121

Druga połowa lipca upłynęła Stylesom na przesiadywaniu w studiu nagraniowym, gdzie ekipa producentów, muzyków, znajomych tekściarzy i techników pracowała nad profesjonalnym złożeniem w całość drugiego, solowego krążka Harry'ego. Z małego, przytulnego studia przenieśli się do wielkiego pomieszczenia nagraniowego z toną drogiego sprzętu. W ogromnej sali stanęły strefy do nagrywania wokali, chórków i podkładów. Całokształt tego przedsięwzięcia robił wrażenie.

Annie starała się zapomnieć o tym, że została uziemiona w Kalifornii. Skupiała się na drobnych rzeczach, które sprawiały, że była dzielna i  starała się nie panikować na myśl o porodzie. Bo, powiedzmy sobie szczerze, panikowała. Właściwie, to była przerażona. Coraz bardziej i bardziej. Z tego właśnie powodu jej ukochany mąż skrupulatnie wypełniał jej kalendarz w taki sposób, aby zawsze znaleźć jej zajęcie w ciągu dnia, nie dając jej czasu na te myśli. Dodatkowo, cały czas starał się być obok niej, zawsze w zasięgu jej wzroku. Bywał nadgorliwy i nadopiekuńczy, ale w pewien sposób było to urocze.

W tym tygodniu czekało ich jeszcze skręcanie mebli w pokoju dziecięcym, w którym, poza wielkim królikiem i dywanem, nie było jeszcze nic, co mogłoby wskazywać na to, iż pokój nie jest "dziecięcy" tylko z nazwy. Meble czekały w kartonach, a Styles specjalnie na tę okazję zaopatrzył ich dom w wiertarko-wkrętarkę. Czekało ich również kupno nowego samochodu, pierwsza, służbowa rozłąka i poważna rozmowa ze sztabem managerów, z którymi musieli ustalić terminy promocji nowego krążka, który był już niemal gotowy.

Nagrywanie szło szybciej, niż sam Styles się spodziewał. Wszystko składało się w spójną całość, choć był to proces intensywny, długi i okupiony milionem krzyków, frustracji i wyzywania swoich muzyków, którzy lubili się z nim przekomarzać. Mimo przyjaznej, zabawnej atmosfery Harry i cała jego ekipa byli w stu procentach profesjonalni.

I właśnie ten profesjonalizm sprawił, że Annie czuła się przytłoczona. Aktualnie siedziała na kanapie ustawionej pod ścianą, w rogu ogromnego pomieszczenia. Nie rzucała się nikomu w oczy. Właściwie, to sprawiała wrażenie nieobecnej i niewidzialnej. Za każdym razem, gdy próbowała dodać jakąkolwiek techniczną uwagę, była ignorowana. Harry, Mitch i reszta zespołu próbowała podążać za jej wskazówkami, ale panowie producenci skutecznie zmieniali taktykę, spychając na bok sugestie rudowłosej. Zupełnie, jakby z góry zakładali, że nie ma racji. A ona? A ona nie czuła się na tyle pewnie, aby się z nimi kłócić.

Rudowłosa poprawiła się na kanapie, wygodniej układając plecy na miękkich poduszkach. Omiotła wzrokiem ukochanego, który właśnie usiłował zgrać wokal z chórkami w jednej z piosenek i westchnęła pod nosem. Zamknęła oczy i wsłuchała się w rytm perkusji, która roznosiła się po wnętrzu. Ekipa była w trakcie komponowania intro do "Golden". Utworu, który w głowie Stylesa brzmiał zupełnie inaczej niż to, co próbowali teraz nagrać.

Wiedziała o tym. Widziała jego frustrację i irytację na to, że wmawiano mu, iż ta wersja będzie brzmiała "lepiej". On sam wiedział, jaki kształt końcowy ma mieć ta piosenka. Podobnie, jak cała ta ważna dla niego płyta. I choć cenił swoich producentów niesamowicie mocno, czasem go wkurwiali. Zwłaszcza, gdy wmawiali mu rzeczy, których i tak wiedział, że nie posłucha.

Z początku Annie czuła się źle z tym, jak wygląda praca ze sztabem specjalistów. Chciała uciec z tej sali, zbyt niepewna tego, co właściwie tu robi. Nikt jej nie słuchał, choć Harry wyraźnie zaznaczał, że jej głos jest dla niego ważny, a ona przez pierwsze trzy dni naprawdę próbowała z całych sił mieć w tym wszystkim swój udział. Odpuściła w czwartym dniu, stwierdzając, że szkoda jej nerwów. Podobnie, jak Styles, który próbował porozmawiać ze swoimi technikami i producentami. Od czwartego dnia patrzyła na próby i nagrania z kanapy, robiąc za przysłowiową Szwajcarię. Była neutralna. Nie chciała wojny, a w jej stanie dodatkowo nie mogła sobie na nią pozwolić. I, chociaż chciała się odezwać, wiedząc, że ma rację, siedziała cicho. Właśnie tak, jak w tej chwili.

— Dobra, ludzie! PRZERWA! — Harry dosłownie wydarł się, angażując przeponę do tego, aby jego donośny krzyk odbił się od ścian. Warknął pod nosem i schował twarz w dłoniach, palcami pocierając powieki, a wcześniej posyłając ostre spojrzenie producentom, którzy chcieli zaprotestować.

Westchnął ciężko i ruszył w kierunku kanapy. Annie natychmiastowo odnalazła jego zielone ślepia, i posunęła się, aby zrobić mu miejsce obok siebie. Harry opadł na kanapę całym ciałem, warcząc cicho.

— Mam dość — warknął cicho, chowając twarz w dłoniach. — Nigdy jeszcze nie pracowało mi się z tymi ludźmi tak okropnie — wyznał. — Nigdy, Ana. Mam ochotę ich wyrzucić z tego studia i zrobić to wszystko, kurwa, sam, z Mitchem, dziewczynami i z tobą.

Annie głośno wypuściła powietrze z płuc, kiwając głową ze zrozumieniem. Bo naprawdę starała się zrozumieć. Zwłaszcza, że słyszała to zdanie z ust męża już jakiś setny raz w ciągu ostatnich kilku dni.

— Nadal mogę to zrobić — mruknął zdenerwowany, obejmując Anastasię ramieniem. — W końcu jestem szefem.

— Zwolnić ich? — spytała cichutko, ściągając brwi.

— Yep.

— Jeff cię udusi, mąż — przypomniała mu bystro. — Ci ludzie pewnie kosztują tysiące. Albo i więcej.

Harry westchnął ciężko.

— Wiem. I tylko dlatego jeszcze tego nie zrobiłem — wyszeptał niemrawo. — Niby jestem szefem, a przez te wszystkie podpisane umowy gówno mogę zrobić...

— HARRY! — Donośny, męski głos rozbrzmiał w hali, zwracając uwagę lokatego. — Dłuższa przerwa na lunch? — zaproponował jeden z producentów.

Styles skinął głową i uniósł kciuk w górę na znak, że się zgadza.

— Ktoś reflektuje na włoskie żarcie? — Pytanie jednego z mężczyzn wypłynęło w eter.

Harry przestał słuchać i wrócił do przytulania Annie. Ta czynność w ciągu ostatnich dni sprawiała, że się uspokajał i jeszcze nikogo nie pogryzł z frustracji. Zamknął oczy i przykleił się do małżonki, chowając twarz w materiale wielkiej bluzy, którą miała na sobie, a którą wyjęła z jego szafy dziś rano.

Brunet jęknął protestująco, gdy Annie zachichotała, a on sam poczuł, jak obok niego ktoś z impetem władował się na kanapę, przytulając się do niego i przygniatając go ciężarem ciała.

— Rowland, idź sobie. Teraz mam czas na czułość i nie dotyczy to ciebie, ciężka krowo — zaśmiał się w kierunku Mitcha, na kolana którego właśnie wdrapywała się Sarah.

— Gestapo poszło na obiad — zażartowała brunetka. — Przy poprzedniej płycie nie zachowywali się, jakby mieli kije w dupie — sarknęła. — Ny mówi, że przez ostatnie dwie próby nagrania wstępu, cały czas była nad dźwiękami w chórkach, a oni stwierdzili, że tak ma być — parsknęła.

Annie nie mogła się powstrzymać przed pogardliwym uniesieniem jednej brwi. Zdecydowanie ruda i producenci nie pałali do siebie sympatią.

— Nie wiem, o co im chodzi — poparł perkusistkę Mitch. — Styles, dlaczego po prostu nie zrobimy tego po swojemu, skoro tamci właśnie wyszli? — spytał, niby w żartach.

Rudowłosa gwałtownie uniosła głowę i spojrzała porozumiewawczo na Mitcha, a potem na Harry'ego, który tak samo nagle oderwał się od niej, aby spojrzeć w jej oczy.

— Właściwie, stary, to to jest bardzo dobry pomysł — Styles uśmiechnął się złowieszczo i zeskoczył z kanapy, otrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu.

Łobuzerski półuśmieszek przekleił do swojej buzi, a jego oczy zalśniły podekscytowaniem. Wyciągnął dłoń w stronę małżonki, mówiąc:

— Chodź, piękna. Potrzebujemy cię, a tym razem nikt nie będzie nam przeszkadzał.

Annie z uśmiechem na twarzy ujęła jego dłoń.

— Ile mamy czasu? — mruknęła pytająco szarooka, kierując się w stronę panleu z suwakami.

— Godzinę co najmniej — odpowiedziała jej Sarah. — Ej, Ann — zwróciła na siebie uwagę rudowłosej — przy nagrywaniu pierwszego krążka miałam dwa razy więcej powtórek perkusyjnych linii melodycznych, bo jako jedyna w tym towarzystwie mam cycki, grając na instrumencie, na którym normalnie grają penisy — wyznała cicho brunetka. — Dopóki nie udowodniłam, że nie mają racji, zachowywali się identycznie. Nie daj się, ruda — puściła jej oczko, obróciła się na pięcie i potruchtała w kierunku perkusji, obok której stały Charlotte i Ny, rozmawiając z Mitchem.

Annie westchnęła ciężko. Przeczuwała, że tak może być. Była kobietą. Była kobietą, która nie miała wykształcenia w branży, a pod sercem nosiła dzieci sławnego muzyka, który miał kasę i znajomości, aby wkręcić ją dosłownie wszędzie. Nie, żeby tego chciała. Nie chciała. Nikt nie zadał jej pytań, tylko od razu ją ocenił. Liczyła się z tym, że może się tak wydarzyć, jednak to, że profesjonalni producenci nawet nie sprawdzili, czy ich ocena pokrywa się z jej rzeczywistymi umiejętnościami, trochę ją bolało.

Czas na mały akt buntu.

— Okej, skarby! — zwróciła się do zespołu męża i do samego ukochanego — Harry, słońce, powiedz nam, jak to widzisz i spróbujemy coś z tym zrobić...
































Tego samego dnia wieczorem Annie i Harry leżeli na wielkiej kanapie w salonie, okryci jednym kocem. Zajęli cały narożnik, a rudowłosa ułożyła głowę na boku klatki piersiowej bruneta. W tej pozycji doskonale słyszała uspokajający rytm bicia jego serca, który akompaniował dźwiękom  rozbrzmiewającym z telewizora. Harry ułożył wyprostowane ramię na boku małżonki, a dłonią rysował łaskoczące wzorki na jej pośladku, drażniąc się z nią przez materiał puchatego koca.

— Nie drocz się, paskudo — mruknęła do niego, zamykając oczy i wygodniej układając głowę na jego boku.

— Musimy być grzeczni. Nic nie robię — odpowiedział jej niewinnie, a potem zachichotał pod nosem.

— Łaskoczesz, Einsteinie. Miałeś się pakować — przypomniała mu cichutko Annie, pamiętając, że rano cały zespół i ekipa producentów mają wylot do Miami.

— Zdążę — mruknął, zbywając temat i cmokając jej włosy, a potem raz jeszcze zaśmiał się cicho.

Rudowłosa przewróciła oczami. Zawsze tak mówił, a potem rano biegał po domu w popłochu i gadał sam do siebie, szukając swoich ulubionych ubrań. Będąc spóźnionym, oczywiście.

— Co jest takie zabawne? — nawiązała do jego śmiechu pod nosem.

— Cały czas mam przed oczami minę Toma i Nathana — zachichotał. — Zwłaszcza to, jak im tłumaczyłaś, dlaczego wywróciłaś do góry nogami całą linię melodyczną i dynamikę utworu. Nie było ich godzinę, a zastali nagraną całą piosenkę po małej rewolucji — śmiał się dumnie. — Bardzo ładnie, kochanie. Zamknęłaś im buzie — pochwalił ją i raz jeszcze cmoknął jej głowę. — W końcu zaczęli traktować cię jak partnera-specjalistę, a nie jak moją kobietę, która jest tam przypadkiem. Przysięgam, że gdybym mógł ich wywalić ze studia, to zrobiłbym to już po pierwszym dniu. Byłem bliski przekroczenia wszystkich moich granic... Paskudnie cię potraktowali. I porozmawiam jeszcze z nimi na ten temat, jak będziemy w Miami, obiecuję. Nie przeprosili cię porządnie.

Annie nie potrafiła nie uśmiechnąć się pod nosem, słysząc jego zachrypnięty głos.

— W końcu da się z nimi normalnie pracować — dodał, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Faceci w branży muzycznej mają dziwny kompleks na punkcie kobiet — mruknęła szarooka, głaszcząc swój brzuszek przez koc.

— Nie wszyscy, misia — zaprotestował miękko Harry. — Ale to fakt. Słabe to było. Co się dzieje? — spytał, układając dłoń na jej brzuchu tuż obok jej własnej. — Dziewczyny się wiercą?

— Odrobinę... — szepnęła, uśmiechając się.

— Pamiętaj, że jak wrócę w poniedziałek, to we wtorek jedziemy kupić auto, a w środę widzimy się z Jeffem na kamerce i z resztą zespołu, żeby ustalić wszystkie terminy promocji albumu, przejrzeć oferty wystąpień promocyjnych i zaplanować trasę koncertową — przypomniał jej. — Wrzuciłem to wszystko do naszego kalendarza, bo pewnie do przyszłego tygodnia zdążę o tym zapomnieć jeszcze ze dwa razy — przyznał niewinnie.

— Mam takie dziwne przeczucie, że dzisiejszy wieczór to ostatni spokojny czas, jaki mamy dla siebie tylko we dwoje — mruknęła Annie, ciaśniej okrywając stopy kocem.

— Nie kracz, piękna, błagam... — jęknął, sięgając po pilota.

W głębi ducha przeczuwał, że Annie może mieć rację.

— Nic ciekawego nie ma w tym pudle. Dwieście kanałów, na każdym jakieś gówniane programy — zmienił temat. — Może obejrzymy jakiś film?

— Nie, film nie...

— To co mam włączyć, Ann?

— Nie wiem, Harry...

— Wahania hormonów na horyzoncie... — mruknął cicho.

— Chcesz w łeb, mąż?

— No przecież nic nie mówię!

— "Wahania hormonów"? — zacytowała go ironicznie.

— Po prostu, jak masz skoki hormonalne, to jesteś strasznie niezdecydowana, śliczna — mruknął słodkim tonem.

— To w takim razie ty masz skoki hormonalne przez większość życia, Styles — napyskowała mu.

— Chcesz w tyłek? — odpowiedział jej zaczepnie.

— Mamy bana na seks — przypomniała mu odruchowo, zdradzając swoje myśli.

— Chciałem cię sprać, a nie się kochać — uściślił ironicznie, hamując śmiech. — To różnica. A ty jak zawsze wszystko sprowadzasz tylko do jednego, Anastasia! — gadał, zbulwersowany teatralnie. — Wstydziłabyś się!

— Przemoc na ciężarnej? Znowu? — wyśmiała go.

— Jezu, dobrze, że odpocznę od ciebie te kilka dni, przysięgam — zażartował, teatralnie kręcąc głową, a potem roześmiał się głośno i ucałował czoło Annie, która z oburzoną miną ułożyła się na plecach, aby móc na niego spojrzeć. — Będę tęsknił, żonka... — wydął smutno wargi. — Pierwsza podróż dokądkolwiek bez ciebie. Kto mnie przytuli w samolocie? — mówił nieszczęśliwie, bawiąc się jej lokami rozrzuconymi na swoim brzuchu.

— Mitch cię przytuli.

— Mitch to nie to samo. Mitch przylepi się do mojej perkusistki. Zostanę sam... — dramatyzował.

— A Jeff?

— Jeff będzie spał w każdej możliwej chwili. W końcu zostawi Emmę samą z Josie. Będzie odsypiał życie u boku swoich dwóch kobiet — zaszydził z przyjaciela.

— Payno cię ukocha, jak już cię zobaczy — zaśmiała się Annie. — Od trzech dni wypisuje do mnie smsy, że jest mu przykro, że przylecisz sam, ale i tak nie może się doczekać.

— Wyczuwam ostre chlanie, jak już będziemy po nagraniach — przyznał Harry, niewinnie spoglądając na ukochaną.

Annie uniosła jedną brew.

— Tylko nie przynieś mi wstydu.

— Mam nie zgonować? — zachichotał.

— Albo chociaż zgonować po przyzwoitej ilości alkoholu, a nie po trzech drinkach — wyśmiała jego słabą głowę, powodując oburzoną minę na twarzy Harry'ego. — Tylko nie przeginaj z piciem, Hazz. Wiesz, że nie możesz ostro balować, bo bierzesz leki... — dodała poważniejszym, łagodnym tonem.

— Wiem, misia. Wiem. Będę grzeczny — obiecał, nachylając się nad nią i cmokając jej usta.

Przez moment leżeli w ciszy, a Harry w końcu zdecydował się na repertuar filmowy w postaci komedii romantycznej, na widok której Annie jęknęła protestująco.

— Teraz moja kolej — przypomniał jej o tym, że ostatnio to ona zmusiła go do oglądania jakiegoś medycznego, krwawego filmu.

— Czy ja coś mówię? — spytała obronnie.

— Po twojej minie wnioskuję, że w twojej głowie właśnie odbywa się monolog pełen marudzenia — zaśmiał się odrobinkę złośliwie.

Annie już-już podnosiła się na łokciu, aby wsadzić mężowi palec pomiędzy żebra, gdy ten odkładał na bok pilot od telewizora. Harry zdążył jednak wrócić do poprzedniej pozycji i objąć ją ramionami tak, aby uniemożliwić jej niecne plany.

— Mówiłaś Samuelowi, że od jutra śpi w naszym domu?

Ruda pokiwała głową twierdząco.

— Mówiłam, że może zabrać ze sobą Sama.

— Może. Grunt, żebyś nie była tu sama, kochanie. — Czule cmoknął jej skroń, wodząc dłonią po plecach Annie, okrytych kocem. — Zwłaszcza w nocy.

— Nie panikuj, Harry, skarbie, proszę... Tylko nie panikuj...

— Tylko się martwię. Nic takiego. Jeszcze nie założyłem ci nadajnika GPS na nogę, żeby w czasie rzeczywistym wiedzieć, co się z tobą dzieje — usprawiedliwił się.

— Masz tę opcję w swoim telefonie, aby sprawdzić, gdzie jest moja komórka. To prawie to samo.

— Przydaje się, jak zostawisz swój własny w garderobie pomiędzy moimi swetrami — parsknął śmiechem, wspominając wczorajszy poranek.

— Sam ostatnio posiałeś swoją komórkę w lodówce — wypomniała mu.

— Byłem niewyspany — wytłumaczył się oczywistym tonem.

— Oj, mąż... — zachichotała cichutko, kręcąc głową.

Annie ułożyła policzek na torsie bruneta i niezbyt przejęła się tym, że w tej pozycji ma słaby widok na komedię romantyczną lecącą na ekranie.

— Rybko? — Usłyszała nad uchem głos ukochanego.

— Tak?

— Wiesz, co jest za miesiąc? — spytał nagle.

Annie zmrużyła powieki, myśląc intensywnie.

— Lecisz do Meksyku nagrać teledysk do pierwszego singla? — zapytała hipotetycznie.

— To też. Ale pytam się ciebie o to jak mojej żony, a nie jak mojego managera — uściślił bystro.

Ruda ściągnęła brwi, wydymając wargi.

— To nie mam pojęcia, co jest za miesiąc — oświadczyła twardo, doskonale wiedząc, o co mu chodzi.

Harry próbował powstrzymać parsknięcie śmiechem, ale zrobił to strasznie nieudolnie. Pomiędzy nimi wytworzyła się cisza, w trakcie której Annie udawała, że skończyła temat, a Harry hamował śmiech, próbując zachować powagę na widok jej starań.

— Myszko? — ponowił.

— Tak, Harry?

— Co chcesz na urodziny? — zadał w końcu to pytanie, uśmiechając się do siebie jak wariat.

Annie miała ochotę głośno jęknąć, ale zdusiła w sobie tę potrzebę.

— Święty spokój — odparła krótko i beznamiętnie, chcąc jak najszybciej skończyć ten temat.

Harry udawał, że myśli, teatralnie mrużąc powieki.

— Da się załatwić. A tak na serio?

— Nic nie chcę. Mam ciebie. Wystarczy.

— Coś musisz chcieć, piękna.

— Nie mów mi, jak mam żyć i co mam chcieć, mąż. — Przewróciła oczami teatralnie.

— Ale między innymi od takich rzeczy istnieje tak instytucja jak mąż — oświecił ją. — Naprawdę chcesz, żebym wymyślił coś sam? Jesteś pewna, że dajesz mi wolną rękę? — Nie odpuszczał, chichocząc i opuszkami palców łaskocząc wrażliwe miejsce na jej karku, gdy przytulała się do niego.

Widok tego, jak wzdycha z frustracją pod wpływem jego pytań sprawił, że tylko miał ochotę roześmiać się głośniej.

— Nie daję ci wolnej ręki, kochanie. Po prostu "nic" znaczy "nic", a nie "masz wolną rękę, wymyśl cokolwiek i kup, kurwa, jacht" — sarknęła.

— Chcesz jacht? — podłapał ze śmiechem.

— TO BYŁA IRONIA, STYLES!

— Nie wolno ci krzyczeć, aniołku. Zaparzyć ci meliski?

— Ugryź się, Harry... — mruknęła bezsilnie, próbując zachować powagę.

Był niemożliwy.

Reszta wieczoru upłynęła im dokładnie tak, jakby jutro wcale nie czekała ich pierwsza, dłuższa rozłąka, a następnego dnia Harry faktycznie spakował się tuż przed samym wylotem, docierając na lotnisko spóźniony o ponad godzinę.





























Najmilsi,

Dziś znowu mały elaborat. Zacznę od tego, że dużo się dzieje. Po ostatnim czasie mam wiele przemyśleń, a w tym jedno, chyba najważniejsze: jeśli w dzisiejszych czasach jest coś wartego ochrony, to jest to nasza prywatność. Bardzo się cieszę, że czekacie na nowe rozdziały. Naprawdę. Serce mi rośnie, wiedząc, że Was mam. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jednak moje życie prywatne i zawodowe nie pozwala mi odpowiadać na wszystkie Wasze zapytania, które spływają do mnie różnymi drogami. Doba ma zbyt mało godzin: najbliższe mi osoby mogą potwierdzić, że również im zdarza mi się odpisywać po kilku dniach, a czasem i długo dłużej. Na horyzoncie, wraz z dzisiejszą rocznicą mojego istnienia, pojawiło się wiele postanowień i decyzji. Dlatego stopniowo wydarzy się trochę zmian taktycznych, obejmujących między innymi zniknięcie mojego wattpadowego instagrama oraz ograniczenie czasu, jaki poświęcam tej platformie w czasie, w którym "nie piszę". Musicie wiedzieć, że nie były to dla mnie łatwe decyzje.

Jeśli chcecie być na bieżąco ze statusem aktualizacji "Annie", zapraszam do obserwowania mojego konta na Wattpadzie, które będzie jedynym miejscem, na które będę wrzucać wszelkie informacje i powiadomienia. Ci z Was, którym bardzo zależy na kontakcie ze mną poza tą platformą - odezwijcie się do mnie w wiadomości prywatnej. I pamiętajcie, że gdyby ktokolwiek z Was potrzebował pomocy, zawsze jestem tu dla Was.

Dziękuję za Waszą wyrozumiałość.


Co do dzisiejszego rozdziału i fabuły: nie martwcie się, przez pozostałe dwadzieścia dziewięć rozdziałów tej części zdążymy jeszcze przeżyć kilka wielkich, emocjonalnych chwil! Nie dajcie się zmylić, bo jeszcze będzie się działo!


*

Betowanie, największa miłość, oparcie twórcze i first reading: @this_anjakey.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top