrzywiając głowę w jego kierunku. Nie lubiła okazywania czułości przed kamerami, ale to była taka chwila, że nawet nie przeszkadzało jej to, że Harry przelotnie cmoknął jej skroń, wsuwając nos w jej związane, rozczochrane loki.
— Coś jeszcze, żonka?
— Adopcja Tuckera — przypomniała mu bystro.
— A, no tak. Nasz słynny pies. To też jedna z naszych najcudowniejszych decyzji w tym roku.
Annie pokiwała głową, zgadzając się z mężem.
— Myślę, że dla nas obojga przez ostatnie dwanaście miesięcy jednymi z najważniejszych decyzji były te o wybaczaniu i o dawaniu nowych szans — dodała powoli. — Te decyzje zmieniły bardzo wiele...
— Było też bardzo dużo o odchodzeniu... — uzupełnił cicho i melancholijnie. — Dużo decyzji dotyczących tego, co jest dla nas naprawdę ważne i o co powinniśmy walczyć...
Ponownie ucałował jej skroń, aby zająć czymś wargi, które zadrżały nieposłusznie pod wpływem wspomnień i emocji.
— To był trudny rok... — podsumowała cicho Annie. — Piękny, ale trudny. Bardzo, bardzo piękny, zwłaszcza dla nas, ale też piekielnie trudny...
Tym razem to Harry skinął głową, zgadzając się ze słowami małżonki.
— A naszą ostatnią najlepszą decyzją jest ten film. I ty, Ben. Bo jeśli istnieje na świecie osoba, która jest w stanie pomóc mi wyjaśnić fanom to wszystko i pomóc mi pożegnać się z nimi tak, jak bym o tym marzył, to jesteś to ty. To są moje ostatnie decyzje, których jestem pewien, chociaż na myśl o nich boli mnie serce, wiesz? — westchnął cicho. — Ty, ten film i to, że czas zejść ze sceny, żeby móc skupić się na tym, co naprawdę powinno mieć w moim życiu nadrzędną wartość.
Jego słowa odbiły się echem w głowie Annie, wywołując gęsią skórkę na jej przedramionach. Wstrzymała oddech, gdy skrzyżowała szare ślepia z wielkimi, zielonymi oczami, pełnymi emocji. Gapiła się na Harry'ego przez dłuższą chwilę, dopóki z letargu nie wyrwał jej głos Bena:
— Mamy to.
Jak nastroje, moi mili? Ostatnia prosta przed nami!
*
Betowanie, first reading: this_anjakey ✨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top