115
Annie od ponad czterdziestu minut z niepokojem i z podziwem jednocześnie wpatrywała się w Harry'ego, który w transie przelewał wszystkie swoje intensywne uczucia na kartki papieru, od czasu do czasu nucąc i mamrocząc coś pod nosem. Zeszła z jego kolan i zajęła miejsce na fotelu obok. Właśnie po raz pierwszy doświadczała możliwości oglądania tak nagłego przypływu natchnienia bruneta i nie śmiała odezwać się choćby słowem, aby przypadkiem go nie rozproszyć. Upewniła się tylko, że po przebytych emocjach na pewno czuje się dobrze.
Straciła rachubę czasu, gdy wgapiała się w niego, omiatając wzrokiem jego opuchniętą od płaczu twarz, zaschnięte łzy na policzkach i zmoczone, wygniecione rękawy, które zwykł wykorzystywać jako chusteczki.
— Misia, potrzebuję twojej pomocy. — Z zamyślenia wyrwał ją zachrypnięty baryton, który niespodziewanie rozbrzmiał w pomieszczeniu.
Rudowłosa podniosła wielkie oczy na ukochanego, który w napięciu czekał na jej przyzwolenie. Posłała mu lekki, zachęcający uśmiech bez słów prosząc, aby kontynuował.
Harry przełknął głośno ślinę i zerwał się z miejsca, trzymając w dłoni zeszyt i długopis. Podszedł do niej, ujmując jej dłoń i poprowadził ich w stronę pianina stojącego w drugim końcu pokoju.
— Ile czasu nie miałem kontaktu ze światem? — spytał cicho, układając notes na pulpicie nad czarno-białą klawiaturą pianina.
— Około godzinkę.
Pokiwał głową, przyjmując tę informację do wiadomości.
— Właśnie skończyłem pięć zaczętych tekstów i jeden całkiem nowy.
Oczy Annie urosły dwukrotnie w reakcji na jego wyznanie.
— Do tego mam już melodię w głowie, ale... — Spojrzał na swoje ręce, siadając obok niej i przesuwając ukochaną tak, aby zajęła miejsce na taborecie centralnie przed instrumentem. — ... ale nie sądzę, że sam jestem w stanie przerzucić myśli z mojej głowy na nuty.
Harry zrobił pauzę, otwierając notes na odpowiedniej stronie.
— Pomóż mi, błagam... Czuję, że to jest... to.
To, w jaki sposób kończył to zdanie sprawiło, że po plecach Annie przebiegła fala dreszczy. Wypowiedział to zdanie, jakby doskonale wiedział, że właśnie oboje stają się częścią powstawania czegoś naprawdę wielkiego.
Annie pokiwała głową w skupieniu i przeniosła wzrok na kartki notesu Stylesa, które otworzył na dwóch stronach. Czarny tusz cienkopisu układał się na papierze w estetyczne, okrągłe, znajome jej pismo. Wodziła wzrokiem po tekście w skupieniu i spytała cicho, nie przerywając czytania:
— Jak to widzisz, skarbie?
To pytanie zapoczątkowało proces twórczy, który pokazał Annie, jak wygląda praca kompozytorska z samym Harrym Stylesem. I, chociaż jednocześnie pełniła rolę jego przyjaciółki i małżonki, muzyczna strona jej osobowości miała ciarki, gdy razem nakręcali proces pisania melodii, testowania tonacji i dopasowywania melodii do utworów dokończonych przez lokatego zaledwie przez kilkunastoma minutami.
Mieli momenty, w których Annie bezbłędnie odczytywała, co miał na myśli, choć nie powiedział tego na głos. Mieli momenty, w który kłócili się o dany akord, żywo dyskutując na temat tego, kto powinien mieć rację. Harry czerpał z doświadczenia muzycznego Anastasii ogromną inspirację. Miała niesamowitą wiedzę i intuicję, która była warta miliony dolarów. Dawno nie pracowało mu się z kimś tak dobrze, jak z nią.
Siedzieli tak, zapominając o kolacji i o upływającym czasie. Nie zarejestrowali, kiedy dokładnie zapalili światło w pokoju, aby cokolwiek widzieć, bo za oknem zapadł zmrok. Dopiero odgłos burczącego brzucha Annie przypomniał Harry'emu o tym, że stracili rachubę czasu. Lokaty spojrzał na zegarek na ekranie swojego telefonu i zrobił ogromne oczy.
— Harry, kocie, nadal uważam, że tutaj powinno być E-dur. Słyszysz? — Annie z uporem maniaka powtórzyła intro od wspomnianego akordu, a potem zmarszczyła brwi, widząc jego minę. — Co się stało, że masz taką minę?
Styles podniósł oczy na małżonkę i obrócił ekran komórki w jej stronę.
— O Jezusie, już jedenasta?
— Nie jadłaś nic od pierwszej, Ana... — przypomniał jej bystro. — Kochanie, zostawmy to już dzisiaj. — Wskazał podbródkiem na swój notes.
Annie wydęła wargi, wyraźnie niepocieszona.
— Jakoś nie mam dzisiaj apetytu — wymruczała. — Za dużo wrażeń na dziś... Na myśl o czymkolwiek w moim żołądku mnie cofa... — skrzywiła się.
Zielonooki westchnął ciężko, zgadzając się z nią. Ucałował jej czoło i zapytał:
— Idziesz ze mną pod prysznic?
— Idź sam, słońce — mruknęła. — Ja tylko rozpiszę to, co już ustaliliśmy i zejdę do ciebie na dół. Zaparzyć ci rumianek na noc? — spytała, wiedząc, że ten gorący napar pomagał mu zasnąć po trudnych dniach.
Pokręcił głową przecząco.
— Ja i tak dzisiejszej nocy nie zmrużę oka i będę ryczał, gdy wszystko z dzisiejszego popołudnia raz jeszcze do mnie wróci — wyznał cicho. — Ale dziękuję, piękna...
Skradł jej całusa z warg i polecił jej na odchodne:
— Kończ to, skarbie. — Wskazał palcem na kartkę zapisaną nutami, krzywą, odręcznie rozrysowaną pięciolinią i wyrazami stanowiącymi skróty myślowe rudowłosej.
Annie podniosła wzrok na kartkę, którą miała przed nosem. Jej mózg zarejestrował odgłos oddalających się kroków bruneta, który zbiegł po schodach i podreptał w kierunku łazienki na parterze. Ułożyła palce na klawiaturze i powtórzyła melodię intra. Coś jej nie pasowało. Mieli tekst, tonację, wstęp, wizję przejść, tempo zwrotek, a nadal nie potrafili złożyć tej piosenki w całość. Dopisała to, co miała dopisać, a potem z brzdękiem odłożyła metalowy długopis na pokrywę pianina. I już-już miała być grzeczną żoną i skapitulować, ale doznała olśnienia.
Zerwała się z krzesła i, ściskając w dłoni kartkę ze swoimi bazgrołami oraz święty notes Harry'ego, wybiegła z biblioteczki, gasząc za sobą światło. Zbiegła na parter i szybko namierzyła gitarę akustyczną ukochanego, która po koncercie szkolnego chóru nadal znajdowała się w futerale.
Chwilę później rozsiadła się na drewnianych schodach, opierając się plecami o ścianę. Uwielbiała grać i śpiewać w tym miejscu - z uwagi na bardzo wysokie sklepienie sufitu, łączące otwartą przestrzeń salonu i korytarz na piętrze, echo odbijało się od ścian w ten idealny sposób, który wiecznie przyprawiał ją o dreszcze. Szarpnęła struny gitary, nastroiła ją i usiadła wygodniej, zaczynając brzdąkać.
Powtórzyła akordy piosenki, którą Harry napisał dziś od samego zera, do samego końca. Widziała, jak osobisty i ważny jest dla niego ten tekst: jak bardzo oddaje wszystko to, co poczuł dzisiejszego popołudnia. Otworzyła notes w odpowiednim miejscu i...
I nagle okazało się, że wszystko samo skleiło się w całość.
— I'm in my bed and you're not here — zaśpiewała, zerkając na notes Harry'ego. Uśmiechnęła się, gdy akordy, które w ich głowach dobrze współgrały z tekstem na pianinie, sprawdziły się również na gitarze.
Podniosła wzrok na Harry'ego, który nagle zmaterializował się w wejściu do salonu, przepasany jedynie ręcznikiem. Na mokrym ciele miał resztki niespłukanej piany powstałej z żelu pod prysznic. Wyglądał, jakby zdezerterował z łazienki pod wpływem alarmu bombowego.
Annie przerwała śpiewanie na jego widok i parsknęła śmiechem.
— Kochanie, skończyła ci się woda w kranie?
Harry szelmowsko uniósł jedną brew i skrzyżował ręce na piersi.
— Wybiegłem, jak tylko cię usłyszałem. Jak mogłaś na mnie nie poczekać? — wyrzucił jej, człapiąc w jej stronę ze swoją komórką w ręce.
Krople wody z jego włosów i ciała kapały na panele podłogowe, ale nic sobie z tego nie robił.
— Żabko, kapie z ciebie — zwróciła mu uwagę Annie, spoglądając na ukochanego z powątpiewaniem i dezaprobatą. — Wytrzyj się jak człowiek.
— Jestem nagi, mokry i marznę, ale jesteś dla mnie ważniejsza, niż moje cierpienie i dyskomfort — oświadczył jej patetycznie, siadając na schodku niżej, niż usiadła ona sama, po przeciwnej stronie: tak, aby mieć ją przed sobą. — Jeszcze raz, od początku, kicia. Tylko poczekaj, włączę dyktafon — zarządził prosząco, wlepiając w nią wielkie, zielone oczy i zaczesując dłonią mokre loki do tyłu.
https://youtu.be/J4SE_dXV8-k
Annie pokręciła głową z lekkim uśmiechem na ustach i raz jeszcze zaczęła piosenkę, łapiąc E-dur na gryfie gitary. Jej delikatny głos wyśpiewywał słowa piosenki Stylesa, a Harry wpatrywał się w nią uważnie, wsłuchując się w każdą nutę.
Na jego oczach zrobiła coś niesamowitego: przemieniła tekst, w który włożył tyle cierpienia, żalu, przykrych wspomnień i nad którym tyle płakał, w coś, co od tej chwili będzie wywoływało w nim czuły uśmiech. Oddał jej możliwość zaśpiewania tego utworu po raz pierwszy. Nigdy tego nie robił. Nie zwykł oddawać komuś wielkich momentów. Nie zwykł, bo wiedział, że on sam odda emocje zawarte w tekście najwierniej i... najlepiej. Po prostu.
Jednak Annie zrobiła to tak samo idealnie, jak on sam.
Czuł, że ta piosenka będzie jedną z tych wielkiego formatu.
Doskonale wiedział, że Ana jest świadoma tego przez jaki utwór właśnie brnie. Ten tekst stanowił dla niego pożegnanie z emocjami tak przytłaczającymi, że czuł fizyczny ból, gdy do nich wracał. Włożył w niego całe swoje cierpienie, frustrację i bolesne wspomnienia.
Zadrżał, gdy przeszła do refrenu, który razem dopracowali, a potem zadrżał ponownie, gdy jej szare oczy spojrzały prosto w jego własne, gdy sięgała górnych nut. Jej wersja tego utworu była delikatniejsza, niż ta, którą on sam sobie wymyślił, ale przecież mówimy o Annie: o artystycznym uosobieniu wrażliwości muzycznej, miłości i czułości, bez której nie potrafił funkcjonować. Uwielbiał dynamikę, z jaką rozwijała piosenki. Uwielbiał jej wyczucie i to, jak mieszała moc swojego głosu z niewinnością i tą łagodną barwą, która nadawała utworom nowy, głębszy wymiar.
W trakcie drugiej zwrotki wraz z nią wodził oczami po odręcznie napisanym tekście i uśmiechał się, słysząc, jak kombinowała z dźwiękami w trakcie wokalu, miejscami odchodząc od tonacji pierwszej zwrotki. Zlepiła w całość cały utwór, przyprawiając go o dreszcze. Ściskał w dłoni telefon, który nagrywał jej wykonanie i siedział z nią na schodach, rozumiejąc, że dzisiejszy dzień naprawdę jest wielkim punktem zwrotnym w jego życiu.
I, może to głupie, ale wsłuchując się w śpiew Anastasii, która włożyła w ten utwór tak dużo serca i mocy swojego głosu, rozpłakał się na sam koniec piosenki.
Rudowłosa dokończyła granie i podniosła wzrok na łezki znajdujące się na jego policzkach.
— Kochanie... — zaczęła ciepło, zmartwionym głosem. Po popołudniowym płaczu miał zaczerwienione spojówki i podkrążone oczy, w których lśniły kolejne łzy.
Dłonią sięgnęła jego policzka, aby opuszkiem kciuka pogładzić jego skórę na buzi. Harry ujął jej rękę w swoją własną i oderwał ją od swojej twarzy, aby czule cmoknąć wewnętrzną stronę palców rudowłosej. Uśmiechnął się lekko przez łzy i spojrzał prosto w jej oczy, po czym wymamrotał:
— Tym razem nie ryczę, bo mi smutno — wyznał jej uspokajająco, będąc rozbrajająco szczerym.
Annie zachichotała leciutko i uniosła brwi ku górze, wpatrując się w ukochanego.
— A czemu ryczysz tym razem? — spytała, rozczulona.
— Bo cię kocham — mruknął nisko, ponownie składając czuły pocałunek na jej dłoni.
Splótł razem ich palce i kciukiem gładził jej skórę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
— Wiesz, że zrobiłaś właśnie coś, czego nikt nigdy jeszcze nie zrobił, maleńka? — zadał jej hipotetyczne pytanie.
— Och?
Pytające, szare ślepia wwiercały się w jego zielone tęczówki i Harry przyznał sam przed sobą, że dopóki patrzył w jej magiczne oczy, mógłby siedzieć tak na tych niewygodnych schodach całą wieczność, dopóki miałby możliwość gapić się na nią właśnie tak, jak robił to teraz. Uspokajała go w ten niewytłumaczalny sposób, którego nie potrafił opisać słowami. Ten odcień szarości był mu doskonale znajomy, a jednak zawsze odnajdywał w nim spokój, który zaskakiwał go na nowo.
— Czyli... co takiego zrobiłam? — dopytała Annie, wpatrując się w niego.
Harry westchnął głośno i uśmiechnął się sam do siebie.
— Właśnie przed chwilą po raz pierwszy usłyszałem mój własny kawałek, który znajdzie się na mojej płycie... — mówił powoli — ... i za tym pierwszym, najważniejszym, najbardziej osobistym razem nie śpiewałem go ja. Nikt nigdy tego nie zrobił, wiesz? Nie wyręczył mnie w tak... ważnej dla mnie chwili — dokończył, uśmiechając się coraz szerzej, a kącik jego ust wędrował coraz wyżej, wyraźniej ukazując jego dołeczek w policzku.— Jesteś wyjątkowa, Ana.
Annie rozchyliła usta, zdziwiona jego szczerością.
— Nikt... nigdy...? — spytała cichutko.
Harry wydął wargi w ten uroczy sposób, który zawsze robił i pokręcił przecząco głową.
— Nikt, nigdy, moja piękna — posłał jej uśmiech. — Jesteś absolutnie pierwsza...
W końcu nie wytrzymał i zaśmiał się dźwięcznie na widok jej miny.
— Wyglądasz na lekko przerażoną tym faktem — podsumował.
— Kocie, jesteś muzykiem światowego formatu...
— ... który jest twoim mężem...
— ... który wyprzedaje całe stadiony w ciągu jednego dnia po ogłoszeniu trasy koncertowej...
— Nieprawda! W trzy dni, misia. W trzy dni...
— ... a twoje płyty sprzedają się w takiej ilości, że gdy o tym myślę, to kręci mi się w głowie. I mówisz mi teraz, że oddałeś mi tak ważny dla siebie moment i, że nikt nigdy nie dostąpił tego przede mną? Nikt? Ani żaden z twoich muzyków, producentów? Mitch? Liam, Niall, Zee, ani nawet Louis nigdy nie...? — Tutaj parsknęła przez śmiech, urywając, bo nadal przytłaczał ją szok. — Zero presji dla amatora. Zero. Serio, kochanie... — zironizowała.
Styles roześmiał się głośno i dźwięcznie. Przejął z jej rąk gitarę, aby odłożyć ją na bok i ułożył się na schodach tak, aby móc zgarnąć Annie na swoje kolana. Przytulił ją mocno, chichocząc przez cały ten czas.
— Ten moment był idealny, Ana... — wyznał jej. — To było perfekcyjne... To wszystko... — mruczał do jej ucha, przytykając swoje wargi do jej skroni, gdy już zamknął ją w szczelnym uścisku. — Jesteś jedyną osobą na tej planecie, która tak dobrze zna moje serce. Jeśli ktoś potrafi oddać wszystkie moje emocje, jakie zawiera ten tekst, to jesteś to ty, Anastasia... I zrobiłaś to jeszcze piękniej, niż potrafiłem to sobie wyobrazić — wyznał wprost i wpił się w jej wargi. — Kocham cię, Ann. Wiesz? — Uśmiechnął się w jej usta.
— Wiem — odmruknęła, wplatając dłonie w jego mokre włosy. — I wiesz co, mąż?
— Hmm?
— Ja też cię kocham.
— Ooo, to miło z twojej strony... — zażartował uroczo.
— I wiesz co jeszcze? — spytała tajemniczo.
— No, zaskocz mnie, mała...
— Ręcznik spadł ci z tyłka i właśnie moczy podłogę.
— To znak, że musisz pomóc mi dokończyć ten prysznic. — Obrócił kota ogonem i zignorował jej protestujący pisk, gdy wstał na nogi, trzymając ukochaną na rękach.
Gorąca woda rozluźniała ich ciała i oczyszczała ich głowy z emocji, jakie przyniósł ze sobą miniony dzień. Harry zamknął oczy i oddychał miarowo, skupiając się na gorących ustach małżonki, które czule muskały jego skórę w okolicy szyi, barków i obojczyków, co uwielbiał. Zatracał się w jej fizycznej obecności, odwlekając w czasie moment, w którym raz jeszcze dotrze do niego waga wydarzeń, które miały miejsce minionego popołudnia.
— Spinasz się, skarbie... — Jego uszy dobiegł delikatny, zmartwiony głos. Uchylił powieki, gdy Annie przesunęła dłońmi po jego ramionach, a potem odgarnęła mokre loki z jego twarzy. Wpatrywała się w niego z troską, omiatając wielkimi oczami jego twarz.
Lokaty westchnął ciężko i przyciągnął ją do siebie, aby ucałować jej czoło.
— Nadal mam z tyłu głowy te wszystkie słowa... — wyznał. — Mam przed oczami jego twarz, gdy siedzieliśmy sami w studio nagraniowym. Mam w uszach jego głos... — mamrotał smutnym tonem, a potem przełknął głośno ślinę. — Potrzebuję cię, skarbie... Potrzebuję cię tak strasznie mocno...
Annie zmarszczyła brwi i przylgnęła swoim nagim ciałem do Harry'ego, odwzajemniając jego uścisk.
— Przez te wszystkie wspomnienia pewnie przepłaczę jeszcze dzisiaj całą noc... — stwierdził niemrawo.
Rudowłosa odgarnęła swoje mokre loki w tył i złożyła czuły pocałunek w miejscu, w którym wyrostki obojczyków łączyły się w trójkącik, tworząc go wraz z wcięciem mostka na klatce piersiowej Stylesa.
— Nie chcę, żebyś tak cierpiał... — wyznała. — Serce mnie boli, gdy patrzę na to, jak ci ciężko...
Harry ściągnął brwi i uniósł jej podbródek palcem wskazującym tak, aby pomimo gorącego strumienia wody odnalazła jego oczy.
— A ja nie zamierzam nigdy więcej cierpieć przez to, co było kiedyś, Ann... — oświadczył jej. — Dzisiejsza noc będzie ostatnim razem.
Zakręcił kran i sięgnął po ręcznik, aby z pieczołowitością owinąć dużym, puchatym materiałem ciało ukochanej.
— Chodź, żonka... Czas, żebyś dowiedziała się o wszystkim. Dosłownie: o wszystkim — zarządził szeptem, osuwając szklane drzwi kabiny prysznicowej w bok.
Annie usłuchała, nie mając odwagi stawiać dodatkowych pytań. Miała przed sobą perspektywę otrzymania wszystkich odpowiedzi. Wszystkich. Niektórych z odpowiedzi bała się całą sobą. Wiedziała, że przeszłość bywała dla Harry'ego bardziej bolesna, niż mogła sobie to wyobrazić.
Po tym, jak z czułością pomógł jej wsmarować balsam, gładząc jej ciążowy brzuch i wszystkie miejsca, które doprowadzały ją do typowej, kobiecej irytacji pod wpływem widoku jej zmieniającego się ciała i po tym, jak pomógł jej rozczesać mokre loki, z czułością zapinał guziki flanelowej koszuli jej piżamy. Następnie oboje wylądowali w łóżku, zakopani w pościeli. Pomiędzy poduszkami czekał na nich pochrapujący już Tucker, który zwinął się w kulkę w miejscu na nogi, po stronie, na której zwykła spać Annie. I, gdy już Harry ułożył się na poduszkach, obejmując Anastasię od tyłu tak, aby przez cały czas wdychać zapach jej włosów, które łaskotały jego nos, zaczął mówić.
Opowiedział jej o pierwszym dniu, w którym poznał Louisa Williama Tomlinsona. Opowiedział jej o tym, jak wyglądał ich szczeniacki związek poza kamerami X-Factora. Jak wyglądał wtedy, gdy kończyły się nagrania wywiadów, teledysków. Jak wyglądało ich życie, gdy nie dosięgały ich aparaty paparazzi. Opowiedział jej o chwili, w której pierwszy raz Louis go uderzył.
Płakał.
A ona płakała razem z nim.
Opowiedział jej o wszystkich tych aferach, manipulacjach, zdradach, rozczarowaniach. O tym, jak sam tracił wiarę w miłość i w siłę obietnic. O tym, jak robił głupoty tak wielkie, których do dziś się wstydzi, zepchnięty na krawędź po kolejnym ciosie, który rozdarł mu serce. Opowiedział jej o szantażach, o krzykach, o braku wyrozumiałości i o tym, że nigdy nie był pewien swojego związku, choć wmawiał sobie, że był. Opowiedział jej o tym, które blizny na jego ciele są dziełem osoby, którą przez tak długi czas kochał najmocniej na świecie, najszczerszym uczuciem, jakie znał.
Dopóki nie poznał jej.
Pomiędzy płaczem, a kolejnymi opowieściami, które przybliżały Anastasii wszystko to, przez co musiał przejść Harry przez lata "największej, najpiękniejszej miłości", czas zakrzywiał rzeczywistość. Zapomnieli o tym, że zegarki dookoła nich biegły swoim rytmem. Wzajemnie ocierali swoje łzy, kontynuując jedną z najważniejszych, nocnych rozmów, jakie dane im było przeprowadzić.
O czwartej nad ranem Annie - podobnie, jak przez cały ten czas - tuliła twarz męża do swojej klatki piersiowej, głaszcząc jego głowę i przekładając pukle włosów między palcami, spytała zielonookiego sennie:
— Harry...?
— Tak, słonko?
— Wydasz tę płytę, prawda...?
Jej głos był cichutki, słabiutki i wyraźnie malowało się w nim ogromne zmęczenie i senność. Ostatnią rzeczą, jaką udało się wychwycić świadomości rudowłosej przed tym, jak zasnęła na zaledwie cztery godziny, była równie cicha odpowiedź Harry'ego Stylesa, który dawno nie był tak pewien swoich słów tak, jak wtedy:
— Wydam... — potwierdził, mamrocząc w materiał piżamy ukochanej niewyraźne potwierdzenie. — Spróbuj zasnąć choć na chwilkę, Aneczka... — wymamrotał czule, wiedząc, że on sam raczej nie zmruży oka, dopóki Annie się obudzi.
Ale wiecie co?
Nigdy jeszcze nie czuł się tak wolny, jak przy niej, gdy za oknem zaczynało już świtać.
Dzisiaj krótko: powiedzcie osobom, które są dla Was ważne o tym, że ich kochacie. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ile zostało nam czasu.
Nigdy.
P.
*
Betowanie, wsparcie merytoryczne, psychiczne, terapia cukrem i recenzja emocjonalna: najukochańsza @this_anjakey
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top