139
Annie ciaśniej owinęła się połami grubego, wełnianego swetra. Wiatr znad oceanu niósł ze sobą rześkie, poranne powietrze. Wyświetlacz jej komórki pokazał jej w górnym rogu godzinę dziewiątą rano, gdy wdusiła przycisk na ekranie, aby przełączyć piosenkę lecącą w słuchawkach, które wetknęła do uszu. Nieudolnie gwizdnęła na Tuckera biegającego po plaży i uciekającego w najlepsze przed falami.
— Tuc! — zganiła psa, wyjmując jedną słuchawkę, gdy na wpół mokry zanurkował w wilgotnym piasku.
Golden podniósł głowę w jej stronę, spoglądając na matkę ze skruchą.
— Miało nie być tarzania w piasku, stary! — upomniała go głośno, grożąc mu palcem, jakby wierzyła, że naprawdę rozumie jej słowa.
Westchnęła ciężko i z powrotem włożyła słuchawkę do ucha. Podgłośniła muzykę i machnęła ręką na stworzenie. Tucker zaczął biec jak opętany w drugą stronę ich prywatnej plaży. Musiał się wybiegać. Z reguły Harry miał w zwyczaju biegać z nim rano, ale po narodzinach bliźniaczek na głośne wspomnienie o porannym treningu Styles krzywił się mocno i wywracał oczami, a potem pukał się palcem w środek czoła i przysysał się do kubka z czarną kawą.
Stanęła na brzegu plaży, aby skrzyżować ramiona na piersi i głośno wypuścić powietrze z płuc. Widok oceanu niesamowicie mocno koił jej nerwy. Liczyła swoje własne oddechy, skupiając się na pracy każdego ze swoich mięśni międzyżebrowych, które rozciągały się przy każdym ruchu jej klatki piersiowej. Wpatrywała się w horyzont, a wiatr podwiewał pojedyncze loczki wokół jej karku i twarzy. Uciekły jej spod jedwabnej frotki, tworzącej chaotycznego koka na czubku głowy, a teraz tańczyły z każdym podmuchem, ale nie przywiązywała wagi do tego, że jest rozczochrana. Próbowała się uspokoić, wychodząc na świeże powietrze. Czubkiem buta kopała dziurę w twardej, mokrej nawierzchni piasku, zastanawiając się, kiedy woda zatrze ślady po jej wykopanym w nerwach dołku.
Częściowo miała żal do samej siebie, że zostawiła męża samego z płaczącymi bliźniaczkami, ale wściekł ją tak bardzo, że, gdyby nie wyszła na zewnątrz, to by go rozszarpała. Albo zagryzła. Albo rzuciła się na niego z pazurami. Kochała go jak nienormalna: nie było dla niej ważniejszego człowieka na tej planecie od tego zielonookiego idioty. Wiedziała o tym. On też o tym wiedział. A jednocześnie tylko on potrafił tak bardzo wyprowadzić ją z równowagi.
Harry godzinę temu zrobił jej awanturę o telefon służbowy, który rozdzwonił się cicho po ósmej rano. A właściwie nie o to, że się rozdzwonił, a o to, że w ogóle go odebrała.
Asystentka Jeffa pilnie potrzebowała odpowiedzi na kilka pytań, bo wyskoczył jakiś problem z umowami ekipy dźwiękowców i z terminami wynajmu trzech aren w Europie, a Azoff był nieosiągalny. Logicznym więc było, że to Annie była drugą osobą, która miała niezbędną wiedzę, aby udzielić jej odpowiedzi na pytania związane z organizacją trasy - rudowłosa była pierwszym i najważniejszym koordynatorem tego przedsięwzięcia w czasie, gdy Jeff koordynował samą promocję albumu i wszystko, co z tym związane. Jeffrey i Annie rozdzielili pomiędzy siebie kluczowe rzeczy, choć Azoff przejął obowiązki rudej na czas odpoczynku po narodzinach bliźniaczek.
Biedna, dzwoniąca dziewczyna, nie mogąc połączyć się z Jeffreyem, odważyła się zadzwonić do Anastasii. Harry za to, jak się okazało, prosił Jeffa - a sam Jeff przekazał tę informację reszcie zespołu - aby nie zawracać Annie głowy po porodzie pod żadnym pretekstem. Miała być dla nich nieosiągalna. Nie było jej dla nich. Była dla niego, dla rodziny, dla dzieci, dla siebie, ale nie dla pracy. Styles nie określił, do kiedy dokładnie to zalecenie obowiązuje. A Annie nie miała pojęcia, że taka dyspozycja w ogóle wyszła z ust jej męża.
I, gdy już Annie odebrała telefon w trakcie karmienia jednej z córeczek, siedząc na ich sypialnianym łóżku, a Harry wyłonił się z łazienki po prysznicu i zrozumiał, o czym, z kim i przez którą komórkę rozmawia, zagotowało się w nim.
Wyjął jej komórkę z dłoni w pół słowa, opieprzył Bogu winną asystentkę Jeffreya, wpadając we wściekłość, oskarżając dziewczynę o ignorowanie jego najważniejszego polecenia, a potem wyłączył urządzenie i urządził małżonce scenę, pouczając ją, że niecały miesiąc po trudnym porodzie nie wraca się do pracy. A Annie, jak to Annie, wkurwiła się na niego, bo mówił do niej takim tonem, że miała ochotę przegryźć mu tętnicę szyjną zębami. Nie dał jej nawet dojść do choćby jednego słowa. Skończyła więc karmienie Dottie i wcisnęła mu w ręce córkę akurat w chwili, w której rozpłakała się też Toni, wyrwana ze snu przez podniesiony ton głosu bruneta, a potem oświadczyła mu:
— Idę z Tuckerem na spacer, bo zaraz powiem coś głupiego, Hazz — warknęła do niego i bez słowa wyszła z sypialni, całą sobą powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami.
Bo miała w tamtej chwili nieziemską ochotę pieprznąć drzwiami. Może choć trochę jej frustracja na tego cudownego, nieznośnego furiata znalazłaby wtedy jakieś ujście. Kochała trzaskanie drzwiami. Dawało jej ulgę.
I stała tak teraz nad tym cholernym brzegiem oceanu już dobre pół godziny, próbując wytłumaczyć sobie, że przecież Styles się martwi i chce dla niej jak najlepiej. Przecież dba o nie wszystkie i kocha je nad życie. Że zrobi wszystko, żeby je chronić. Usprawiedliwiała go, a jednocześnie miała do niego żal.
Miał dobre intencje, ale standardowo - w porywie emocji - wybrał zły sposób.
Annie i Harry rzadko się kłócili. Dogryzali sobie non stop, żartowali z siebie i droczyli się przez całą dobę, ale to było coś innego, niż prawdziwa złośliwość i negatywne emocje. Oni po prostu mieli specyficzne poczucie humoru i wyrażali w ten sposób czułość, miłość i szczęście. To nie były kłótnie.
Ostatni raz pożarli się na poważnie o wyjazd na Woodstock w sierpniu. Wtedy też naskoczył na nią nagle, bez ostrzeżenia i obraził się, gdy mu się postawiła. Fakt faktem, w tamtym starciu nie miała racji. Ale teraz? Przecież nie zrobiła nic złego. Miała czelność odebrać służbowy telefon: ot, to wszystko.
Rudowłosa jedną dłonią poprawiła koka na czubku głowy i zawołała Tuckera, stwierdzając, że nie może stać na tej plaży wieczność. Pół godziny sam na sam z dwiema rozhisteryzowanymi bliźniaczkami były wystarczającą pokutą dla Stylesa, chociaż nadal była na niego zła. Po raz kolejny uniósł się emocjami, zamiast z nią porozmawiać. Tak, jak sobie obiecali.
Annie w towarzystwie Tuckera wdrapała się po schodach w górę klifu. Zostawiła goldena na podwórku, stwierdzając, że jest zbyt mokry i brudny, aby wpuszczać go do domu.
— Ojciec cię ogarnie, brudasie — oświadczyła psu, wyjmując słuchawki z uszu. — Prosiłam cię, żebyś się nie upieprzył, Tuc... — mówiła do niego, zamykając bramkę prowadzącą na plażę. Nie sądziła, że Tucker przejął się jej słowami.
Drzwiami tarasowymi weszła do domu, zostawiając oblepione piaskiem adidasy na wycieraczce. Zdjęła z siebie sweter i cisnęła nim na oparcie fotela w salonie. Z tęsknotą spojrzała na ekspres do kawy i westchnęła, kręcąc głową. Spała w nocy godzinę. Odepchnęła od siebie myśl o zmęczeniu i truchtem wdrapała się na piętro, bo już na schodach słyszała nieszczęśliwe zawodzenie dziewczynek. Weszła do sypialni i zignorowała zielone ślepia męża, które wpatrywały się w nią intensywnie od samego progu.
Harry kołysał Antoniette, którą od razu przejęła z jego ramion. W drugiej dłoni miał butelkę z jej mlekiem, którą musiał wyjąć z podgrzewacza i próbował przekonać Toni do tego, że mleko ze smoczka smakuje tak samo, jak te bezpośrednio z piersi. Bezskutecznie, bo ostatnimi czasy dziewczynki nie chciały jeść z butelek. Krzywiły się i gardziły mlekiem ze smoczka. Coś im się tymczasowo odwidziało.
Ruda istotka ostatni raz jadła o czwartej nad ranem, więc Annie obstawiała, że to głód jest powodem jej rozpaczy. Usiadła po turecku na łóżku i bez słowa przystawiła córkę do piersi, w czasie, gdy Styles przejął na ręce kwilącą i niespokojną Dottie. Gdy Toni zajęła się jedzeniem, a jej siostra w ramionach taty uspokoiła się niemal od razu, oboje młodych rodziców odetchnęło z ulgą. Annie skupiała wzrok na córce, chociaż czuła na sobie palące spojrzenie męża, który zaciskał wargi w wąską linię i najwyraźniej sprawdzał, czy odezwie się do niego pierwsza.
Ale nie miała zamiaru tego robić.
— Przepraszam — wymruczał nisko, przerywając gęstą ciszę pomiędzy nimi.
Annie uniosła jedną brew, nadal nie zaszczycając męża spojrzeniem.
— Nie tylko mnie należą się przeprosiny — odpowiedziała mu sucho. Wlepiła wzrok w okno, zaciskając szczękę.
— Do Bridgit już dzwoniłem — dodał ze skruchą.
Annie skinęła głową, ale nadal na niego nie spojrzała.
Harry westchnął i ułożył sobie Dottie tak, aby wtuliła główkę w zagłębieniu jego szyi. Przytrzymał ją jedną dłonią i ostrożnie zajął miejsce na łóżku na przeciwko Annie. Usiadł wygodnie, oparł się plecami o balustradę łóżka i głaskając córeczkę po plecach, odezwał się:
— Ana... — zaczął, wzdychając. — Naprawdę przepraszam...
Rudowłosa poprawiła sobie młodszą córkę na ramieniu i w końcu podniosła szare, wielkie oczy na Harry'ego.
— A mi jest naprawdę przykro i jestem naprawdę zła — oświadczyła mu cicho, nie chcąc podnosić głosu przy bliźniaczkach.
Wwiercała się w jego oczy. Harry dzielnie wytrzymywał jej wzrok, zaciskając wargi.
— Annie... — zaczął wolno, niskim, zachrypniętym głosem. — Nie powinienem był tak gwałtownie reagować. Zwłaszcza przy dzieciach. Wiem. Przepraszam...
Widziała, że mówi szczerze. Ale nie zależało jej tylko na szczerych przeprosinach.
— Musisz zacząć panować nad swoją złością, Harry... — wyrzuciła z siebie w końcu to, co najbardziej jej ciążyło. — Ja wiem, że przez większość swojego życia właśnie tak nauczyłeś się reagować na sytuacje stresowe, ale ja nie jestem Louisem — wypaliła prosto z mostu, powodując, że aż rozchylił wargi z wrażenia.
Naprawdę powiedziała to tak wprost?
Dała mu moment na przetrawienie tych słów.
— Musisz zacząć najpierw pytać, a potem dopiero krzyczeć...
Cały czas milczał, głaszcząc Dottie, którą przytulał do siebie, wpatrując się w Annie zielonymi ślepiami.
— Nieistotne jest to, czy masz rację, czy nie. Nawet, jeśli z reguły masz rację. Ale to nie znaczy, że masz wyrzucać swoje emocje w taki sposób, a dopiero potem reflektować się, że nie powinno tak być. Bo robisz krzywdę tym, na których naskakujesz. Ja to dźwignę, Harry. Ten bezsensowny atak. Ale rosnące bliźniaczki mogą tego nie dźwignąć — uświadomiła go brutalnie, śmiertelnie poważnym tonem.
Słowa Annie wydawały się rozbrzmiewać przerażającym echem, odbijając się od ścian sypialni.
A może to działo się tylko w głowie Stylesa?
Harry milczał, w gonitwie myśli szukając słów, które chciałby wypowiedzieć na głos.
— Nie chcę być chujowym ojcem... — szepnął z przerażeniem. W oczach stanęły mu szklanki. — Ani chujowym mężem... — ostatnie słowa ledwo było słychać.
— Harry, skarbie, jesteś cudownym ojcem i cudownym mężem — W głosie Annie w końcu dało się wyczuć czułość, do której był przyzwyczajony. — Ale to nie znaczy, że nie popełniasz błędów... Oboje popełnimy ich jeszcze wiele... — dodała cicho. — Z tą różnicą, że jeśli możesz się nauczyć panowania nad złością, to zrób to sam i wyprzedź wydarzenia, zamiast bezsensownie powtarzać to, co robisz źle. Najpierw pytaj. Potem rozmawiaj. A dopiero na końcu wrzeszcz. Rozumiesz?
Oboje zamilkli, wpatrując się to w siebie, to w dziewczynki w ich ramionach. Harry przełknął głośno ślinę i pokiwał głową na znak, że zrozumiał, co rudowłosa chciała mu przekazać. Cmoknął główkę Dottie i z powrotem odnalazł oczy Annie, która skończyła karmienie rudej bliźniaczki i ułożyła ją sobie tak, aby małej się odbiło.
— Nie chcę, żebyś wracała do pracy tak szybko, Ana... — powiedział w końcu spokojnym tonem.
Anastasia ściągnęła brwi i spojrzała mu w oczy.
— Harry, to był jeden, pilny telefon. Zrobiłeś dramę o jeden, krótki telefon — oświeciła go, nie mogąc powstrzymać ironii w głosie. — To zdecydowane przegięcie.
— Masz rację. To było przegięcie. Od jednego telefonu świat się nie zawali, ale prosiłem ich, żeby ci nie zawracali głowy niczym. Niczym, Ana. Musisz odpocząć. Urodziłaś bliźniaczki.... Chryste, serio, ja rozumiem, że Jeffrey nie był chwilowo pod telefonem, ale naprawdę trzeba zawracać ci głowę tym, że...
— Ale skoro to nie mogło czekać, pomimo twojego absurdalnego zakazu angażowania mnie w cokolwiek, to znaczy, że było naprawdę pilne. Nie sądzisz?
Styles zagryzł policzek od wewnątrz, bo nie chciał dać po sobie poznać, że irytuje go ten temat.
— Jeden telefon nie oznacza powrotu do pracy — powtórzyła.
— Obiecaj mi to, proszę.
Uniosła brwi, zdziwiona tą prośbą.
— Przeginasz... Znowu przeginasz — prychnęła cicho.
— Ana, potrzebuję tego. Naprawdę potrzebuję tego, żeby nie zwariować. Potrzebuję świadomości, że nie myślisz o powrocie do pracy przynajmniej do końca tego roku. Zobaczymy, jak będzie wyglądało nasze życie, gdy zacznie się styczeń, ale Jeff i ekipa mają wszystko pod kontrolą. Dostanę na głowę, jeśli nie będę miał pewności, że skupisz się na sobie, na powracaniu do zdrowia, na nas, na dziewczynkach... Na wszystkim, ale nie na pracy... Błagam cię...
Jego ton, jego wielkie, świecące oczy i powaga w jego głosie wskazywały na to, że mówił śmiertelnie poważnie.
— Obiecuję, że nie pomyślę o powrocie do pracy przynajmniej do stycznia, Harry — powiedziała to na głos, zdejmując mu tym samym kamień z serca. Odetchnął z niekrytą ulgą. — Chociaż nie wiem, czemu tak bardzo ci na tym zależy... — mruknęła półgłosem.
— Powiedzmy, że znam twoje możliwości w temacie pracoholizmu kosztem twojego zdrowia, kochanie — mruknął wymownie.
Skinęła głową, ale nie skomentowała. W końcu tylko się o nią martwił.
— Możesz być o to spokojny...
— Dziękuję...
Milczeli, choć atmosfera w pokoju zrobiła się spokojniejsza i nie tak napięta, jak na początku tej rozmowy. Antoniette odbiło się po jedzeniu i Annie ostrożnie ułożyła córkę na przedramieniu, aby móc pokołysać ją trochę, póki jeszcze nie złapał jej atak płaczu.
Harry zaczął się wiercić, a potem ostrożnie podniósł się na kolana i zmienił pozycję na łóżku tak, aby oprzeć się plecami o stos poduszek. Wyciągnął wolną rękę w stronę rudowłosej, aby czule przesunąć dłonią po jej plecach i poprosił ją:
— Chodźcie tu... — Jego zachrypnięty, miękki głos sprawił, że Annie dostała gęsiej skórki na przedramionach, kołysząc ich córkę.
Skubany.
Czy on kiedykolwiek przestanie tak na nią działać?
Annie westchnęła cicho i zgodnie z jego prośbą ułożyła małą Toni tak, aby przytulała się do jej dekoltu, a potem wtuliła się w Harry'ego, który objął je wolnym ramieniem. Poczuła wargi Stylesa na swojej skroni. Upewniła się, że Antoniette odpowiada aktualne położenie i pozwoliła sobie na zamknięcie powiek. Nad uchem czuła oddech lokatego, którego rytm zawsze dawał jej wyciszenie.
— To jest magiczne — odezwał się nagle, mrucząc do ucha małżonki.
— Mmm? — Annie mruknęła pytająco i nieprzytomnie, automatycznie głaszcząc główkę Toni, którą przytulała do siebie.
— Mam wszystkie trzy w ramionach... — mruknął czule, raz jeszcze składając pocałunek na skroni rudowłosej. — Cały mój świat w objęciach... Nie ma piękniejszych chwil w życiu, wiesz?
Annie uśmiechnęła się do siebie sennie.
— Zawsze w takich momentach przypominam sobie, dlaczego cię poślubiłam — palnęła bez cienia zawahania. — Jesteś słodki i kochany, nawet, jak przed chwilą mnie wkurwiłeś, Styles. To dlatego się zgodziłam — oświeciła go, nadal nie otwierając oczu.
Harry zdusił w sobie śmiech, przez co głowa Annie podskoczyła, gdy nagle poruszył klatką piersiową.
— Nie ruszaj się, bo psujesz nam relaks i dziewczyny zaraz się rozpłaczą — upomniała go zbulwersowanym głosem i poczuła jego ciepłe wargi na swoim czole.
— Chcesz się przespać, piękna? — usłyszała czułe pytanie nad swoim uchem i uświadomiła sobie, że nie wie, czy ma siłę otworzyć oczy. Adrenalina opuściła jej ciało, przypominając jej, że znów spała w nocy zaledwie godzinę. Trzeci dzień z rzędu. Albo czwarty. Straciła rachubę.
— Ty też niewiele spałeś... — mruknęła sennie, protestując.
— Ja się wyśpię w samolocie, kochanie...
Annie westchnęła ciężko na myśl o trzydniowej rozłące.
Oby Samuel miał duszę wojownika, który potrafi przetrwać na energetykach i kawie przez trzy doby.
— Daj mi Tosię, Ann. Wezmę je na dół, a ty pośpij trochę — zarządził szeptem, delikatnie układając głowę Annie na poduszkach. Ruda uśmiechnęła się pod nosem, gdy usłyszała z jego ust polski odpowiednik imienia córeczki. Ostatniej nocy Harry uczył się obu wersji, bo chciał zacząć częściej ich używać.
I jak go nie kochać?
Nawet, jeśli czasem zachowuje się jak idiota?
Zaczął się kręcić, aby wstać z Dottie na rękach i na moment odłożył dziewczynkę do jednego z łóżeczek. Przejął Antoniette z ramion Annie, a potem nakrył rudowłosą kocem.
— Tucker biega po podwórku — mruknęła, gdy otulał jej stopy puchatym materiałem. — Trzeba go wykąpać, bo ma w sierści tonę piasku, wodorosty i rzeczy, o których nie chcę wiedzieć. Tarzał się w czymś dziwnym...
— Wykąpię go, jak wstaniesz. Ty mnie spakujesz, a ja umyję psa.
Annie parsknęła pod nosem, mimo snu cisnącego się jej na powieki.
— A dziewuchy kto będzie bawił? — sarknęła hipotetycznie.
— Nie każ mi się pakować samemu, błagam, misia, no... Wiesz, że tego nienawidzę...
— Po prostu powiedz, że nie pamiętasz, gdzie wsadziłeś te śmieszne ubrania od Alessandro, które musisz ubrać na dupę przed wyjściem z domu — mruknęła sennie, zwijając się w kulkę pod kocem.
— Zbyt dobrze mnie znasz — mruknął, nachylając się nad nią z Toni na rękach, aby cmoknąć jej włosy na dobry sen. — A moje spodnie z wysokim stanem i szelkami wcale nie są śmieszne — dodał jeszcze, prostując się.
Annie zaśmiała się szyderczo, nie otwierając oczu.
— Azoff nazywa je spodniami farmera. Okropne są. Jakbyś z pola wyszedł...
— Idź spać, Ana — fuknął na nią, oburzony, układając rudą córeczkę w nosidełku.
Wziął na ręce Dottie i pokręcił głową z niedowierzaniem, gdy przed wyjściem z sypialni dostrzegł, jak Annie nakryła twarz kocem i chichotała w materiał, dusząc śmiech.
— Jesteś paskudna, Jackowsky — rzucił do niej panieńskim nazwiskiem i rozchylił wargi, dotknięty, gdy głośno zawyła śmiechem pod kocem. — Prze-pa-sku-dna — przesylabował pogardliwie.
— Zgol tego wąsa i brodę przed wyjazdem, mąż, to cię spakuję. — Wychyliła głowę spod koca.
— Słucham? — oburzył się.
— No, wąsa. Zgol wąsa — mruknęła nieprzytomnie, ponownie zamykając oczy.
— Zaraz będziesz sama kąpała tego wielkiego, włochatego potwora... — ostrzegł ją.
— Najwyżej będzie spał na dworze. Będziesz miał go na sumieniu.
Toni w nosidełku zakwiliła niecierpliwie.
— Jesteś bez serca, żona. Tuckerowi zmarznie dupa na dworze.
— To będzie zmarznięty, jak go nie wykąpiesz — podsumowała beztrosko. — I, serio, ogol się, Styles, błagam, bo wstyd mi za ciebie — wróciła do tematu. — Możemy chodzić tacy nieogarnięci po domu, bo i tak nie mamy czasu na życie, spanie i golenie się, ale jak już wybierasz się do ludzi, to zrób z siebie człowieka... Jak chcesz, to popilnuję dziewczyn, ale zrób ze sobą porządek...
Harry faktycznie miał przydługie, nieostrzeżone, rozczochrane loki i ponad tygodniowy zarost, który ze zmęczenia przestał mu przeszkadzać. Powoli się do niego przyzwyczajał. Wolał napić się gorącej kawy, niż poświecić czas na walkę w maszynką do golenia.
Poza tym, Annie mimo wszystko nie była w stanie stwierdzić, że nawet w takim wydaniu nie wyglądał dobrze, bo przecież wyglądał piekielnie dobrze. Dojrzalej, niż bez zarostu, ale nadal seksownie. I chociaż przy całowaniu nieprzyjemnie drapał jej skórę, i tak miękły jej nogi na jego widok.
— Alessandro mówił, że zarost to część tego outfitu i image'u promującego krążek — Harry zmarszczył brwi i uniósł jedną brew, wyraźnie dotknięty.
Annie zawyła śmiechem raz jeszcze, chowając się pod kocem.
— Stylówa na menelskiego rolnika! Azoff umrze ze śmiechu, jak mu powiem! Ekskluzywny menel rodem z fabryki Gucci! — nabijała się w najlepsze, dusząc się pod puchatym materiałem.
Harry spojrzał z dezaprobatą na umierającą ze śmiechu Anastasię.
— Gardzę twoim modowym gustem, Anastasio — oświadczył jej patetycznie, wywołując kolejny bezdech ze śmiechu u małżonki. — Idź już lepiej spać, żona, póki nie wpadłem na pomysł wywalenia Azoffa z roboty za te plotki i obrabianie mi dupy — polecił jej z wyższością i opuścił sypialnię razem z dziewczynkami.
Grał obrażonego, ale gdy krzyknęła za nim, że "i tak go kocha", nie potrafił się nie uśmiechnąć sam do siebie.
Nie wiem, czy bardziej przeraża mnie tempo pisania kolejnych rozdziałów w czasie, gdy powinnam zająć się innymi rzeczami, czy to, jak szybko zbliżamy się ku końcowi tej części.
*
Betowanie, first reading, największa pomoc, ulubiona część mnie: this_anjakey ⭐️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top