105
Annie zaśmiała się donośnie, gdy na ich widok wszyscy goście zagwizdali głośno. No tak, każdy spodziewał się, że zniknęli po to, aby gdzieś w kącie zrobić sobie przedpremierę nocy poślubnej, a oni tylko przebrali się w coś wygodniejszego. Garnitur Harry'ego skrojony był z mniej sztywnych materiałów, niż ten, który ubrał na sam ślub. Czuł się o wiele swobodniej. No, a poza tym na nogach miał czarne trampki, zamiast eleganckich butów. Stwierdził, że w ten sposób przynajmniej będą się dopełniać. Słodki był.
Wszyscy na nich czekali, bo James Corden miał w planach nieco rozerwać wszystkich zgromadzonych i zorganizował małą zabawę, która dotyczyła nowożeńców. Ciężko by było zrealizować ten punkt imprezy bez obecności samych zainteresowanych.
— No nareszcie! — Teatralnie westchnął do mikrofonu na ich widok i wskazał na dwa krzesła ustawione plecami do siebie na środku parkietu.
Annie zrobiła wielkie oczy i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, patrząc na Cordena podejrzliwie.
— Jamieee? — spytała głośno.
— Tak, kochana?
— Obiecałeś mi coooś, prawda? — przeciągnęła, mało subtelnie zabijając go wzrokiem.
Corden uniósł ręce w obronnym geście.
— To nie są oczepiny! — podkreślił. — To naprawdę nie są oczepiny, Annie! Obiecałem, że ich nie zrobię!
Harry zaśmiał się głośno.
— To co to niby jest, James? — spytał bystro, biorąc stronę małżonki i wskazał na dwa krzesła ustawione na trawie.
— To jest tylko mała zabawa! Mała zabawa to nie oczepiny! — Uciął temat Corden. — Zapraszam państwa młodych, aby posadzili swoje piękne tyłki na wskazanych miejscach — nakazał im stanowczo, powstrzymując śmiech.
Widownia ich poganiała, więc spojrzeli po sobie bezradnie, wiedząc, że nie mają jak uciec.
— Zabiję go — mruknęła cicho Annie, gdy Harry chwycił jej dłoń, kierując ich we wskazane miejsca.
Gdy już usiedli, dostali od Jamesa po kawałku kredy i po małych, czarnych tablicach. Annie jęknęła głośno, przeczuwając, na czym będzie polegała ta zabawa. Zwłaszcza, gdy Corden krzyknął:
— Zapraszam świadków państwa młodych do siebie!
Rudowłosa jęknęła głośno.
— Upiją ci siostrę, wiesz o tym? — spytała ukochanego, obracając się na krześle w jego stronę.
— No i spoko. Pijana Gemms odwala takie akcje, że do końca życia będę miał ją czym szantażować — wyszczerzył się Harry bezwstydnie, odpowiadając jej cicho.
Miała ochotę strzelić sobie z otwartej dłoni w czoło.
Odpowiedzialny, dojrzały mąż i przyszły ojciec jej spłodzonych już dzieci, drodzy państwo. Gdzie popełniła błąd?
— Będzie super, zobaczysz! — powiedział jej, a potem ucichł, gdy James wręczył świadkom dwa duże kieliszki. Obok Gemmy i Cypriana ustawił się Sam Smith - który miał polewać im alkohol - oraz Zayn - który miał podawać im sok do zabicia wysokoprocentowego trunku.
Powariowali.
— Okej! Zasady są super proste! — oznajmił James. — Siedzicie odwróceni plecami do siebie i zapisujecie odpowiedzi na moje pytania na tabliczkach. Jeśli są takie same, Gemma i Cyprian nie piją. Jeśli są różne, to piją.
Annie jęknęła głośno.
— Przepraszam was! — obróciła się w stronę - i tak podpitych już - świadków, którzy wydawali się być niezdrowo podekscytowani tą zabawą.
— Będzie dobrze, ruda! — odkrzyknął jej blondyn.
— Okej, zaczynam! — James wziął głęboki oddech. — Harry, pamiętaj, że w tej grze nie da się oszukiwać — rzucił jeszcze do pana młodego, który zrobił oburzoną minę z cyklu: "nie wiem, o co ci chodzi". Corden zachichotał, a potem zadał pytanie: — Kto ma więcej ubrań?
Annie zaśmiała się głośno i prychnęła śmiechem, bez zawahania zapisała imię męża na tabliczce, starając się być cicho.
Umówmy się: odpowiedź na to pytanie była oczywista.
— Pokażcie odpowiedzi! — polecił James. — Annie pisze, że Harry, a Harry pisze, że on! Gemma, jak odpowiedzi są takie same, to wy nie pijecie! - Uświadomił siostrę Stylesa Corden, śmiejąc się z niej, gdy mimo to wychyliła kieliszek.
Harry wybuchnął śmiechem. Bawił się wyśmienicie.
— To pytanie było za proste, James! — krzyknął z widowni Payne, trzymając kamerę w dłoni. — Wszyscy wiemy, że Harry ma pięć szaf i jeszcze szóstą z samymi butami.
— Nieprawda! — zaprotestował lokaty. — Tylko cztery i w tym są już buty! — poprawił Liama.
— Dobrze, już dobrze! Kolejne będzie trudniejsze! — obiecał Corden. Swoją drogą, ten człowiek był urodzonym wodzirejem. — Annie, Harry... — Budował napięcie, milcząc przez moment. — Które z was nie będzie piło na imprezach, żeby prowadzić samochód?
Annie uśmiechnęła się złowieszczo, totalnie pewna swojej odpowiedzi. Wpisała imię męża, bo przecież: raz, że ona sama lubi pić, jeśli jej wolno, a dwa, nienawidzi prowadzić samochodu. Słyszała, jak Harry chichocze pod nosem, zapisując odpowiedź.
— Tabliczki! — polecił im James, widząc już, że ich odpowiedzi nie są takie same. — Harry napisał "Annie", a Annie "napewno nie ja".
Brunet roześmiał się głośno.
— Świadkowie, do dna!
Cyprian jęknął głośno, widząc, jak Smith polał im alkohol po samiuteńkie brzegi pełnego kieliszka.
— Kochanie, musimy to przedyskutować — oświadczył jej żartobliwie poważnym tonem.
— Śnisz, Styles — odpowiedziała mu, pewna swojego.
— Uwaga, kolejne pytanie! — przerwał im James. — Czego Harry nigdy w życiu na siebie nie założy?
Annie zmarszczyła brwi, słysząc, jak jej mąż od razu zapisuje odpowiedź za jej plecami.
— Ale, James, chwila! — zaprotestowała. — Nie założy ogólnie, nie założy na scenę? W jakim kontekście?
— W każdym, Aneczka.
Annie zmarszczyła nosek.
— Istnieje taka rzecz? — Zaśmiała się głośno, a potem wetchnęła ciężko, wiedząc, że musi strzelać.
Pierwszą rzeczą, jaka przyszła jej do głowy była... koszulka z Taylor Swift. Zapisała więc odpowiedź, licząc, że zgadła. Nie zgadła, bo Harry zapisał na tabliczce, że nigdy w życiu nie nałoży na siebie spodni w panterkę, ale tak głośno śmiał się z jej odpowiedzi, że omal się nie popłakał.
Gemma i Cyprian wychylili kolejny kieliszek.
— Nie będę pamiętał tortu, jak tak dalej pójdzie — stwierdził blondyn, chichocząc pijacko.
— Harry, ulubiony smak pizzy Annie? — spytał James.
Styles zrobił wielkie oczy.
Może to głupie, ale nie miał pojęcia. Zawsze to on zamawiał jedzenie na dowóz, a ona nic nie komentowała.
— Proste pytanie! — krzyknął z widowni Samuel.
Harry totalnie nie wiedział, co ma wpisać, więc strzelił w serową, bo rudowłosa zawsze po samym zapachu potrafiła określić rodzaj sera, jakiego używał, gdy gotował obiad. Gdy James odczytał odpowiedź, Annie oburzyła się głośno.
— Hawajska, Styles! — krzyknęła do męża z teatralną pogardą w głosie.
Brunet otworzył buzię z wrażenia, słysząc odpowiedź.
— Jesz pizzę z szynką i ananasem?! I ja cię poślubiłem?! — krzyknął z teatralną pogardą. Był zszokowany jej odpowiedzią.
Goście płakali ze śmiechu, gdy zabawa trwała w najlepsze. Gemma i Cyprian wychylili dobre siedem kolejek pod rząd, bo podstępny Corden tak ułożył pytania, że Annie i Harry nigdy nie odpowiadali tak samo, święcie przekonani, że mają rację.
James podziękował młodym za zabawę, prosząc Annie, aby go nie zabiła. Rudowłosa ucałowała męża, który zarządził chwilę przerwy i kazał jej coś zjeść, mimo późnej godziny. Uwielbiała to, jak o nią dbał. Czasem przesadzał, ale jego troska była czymś, co sprawiało, że zawsze czuła się przy nim bezpiecznie. Chwilę potem wspólnie pokroili tort, który z zewnątrz był przygotowany typowo pod gust Annie: biały, prosty, z dużą ilością kwiatów i owoców, a w środku był zaprojektowany z myślą o panu młodym: w końcu kogo tak bardzo cieszy tęczowy biszkopt, jak Harry'ego?
Annie siedziała na kolanach Harry'ego, który obejmował ją ramionami, układając brodę na jej ramieniu. Rozmawiali właśnie z Anne, tatą bruneta, babcią rudowłosej i z kuzynostwem Stylesa, debatując nad pomysłami na imiona dla dziewczynek, gdy Niall podszedł do przyjaciela i szepnął mu coś na ucho ponaglająco.
Harry wyszczerzył się, cmoknął policzek małżonki, a potem spytał ją:
— Idę się rozśpiewać i za dziesięć minut widzimy się pod sceną — oświadczył jej, głaskając jej plecy.
Annie zachichotała. Naprawdę nie mogła się doczekać widoku legendarnego Harry'ego Stylesa, który specjalnie dla niej sięgnie po repertuar Celine Dion.
— Co on znowu wymyślił? — spytała rudowłosą podejrzliwie Anne, odprowadzając syna wzrokiem.
— Zobaczycie — zachichotała Annie, zagryzając dolną wargę i upijając soku z kieliszka męża.
Kwadrans później z głośników rozbrzmiał rozbawiony, pijacki chichot Julii Michaels:
— Annie, kochanie! — Blondynka zawołała do mikrofonu. — Twoja ukochana żona prosi ciebie i wszystkich gości pod scenę — zapowiedziała, nie mogąc powstrzymać uroczego śmiechu.
Anastasia pokręciła głową z niedowierzaniem, zaciskając wargi.
Nigdy jej tego nie zapomną. Nigdy.
Harry stał pomiędzy Samem Smithem, który zajął miejsce za keyboardem, a Niallem, który miał na szyi pasek od gitary elektrycznej. Bawił się bezprzewodowym mikrofonem, który podrzucał w górę, spoglądając w kierunku swojej małżonki, wyszczerzony od ucha do ucha. Adam - basista Harry'ego - w dłoniach dzierżył swój bas, a Zayn, Julia, Rita, Sarah, Corden, Liam i Sheeran - trzymający w dłoni bębenek baskijski, czyli popularne tamburyno - ustawili się z tyłu, mając za zadanie robić chórki.
Annie zaśmiała się głośno, widząc, jak bardzo na poważnie potraktował jej wyzwanie.
— Kochani, a więc zebraliśmy się tutaj ponownie... — odezwał się Harry, montując mikrofon na stojaku i rozkładając dłonie, aby wskazać na trawnik, stanowiący parkiet — ... abym mógł spełnić obietnicę daną mojej ukochanej żonie — oświadczył, uśmiechając się czarująco do rudowłosej.
Annie uniosła brwi z aprobatą, stojąc centralnie przed sceną, obejmowana przez babcię i Anne.
— Już wam tłumaczę, jaka jest historia tego występu. Otóż, odkąd się znamy, moja żona, a wcześniej dziewczyna i narzeczona, zwykła wypominać mi, szydząc ze mnie bezczelnie... — mówił, ironicznie oburzony, z teatralnym przekąsem —... że może i wyprzedałem tysiące stadionów, ale Celine Dion i tak nie jestem w stanie zaśpiewać czysto, w czasie, gdy ona sama robi to od niechcenia pod prysznicem. — Harry postawił kropkę na końcu zdania i wydął wargi, wymownie spoglądając na niewinną minę rudowłosej.
Teatralnie przeczesał dłonią swoje loki, gdy wszyscy dookoła śmiali się z jego słów.
— Annie ma rację! — krzyknął z widowni Mitch, dobry przyjaciel i gitarzysta Harry'ego.
— Zwalniam cię, Rowland! — odpowiedział mu Styles z aktorską pogardą i beztroską w głosie.
Urodzony stand-uper.
Annie dusiła się ze śmiechu przed sceną.
— Wracając — wrócił do monologu Harry. — Swoją drogą, moje poprzednie słowa są absolutną prawdą, bo Anastasia takie trudne numery faktycznie śpiewa od niechcenia, w czasie, gdy ja muszę się przy nich nieźle napocić — przyznał. — Dlatego obiecałem jej, że dzisiaj spocę się specjalnie dla niej! — Uśmiechnął się szeroko, gdy posłała mu buziaka w powietrzu. — Ten jeden, jedyny raz! I udowodnię jej tym, że wcale... nie ma... racji! — dokończył teatralnie, uśmiechając się wymownie i narcystycznie.
Widownia zaklaskała, a Harry dziękował Bogu, że większość była już pijana.
— Nie mamy perkusji, ale też damy radę! — oświadczył teatralnie. — Kochanie, patrz i podziwiaj. Przeprosiny za te wszystkie obelgi przyjmę od ciebie później. Walutę ustalimy w nocy — zwrócił się do Annie, a potem poprawił mikrofon na stojaku, puszczając jej oczko i odchrząkując cicho. Miał w dupie to, że jego zbereźny tekst słyszy cała ich rodzina i wszyscy znajomi.
https://youtu.be/TppJMa8apkc
Annie pokręciła głową z niedowierzaniem, wpatrując się w mężczyznę. Muzyka rozbrzmiała głośno, a Harry patrzył na nią, wydymając wargi cwaniacko.
Głos bruneta zawsze sprawiał, że miała ciarki. Patrzyła na jego umiejętności aktorskie, bo przecież musiał wykonać małe przedstawienie pełne uczuć, zamiast wyjść, zaśpiewać i skończyć. To, jak dziś wstrząsnęły nią dreszcze, gdy zaczął śpiewać było tak intensywne, że Anne aż przytuliła ją mocniej. Zawsze na nią tak działał, ale dzisiaj robił to milion razy mocniej.
— There were nights when the wind was so cold... — Jego głos miał w sobie siłę, jakiej się nie spodziewała. Zaczął mocno już od samego początku, uśmiechając się do niej jak kocur.
Annie zrobiła wielkie oczy, gdy już od pierwszych dźwięków fenomenalnie współpracował z tonacją aranżacji.
— But when you touch me like this and you hold me like that, I just have to admit, that it's all coming back to me — śpiewał delikatnie i uroczo, a Annie doskonale wiedziała, że dopiero się rozkręca.
Zerkał na tekst, rozłożony na pulpicie obok, żeby się nie pomylić i włożył całego siebie, żeby wyrzucić z siebie te wszystkie trudne nuty, aby obserwować z satysfakcją, jak jego ukochana otwiera buzię ze zdziwienia.
— But you were history with the slamming of the door! — wszedł w zwrotkę teatralnie, a rudowłosa zakryła sobie usta dłonią.
Zajebiście zdolna bestia...
Po raz kolejny wspiął się na refren, trzymając się za przeponę. Annie już wiedziała, że przegrała tę wojnę — doskonale udowodnił jej, że nie można go lekceważyć. Showman. Zdolny, ale nadal showman.
A potem zrobił coś, co sprawiło, że aż krzyknęła zdziwiona.
— Baby, baby, baby! YEAH!
Annie słyszała, jak Sam na keybordzie wchodzi w wyższe nuty i uchyliła wargi, totalnie zaskoczona.
O, cholera.
Nie ma opcji, że to wyciągnie.
Uniósł palec w górę, a potem wszedł w refren raz jeszcze, zmieniając tonację na wyższą.
Jasna dupa.
— Baby, baby! If you kiss me like this...!
Wyciągnął.
Z błyszczącymi oczami spoglądał na zszokowaną żonę ze sceny, dumny z siebie.
— O, jasny gwint... — szepnęła do siebie Annie, nie mogąc otrząsnąć się z podziwu, gdy za nią cały czas widownia klaskała bez przerwy.
Śmiała się głośno i klaskała wraz ze wszystkimi, gdy kończył utwór małym przedstawieniem, śpiewając z teatralną miłością do Julii, Eda, Liama i Cordena, zaczepiając ich po kolei.
— And if you kiss me like this — zaśpiewał, wskazując na swój policzek i puszczając oczko Annie.
Wszyscy - łącznie z chórkiem - zawyli śmiechem.
— And when I touch you like that... — przejechał językiem po górnych zębach i przejechał palcem po swoim sutku z zabawną, wymowną miną.
Rudowłosa strzeliła sobie z otwartej dłoni w czoło, starając się ukryć zawstydzenie, jakie spowodował.
Czemu on jej to robi publicznie?
— And when we do it like this... — zaśpiewał na koniec, ustawiając sobie statyw do mikrofonu pomiędzy nogami i robiąc ruch, jakby tańczył na rurze.
Annie omal nie popłakała się ze śmiechu, a potem zaklaskała głośno, gdy utwór się skończył.
Był niesamowity. I kolejny raz miał rację: tak, kolejna dziś łezka wzruszenia zakręciła jej się w oku z jego powodu.
Harry ukłonił się, łapczywie łapiąc oddech w płuca i zeskoczył ze sceny, aby znaleźć się przy niej i ucałować jej policzek. Oddychał ciężko, gdy objęła ramionami jego kark, przytulając go mocno.
— Przeprosiny przyjmuję tylko w striptizie i w seksie w miejscach publicznych — wyszeptał jej na ucho tak, aby nikt ich nie słyszał, uspokajając oddech.
Cmoknął czule jej czoło, a potem zwrócił się do Mitcha, który akurat stał obok:
— A ty dalej jesteś zwolniony, zdrajco.
Annie roześmiała się głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem.
To była najpiękniejsza noc jej życia. Zdecydowanie.
Jeremy Jordan to moje wyobrażenie Harry'ego na scenie w numerach, które powstają w mojej głowie. Dosłownie Kropka w kropkę Harry. Arcydzieło. Każda nuta, każdy ruch, każdy gest tego człowieka jest namacalnie tym, jak wyobrażam sobie Stylesa w tej - i kilku innych - scenach. Genialny artysta, cudowny człowiek.
*
Dla BluesAngels - za hektolitry wsparcia od pierwszych chwil publikowania ANNIE.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top