138

Tydzień.

Zaledwie tydzień po tym, jak dom Stylesów opustoszał, wystarczył, aby udowodnić świeżo upieczonym rodzicom, że do tej pory oboje nie mieli pojęcia, jak wygląda prawdziwe rodzicielstwo. Nawet Annie, która miała styczność z pracą z maleńkimi dziećmi w hardcorowych warunkach oddziału intensywnej terapii w Miami, szybko zweryfikowała swoje zdanie. Myślała, że wie, jak będzie wyglądało ich życie, gdy już zostaną z dziewczynkami sami w ich domu. O, jak się myliła... Opieka nad bliźniaczkami była jazdą bez trzymanki, która dawała im hektolitry szczęścia i spełnienia, a jednocześnie wysysała ich ze wszelkich sił fizycznych. Brak snu był okropnie dokuczliwy. Anastasia, która wcale nie tak dawno temu była przyzwyczajona do zarywania nocy, zastanawiała się, jakim cudem mają przeżyć w takim trybie dłużej niż miesiąc, skoro kalendarz pokazywał początek listopada, a oni już mieli ochotę rzucić się z klifu.

Rudowłosa z największą precyzją odłożyła Dorothy do łóżeczka. Dopiero, gdy cofnęła ręce, a dziewczynka nie obudziła się po dotknięciu plecami materaca, Annie wypuściła wstrzymywane powietrze z płuc. Zerknęła do drugiego łóżeczka, w którym Toni oddychała miarowo, od czasu do czasu intensywnie pociągając smoczek. Wczorajszej nocy podjęli decyzję, że nie będą kłaść bliźniaczek razem. Gdy któraś poruszyła się zbyt gwałtownie przez sen, usypianie obu szło na marne: obydwie budziły się z krzykiem.

Wyglądało na to, że miała przed sobą chwilę ciszy, którą mogła wykorzystać albo na krótką drzemkę, albo na wypicie ciepłej kawy o godzinie czwartej szesnaście nad ranem. Druga opcja wcale nie była głupim pomysłem, bo Stylesom ostatnio zacierała się czasoprzestrzeń: cała doba była dniem. Nie zastanawiając się długo przeciągnęła zastane mięśnie, wspinając się na palce i wyciągając ręce w stronę sufitu. Poczuła charakterystyczne strzelanie stawów w kręgosłupie lędźwiowym, odchyliła głowę w tył, zamykając oczy i odetchnęła głęboko, stojąc na środku sypialni. Rozmasowała spięty kark i bezgłośnie podeszła do śpiącego na łóżku Harry'ego, któremu urwał się film przy kołysaniu Dottie.

Ich córcia zasnęła w ramionach taty, a gdy Annie podjęła próbę położenia śpiącej dziewczynki do kołyski, brunetka postanowiła rozbudzić się i przepłakać w ramionach mamy kolejne czterdzieści minut. Co prawda, gdy wyjmowała z ramion zielonookiego malutką istotkę, ocknął się w panice, zdziwiony tym, że zasnął. Z reguły nie pozwalał sobie na sen, gdy miał bliźniaczki na rękach, ale tym razem nie zmrużył oczu przez ostatnie czterdzieści jeden godzin ciągiem. Annie nawet nie była zaskoczona tym, że w końcu jego organizm zażądał resetu. Styles sennie zakopał się pod kocem, którym go przykryła i stracił świadomość, wtulając policzek w poduszkę, gdy już uspokajała kwilącą Dottie w swoich objęciach.

Nakryła męża drugim kocem, bo tak mocno opatulił się puchatym materiałem wokół głowy, że odkrył sobie stopy. Ucałowała głowę ukochanego, chwyciła elektryczną nianię z szafki nocnej i wyszła z sypialni, aby zejść na dół.

Jej bose stopy stykały się z chłodną powierzchnią schodów, ale była tak zmęczona, że nawet nie zarejestrowała tego, że jest jej nieprzyjemnie chłodno. Sennie potarła buzię wierzchem dłoni i podreptała w stronę kuchni, żeby zagotować wodę w czajniku elektrycznym. Tucker, rozwalony na narożniku w salonie podniósł głowę w górę, gdy usłyszał jej cichutkie kroki. Widząc znajomą postać, wrócił do spania, nawet nie podejmując próby żebrania o jedzenie. Annie prychnęła pod nosem, widząc jego reakcję.

— Pies obronny... — zaśmiała się do siebie, szepcząc sarkastycznie w przestrzeń.

Zaparzyła wielki kubek białej kawy, rozkoszując się kojącym zapachem arabiki, wyjęła z szafki tabliczkę białej czekolady z kokosem, chwyciła pomiędzy zęby sznureczek przyczepiony do urządzenia monitorującego sen dziewczynek piętro wyżej (bo skończyła jej się liczba wolnych rąk), a potem podreptała w stronę narożnika. Ułożyła się na kanapie, a Tucker przysunął się do niej, kładąc głowę na udach rudej. Przytulił ją, a potem ponownie wrócił do spania, ignorując jej prośby o to, żeby przesunął się tak, aby zrobić jej więcej miejsca. Zrobił się z niego kawał włochatego psiska, które zajmowało dużo przestrzeni.

Tuc oswoił się z obecnością dziewczynek w domu, przez co ponownie miał nieoficjalne pozwolenie na sypianie gdzie popadnie, bo ani Harry, ani Annie nie mieli siły na ganienie go, gdy, na przykład, zakopał się w ich własnej pościeli. Golden często kładł się obok bliźniaczek, gdy te akurat leżały na rozłożonych kocach na podłodze, aby młode małżeństwo mogło w dwanaście minut przygotować wszystkie składniki na zupę, która później robiła się sama. Ostatnimi czasy nie byli sobie w stanie pozwolić na gotowanie dłuższe, niż wspomniane dwanaście minut. Testowali ten czas kilka razy. Po przekroczeniu tego limitu dziewczynki łapała przeraźliwa tęsknota za rodzicami i rozpoczynały głośny teatr rozpaczy.

Annie obróciła głowę w bok i wlepiła wzrok w spokojny ocean. Na zewnątrz trochę wiało, przez co woda przy plaży rysowała kształty wzburzonej piany, pchanej falami po piasku. Do wschodu słońca było jeszcze daleko. Smak ukochanego, gorącego napoju rozlał się po jej kubkach smakowych, powodując błogie jęknięcie, na dźwięk którego Tucker poruszył uchem przez sen. Trzy duże łyki kawy zagryzła dwiema wielkimi kostkami czekolady i przeklęła w duchu swoją dietę. Przez karmienie dziewczynek piersią uzupełniała deficyty kaloryczne w takim tempie, że Harry przestawał nadążać z zaopatrywaniem kuchennej szafki w słodycze dla niej. Gdyby nie to, że pomiędzy łakociami wciskał w małżonkę zdrowe jedzenie, które podsuwał jej pod nos, pewnie żyłaby na kawie i połykanych w pośpiechu kostkach czekolady, co było słabą perspektywą dla jej zdrowia. I dla jej wagi.

Gdy była w połowie kubka, uśmiechnęła się do siebie. Najpierw za sprawą elektrycznej niani usłyszała skrzypnięcie materaca w sypialni, potem jej do jej uszu dobiegł odgłos zbiegania po schodach w skarpetkach, a na samym końcu poczuła zapach, który rozpoznałaby wszędzie.

— Czemu nie położyłaś się chociaż na moment, kotku? — zachrypnięty, zatroskany głos męża rozległ się za jej plecami.

Szybkie kroczki Harry'ego zaprowadziły go do kanapy. Nachylił się nad Annie, która podniosła głowę w górę, aby móc skraść mu buziaka z warg.

— Lepsze pytanie brzmi: czemu ty nie śpisz, skoro w końcu udało ci się zasnąć? — spytała go, gdy zajął miejsce z drugiej strony sofy, aby przytulić ją do siebie. Zarzucił ramię na jej plecy, każąc jej wtulić się w swoją klatkę piersiową.

— Antoniette wypluła smoczek przez sen — wyjaśnił oczywistym tonem.

— A, no tak... — Annie westchnęła ciężko.

To było nieprawdopodobne. To, że dwójkę największych śpiochów, jakich nosiła ta Ziemia, był w stanie wyrwać ze snu odgłos plucia smoczkiem.

Harry wyjął z dłoni małżonki jej kubek i upił z niego dwa, duże łyki kawy, ignorując jej oburzoną minę.

— Przecież ty nie znosisz mojej białej kawy — upomniała go.

— Bo nie znoszę. Jest paskudna — przyznał wprost, biorąc kolejny łyk. — Jakieś kakao, a nie kawa. To coś koło kawy nawet nie leżało. Fujka.

Annie uniosła brwi, robiąc pogardliwą minę.

— To czemu robisz to, co właśnie teraz robisz? — spytała z aktorską pogardą i sarkazmem.

— Bo jest ciepła — odparł żałośnie, rozbrajająco szczerze.

Rudowłosa zachichotała bezsilnie i wtuliła się w niego, zamykając oczy. Rozkoszowała się jego zapachem i ciepłem jego skóry na szyi w miejscu, w które wtuliła się policzkiem.

Harry dopił jej kawę duszkiem, opróżniając kubek, a potem spojrzał na opakowanie czekolady, leżące na stoliku kawowym przed nimi.

— Zjadłabyś coś normalnego — upomniał ją.

— Jest czwarta nad ranem. Jedzenie o czwartej nad ranem nie jest normalne. Czekolada o tej godzinie nie jest dużym nadużyciem, jeśli używamy skali normalności... — debatowała filozoficznie.

Styles pokręcił głową z dezaprobatą.

— W skali normalności to nasze życie nie wygląda normalnie, odkąd dziewuchy są w domu. I nie będzie normalne, dopóki te dwie pchły nie zaczną normalnie spać w nocy — uściślił bystro, wkładając sobie dwie kostki czekolady do ust na raz. — Robimy coś do jedzenia na szybko? Jadłaś coś od kolacji? — dopytał i wywrócił oczami, gdy Annie wskazała palcem na otwarte opakowanie czekolady.

Coś jadłam — odpowiedziała niewinnie.

Harry westchnął ciężko i poklepał małżonkę po pośladku.

— Rusz tyłek, miśka. Zjemy, zanim nie wyczuły, że nie ma nas na górze dłużej niż dwanaście minut — zarządził, zrywając się z kanapy. — Nie da się żyć na czekoladzie całe życie — dodał jeszcze, rzucając do niej przez ramię

— Wypróbuj mnie, mąż — sarknęła pod nosem, tak, żeby jej nie usłyszał.

Annie powlokła się za nim wolniej, zostawiając kubek po kawie na stoliku w salonie tuż obok rozpoczętego opakowania czekolady. W czasie, gdy Harry wziął się za przygotowanie jakichś szybkich tostów z pomidorami, bazylią i mozzarellą, Anastasia stwierdziła, że jest jej chłodno. Chwyciła zwinięty w rulon koc, leżący na fotelu w salonie i okryła się nim, narzucając go na plecy. Z elektroniczną nianią w ręce udała się w stronę aneksu kuchennego. Styles właśnie wrzucał herbatę do czystych kubków. Chwycił w rękę czajnik, ukradkiem spojrzał na małżonkę i zamarł w pół ruchu, dusząc w sobie śmiech.

— Kochanie, wyglądasz jak tortilla nieszczęścia — podsumował owiniętą materiałem Anastasię, zalewając herbatę wrzątkiem.

— Czuję się jak tortilla nieszczęścia — przyznała, wydymając wargi.

Wskoczyła na blat na wyspie kuchennej, siadając na nim z cichym westchnieniem. Harry, nieufnie spoglądając na stojącą nieopodal elektryczną nianię, wcisnął w ręce Annie talerzyk z kanapką i kazał jej jeść, dopóki mają taką możliwość. Nie dyskutowała z nim, bo gdy poczuła zapach świeżych pomidorów w toście, jej żołądek przypomniał sobie o tym, że normalne jedzenie jest całkiem fajne i zaburczał donośnie. Połknęli posiłek w biegu. Harry nawet nie usiadł. Po prostu opierał się lędźwiami o krawędź blatu kuchennego i jadł na stojąco, nieufnie spoglądając na urządzenie monitorujące sen dziewczynek.

Posłał niepewne spojrzenie w stronę małżonki, gdy przeżuwał ostatni kęs kanapki.

— To normalne, że minęło dwadzieścia minut, a one jeszcze nie wyją? — spytał, wkładając ich talerze do zmywarki.

— Jeśli mam być szczera, to nie jestem pewna odpowiedzi na to pytanie... — przyznała, zapijając kanapkę herbatą i zerkając na zegarek. Pokazywał chwilę po piątej rano. — Dopijemy herbatę na górze? To dziwne, że jest tak cicho... Trzeba do nich zajrzeć...

Harry usłyszał niepewność w głosie małżonki, ale pokręcił głową przecząco. Nie przychylił się do jej prośby. Ostrożnym ruchem wyjął jej kubek z herbatą z dłoni i odstawił go na bok, a potem stanął pomiędzy jej nogami, objął ją i polecił jej szeptem:

— Przytul mnie, Ana... — mruknął błagalnie, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi.

Annie uśmiechnęła się lekko i przylgnęła do niego, jedną dłonią głaszcząc plecy męża. Drugą dłoń wplotła w jego loki, co spowodowało ciche, zadowolone mruknięcie Stylesa. Harry zamknął oczy i zaciągnął się zapachem Annie, świeżo wypranego koca i domu. To była mieszanka zapachowa, którą ubóstwiał. Nie było piękniejszego doznania, niż takie momenty. Mógłby tak stać wieki, wtulony w nią.

— A jak coś im jest...? — zapytała niepewnie Annie, szepcząc nad jego uchem.

— Myszko, błagam, dziewczyny śpią. Tul mnie... — wyjęczał nieszczęśliwie, mocniej przyciągając ją do siebie.

Annie zachichotała mimowolnie. Niemożliwy był.

— Dlaczego ty musisz być taki słodki? — spytała hipotetycznie.

— Bo cię kocham.

— To nie jest argument — mruknęła, gdy z wtulania się w nią przeszedł do składania łaskoczących buziaków w okolicy krawędzi dekoltu koszulki.

— To jest bardzo dobry argument — mamrotał nieprzytomnie. Jego niski szept sprawił, że po karku przebiegło jej stado ciarek.

— Zawsze jesteś taki słodki, jak coś chcesz...

— Tym razem nic nie chcę — poprzysiągł niewinnie, a jego pocałunki stawały się coraz bardziej czułe. Kierował się w górę, w stronę szczęki rudowłosej, zmuszając ją do odchylenia głowy w tył. — Dawno cię nie całowałem. To takie dziwne...? — wymruczał flirciarsko, a jego ciepłe dłonie wślizgnęły się pod materiał koszulki na plecach Annie, wcześniej zrzucając koc z jej ramion. Gładził jej gładką skórę, a ona objęła go nogami w pasie. Delikatnie pociągnęła za jego loki. Poczuła, jak uśmiecha się w jej szyję, a potem mocniej napiera wargami na jej obojczyk. Zamknęła oczy, skupiając się na tym nieznośnym, niesamowitym, kręconowłosym mężczyźnie, który odbierał jej dech w piersiach. Intensywność tego człowieka nigdy nie malała.

Syknęła z dezaprobatą, gdy poczuła na swojej szyi jego zęby, które stanowiły idealne połączenie do jego gorącego języka, który niespiesznie pieścił jej skórę.

— Co to za ślady, panie Styles? — zganiła go szeptem. — Jesteśmy w liceum? Gdzie twój profesjonalizm? — szydziła z niego.

Ugryzł ją mocniej, drażniąc się z nią, przez co wywołał zduszony okrzyk nad swoim uchem.

— Harry, no... — jęknęła protestująco.

Nagle oderwał się od jej szyi i wpił się w jej wargi, odbierając jej oddech. Uwielbiała, gdy robił to tak intensywnie: tak, że kręciło jej się w głowie, bo nic innego nie miało znaczenia, niż właśnie ta chwila.

— Znowu do mnie pyskujesz, żona — upomniał ją ze śmiechem w przerwie na oddech.

— Bo podpisujesz mnie jakbyś miał szesnaście lat. Podobno szczeniackie czasy już za tobą?

— Lubię ten podpis na tobie — debatował dalej, nie przerywając całowania jej ust.

— Jeszcze jedno słowo i jutro wylecisz do Anglii z taką malinką, że papsy będą miały sensację na cały tydzień — ostrzegła go cicho, mamrocząc w jego wargi.

Poczuła jego łobuzerski uśmieszek na swoich ustach.

— "Słowo" — palnął, czekając na jej ruch z cwaniacką miną.

Annie odsunęła się od niego kilka centymetrów, żeby zajrzeć w ukochane, zielone ślepia, w których tańczyły łobuzerskie ogniki. Harry przesunął końcówką języka po swoich górnych zębach, doskonale wiedząc, jaki wywoła tym efekt. Rudowłosa poczuła, jak zasycha jej w ustach.

— Czy ty mnie szczujesz, Styles? — spytała z oburzoną miną.

— Nigdy w... — Nie dokończył, bo Annie delikatnie pociągnęła go za loki z tyłu głowy, aby mieć lepszy dostęp do jego szyi i wpiła się ustami w jego skórę w takim miejscu, w którym ciężko będzie ukryć ślad nawet postawionym kołnierzykiem koszuli.

Zachichotał, kładąc dłonie na pośladkach Annie, gdy ta ssała i podgryzała jego delikatną, jasną skórę na szyi.

— Odpłacę ci się za to, jak już będę mógł. Przysięgam... — wymruczał nisko, powodując, że zadrżała w jego ramionach i mocniej objęła go nogami. — A papsy pewnie napiszą, że jesteś niewyżyta. Jak ja się z tobą potem publicznie pokażę? Nie dość, że aktorka porno, to jeszcze niewyżyty gryzoń... — żartował w najlepsze, nawiązując do jej bliskich kontaktów z dziennikarzami i wplatając dłoń w jej włosy.

Sytuacja rozwijała się o tyle dynamicznie, że koszulka Harry'ego wylądowała gdzieś na panelach pomiędzy kuchnią, a schodami, a sam Styles zabierał się za całowanie brzucha Annie, gdy już podwinął jej t-shirt i ułożył ją plecami na blacie wyspy kuchennej. I właśnie w tamtym momencie z małego urządzenia ustawionego po drugiej stronie blatu rozległ się dziecięcy płacz.

Annie natychmiastowo podniosła się na łokciach, a Harry oderwał się od małżonki z niepocieszonym jęknięciem.

— Czyli jednak wszystko w normie — mruknął uspokajająco, ze smutną minką naprawiając to, co zepsuł. Sprawnym ruchem zapiął biustonosz rudej, a potem opuścił jej koszulkę z powrotem do dołu i pomógł jej zeskoczyć z blatu. — Dokończymy to — obiecał jej, cmokając jej skroń.

Podążył za Annie w stronę schodów, po drodze zbierając swoją koszulkę z podłogi. Przewiesił ją sobie na ramieniu i wdrapywał się po stopniach, depcząc rudowłosej po piętach.

— A możemy to dokończyć po tym, jak już się wyśpimy? — spytała prosząco, gdy znaleźli się w progu sypialni, skąd mieli idealny widok na rozhisteryzowane bliźniaczki.

Harry zaśmiał się czule i ucałował czoło Anastasii.

— Możemy, kochanie.

Kiwnęła głową, biorąc głęboki oddech.

— Ja karmię, a ty śpiewasz — zarządziła na wydechu i doskoczyła do łóżeczka Antoniette, modląc się, aby ich córki zaczęły współpracować i wykazały się choć odrobiną zrozumienia dla własnych rodziców. 

Bezskutecznie.












We'll be a fine line. We'll be alright. Someday.


*

Betowanie, first reading, my wife: this_anjakey 🌻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top