106

Przez całą drogę do lotniska znajdującego się w Manchesterze, na którym czekał na nich prywatny samolot, Harry błądził dłonią po udach Annie, siedzącej na fotelu pasażera. Palcami wkradał się pod krawędź jej krótkiej, białej sukienki, w którą przebrał ją w połowie wesela i zagryzał wargę, gdy pod palcami wyczuwał koronkę podwiązki. 

Rudowłosa z ulgą zdjęła buty ze stóp - nawet, jeśli były to zwykłe, białe trampki, i tak czuła w stopach ilość przetańczonych i przeskakanych piosenek. Z dumą mogła powiedzieć, że na swoim weselu razem z Harry'm zatańczyli z każdym z gości. Nie pominęli nikogo. Podwinęła nogi pod siebie, nie zapominając o pasie bezpieczeństwa i zerkała na profil Harry'ego, któremu w półmroku oczy mieniły się podekscytowaniem. Promieniował szczęściem. Spełnieniem. Była prawie czwarta nad ranem lokalnego czasu, a na jego twarzy nie było ani grama zmęczenia. Do buzi miał przyklejony ten delikatny, łobuzerski półuśmieszek, który tak ją ujmował.

Radio grało cicho, a Harry nucił głośno hit Whitesnake, powodując ciarki na jej ciele. Tucker drzemał na tylnej kanapie samochodu w zapewniającym mu bezpieczną podróż posłaniu. Obok legowiska leżała rzucona niedbale błękitna marynarka Stylesa, który prowadził auto w samej koszuli. Podwinął rękawy, dając swojej małżonce możliwość zaczepnego gładzenia opuszkami palców skóry na jego nadgarstkach. Annie muskała palcami jego dłoń, gdy sięgał drążka skrzyni biegów, albo, gdy układał rękę na jej udzie.

Nie mówili nic. Byli przepełnieni tak wielkim ogromem emocji, że słowa nie były im potrzebne. Nadal przeżywali ostatnie godziny, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów, aby opisać mieszaninę uczuć, jaka im towarzyszyła. W ich żyłach nadal krążyły hektolitry adrenaliny. Dodatkowo, napięcie i atmosfera wyczekiwania, jaka utworzyła się w powietrzu pomiędzy nimi sprawiała, że oboje krążyli myślami wokół nieprzyzwoitych obrazów. 

Oczywiście, że uprawiali seks już wcześniej.

Ale ten raz miał być inny. Wyjątkowy. Symboliczny. 

— Zmęczona, kochanie? — spytał miękko Harry, widząc, jak Annie cały czas ma szeroko otwarte oczy. Obstawiał, że zaśnie, gdy tylko wsiądą do samochodu - nic takiego jednak się nie wydarzyło.

— Odrobinkę — mruknęła, opuszkami palców wodząc po jego serdecznym palcu prawej dłoni, gdy trzymał dłoń na jej udzie. Odstawiali na lotnisko amerykański kabriolet Payne'a, który miał kierownicę po - standardowej dla Europy i Stanów Zjednoczonych - lewej stronie.

Wspominałam wam o tym, że oboje zdecydowali się na noszenie obrączek na prawych dłoniach, dokładnie tak, jak robili to rodzice rudowłosej? Nie? To już wiecie.

Na lotnisko dotarli punktualnie. Harry zaparkował samochód i przywitał się z ochroniarzami. Mężczyźni czekali na nich na miejscu i natychmiast przejęli ich bagaże. Styles wniósł rudowłosą na rękach do samolotu, ignorując jej protestujące piski. Stwierdził, że to kolejny próg, który podlega tradycji. Jason, który ulokował ich walizki na pokładzie, zaoferował również swoją opiekę nad ich psem. W ten właśnie sposób na kolejne dwanaście godzin Tucker trafił pod skrzydła dwumetrowego mężczyzny, któremu serce roztapiało się na widok szczeniaka.

Rudowłosa rozejrzała się po wnętrzu prywatnego samolotu z zaciekawieniem. Gdy Harry wniósł ją na pokład od razu dostrzegła różnicę pomiędzy tą maszyną, a tą, którą podróżowali wcześniej. W tej było dużo więcej miejsca. Wyglądała na droższą i bardziej luksusową. Zaklęła w głowie na męża. Miał rozmach. Jak zwykle.

Annie mocno ściskała dłoń Harry'ego, gdy wzbijali się w powietrze. Zamknęła oczy, gdy Styles czule przytykał wargi do jej skroni, a rosnące ciśnienie atmosferyczne w denerwujący sposób zatykało im uszy. Przełykała ślinę, skupiając się na jego bliskości i na świeżych wspomnieniach minionego dnia, które powodowały, że ciepło rozlewało się po jej klatce piersiowej. I to była ostatnia rzecz, jaką zapamiętała tamtej nocy.

Gdy znaleźli się na bezpiecznej wysokości, Harry poczuł, jak schodzi z niego adrenalina i, jak ogarnia go zmęczenie. Odpiął swój pas bezpieczeństwa i odruchowo nachylił się nad rudowłosą, by uwolnić z niego również ją. Wyszeptał do niej, aby się podniosła i uśmiechnął się, gdy nie dostał odpowiedzi. Zachichotał, gdy zobaczył, że w trakcie startu Anastasia usnęła, twarzą wtulając się w jego szyję.

Stewardessa przyniosła im butelkę szampana i dwa kieliszki, doskonale wiedząc, że przed nimi noc poślubna w chmurach. Harry zachichotał jednak i pokręcił głową, prosząc ją, aby odniosła szampana na miejsce. Wziął śpiącą małżonkę na ręce i czule ucałował jej czoło, kierując się do wielkiej, komfortowej i cholernie drogiej sypialni. To przez nią zdecydował się na ten samolot.

Najdelikatniej, jak potrafił uwolnił Annie z krótkiej, białej sukienki i z ulgą dostrzegł, że się nie obudziła. Nakrył ukochaną cienką kołdrą i spojrzał na jej pogrążoną w błogim śnie twarz. Sięgnął do walizki podręcznej, do której Gemma wrzuciła im chusteczki do demakijażu. Doskonale wiedział, że jeśli rudowłosa obudzi się z resztkami make-up'u na twarzy, to będzie marudzić: strasznie tego nie lubiła. Delikatnie zmył z niej podkład, cienie na powiekach i tusz do rzęs, z pieczołowitością gładząc wilgotnymi chusteczkami jej buzię. Spała tak głęboko, że nawet nie drgnęła. Zaśmiał się czule, gdy skończył. Nawet wybuch bomby atomowej by jej nie obudził. Półprzytomnie rozebrał się do bielizny, kładąc się obok niej. Objął ją mocno i uśmiechnął się, gdy Anastasia wtuliła się w niego przez sen. Ucałował czubek jej głowy i... usnął.

I właśnie takie były realia ich nocy poślubnej. Oboje zasnęli jak dzieci.













Annie przebudziła się sześć godzin później z powodu turbulencji, które potrząsnęły maszyną. Zamrugała sennie i rozejrzała się po nieznajomym wnętrzu. Dopiero, gdy spojrzała za okno samolotu i zobaczyła chmury zrozumiała, że są w powietrzu. Przeniosła oczy na swoją prawą dłoń, na której spoczywała złota obrączka. Uśmiechnęła się do siebie nieprzytomnie i odnalazła szarymi oczami twarz męża, pogrążonego w płytkim, regenerującym śnie. Ucałowała czule czoło Harry'ego i zachichotała, gdy przyciągnął ją bliżej siebie. Sięgnęła po komórkę Stylesa i sprawdziła godzinę. Dopiero wtedy zrozumiała, że przespała aż sześć godzin. I, że z ich nocy poślubnej pozostaną im wspomnienia o wygodnym materacu, a nie o... 

I wtedy usłyszała, jak lokaty mruknął głośno, wodząc dłonią po jej plecach. 

— Cześć, żonka — usłyszała jego chrypę, która sprawiła, że w świetle ostatnich wydarzeń jej podbrzusze zacisnęło się niecierpliwie.

Była pod kołdrą w samej bieliźnie i podwiązce, której nie zdążył z niej zdjąć.

— Cześć, mąż — odpowiedziała mu, mrucząc i nachylając się nad jego uchem, aby ucałować czuły punkt na jego szyi.

Styles zamruczał rozkosznie, wzmacniając uścisk swoich ramion i przyciągając ją do siebie tak, aby nie pozostała pomiędzy nimi żadna wolna przestrzeń. Sennie rozchylił zaspane powieki. Annie poczuła, że odbiera jej mowę na widok jego intensywnie szmaragdowych oczu.

— Odpoczęłaś odrobinkę? — spytał z troską, choć mogłaby przysiąc, że miał w głosie tę zadziorną, łobuzerską nutkę.

— Odrobinkę — uśmiechnęła się do niego. — Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam — przyznała.

— Byłaś tak słodka, jak urwał ci się film — zaśmiał się nisko. — Odleciałaś w ciągu sekundy, maleńka... 

Annie uśmiechnęła się, nachylając się nad nim, żeby skraść buziaka z jego warg. Harry jednak  ujął w dłonie jej policzki, przedłużając pocałunek i wdzierając się językiem na jej podniebienie.

— Nadal mamy sześć godzin na to, aby nadrobić noc poślubną — wymruczał seksownie w jej wargi, a Annie aż jęknęła na dźwięk jego głosu.

Właśnie pomyślała o tym samym.

Przewrócił ją na plecy, układając się na niej i zachłannie całując jej wargi. Gdy przesunął językiem po jej szyi, rudowłosa odchyliła głowę w tył, jęcząc cichutko.

— Ile czasu czekałeś na ten moment? — spytała zadziornie, drocząc się z nim.

— Jakieś ostatnie... osiemnaście godzin?  — Policzył szybko, sprawiając, że zachichotała. — Dwadzieścia? Dobę? Całe moje życie?

Aaaw, Harry... 

Jednym ruchem zdjął z nich kołdrę, bo chciał widzieć jej piękne ciało. Zachłannie przyssał się do jej szyi, mając w dupie to, że zostawi ślady na jej skórze. Była jego. Tylko. Jego. Każdy milimetr jej ciała, każda cząstka jej duszy: wszystko to miał na własność. Nie liczyło się nic innego. 

Annie niespokojnie poruszyła biodrami, gdy duże dłonie jej męża powędrowały na jej plecy. Oczy Harry'ego zaświeciły się, gdy sprawnym ruchem palców uporał się z zapięciem biustonosza, uwalniając ją z górnej części bielizny.

— Ta koronka jest piękna, skarbie — przyznał. — Ale zdecydowanie bardziej czekałem na to, aż się jej pozbędę — wymruczał, sprawiając, że ponownie rozchyliła wargi i jęknęła. Na jej policzki wdarł się róż, podkreślając malinowy kolor jej pełnych ust i świecące w podekscytowaniu oczy. 

Patrząc w jej szare tęczówki pochylił się nad jej piersią i językiem przesunął po twardniejącej brodawce, przyprawiając rudowłosą o zduszony okrzyk. Zassał jej sutek, sprawiając, że zagryzła dolną wargę. 

— Harry... — jęknęła cicho jego imię, na co niemal natychmiastowo uśmiechnął się jak kocur. Raz jeszcze przesunął językiem po jej piersi i ułożył swoje dłonie na wewnętrznej części jej ud, rozsuwając jej nogi na boki.

— Uwielbiam, jak jęczysz moje imię — wyznał jej zbereźnie, zawieszając wzrok na koronkowych, białych majtkach. — W ciągu kilku najbliższych godzin z przyjemnością będę słuchał tego dźwięku... — zapowiedział jej.

 Annie prowokująco uniosła jedną brew, słysząc jego tekst.

— Ładne... — przyznał, chwytając za krawędź jej fig i jednym ruchem zsunął je w dół, a potem niedbale rzucił je gdzieś na bok, chłonąc widok całkowicie nagiej kobiety przed sobą. — ...ale niepotrzebne — stwierdził, doskonale wiedząc, jak bardzo rozpalają ją jego słowa.

Patrząc jej w oczy pozbył się swoich bokserek, a Annie nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. Ten człowiek był wizualizacją seksu. Najskrytsze pragnienia każdej kobiety uwięzione w ciele Harry'ego Stylesa: w kolorze jego intensywnych tęczówek, w linii jego szczęki, w barwie głosu, w smukłym ciele. 

Należał do niej.

Opadł na jej ciało. Annie ponownie jęknęła, czując jego zęby na swojej szyi, gdy jego ciepłe, duże ręce ściskały miejsca, w których wystawały jej kości biodrowe. Ułożyła dłonie na jego karku i z satysfakcją słuchała jak zamruczał, gdy pociągnęła jego loki, przyciągnęła go bliżej siebie.

— Nie drocz się ze mną, Harry — jęknęła prosząco, powodując, że na jego twarz wpełzł lubieżny uśmieszek.

Brunet zachichotał flirciarsko.

— Jeszcze nie zacząłem, kochanie — odpowiedział jej beztrosko i seksownie za razem, a potem podparł się na łokciach. 

Zawisnął pomiędzy jej nogami, językiem wracając się na jej podniebienie. Jęknęła mu w usta protestująco. Potrzebowała spełnienia. Potrzebowała go. Natychmiast. Delikatnie zagryzł jej dolną wargę, sprawiając, że po raz kolejny niecierpliwie poruszyła się pod nim. Ruchy jej bioder doprowadzały go do istnej kurwicy, ale starał się nad sobą panować. Polizał jej wargi, a potem ujął pomiędzy dwa palce podbródek Annie, polecając jej:

— Patrz na mnie — wymruczał pożądliwie, przykładając swój kciuk do jej malinowych, lekko opuchniętych po pieszczotach warg. 

Rudowłosa posłusznie odnalazła jego oczy i zassała jego palec. Lokaty rozchylił wargi z wrażenia. Ten prosty ruch Annie zawsze działał na niego tak samo intensywnie: miał ciarki wzdłuż całej długości kręgosłupa.

— Właśnie tak, skarbie...  — pochwalił ją, barwą swojego głosu doprowadzając ją na skraj granicy cierpliwości. 

— Harry... — jęknęła raz jeszcze, pieszcząc jego uszy tym dźwiękiem. Kochał ją torturować w ten sposób.

Mruknął głośno, ponownie wpijając się w jej wargi. Kciukiem, którego przed chwilą zwilżyła własną śliną przeciągnął po jej łechtaczce, przyprawiając ją o zduszony, niecierpliwy okrzyk. Całował ją i poruszył biodrami, swoim członkiem ocierając się o jej czuły punkt, który chwilę wcześniej potarł palcem. Zaskomlała błagalnie, powodując ciarki na jego ciele.

— Chcę usłyszeć, jak bardzo chcesz mnie w sobie... 

Annie jęknęła. Nie sądziła, że był świadomy tego, jak dużą moc miały jego słowa, gdy wypowiadał je do jej ucha. A może był? I właśnie dlatego miał nad nią tak ogromną przewagę?

— Bardzo... — zaskomlała błagalnie. 

Uśmiechnął się łobuzersko, gdy tak łatwo poddała się jego słowom. Nie pyskowała mu. Nie dzisiaj. Dzisiaj nie chciała się z nim droczyć. Dzisiaj chciała, że oddał się jej cały i po prostu spełnił jej pragnienia bez gierek. Chciała poczuć jego namacalną miłość. Chciała poczuć, że należał tylko do niej. 

— Jezu Chryste, Harry... — ponowiła błagalny ton, gdy nadal leniwie sunął językiem po jej szyi. Objęła go nogami w pasie, przyciągając go najbliżej, jak tylko się dało.

— Wystarczy samo "Harry", słodka — wyszeptał do jej ucha seksownie, dusząc w sobie chichot. 

Jego dłonie ścisnęły jej pośladki, a język po raz kolejny pieścił jej szyję, przyprawiając Annie o dreszcze tak duże, że aż drżała pod nim niecierpliwie. 

— Jesteś całym moim życiem, Anastasio Styles... — wyznał jej szczerze, zębami chwytając płatek jej ucha, a ona jęknęła z wrażenia, słysząc to zdanie w jego ustach.

Anastasio Styles.

Anastasio Styles.

O matko i córko.

W jego ustach brzmiało to jeszcze bardziej patetycznie, niż w jej głowie.

Odsunął się tak, aby móc widzieć jej błyszczące, szare oczy. Wwiercała się w jego tęczówki, czując między nimi nie tylko pożądanie.

— Jesteś moja, Ana... — wyszeptał głosem przepełnionym emocjami, muskając swoimi wargami jej własne.

— Jestem twoja, skarbie — przytaknęła mu, a brunet jęknął cicho, widząc jej oddanie. 

Nie wypowiadała tych słów, żeby dostać to, czego chciała. Wypowiadała je dlatego, bo naprawdę tak było.

Splótł razem ich dłonie, układając je po obu stronach głowy Annie i pocałował ją głęboko, w końcu odnajdując jej wnętrze i wypełniając ją powoli, aż po sam koniec. Z uwielbieniem obserwował, jak wygięła plecy w łuk, całkowicie dopasowując się do niego tak, aby dać mu idealny dostęp do jej szyi. Skorzystał z niego, niespiesznie całując jej rozgrzaną skórę, podobnie jak niespiesznie poruszał się w niej, wywołując jej urywany oddech i ciche, rozkoszne pojękiwanie.

— Kochaj mnie, Harry — wyszeptała, spoglądając na niego błyszczącymi oczami i przyprawiając go o ciarki i o cichy jęk. Ponownie odnalazł jej usta, zamykając oczy i zaciągając się jej zapachem.

— Zawsze będę cię kochał, kochanie — odpowiedział jej drżącym głosem i tym samym składając jej obietnicę, na dźwięk której serce zabiło jej szybciej. — Zawsze... — powtórzył, zgrywając ich ciała w nieśpiesznym rytmie.

Tym właśnie byli. 

Miłością. 

Jednością swoich ciał, ust. 

Jednością swoich dusz. 

Pomiędzy tym, jak Harry opadł na spocone ciało Annie, wyssany z sił, a tym, jak zębami ściągnął z jej uda ślubną podwiązkę, w jego głowie rozkwitła myśl, że ta rudowłosa, pyskata kobieta o pięknym sercu jest jedyną rzeczą, jaką w życiu zrobił dobrze. Dosłownie, i w przenośni.














Dziękuję każdej osobie, która dziś poświęciła swój czas na to, aby przeżyć wraz ze mną te sześć rozdziałów. Jesteście piękni.

Dajcie znać, jak wyszło!





*


Dla @blocked554 - za to, że jest ze mną tak długo, że już nawet nie pamiętam od kiedy. Dziękuję. Za obecność.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top