147

Dźwięki świątecznej piosenki, która cichutko rozbrzmiewała w sypialni bliźniaczek, stanowiła kwintesencję bożonarodzeniowej atmosfery, która — mimo ostatnich wydarzeń — od dnia powrotu Harry'ego była coraz bardziej odczuwalna, mimo że Styles zupełnie zapomniał o choince, którą miał kupić. Zapomniał o lampkach choinkowych, a prezenty zamawiał przez internet na ostatnią chwilę, zeszłej nocy, przepłacając za przesyłki kurierskie, które za dodatkową opłatą miały dotrzeć na czas. Był zmęczony, niewyspany i nadal przytłoczony ostatnimi wydarzeniami, przez co święta nie wydały mu się aż tak istotne, jak zwykle. Najważniejsze było to, że był w domu. A wraz z nim jego mała Annie i obie córki. Wszystkie bezpieczne. Boże Narodzenie przy tym, że nic im nie groziło, nie miało znaczenia.

Styles nie zagrał koncertu w Londynie. Po namowie Azoffa, który próbował znaleźć kompromis zadowalający wszystkich, przełożył go na inny, styczniowy termin, żeby fani nie stracili biletów, a potem od razu wsiadł w samolot. Gdy już przekroczył próg domu, Annie płakała w jego ramionach przez dwie godziny, dopóki w końcu nie zasnęła ze zmęczenia.

Od chwili włamania nie była w stanie zmrużyć oczu, choć była na skraju wyczerpania. Był przy niej Sammy, Smith, Adele i Nialler, który przełożył nagrania w Nowym Yorku, gdy usłyszał, co się stało. Horan bardzo się wystraszył i od razu zadeklarował swoją pomoc przy chrześnicy, aby Annie mogła odpocząć. Pomoc całej czwórki była przepiękną deklaracją ich wsparcia. Rudowłosa jednak nadal nie była w stanie zasnąć, dopóki jej mąż nie znalazł się obok niej. Harry zaniósł ją do ich sypialni i położył ją, dbając o to, aby nikt i nic nie obudziło jej przez kolejne dwanaście godzin.

Dzisiejszego wieczora mieli dołączyć do nich Gemma, Michał i mama Twist. Młody tata siedział na wielkim dywanie i spoglądał na córeczki, które ułożył w wygodnym kojcu z interaktywną matą na panelach w pokoju dziecięcym. Było wczesne popołudnie. Antoniette zamachnęła się maleńką piątką, ruszając wiszącą nad nią grzechotkę. Zagaworzyła radośnie, pokazując swój bezzębny uśmiech, gdy zabawka w kształcie kotka poruszyła się tuż nad nią.

Harry uniósł kącik ust w górę, widząc reakcję córeczki. Bliźniaczki powoli zaczynały wyrażać coraz więcej emocji. Ostatnimi czasy, gdy robiły się niecierpliwe, uroczo marszczyły brewki w akcie teatralnej złości. Doskonale wiedział, że mógłby tak siedzieć i patrzeć na nie godzinami.

Wyciągnął dłoń i pogłaskał główkę córeczki, przeciągając opuszkiem palca po jej kręconych włoskach, czółku i czubku jej noska. Westchnął cichutko, rozczulony. Ubóstwiał czas, w którym mógł po prostu pobyć z dziewczynkami. Bez pośpiechu. Czas, w którym mógł po prostu delektować się ojcostwem.

Podniósł głowę i zamarł, gdy z sypialni, w której spała Annie, dobiegł go wrzask.

Zerwał się na nogi i rzucił okiem na córeczki, które spokojnie leżały na plecach, gaworząc pod nosem. Wybiegł z pokoju dziecięcego, zostawiając drzwi otwarte na oścież. Wpadł do sypialni i spojrzał na Annie, która siedziała na łóżku, cała zapłakana. Oddychała ciężko. Z trudem łapała tlen do płuc. Spojrzała na niego z paniką w oczach.

— Chryste, kochanie... — jęknął ze strachem i wskoczył na łóżko obok niej, przytulając ją mocno. Objął małżonkę ramionami, układając nogi w rozkroku i przyciągnął ją do swojej piersi. Ucałował jej głowę i wyszeptał: — To był tylko sen, piękna... Tylko sen...

— Znowu go widziałam... — załkała cicho. — Widziałam kominiarkę. I nóż... Znowu... — wyszeptała, próbując się uspokoić. — To wszystko było tak prawdziwe...

— Ciii, Ann... Jestem przy tobie... Zawsze będę — szeptał, tuląc ją mocno i raz po raz składając czułe pocałunki na jej włosach.

Od tamtej nocy miewała regularne koszmary. Harry'emu pękało serce, gdy budziła się z krzykiem, a właśnie był świadkiem kolejnej takiej pobudki.

Bo wiedział, że to była jego wina.

— Nigdy więcej cię nie zostawię, Ana. Obiecuję... Przysięgam ci to... — mamrotał, zamykając oczy i w pozycji siedzącej delikatnie kołysząc ich ciała.

Dłonią głaskał jej plecy. Oparł brodę na czubku jej głowy i zamknął oczy, nasłuchując, czy z pokoju dziewczynek nie słychać żadnych niepokojących dźwięków.

— Już dobrze, misia. Już dobrze... Tak...? — spytał troskliwie, odrobinę odsuwając ją od siebie, żeby spojrzeć w jej oczy i z ulgą dostrzegł, że napad paniki ukochanej minął.

Cmoknął skroń Annie i pogłaskał jej policzki, ujmując jej twarz w dłonie.

— Odpoczęłaś trochę, piękna? — zagadał czule, próbując odciągnąć jej myśli od koszmaru.

Pokiwała głową twierdząco, pociągając nosem.

— Za to ty wyglądasz, jakbyś w ogóle nie spał, żabo... — wychrypiała, odnajdując szarymi ślepiami zielone oczy Harry'ego. — Gdzie są nasze rozwrzeszczane kluski?

Brunet założył jej kosmyk włosów za ucho i uśmiechnął się lekko, słysząc, jak nazwała ich dzieci.

— Leżą na ziemi w kojcu z matą od samego rana. Grzechotki są coraz bardziej pasjonujące, wiesz? Zdążyłem zacząć robić nasz obiad i wypić ciepłą kawę, a one spędzały czas na machaniu łapkami i rozglądaniu się wokół... Na kuchence gotuje się rosołek. Wspomniałaś wczoraj, że masz ochotę, to wstawiłem warzywa na wywar — mruczał nisko. — Może największy kryzys już mija? — spytał z nadzieją.

— Nadal trzeba je karmić i przebierać co dwie albo trzy godziny — parsknęła śmiechem.

Chwycił pomiędzy dwa palce jej podbródek i przyciągnął ją bliżej, kradnąc jej całusa z warg.

— Naleję ci wody do wanny i wrócę do księżniczek, co? — zaproponował.

Wybite okno i drzwi tarasowe zostały wymienione przez ekipę ochroniarską jeszcze przed tym, jak Harry wrócił do domu. Postępowanie śledcze, mające na celu wyjaśnić okoliczności włamania, nadal było w toku. Z mieszkania nie zginęło nic wartościowego, bo Harry nigdy nie trzymał pieniędzy i rzeczy drogich w domu. Nie, żeby takie posiadał. Nie korzystał z sejfów. Wartościową biżuterię zawsze miał albo przy sobie, albo w garderobie przylegającej do sypialni. Poza tym, nie miał jej dużo. Jedynie wisiorki i pierścionki o ogromnej wartości sentymentalnej.

Dodatkowy system alarmowy, który Harry założył z myślą o ochronie garażu, w którym trzymał drogocenne pojazdy, został uszkodzony, ale auta pozostały w stanie nienaruszonym. Przestępcom zabrakło czasu, aby się do nich dobrać. Włamywacze zdążyli wynieść ze sobą stary odtwarzacz płyt DVD, laptopa i część drogiego sprzętu, który Styles przechowywał w pokoju w piwnicy, a który służył mu za prowizoryczne studio nagraniowe. Nie przejął się tym jednak. Sprzęt elektroniczny był towarem, który dało się wymienić: bardziej wartościowa była zawartość laptopa, niż same urządzenia. Drogie ubrania i buty również były w garderobie i, na Boga, były tylko ubraniami. Nie dbał o nie. Nawet, jeśli potrafił wydać na rzeczy, które nosił naprawdę duże sumy, gdy już coś mu się spodobało, to i tak wyszedł z założenia, że mogliby okraść go ze wszystkich ciuchów, jeśli od tego zależało by bezpieczeństwo jego rodziny. Włamywacze nie dotarli jednak na piętro, więc garderoba pozostała w stanie, w jakim ją zostawił.

Harry wyplątał się z objęć małżonki i podreptał do łazienki, aby przygotować dla niej kąpiel. Wlał cytrusowy — jej ulubiony — płyn do kąpieli do wanny i odkręcił kurek z wodą, wzdychając ciężko.

Nie rozmawiali o tym, co się wydarzyło. Harry nie obwiniał Annie. Annie nie obwiniała jego. Oboje mieli wyrzuty jedynie do samych siebie. Ona analizowała to, jak mogła temu zapobiec, a on nie potrafił pozbyć się żalu o to, że gdyby był kimś innym, najważniejsi dla niego ludzie nie znalazłoby się w niebezpieczeństwie. Nie potrafił przestać wyrzucać sobie tego, że nie było go w domu, gdy to się wydarzyło.

— Skarbie...? — spytał jeszcze, opierając się barkiem o futrynę i spoglądając na małżonkę, która sennie ściągała z siebie piżamę, rzucając ją na łóżko.

Podniosła na niego oczy, spoglądając pytająco w zielone ślepia.

— Może poproszę mojego psychiatrę, żeby zapisał ci jakieś leki uspokajające...? — zaproponował po raz kolejny cichym, poważnym tonem. — Męczysz się w nocy... I tak nie sypiasz dobrze przez bliźniaczki, a jeśli już zasypiasz... — tłumaczył cicho, spoglądając na małżonkę ze współczuciem.

I z ogromnymi wyrzutami sumienia, które dosłownie miał wypisane na czole.

— Harry, kochanie... — próbowała mu przerwać, ale nie dał jej dojść do słowa.

— Martwię się o ciebie, Ana....

Wodził za nią wzrokiem, gdy z niemrawą miną wyminęła go w progu. Wyjątkowo nie skupił się na jej nagim, wytatuowanym ciele, a na zaszklonych oczach.

— Myszko... — zaczął czule, podchodząc do niej.

Wtuliła się w niego ufnie, milcząc. Objął ją w talii, a drugą ręką gładził włosy na jej głowie, doskonale wiedząc, jak lubi ten czuły gest. Złożył całusa na jej skroni i dopiero po tym usłyszał jej cichy, zachrypnięty głos:

— Ogarniesz mi tę receptę? — spytała niemal szeptem.

Pokiwał głową i przycisnął ją do siebie mocniej, zamykając powieki.

Doskonale wiedział, ile kosztowało ją to pytanie. W końcu jej pielęgniarska niezależność dość mocno oberwała po swoim sporym ego. Annie była typem kobiety, która sama doskonale wiedziała, co jest najlepsze dla jej zdrowia. Lubiła sama podejmować te decyzje. Fakt, że przystała na jego propozycję, znaczył bardzo dużo.

— Załatwię to. Dziękuję, Ann... Że dajesz sobie pomóc... — wymruczał jej do ucha, opuszkiem połaskotał jej policzek, wywołując lekki uśmiech na twarzy Annie, a potem ucałował jej czoło. — Weź kąpiel, piękna. Idę do kropeczek... — wygonił ją do wanny z ciepłą wodą, posyłając jej pokrzepiający uśmiech i wrócił do córek.












































Wieczorem, tego samego dnia, Harry, Annie i dziewczynki leżeli na rozłożonej kanapie w salonie, pomiędzy stertą koców, mięciutkich poduszek i włochatym, wielkim Tuckerem. Brunet gapił się w ekran telewizora z uśmiechem, leżąc na plecach. Na piersi ułożył sobie gaworzącą Antosię, która wielkimi oczami rozglądała się dookoła. Rudowłosa leżała obok męża, z Dottie na piersi, a głowę oparła o cielsko Tuckera, który z zadowoleniem robił Annie za poduchę. W takich okolicznościach czekali na to, aż mama Twist, Gemma i Michał zjawią się w ich domu.

Harry zachichotał, śledząc na ekranie losy Kevina, który — jak co roku — został sam w domu.

— Powinniśmy obejrzeć tę pozycję w trakcie świąt, a nie przed świętami — uświadomiła go cicho Anastasia, wpatrując się w zielonookiego z rozczuleniem. — Kevina ogląda się na święta, żabo.

— Na święta możemy nie mieć czasu na Kevina, jak cała nasza rodzina zacznie nas odwiedzać. Do sylwestra będziemy mieć naloty wszystkich cioć, wujków... — zaczął wymieniać, głaszcząc palcem pucaty policzek córeczki. — Mamusia i tatuś będą mieć czas tylko na niańczenie was, rozmowy z gośćmi, szybkie karmienie, potem na bardzo długie spanie, jak ktoś będzie was pilnował, wy małe marudy, i na końcu będzie już czas tylko na seks. Nie będzie czasu na Kevina, Toni... — tłumaczył córci przejętym tonem.

Annie spojrzała na Harry'ego z politowaniem.

— Gardzę twoim podejściem wychowawczym, mąż — sarknęła, cmokając czółko drzemiącej Dottie.

— Zmienię je, jak już zaczną rozumieć, co się do nich mówi — wyszczerzył się niewinnie.

Ruda pokręciła głową z niedowierzaniem i przewróciła oczami.

— Albo z tobą zwariuję, albo się rozwiodę — podsumowała go ironicznie.

— Tęskniłabyś za mną, żonka.

— Wypróbuj mnie — przekomarzała się z nim.

— Nigdy nie sądziłem, że wszystkie moje marzenia spełnią się już teraz, wiesz? — wypalił nagle niskim, zachrypniętym głosem, ściągając na siebie uwagę małżonki niespodziewaną zmianą tematu.

Annie zamrugała, spoglądając na ukochanego pytająco.

— Spójrz, ile zmieniło się przez ten rok. Aż rok i tylko rok... — mruczał, głaszcząc Antoniette po pleckach. — Rok temu nie miałem nic, poza swoją depresją, rozpaczą i rozwalonymi nerkami. A teraz mam ciebie, Ann. Ciebie i nasze małe, dwa skarby... — mówił, a Antosia na jego klatce piersiowej zakwiliła radośnie. — ... Taaak, o tobie mówię, ty mała pchełko. Dobrze wiesz, że o tobie mowa. Jesteś bystra po tatusiu...

Harry czule wydął wargi, spoglądając na malutką dziewczynkę, którą tulił do siebie.

— Rok czasu, Ana. Ten rok przyniósł mi wszystko, o czym od zawsze marzyłem. W bardzo szalony sposób...

Wielkie, szare oczy wpatrywały się w niego, wyraźnie zaszklone. Serce w klatce piersiowej Annie zabiło mocniej, gdy w końcu podniósł na małżonkę szmaragdowe ślepia.

— Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że ten rok minie tak szybko i że aż tyle się zmieni — zamruczał, całując główkę Toni i nie przerywając kontaktu wzrokowego z rudowłosą. — Jesteście spełnieniem moich marzeń, Ann. I zrobię wszystko, żeby was chronić...

Słysząc ostatnie zdanie, Annie wstrzymała oddech. Nareszcie głośno nawiązał do włamania, które wydarzyło się podczas jego nieobecności. Nie wprost, ale zrobił to.

Annie nie przerwała kontaktu wzrokowego. Pozwoliła sobie na utonięcie w zieleni oczu Stylesa, a on dał jej tę chwilę ukojenia.

— Nie odwołam trasy, skarbie — wyrzucił z siebie w końcu.

Rudowłosa głośno wypuściła powietrze z płuc. Chyba z ulgi, chociaż nie była tego pewna. Dopiero teraz zauważyła, że je wstrzymywała.

— Ale nie odwołam jej tylko dlatego, że jedziecie ze mną. Wiem, że będę miał wszystkie trzy obok. Tylko dlatego tego nie zrobię, Ann... — wyznał. — Ale to będzie ostatnia trasa. Nawet, jeśli uda mi się nagrać jeszcze jakikolwiek krążek, koniec z koncertami. Koniec z promowaniem, z wywiadami, z całą tą farsą...

Mówił spokojnie. Tonem, który wskazywał na to, że wszystko już bardzo dobrze przemyślał z milion razy.

— Jeśli nagram jakąkolwiek płytę, po prostu opublikuję ją w środku nocy. Bez rozgłosu, promocji. Nie potrzebuję tego. Koniec ze wszystkim innym, dopóki nie jest to na moich zasadach i dopóki nie mam pewności, że nie wpłynie to negatywnie na moją rodzinę...

Annie wpatrywała się w jego twarz i uderzyło ją opanowanie Harry'ego. Z reguły był bardzo emocjonalny, gdy mówił o tak ważnych decyzjach. Tym razem jednak bił od niego spokój, jaki widziała u niego bardzo rzadko, gdy rozmawiali o pracy.

— Długo myślałem nad tym, w jaki sposób pokazać fanom i światu to, dlaczego to robię, wiesz? Analizowałem, jak wszystkim o tym powiedzieć. Jak się wytłumaczyć... — zapytał hipotetycznie, wzdychając cicho. — Bo uważam, że wyjaśnienia im się należą. Dlatego mam do ciebie ogromną prośbę, skarbie...

Rudowłosa ściągnęła brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

— Słucham cię, Harry... — zachęciła go, choć brzmiała niepewnie.

Odnalazł jej oczy i nabrał powietrza w płuca.

— Aniołku, chciałbym nakręcić film dokumentalny.

Annie potrzebowała chwili, żeby przetworzyć jego słowa w swojej głowie. Spoglądał w milczeniu, jak marszczy brwi, próbując sama zrozumieć, o co właściwie ją prosi. Zacisnął wargi i ułożył rozglądającą się dookoła Antosię na kocu pomiędzy nimi, aby móc ułożyć się na boku i podeprzeć głowę na dłoni.

— Ana, myszko, rozmawiałem z Benem... — zaczął, chcąc wyprzedzić falę jej myśli i pytań, które w jej głowie pozostawały bez odpowiedzi.

Rudowłosa zamrugała kilka razy. Maleńka zmarszczka pomiędzy jej brwiami powiedziała Harry'emu, że część puzzli sama ułożyła już w odpowiednie miejsce.

Ben Winston był dobrym przyjacielem Stylesa, poznała go osobiście. Jego mała córeczka, Ruby, była zresztą chrześnicą lokatego piosenkarza. Ben był jednocześnie producentem wszystkich filmów dokumentalnych One Direction i części ich teledysków. Jeśli komukolwiek Harry miał zaufać w kwestii produkcji tak ważnego dla niego materiału, to byłby to właśnie ten człowiek.

— Wstępnie się zgodził, ale chciałby zobaczyć się z nami przed sylwestrem i porozmawiać o tym, jak to widzimy. Z kamerą. W naszym naturalnym środowisku... — mruczał, czekając na reakcję Annie. — Chciałbym, żeby właśnie tak to wyglądało. Żeby ludzie po zakończeniu trasy zobaczyli, co działo się w moim życiu przed. Żeby zobaczyli, jak wyglądała trasa, nasze życie w drodze, kulisy, przygotowania, i... i my, Ana. Chcę, żebyś była bardzo ważną częścią tego materiału. Bo jesteś najważniejszą częścią mojego życia, kochanie.

Musiała wyglądać na naprawdę zdziwioną, bo aż wyciągnął wolną dłoń i pogłaskał jej policzek, zakładając jej pukiel włosów za ucho.

— Wiem, że proszę o dużo, bo to jest przyzwyczajenie nas do życia z kamerą prawie przez dwa lata, żeby uzbierać odpowiednią ilość materiału, ale... — urwał, nerwowo oblizując wargi. — To będzie na naszych zasadach, Ann. Chcę to skończyć tak, jak powinien to skończyć zespół. Bez kłamstw. Chcę pokazać dziewczynki. Ciebie, jako moją żonę, licząc się z tym, że może do czasu premiery DVD świat nas nie zdemaskuje... Chcę, żeby wszyscy zobaczyli, dlaczego poświęcam aż tyle. I dlaczego uważam, że warto poświęcić cały świat właśnie dla was... — Głos mu zadrżał. Emocje przejęły władzę nad jego krtanią. — Nie chcę więcej żyć w kłamstwie i w ukryciu. Bo to kłamstwa zaprowadziły mnie do tych wszystkich trudnych, niebezpiecznych sytuacji, które miały miejsce... To przez moją karierę...

— Cii, Hazz... — szepnęła, kładąc palec wskazujący na jego wargach. Nie pozwoliła mu dokończyć. — Nie przejmuj winy za okrucieństwo obcych ci ludzi na swoje barki, kochanie.

Westchnął ciężko, bezsilnie. Nie podjął tej dyskusji, ale Annie i tak widziała, że ma wyrobione zdanie na ten temat.

— Chciałbym, żeby to było takie proste... — wymamrotał niewyraźnie, licząc, że Anastasia nie dosłyszy jego słów.

Usłyszała, ale nie skomentowała. Zamiast tego wyrzuciła z siebie tylko:

— Zgadzam się, Harry.

Gwałtownie podniósł głowę w górę, spoglądając na nią ze zdziwieniem.

— Zgadzam się na ten film. Zrobimy to po twojemu — powtórzyła czule.

— Tak, już? Tak, po prostu? — Zamrugał z niedowierzaniem.

Annie wydęła wargi i wzruszyła ramionami, poprawiając Dorothy tulącą się do niej przez sen.

— Wiesz, że będę cię wspierać w każdej decyzji. Jeśli chcesz zakończyć to właśnie w ten sposób, to możesz na mnie liczyć...

Jego wielkie, szmaragdowe ślepia zabłyszczały.

— Och, Ana... — zamruczał i powolutku nachylił się, aby przyciągnąć brodę rudowłosej w swoją stronę i czule ucałować jej wargi. — Kocham cię...

Uśmiechnęła się w jego usta i oddała pocałunek, wiedząc, że nie musi odpowiadać na głos.

— Chociaż nie obiecuję, że nie będę na ciebie wrzeszczeć przed kamerą — mruknęła zabawnie w jego twarz w trakcie pocałunku.

Odsunął się od niej i uniósł jedną brew.

— Taka z ciebie kochająca żona? — sarknął teatralnie.

— Zmień sobie, jak coś ci się nie podoba — odpyskowała mu, wydymając wargi.

Harry zdusił w sobie chichot i teatralnie zmrużył powieki, wpatrując się w rumiane policzki Annie.

— Spiorę ci tyłek.

— Fani dowiedzą się, że się nade mną znęcasz, zwyrolu — kontynuowała beztrosko i syknęła na niego ostrzegawczo, gdy chciał wsadzić palec pomiędzy jej żebra. — Jak obudzisz Dottie, to cię obedrę ze skóry!

— I kto tu jest bestią bez serca?

— To zależy, o jakim okresie czasu rozmawiamy. Mam ci przypomnieć, kto ostatnio był wredny i zaczął całkiem dobrą rundę, a potem, w połowie mojego orgazmu...?

— Boże, żona, ty się aż prosisz o moją zemstę...

— Chyba ty o moją. Zgolę ci wąsy w nocy, Styles.

— Wolałbym włosy łonowe, jeśli mam możliwość wyboru.

— Chcesz stracić przyrodzenie? Co, jak omsknie mi się ręka?

— Nie bardzo chciałbym go stracić. Lubię mojego... ekhem. No, sama wiesz, co. Poza tym, tobie też powinno na nim zależeć! Przecież to za jego pomocą... — Nie dane było mu dokończyć.

— Mam twoje wibratory — weszła mu w słowo Annie z cwaniackim uśmieszkiem.

Harry wydał z siebie zduszony okrzyk, wyraźnie dotknięty. Nie spodziewał się takiego argumentu.

— Ty mała, wredna, paskudna, zboczona...

Tę intensywną wymianę zdań przerwał im dźwięk otwieranych drzwi frontowych. Oboje podnieśli głowy i obrócili je w stronę korytarza, uśmiechając się na widok Gemmy, która właśnie głośno strofowała Michała.

— Dokończymy tę rozmowę, żona — szepnął na ucho Annie Harry obiecującym tonem, chichocząc, a potem zeskoczył z kanapy, uważając na leżącą na plecach małą Antosię. — Mama! Siostra! Mish! Jak cudownie was widzieć! Które z was jako pierwsze pilnuje moich dzieci?


























W te święta życzę Wam, żebyście mieli możliwość przytulić Waszych najbliższych. A jeśli mieliście taką możliwość, podziękujcie za nią. Nie każdy ją miał. Ja w tym roku jej nie miałam.

Zdrowia i spełnienia marzeń, Kochani!


*

Betowanie, first reading, my Love : this_anjakey 💚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top