137

Harry westchnął z żalem i nachylił się nad śpiącą Annie, delikatnie szturchając jej ramię. Najchętniej by jej nie budził, ale nie był w stanie poradzić sobie bez niej. Zegarki wskazywały kilka minut przed pierwszą w nocy. Gwar w salonie ustał, a rodzina i przyjaciele młodych rodziców rozchodzili się do pokoi z zamiarem pójścia spać.

Styles zmarszczył brwi, gdy zaledwie jedno potrząśnięcie ramieniem małżonki sprawiło, że otworzyła oczy, natychmiast prostując się do pozycji siedzącej. Rudowłosa rozejrzała się po sypialni, w której panował półmrok, a po chwili odnalazła zielone oczy Harry'ego, który wpatrywał się w nią ze zdziwieniem.

— Normalnie obudzenie cię zajmowało mi trzydzieści minut, a nie trzydzieści sekund — oświadczył jej z szokiem. — Jesteś na coś chora, kotku? — spytał dramatycznie przejętym tonem.

Annie sennie przetarła twarz dłońmi.

— To się chyba nazywa "tryb matki", Hazz — mruknęła, ziewając. W ostatnim trymestrze ciąży zaczęła sypiać naprawdę płytko, jakby jej organizm przygotowywał się do tego, że przez najbliższe dwa lata będzie funkcjonowała w wiecznym trybie czuwania.

— Chodź, rybko. Nakarmimy dziewczyny i położymy je do łóżeczka — zarządził, biorąc małżonkę na ręce. Wzrokiem omiótł jej gołe, wytatuowane nogi.

Miała na sobie jego koszulkę i krótkie, satynowe spodenki od piżamy.

— Zaraz będzie ci zimno — podsumował jej wybór nocnej odzieży.

Annie parsknęła cicho.

— To mnie rozgrzejesz.

Harry zmarszczył brwi, kierując się na schody.

— Przecież nie mogę.

— Miałam na myśli koc, mąż. Koc, termofor, gorącą herbatę, cokolwiek... — uświadomiła go ironicznie.

— A ja miałem na myśli seks — przyznał wprost, zaciskając wargi, aby nie wyrwał się z nich chichot.

Annie pokręciła głową z niedowierzaniem i z udawaną dezaprobatą poczochrała jego włosy, gdy schodził w dół stopni, tuląc ją do siebie. Jego niski chichot wywołał czuły uśmieszek na jej twarzy. Rozejrzała się po salonie, w którym światło dawały jedynie dwie lampy stojące, tworząc przyjemny półmrok.

Na kanapie siedział Smith, kołysząc jedną z bliźniaczek. Druga z dziewczynek buntowała się w ramionach Sammy'ego, który chodził dookoła stolika kawowego, mówiąc do Dottie uspokajające słowa.

— Chłopaki, nie, żebym marudziła, bo kocham was strasznie mocno i dziękuję za waszą pomoc, ale nie macie swojego domu? — zaśmiała się łagodnie, gdy Harry odstawił ją na ziemię. — Jest prawie środek nocy... — spojrzała wymownie na Brytyjczyka, przejmując z ramion Sama młodszą córeczkę.

Blondyn spojrzał na przyjaciółkę.

— Ja i tak tu mieszkam, pamiętasz? Jeszcze za nami wszystkimi zatęsknisz, Ann... — oświadczył przyjaciółce. — Ja zacznę tu wpadać tylko na twoją terapię, bo reszta mojego grafiku jest wypełniona masowaniem bogatych "żon Hollywood"... Sam zamknie się w swojej jaskini w studiu nagraniowym i będzie wychodził tylko na jedzenie...

— Ej, nieprawda! — zaprotestował Smith. — Na jedzenie i na seks — uściślił.

Sammy kontynuował, nie przejmując się jego uwagą.

— Nialler będzie wpadał do Julii i do was raz na jakiś czas, bo mówił, że od przyszłego tygodnia będzie funkcjonował pomiędzy Londynem, a Kalifornią, bo ma napięty grafik, a sama Michaels musi dokończyć trasę w przyszłym miesiącu... A, no i Adele mówiła, że musi wrócić do Anglii na jakiś czas, bo sprawy rodzinne, i...

Harry zgromił Samuela spojrzeniem, bo Annie, słuchając słów blondyna, zauważalnie posmutniała. Uśmiech zszedł z jej twarzy i w ten charakterystyczny sposób zagryzła wewnętrzną stronę policzka. Zawsze tak robiła, gdy nie chciała dać po sobie poznać, że czymś się przejmuje i za dużo myśli. Przytknęła wargi do główki Antoniette, którą ułożyła sobie na piersi i na moment zagapiła się w widok na nocy ocean, który rozpościerał się za szklaną ścianą salonu. Odleciała myślami gdzieś daleko na kilka sekund, które zarejestrował Styles.

— Sam, dziękujemy za podsumowanie — sarknął brunet, przeczesując swoje loki dłonią i zaczesując je ku tyłowi. — Oddaj mi moje dziecko i idźcie się wyspać — poprosił stanowczo, warcząc nerwowo.

Samuel zmrużył oczy, podnosząc ślepia na Harry'ego.

— Niemiłe to było, kicia... — zwrócił mu uwagę, patrząc podejrzliwie na bruneta, który przejmował z jego ramion Dorothy.

— Sammy, jesteś dla mnie niemal jak brat. Nigdy nie będę w stanie podziękować ci za wszystko, co zrobiłeś i robisz dla mnie i mojej rodziny, ale błagam, dzisiaj po prostu idźcie już spać... To był intensywny dzień... — zreflektował się, jednak uwadze Annie nie uszło to, że mówił przez zaciśniętą szczękę.

Blondyn spojrzał porozumiewawczo na Sama, skinął głową, ucałował policzek Annie, wymruczał cicho życzenia dobrej nocy i cicho opuścił dom Stylesów, trzymając za rękę ukochanego.

Annie usiadła na kanapie i wpatrywała się w Harry'ego, który kołysał popłakującą istotkę. Bez słów podał niespokojną dziewczynkę rudowłosej, aby mogła przystawić ją do piersi. Wymienili się bliźniaczkami i, gdy Harry rozpoczął procedurę kołysania przysypiającej Antoniette, Annie zapytała w końcu łagodnym tonem:

— Co to było, Harry?

Nie odpowiedział od razu. Przenosił wzrok to na córeczkę, to na widok za szklaną ścianą, zbierając myśli. Przełknął głośno ślinę, a pomiędzy jego brwiami pojawiła się zmarszczka, która świadczyła o intensywnym analizowaniu biegających po głowie myśli.

— Sam nie wiem... — przyznał, mrucząc po długiej chwili. Westchnął ciężko, ucałował główkę maleńkiej córeczki, wiercącej się w jego ramionach i odwrócił się w stronę Annie, aby wzrokiem odnaleźć jej oczy.

Wielkie szare oczy spoglądały na niego pytająco. Widział, że nie jest na niego zła. Była zmartwiona. Nie zwykł zachowywać się w ten sposób wobec najbliższych.

— Widziałem twoją minę, gdy Samuel zaczął mówić o tym, że wszyscy niedługo się rozjadą, i... — urwał, próbując znaleźć odpowiednie słowa. — Jakoś tak się we mnie zagotowało...

Annie westchnęła i skrzywiła się, gdy Dorothy pociągnęła ją za pierś odrobinę mocniej.

— Chyba po prostu dotarło do mnie, że skoro oni niedługo sobie pojadą, to ty też niedługo będziesz musiał nas zostawić... No wiesz, nagrania w Londynie... Wywiady... Koncerty... — westchnęła, przenosząc wzrok na ocean za nim.

Jej cichy głos uderzył go jak grom z jasnego nieba. Zamarł w pół ruchu, przestając kołysać córkę.

— Ana... — zaczął cicho.

— Poza tym, to trudne, Hazz... Przestawić się tak nagle... — mówiła cicho, kontynuując mimo tego, że Harry sam miał zamiar rozpocząć monolog. Wyprzedziła go. — Znaleźliśmy się w całkowicie nowej dla nas sytuacji. Przyzwyczaiłam się, że w naszym domu jest średnio o jakieś dziesięć osób więcej, niż normalnie... To strasznie kochane ze strony ich wszystkich, że przestawili całe swoje życie, żeby być przy nas na końcówce ciąży, po porodzie i na początku tej drogi. Zwłaszcza, że dziewczynek nie było z nami tyle czasu... Sam fakt tego, że przez pierwsze dni życia leżały na intensywnej... — urwała zdanie i zamilkła na chwilę. — Myślę, że bez nich oboje nie dalibyśmy sobie rady. Ty też to wiesz. Gdyby nie oni, przez cały ten czas... Żadne z nas nie prosiło o ich obecność, a i tak to zrobili. Boże, kocham ich za to... Ale będzie dla mnie szokiem to, że nagle znikną... Pusto się tu zrobi... — mruknęła, rozglądając się po salonie i skrzywiła się smutno. — Wiem, że i tak będą tu wpadać raz na jakiś czas, ale to nie to samo... Uświadomiłam sobie nagle, że dziwnie mi będzie bez nich. Ciężej... A z drugiej strony nie ma się co wściekać, bo przecież taka jest kolej rzeczy. Dobrze wiesz, że gdyby coś się wydarzyło i dostaliby od nas telefon w środku nocy z prośbą o pomoc, to każdy z nich rzuci wszystko, co ma w planach i przyleci tu nawet z drugiego końca świata...

Annie milczała przez moment, przenosząc wzrok na Harry'ego, który słuchał jej uważnie.

— To wszytko... to dużo rzeczy na raz, po prostu... Ciężko się nie bać... — dodała nieśmiało, cichym głosem.

Harry w końcu ruszył się z miejsca i, tuląc do siebie małą Toni, zajął miejsce na kanapie obok małżonki. Podkurczył jedną nogę na siedzeniu, aby być jak najbliżej niej.

— Misia, spójrz na mnie — poprosił niskim, zachrypniętym głosem, sprawiając, że odwróciła głowę w jego kierunku. — Ja też jestem przerażony... Nie wiem, czy bardziej tym, że mama, Gemms, Michał i twoja babcia wrócą na drugi koniec kuli ziemskiej, czy tym, że życie wywróciło nam się do góry nogami, a mimo to nadal muszę pracować. Oboje musimy. Podobnie, jak nasi najbliżsi, przyjaciele... — przyznał. — O tym, jak duże mam wyrzuty sumienia, bo za jakieś dwa tygodnie zacznę regularnie wylatywać do Anglii na dwa-trzy dni, już nawet nie wspomnę...

Westchnął ciężko i wolną ręką sięgnął policzka Annie, aby czule przesunąć palcami po jej skórze.

— Jakoś sobie poradzimy, piękna... Początki zawsze są najtrudniejsze... — pocieszył ją. — Jeśli dziewczynki dostaną pozwolenie od pediatry na podróżowanie samolotem, to będę zabierać was ze sobą. A jeśli nie, to coś wymyślimy. Zawsze coś wymyślimy, Annie... Jesteśmy w tym wszystkim razem i nie mam zamiaru zostawić was samych sobie, nawet jeśli... -- urwał nagle i podskoczył, gdy maleńka Antoniette nagle poruszyła się i wydała z siebie dźwięk na wzór kichnięcia, budząc się z drzemki.

Harry zrobił wielkie oczy i spoglądał na córkę ze zdziwieniem i z rozbawieniem na raz. Zachichotał, gdy mała nagle otworzyła oczy i zmarszczyła maleńkie brewki, jakby szukała winnego, który ją obudził.

— "Na zdrowie"? — spytał dziewczynki niepewnie.

Toni jednak nie podziękowała. Sekundę później po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk dziecięcego, buntowniczego płaczu.

— Oj... Ej, mała, no i po co ta rozpacz? — Harry poprawił sobie dziewczynkę na ramieniu i wstał z kanapy, rozpoczynając kołysanie córeczki w trakcie wędrówki po salonie.

Rzucił małżonce paniczne spojrzenie i spytał:

— One tak całą noc będą płakać na zmianę?

Annie parsknęła śmiechem, odsuwając maleńką brunetkę od piersi i spoglądając na męża jak na idiotę.

— A jak myślisz, kochanie? — sarknęła.

— O, Chryste... — jęknął. — Niby o tym wiedziałem, ale perspektywa pierwszej zarwanej nocy i tak robi na mnie wrażenie... — mówił, podając małżonce młodszą córkę i przejmując od niej Dorothy, którą ułożył tak, aby odbiło jej się po jedzeniu.

Antoniette uciszyła się, gdy zajęła usta posiłkiem. Annie odetchnęła ciężko i oparła tył głowy o kanapę, układając się wygodniej. Tymczasem Harry urządził sobie spacer po parterze i z Dottie na rękach podreptał w stronę kuchni. Rudowłosa obróciła się w jego kierunku, gdy usłyszała charakterystyczny dźwięk, który pojawiał się po uruchomieniu ciśnieniowego ekspresu do kawy.

— Będziesz pił kawę w środku nocy? — spytała go cicho z kanapy, marszcząc brwi. — A co, jeśli jednak pójdą spać?

Harry spojrzał na ukochaną zza wyspy kuchennej. Ściskał w wolnej dłoni jej ulubiony kubek.

— Wolę się przygotować — odpowiedział jej z chichotem, z cichym brzdękiem stawiając naczynie na blacie. Nawet nie myślał o tym, aby zachowywać się cicho. Był pewien, że reszta domu zdążyła już głęboko zasnąć. Postawił obok jeden ze swoich ukochanych kubków, zostawiając oba na blacie, jakby miały pozostać w gotowości do użycia.

Annie skończyła karmienie małej Antosi i z pomocą męża, który pozbierał część rzeczy dziewczynek, przeniosła się do sypialni. Harry przysunął łóżeczko do ich łóżka, stawiając je przy brzegu od strony małżonki. Zadziwiający był fakt, że dopóki dziewczynki znajdowały się w ich ramionach, były spokojne i senne. Ziewały jak opętane i od czasu do czasu niespokojnie wierzgały nóżkami, jakby odganiały od siebie sen.

Natomiast, gdy Harry odłożył je do łóżeczka... rozległ się rozpaczliwy, głośny płacz zwiastujący nocny armagedon. Antoniette i Dottie rozpłakały się donośnie, a Harry podniósł wzrok, porozumiewawczo spoglądając w szare oczy Annie.

— Ja biorę jedną i zrobię tę cholerną kawę. Przyniosę tu kubki na raty, a ty bierzesz drugą i zgarniasz z dziecięcego wszystkie drogie gadżety, na które wywaliliśmy tonę pieniędzy, bo podobno miały służyć jako pomoc przy usypianiu dzieci — mruknął do rudowłosej, przelotnie całując jej skroń. — Deal, żona?

— Deal, mąż... — Annie westchnęła ciężko i, zgodnie z instrukcją męża, wzięła Dorothy w objęcia.

Dziewczynka natychmiastowo przycichła, gdy znalazła się w ramionach mamy. Rudowłosa pogłaskała główkę córki i obróciła się w stronę męża, który, kołysząc Antoniette, zarejestrował tę samą zależność.

— Jeśli one tak działają przez pierwsze trzy lata, to musimy nauczyć się spać na stojąco... — mruknął niemrawo Harry, jakby mówił sam do siebie. — Latte na podwójnym espresso? — spytał rudowłosej, która wygodniej układała sobie Dorothy na ręce i sięgała po pieluchę tetrową, która leżała w łóżeczku.

— Na potrójnym? — spytała błagalnie, spoglądając na zegarek.

Zmrużył oczy, jakby zastanawiając się, czy w jej stanie tak duża dawka kofeiny to na pewno dobry pomysł.

— Ale wleję ci więcej mleka — negocjował.

— Może być. Tylko wrzuć mi łyżkę miodu, żabo, bo będzie za gorzka...

Harry skinął głową, ucałował główkę córki, którą tulił do siebie, posłał Annie buziaka w powietrzu i zniknął na schodach, cichaczem dreptając po stopniach w stronę otwartej kuchni.

Gdy Styles wrócił na piętro, niosąc małżonce kubek gorącej, białej kawy, przestrzeń ich sypialni wzbogaciła się o karuzelę, którą Annie przykręciła do łóżeczka dziewczynek, elektroniczną nianię, dwa miśki emitujące szumy, które podobno usypiały dzieci i kilka innych rzeczy, które kupili z myślą o tym, aby uratować samych siebie. A gdy raz jeszcze zszedł na dół, aby chwycić kubek swojej własnej, czarnej kawy i zgasić na parterze wszystkie światła, po powrocie na piętro zobaczył na łóżku jeszcze kilka dodatkowych miśków, które na opakowaniach miały "funkcje ułatwiające sen", olejki do aromaterapii, głośnik bluetooth Annie i dwa, cienkie kocyki. Wszystko to jego małżonka rzuciła w nieładzie na własną kołdrę.

Harry odstawił swoją kawę na komodę po tym, jak upił łyk z kubka i spojrzał z powątpiewaniem na tę stertę zaopatrzenia, cały czas kołysząc małą Antoniette na ramieniu. Już-już miał skomentować ilość tego wszystkiego, ale Dottie postanowiła rozpłakać się głośno, gdy Annie testowała możliwość odłożenia małej dziewczynki z powrotem do łóżeczka.

Co gorsza, płacz Dorothy uruchomił płacz Toni i w ten sposób młodzi rodzice kolejną godzinę spędzili na uspokajaniu bliźniaczek. A raczej: na próbach ich uspokojenia.

Później Annie próbowała wszystkiego. Dosłownie: wszystkiego. Jeśli wiedziała, że coś może zadziałać, wdrażała taką opcję w życie: grająca cicho karuzela nad łóżeczkiem nie pomogła, opatulenie dziewczynek w kocyk również, spanie w cienkiej czapeczce tak samo, miś szumiś w rogu materaca, zostawiony nad główkami dziewczynek, zdawał się bardziej przeszkadzać, niż pomagać, a olejek o zapachu rumianku w kominku podgrzewanym świeczką musiał działać kojąco tylko na młodych rodziców, a nie na ich córki. Karmienie dziewczynek nie działało, bo najwidoczniej wcale nie były głodne, choć powinny być. Śpiewanie kołysanek (a w tym pomyśle najbardziej aktywny udział miał Harry) też było średnio skuteczne. Średnio, bo pod wpływem głosu Stylesa obie bliźniaczki przeszły w etap marudzenia z etapu rozpaczliwego płaczu. Mały sukces, ale nadal sukces.

Po kolejnych prawie czterech godzinach bezskutecznych prób odkładania dziewczynek do łóżeczka, Harry opadł na łóżko, aby w pozycji siedzącej oprzeć się plecami o poduszki. Kołysał kwilącą Dottie, grzebiąc w swoim telefonie.

— Wydaje mi się, że próbowaliśmy już wszystkiego. Tak mówi Google... — mruknął nieszczęśliwie, spoglądając na Annie, która nadal uparcie w tę i z powrotem krążyła po ich sypialni. — No, oprócz chloroformu. Tego jeszcze nie próbowaliśmy. Mam go wpisać na listę zakupów? — zażartował.

— Ty lepiej sprawdź adresy okien życia — sarknęła rudowłosa, wywołując chichot męża. — Nie śmiej się. Zobaczymy, czy ten żart będzie taki super śmieszny za tydzień...

Harry zabawnie wydął wargi i spojrzał na córcię w swoich ramionach.

— Słyszałaś matkę? Już ma was dość... — mówił z przejęciem do Dottie.

— Konfident! — zaśmiała się bezsilnie Annie, pokazując mężowi środkowy palec.

— Powinnaś razem z siostrą spać piętnaście godzin na dobę, wiesz o tym? — Harry rozmawiał z maleńką brunetką, jak gdyby nigdy nic. — Skoro to wiesz, to czemu nie śpisz, ty mała łajzo?

Annie parsknęła śmiechem i wtrąciła się w tę debatę:

— Zaraz piąta rano. Może czas na poranną kawę? — zironizowała wymownie, wyłączając przyciskiem głośniczek, z którego cicho leciały dźwięki utworu One Republic. Muzyka również zdawała się dawać ukojenie tylko rodzicom bliźniaczek, a nie samym dziewczynkom.

Styles przeczesał loki dłonią i rzucił telefonem w pościel, wzdychając ciężko.

— Mam jeszcze jeden pomysł, skarbie — oświadczył cicho, wstając z łóżka bardzo powoli.

Zaciągnął zasłony dużego okna, aby wschodzące słońce nie rozświetliło pomieszczenia. Podszedł do łóżeczka i wziął głęboki wdech przed tym, jak bardzo ostrożnie odłożył dziewczynkę na materac, a potem gestem pokazał Annie, że ma przekazać mu drugą córkę.

Rudowłosa ułożyła na jego ramieniu Antosię, a potem Harry oświadczył jej:

— A teraz ściągnij swoją koszulkę.

Uniosła jedną brew i spojrzała na męża jak na debila.

— To nie jest odpowiednia pora na striptiz, Harry — oświeciła go.

— Ściągaj i nie marudź, Ann — szepnął stanowczo. — No dawaj, póki się nie rozwyły — pospieszył ją cicho.

Annie zamrugała nie rozumiejąc,o co mu chodzi, ale posłuchała. Chwyciła rąbek materiału i zdjęła go przez głowę, zostając w samych spodenkach i materiałowym biustonoszu. Podała koszulkę Harry'emu, który ostrożnie odłożył Antoniette obok siostry, a potem zwinął koszulkę tak, aby zmieściła się pomiędzy dziewczynkami.

— Pachnie tobą. To podobno pomaga. Jeff kiedyś wspominał, że kradł tak Emmie ubrania, żeby uspokoić Jo — szepnął, ze skupieniem obserwując, że obie córki leżały spokojnie, ale nie płakały.

Rudowłosa wpatrywała się w ten obrazek z rozchylonymi wargami.

— Jesteś geniuszem — szepnęła z szokiem.

— Miód na moje narcystyczne ego, kochanie. Musisz mówić mi to częściej — uśmiechnął się rozbrajająco, prostując plecy i strzelając zastanymi stawami w obrębie karku. Obrócił się, aby zgasić świeczkę pod kominkiem z olejkiem zapachowym i polecił rudej: — Chodź do łóżka, Ann. Póki mamy kilka minut... Albo, jak nam pozwolą, to nawet i dłużej...

Nie dyskutowała z nim, bo sama ledwo stała na nogach. Oboje cicho zakopali się w pościeli, w duchu dziękując sobie samym, że przy wyborze materaca do łóżka pomyśleli o tym, aby nie wydawał z siebie żadnych dźwięków pod wpływem ich ruchów. Annie ułożyła się na boku, twarzą do łóżeczka, a Harry przytulił ją od tyłu, ciasno obejmując małżonkę ramieniem.

Rudowłosa poczuła czułego buziaka na włosach i uśmiechnęła się pod nosem. Mimo tego, że w pomieszczeniu światło dawała tylko lampka ledwo przełamująca mrok, lustrowała wzrokiem sylwetki dziewczynek, które wydawały się nareszcie zasypiać w łóżeczku.

— Annie? — usłyszała nad uchem cichutkie mruknięcie Harry'ego. Po tonie jego szeptu wywnioskowała, że natychmiastowo dopadł go sen.

— Tak, aniołku? — odszepnęła ledwo słyszalnie.

— Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy... — wymruczał sennie tuż przed tym, jak stracił świadomość, odpływając w regenerujący sen.

Anastasia uśmiechnęła się do siebie jeszcze mocniej, ostatni raz spojrzała na dziewczynki oddychające obok niej, a potem sama pozwoliła sobie na zamknięcie powiek.

Zasłony skutecznie ukryły widok wschodzącego słońca nad taflą oceanu. Za oknem zaczęło świtać.




















Dbajcie o siebie, błagam Was. Błagam Was o to tak poważnie, jak jeszcze nigdy.

*

Betowanie, first reading i moje wszystko: this_anjakey ❣️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top