102
— Kochanie, gotowa? — Harry wychylił głowę przez futrynę, spoglądając na Samuela poprawiającego makijaż Annie.
— Jeszcze sekunda — mruknął blondyn, prowadząc pędzel z delikatnym włosiem po twarzy rudowłosej.
Samuel westchnął cicho.
— Dobra. Jest idealnie — stwierdził na głos. — Nie trzyj oczu, jak będziesz płakać, a wszystko powinno trzymać się bez poprawek. Okej?
Annie pokiwała głową, zbyt poddenerwowana, aby z nim dyskutować. Czuła na sobie zielone oczy Harry'ego, które lustrowały z czcią każdy centymetr jej sylwetki. Gdy podniosła na niego wzrok, uśmiechnęła się nieśmiało.
Matko, nigdy nie onieśmielał jej tak, jak dziś...
Zeskoczyła z krzesełka i podeszła w jego kierunku, ujmując dłoń, którą wyciągnął w jej stronę.
— Wiesz, że ty też wyglądasz nieziemsko? — spytała narzeczonego z uśmiechem na ustach, po raz kolejny zawieszając oko na jego idealnie skrojonym garniturze.
— Ja zawsze wyglądam nieziemsko — wyszczerzył się Harry, nie mogąc się powstrzymać przed wypowiedzeniem tego tekstu na głos.
Annie przewróciła oczami i posłała mu to charakterystyczne spojrzenie, które zawsze widział, gdy z jednej strony miała ochotę strzelić sobie z otwartej dłoni w czoło, a z drugiej strony nadal śmiała się z jego żartu. Splótł razem ich palce i przepuścił ją przodem, podbródkiem wskazując schody na parter. Jakimś cudem jeszcze nie byli spóźnieni.
Harry poczuł, że zaczyna dopadać go lekka trema. Dawno nie czuł się zestresowany - jego praca polegała na tym, że śpiewał i wydurniał się przed dziesiątkami tysięcy ludzi. No, chyba, że robił to w telewizji, albo w internecie - wtedy liczby te można było szacować na miliony. A dziś? A dziś czuł się jak zestresowany czternastolatek, który pierwszy raz zapyta dziewczynę, czy wyjdzie z nim do kina. Niesamowite to było.
— Denerwujesz się? — szepnął jej na ucho, gdy wyszli na taras i Annie głośno wciągnęła powietrze do płuc.
— Odrobinkę — odpowiedziała cichutko, posyłając mu słaby uśmiech, a Styles w odpowiedzi ucałował jej skroń. Samuel powiedział, że to jedyne miejsce na jej twarzy, które może cmokać bez obaw. Na ten moment nie śmiałby wykraczać poza tę granicę - Sam by go zadźgał jednym z pędzli do makijażu, gdyby teraz nie potrafił się opanować i coś zepsuł. Tak by było. Na pewno.
Tak naprawdę, to Annie była przekonana, że gdyby nie adrenalina, to zemdlałaby z nerwów.
Stali przez chwilę we dwójkę, przytulając się do siebie i czekając, aż z domu wybiegnie Anne z babcią Annie i Samuelowie. Cała czwórka uściskała ich po raz ostatni i ruszyła w stronę działki na przeciwko. Świadkowie i chłopcy - którzy porozstawiali już kamery na statywach w ustalonych miejscach - czekali już na swoich pozycjach, a obok Annie i Harry'ego nagle zmaterializował się fotograf.
Harry przełknął głośno ślinę.
Dzisiejszy dzień naprawdę będzie festynem niespodzianek. Modlił się, żeby ta, którą przygotował dla rudej - a która jest następna w kolejce - nie sprawiła, że rozpłacze się po raz kolejny jeszcze przed przysięgą. I, chociaż całym sercem kochał patrzeć na jej łzy szczęścia, wiedział, że po wszystkim udusiłaby go osobiście.
Chciał ją zaskakiwać raz po raz, przez resztę ich życia.
Nie powiedział jej, że po długiej debacie z Cyprianem w ostatniej chwili zmienił swój wybór co do utworu, który zostanie włączony na samym początku ceremonii. Strasznie mocno marzył o tym, aby ta uroczystość była na ich warunkach. Miała być spełnieniem ich marzeń. Ich. Nikogo więcej. Cyprian spadł Harry'emu z nieba - w końcu wychowywał się z tą rudowłosą łajzą. Doskonale znał słabe punkty i zapomniane marzenia Anastasii, o których Styles nie miał pojęcia. A Harry - jak to Harry - chciał spełnić je wszystkie.
Ostatecznie wybrał nagranie, przy którym jej rodzice odnowili przysięgę małżeńską.
I wiedział, że to kolejna decyzja, z której będzie z dumny przez resztę swojego życia. Zwłaszcza po tym, jak Cyprian i Michał przetłumaczyli mu tekst pieśni.
Nie byłby sobą, gdyby bardzo mocno nie zaznaczył tego, jak bardzo Bóg ważny jest w ich życiu w dzisiejszym dniu - niezależnie od tego, jak bardzo w nim pobłądzili. Harry nie dostał pozwolenia na ślub kościelny. Przez ponad miesiąc walczył z proboszczem ze swojej rodzinnej parafii - na próżno. Rozumiał, że istnieją pewne zasady, których nie wolno łamać, ale przecież nie miał nigdy nie brał sakramentu kościelnego. Ale brał ślub cywilny. Z mężczyzną. Na argument, że kocha się człowieka, a nie płeć, proboszcz pozostał głuchy. Z początku nie chciał wierzyć, że tak po prostu ma przekreślić swoje starania przez swoją przeszłość.
Dopóki nie skontaktował się z nim ojciec Marcus - człowiek, który osobiście udzielał mu chrztu i komunii świętej, a który obecnie pozostawał na duszpasterskiej emeryturze, angażując się w sprawy parafii zaledwie od czasu do czasu. Znał go Harry'ego od kołyski. No, i był człowiekiem, który miał możliwość osobistego udzielenia im ślubu cywilnego. Harry omal nie popłakał się z radości, gdy usłyszał, że naciągną nieco zasady i zmienią formułę przysięgi na tą kościelną, mimo ceremonii cywilnej. Jak to ujął ojciec Marcus: Pan Bóg nie patrzy na rodzaj podpisanego dokumentu, a na wypowiadane słowa.
Annie wzięła głęboki oddech do płuc, widząc, jak na działce na przeciwko wszyscy zajęli swoje miejsca.
— Nie denerwuj się, bo mi też się udziela. Jeszcze pomylę przysięgę i co wtedy? — spytał ją, chichocząc miękko i układając dłoń na jej plecach.
— Harry...
Brunet uniósł brwi, spoglądając na ukochaną pytająco.
— Ale nie chcesz uciec? — upewnił się, żartując.
— Nie, ale...
— Chwała Bogu...
— Może jednak pojedziemy do Las Vegas, co? Mniej szumu, spakowani już jesteśmy... - Pokazała mu rządek białych zębów w niewinnym uśmiechu.
Harry westchnął teatralnie i machnął ramionami, rozglądając się dookoła.
— Teraz mi to mówisz? — Oburzył się aktorsko, powstrzymując śmiech. — Jak już moja siostra wydała krocie z mojego konta na imprezę stulecia, fajerwerki i striptizerki, które przyjadą na dwudziestą drugą?
Nie mogła nic poradzić na to, że roześmiała się głośno i miała wrażenie, że jej głos niósł się w powietrzu i był idealnie słyszalny dla uszu gości weselnych, którzy z daleka obracali się w stronę podwórka Stylesów, słysząc jej dźwięczny śmiech.
Harry przyciągnął ją do siebie, zauważając, że jemu również serducho wali jak oszalałe.
— Będzie idealnie, Annie — mruknął w jej włosy, całując jej głowę.
— Bo z tobą — odparła mu bez zawahania, mocno ściskając jego dłoń.
— Awww.... — mruknął, rozczulony. — Dziś dzień dobroci dla zwierząt? Dzisiaj jesteś dla mnie słodka i kochana?
— Jeszcze jedno słowo, Harry... — ostrzegła go w żartach, ale nie dokończyła swojej myśli na głos, bo pocałował jej usta i pociągnął ją w stronę wyjścia z podwórka.
Annie cała drżała. Dopiero teraz dostrzegła, w jakich emocjach była. Oszalała. Na pewno oszalała. Wychodzi za Harry'ego Stylesa, do diabła. To napewno już jest niepoczytalność. Zwariowała.
Ścisnęła mocno jego dłoń i przełknęła głośno ślinę. Nie chciała iść do ołtarza sama - ustalili, że zrobią to razem. Dokładnie tak, jak razem szli do tej pory. Ramię w ramię. Harry nie chciał jej oddawać ani Cyprianowi, ani Samuelowi, ani swojemu ojcu, który również się zaoferował. Chciał być obok niej od pierwszego do ostatniego kroku ceremonii. Miał ją tam wprowadzić i wyprowadzić jako swoją żonę. Miał być jej ramieniem i oparciem. Najważniejszym człowiekiem w jej życiu. Już zawsze.
Annie starała się zepchnąć na bok stres i, aby na chwilę skupić się na czymś innym, niż nerwy, rozejrzała się dookoła. Gemma miała instynkt organizacyjny i estetyczny tak wielki, że dekoracje zapierały dech w piersiach. Była w tym wszystkim prostota, harmonia i brak przesady, na którym rudowłosej tak bardzo zależało. Wokół nich było dużo zieleni. Jakimś cudem Gemma ustaliła, że filarem dekoracji będą młode, wkopane w trawę brzozy, których zielone listki idealnie komponowały się ze szklanymi wazonami pełnymi kwiatów, świec, z brzozowymi pieńkami i girlandą rozwieszoną nad głowami wszystkich. Biały dywan, rozścielony na trawie dodawał tej szczypty elegancji, a widok na jezioro, i mały lasek sprawiał, że Annie poczuła się... jak w domu. Jak w rodzinnym domu.
Była w domu.
Była przy nim.
Ta myśl sprawiła, że ciepło rozlało się po jej klatce piersiowej i poczuła się odrobinę mniej zestresowana, niż jeszcze przed sekundą. Odrobinę. Nadal miała wrażenie, że trzęsą jej się nogi.
— Gotowa na zostanie moją żoną? — usłyszała nad uchem jego cudowny szept, który wywołał elektryzujący prąd wzdłuż jej kręgosłupa.
— Tylko, jeśli ty jesteś — odpowiedziała mu cicho, biorąc głęboki oddech do płuc.
Harry zagryzł wargę, odnajdując oczami wzrok Liama i skinął głową, dając mu znać, że ma włączyć muzykę już teraz, gdy zostało im jeszcze kilka kroków do miejsca, w którym mieli zacząć wędrówkę do ołtarza. Liam wcisnął odpowiedni przycisk, a Harry wstrzymał oddech.
[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]
Annie zamarła w pół kroku i zrobiła wielkie oczy, obracając się gwałtownie z szokiem w oczach, gdy rozpoznała melodię. Jedną z najpiękniejszych melodii jej życia.
"Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca" - pierwszy list do Koryntian.
Usłyszała głos znajomego lektora, którzy przebijał się przez doskonale jej znaną wokalizę chóru i poczuła, jak zastyga. Nie słyszała go lata.
Przyłożyła sobie dłoń do ust i poczuła, jak przytłacza ją tak ogromne zaskoczenie i szok, że aż trzęsła się z emocji. Łapczywie łapała powietrze do płuc, ale czuła, że nie przynosi to skutku. Przez chwilę brakło jej tlenu. Miała dreszcze wszędzie: na stopach, na udach, na łydkach, na plecach, karku, ramionach. Wszędzie.
Nie potrafiła wydać z siebie żadnego słowa. Odnalazła wielkimi ślepiami jego zaszklone, zielone oczy. Uśmiechał się do niej ciepło, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co właśnie jej zafundował.
Oddał jej najważniejszy moment tego dnia.
— Kochanie — przyciągnął ją do siebie, ignorując fakt, że wszyscy się na nich gapią. — Nie płacz. Nie płacz, proszę, nie płacz, bo Sam urwie mi jaja... Ana... Ana, kochanie... — szeptał do niej cichutko, czując, że zaraz sam się rozklei. Kolejny raz dzisiaj.
Chór i orkiestra z głośników sprawiała, że oboje mieli ciarki. Annie trzęsła się w jego ramionach, nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem.
Ucałował jej czoło, ujmując w dłonie jej policzki. Poczuł, jak po jego policzku płynie posłuszna łezka. Rudowłosa nabrała powietrza w płuca.
— Oddychaj, maleńka — mruknął cicho, próbując tym uspokoić i siebie, i ją.
Annie raz jeszcze powtórzyła głęboki wdech i wydech, z zamkniętymi oczami kurczowo trzymając się świadomości dotyku jego ciepłych dłoni na jej twarzy. Był jej uziemieniem.
Powoli rozchyliła powieki, od razu tonąc w zieleni jego oczu.
— W porządku? — spytał czule, upewniając się, że jest gotowa iść dalej.
Pokiwała głową, raz jeszcze oddychając głęboki i przymknęła oczy, gdy poczuła na swoim czole jego wargi.
Bez słowa pociągnął ją za dłoń i zgiął rękę w łokciu tak, aby mogła ująć go pod ramię.
Czym sukces i czym wielka sława, gdy w życiu nie ma się miłości?
Annie kątem oka spojrzała na Liama, który stał tuż obok pergoli, pod którą przystanęli na moment, dając wszystkim zgromadzonym podziwiania tego, jak dziś wyglądają. Rudowłosa zachichotała do Liama, który kręcił głową, patrząc na nich. Zachichotała, bo Payne poryczał się, gdy na nich patrzył.
Dziś jest ewidentnie festiwal płaczu i głośnego smarkania na widok nowożeńców.
Annie wstrzymała oddech, gdy Harry zrobił pierwszy krok w przód po białym dywanie. Zrównała się z nim, dostosowując tempo swoich kroków do rytmu jego ruchów. Uścisnęła mocniej jego ramię, gdy wzrokiem odnalazła zapłakane oczy gości. Nie znała wszystkich twarzy, ale odnalazła oczami Samuela, Gemmę, Anne, Jamesa, Eda - który ocierał łzy, klnąc cicho, Julię, która już nawet nie dbała o to, że ma maskarę na policzkach i...
I, gdy byli w połowie ścieżki, na końcu której czekał na nich ojciec Marcus, przed nimi zmaterializował się znajomy szczeniak, machając ogonkiem i znienacka obskakując spodnie Harry'ego i ciesząc się na widok ojca.
Styles rozejrzał się po twarzach najbliższych, zdezorientowany. Zaciskał wargi, nie chcąc się roześmiać i wielkimi oczami szukał człowieka, który nie potrafił upilnować smyczy goldena. Annie jednak nie mogła się powstrzymać i roześmiała się głośno chwilę po tym, jak śmiech rozniósł się również wśród gości weselnych.
— Tuc, stary, to nie jest dobry moment na zabawę — odezwał się głośno Styles. Przystanął bezsilnie i pochylił się nad szczeniakiem, mierzwiąc jego sierść i dodając głośno: — Kto miał pilnować nasze dziecko?! — krzyknął, niby oburzony.
Kolejna fala śmiechu rozniosła się wśród gości weselnych, gdy rozległo się głośne pytanie pana młodego. Zayn podbiegł do nich i podniósł szczeniaka z ziemi. Ciemnowłosy skrzywił się mocno, gdy golden zaszczekał protestująco i zaczął lizać jego policzek. Malik pokręcił głową z niedowierzaniem i uśmiechając się niewinnie, potruchtał na swoje miejsce z psem w ramionach.
Annie i Harry już nawet nie próbowali hamować śmiechu, spoglądając po sobie porozumiewawczo.
Okej, czyli będzie tak, jak zawsze: życie i tak napisze własny scenariusz, a oni przynajmniej będą mieli co wspominać.
Harry ponownie wystawił ramię w jej kierunku, a Annie przyjęła je z uśmiechem, cmokając jego policzek i chichocząc cicho. Udało im się dojść do krzeseł, które ustawione były przed ojcem Marcusem. Duchowny spoglądał na nich z radością, wyraźnie zagryzając policzek od wewnątrz.
Ach, miłość. Piękny widok.
Annie odnalazła wzrokiem chichoczącą Gemmę i zanim zdążyli zająć miejsce na przyozdobionych krzesłach, blondynka wskazała jej palcem miejsce, w którym stał Cyprian. Szare oczy Annie spojrzały w błyszczące ślepia przyjaciela.
A potem Cyprian, uśmiechając się do przyjaciółki z czułością, zrobił krok w bok, odsłaniając sztalugę z dużym zdjęciem, którą przysłaniał własnym ciałem. Annie zrobiła wielkie oczy z wrażenia, zdziwiona po raz kolejny.
Spoglądali na nich jej rodzice i Antosia. Roześmiani, z zaróżowionymi policzkami. Sama zrobiła im to zdjęcie w ostatnią wigilię, jaką dane było im spędzić wspólnie.
Harry przyciągnął ją do siebie i objął ją ramionami, całując jej skroń i szepcząc cicho:
— Zawsze będą przy nas, skarbie. Zawsze.
Czym dom pachnący goździkami?
Czym domu pobielone ściany?
Gdy brak miłości między nami?
Gdy się w tym domu nie kochamy?
Gdy usłyszała, jak zadrżał mu głos, zagryzła dolną wargę, żeby się nie rozryczeć. Wzięła kilka głębokich oddechów, mamrocząc, że kocha go nad życie i poddała się dłoniom Harry'ego, który pomógł jej zająć miejsce na krześle. Gdy usiadła, pan młody osobiście ułożył na trawie koronkę jej sukienki tak, żeby się w nią nie zaplątała i dopiero potem zajął miejsce obok niej. Splótł razem ich dłonie i uniósł je do ust, całując miejsce, w którym spoczywał jej pierścionek zaręczynowy.
Ojciec Marcus zaczął mówić, ale Annie złapała się na tym, że wpatruje się w fotografię stojącą nieopodal, skupiając się na rytmie swojego oddechu. Wodziła wzrokiem po twarzy rodziców, wiedząc, że byliby dumni z tego, jakiemu człowiekowi oddała swoje serce.
Czy jest jeszcze coś, czym ten niesamowity mężczyzna może ją zaskoczyć bardziej, niż do tej pory?
Bała się odpowiedzi na to pytanie.
Harry połaskotał wnętrze jej dłoni z łobuzerskim uśmieszkiem na buzi, widząc, że myślami odpłynęła gdzieś daleko. Potrząsnęła głową i odnalazła jego oczy, uśmiechając się do niego. Harry ledwo zauważalnie poruszył jedną brwią, śmiejąc się z tego, że nie potrafi się skupić na ich własnym ślubie.
— Ja nie chcę nic mówić, ale ta dwójka młodych ludzi właśnie strzela do siebie oczami, siedząc przede mną i w ogóle mnie nie słucha — powiedział nagle ojciec Marcus po małej pauzie, obserwując Annie i Harry'ego, którzy nawet nie zauważyli tego, że duchowny na moment zawiesił głos. — To wasza uroczystość, kochani. Skupcie się chociaż na chwilę — zachichotał miękko.
Kolejna fala głośnego śmiechu przetoczyła się za plecami państwa młodych. Rudowłosa próbowała zdusić w sobie chichot, ale średnio jej wyszło, bo jej narzeczony, siedzący obok roześmiał się krótko i głośno, potwierdzając tylko słowa człowieka stojącego przed nimi.
Ojciec Marcus zrobił im przepiękny wstęp przed samą przysięgą. Annie wsłuchiwała się w słowa starszego mężczyzny i opuszkami palców gładziła nadgarstek Harry'ego, raz po raz chichocząc, gdy słowa księdza nawiązywały do dzieciństwa bruneta. Styles obracał pomiędzy palcami jej pierścionek zaręczynowy, bawiąc się nim w sposób, który zawsze go relaksował. Wsłuchiwał się jak urzeczony w szczery śmiech Annie, gdy duchowny napomknął o tym, jak mały Styles biegał z kolegami po plebanii, goniąc i niańcząc parafialne stado kotów. Wydął wargi na to wspomnienie. Nawet na własnym ślubie muszą go kompromitować?
Czym wyśpiewane z serca pieśni ?
Czym najcudniejsze w pieśni słowo?
Czym smak truskawek i czereśni bez tego kogoś, kto jest obok?
Gdy przyszedł ten długo wyczekiwany przez wszystkich moment Annie i Harry podnieśli się z krzeseł i podeszli do ojca Marcusa, biorąc głębokie oddechy do płuc. Stanęli na przeciwko siebie. W tle poleciał dźwięk skrzypiec i fortepianu, ale Annie nawet nie była w stanie skupić się na tym, co to za utwór. Pewnie go znała, ale wypchnęła z głowy jego obecność. Uczepiła się zieleni oczu Harry'ego, odcinając wszystkie rozpraszające bodźce. Zapomniała o gościach, o fotografie, o kamerach rozstawionych dookoła nich. Miała przed sobą miłość swojego życia. Tylko to było ważne.
Ojciec Marcus odchrząknął i polecił im złączyć dłonie, które owinął stułą. Annie zadrżała, gdy poczuła fakturę materiału na swojej skórze.
To działo się naprawdę.
Matko boska.
Kątem oka posłała spojrzenie Cyprianowi, który stał obok duchownego, trzymając mikrofon w taki sposób, aby dobrze zbierał ich głosy. Nienachalnie, dyskretnie. Jednocześnie wymieniał porozumiewawcze spojrzenia z Harry'm.
— Gotowi? — Ciepły, cichy głos duchownego dobiegł ich uszy, więc oboje skinęli głowami, wpatrując się w swoje oczy.
Naprawdę czuli się, jakby stali tu zaledwie w czwórkę.
Miłość - to wybór drogi miłości.
— Harry, znasz słowa? — spytał cicho ojciec Marcus, spoglądając na pana młodego z uśmiechem.
Harry wziął głęboki oddech, czując, jak serce dudni mu w uszach.
Utonął w szarości oczu Annie i drżącym głosem zabrał głos, starając się panować nad emocjami:
— Ja, Harry Edward Styles...
Annie właśnie zauważyła, że była bezgranicznie zakochana w sposobie, w jaki wypowiadał swoje pełne imię i nazwisko. Od zawsze. A dziś, szczególnie mocno.
— ... biorę ciebie, Anastasio za żonę...
Zapomniała, w jaki sposób się oddycha.
— ... i ślubuję ci miłość... - Zrobił pauzę i wziął głęboki oddech, bo płacz przebijał się przez jego zachrypnięty głos. — ... wierność...
I wierność wyborowi...
Zamrugała, czując, szklą jej się oczy, gdy usłyszała, jak walczy ze łzami.
— ... i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę...
Wstrzymała oddech, gdy kolejny raz zadrżał mu głos.
— ... aż do śmierci — dokończył, a potem uśmiechnął się do niej czule, czując, jak w jego brzuchu szaleje stado motyli.
A potem nagle wymienił się spojrzeniami z Cyprianem i ponownie zrobił coś, co sprawiło, że zamarła, mając wrażenie, że śni.
— Tak mi dopomóż... — odezwał się po polsku, powodując, że serce jej stanęło.
Cicho powtarzał słowa po Cyprianie, w jej ojczystym języku, przysięgając jej przed Bogiem.
— ... Panie Boże wszechmogący...
Annie poczuła, jak po raz kolejny łzy lecą jej z oczu. Stado ciarek przebiegło przez każdy milimetr jej ciała. Poczuła zalewające ją ciepło i to, że z jej zaszklonych oczu uciekły łzy. Harry poczuł, jak zadrżała jej dłoń, którą ściskał pod stułą.
— ... w Trójcy Jedyny...
On naprawdę nauczył się tego zdania specjalnie dla niej.
— ... i wszyscy święci — dokończył z satysfakcją i posłał jej szeroki uśmiech, widząc, że doprowadził ją do płaczu.
Babcia Annie, siedząca w pierwszym rzędzie obok Anne i Michała, rozpłakała się na dobre.
Rudowłosa wpatrywała się w niego z rozchylonymi ustami, niedowierzając.
— Oddychaj, kochanie — przypomniał jej szeptem, jednak na tyle głośno, że mikrofon zebrał jego głos, wywołując uroczy chichot wszystkich zgromadzonych.
Annie wzięła głęboki oddech i zaśmiała się z samej siebie. Próbowała szybko odzyskać fason, ale tylko pokręciła głową z niedowierzaniem, nie mogąc oderwać się od jego oczu.
— Anastasia, gotowa? — spytał ciepło ojciec Marcus, widząc, jak próbuje odzyskać panowanie nad swoim gardłem.
Pokiwała głową, nie ufając samej sobie i nerwowo przygryzła dolną wargę - ta ostatnia czynność trwała zaledwie sekundę, ale i tak wyłapała, jak Harry zmrużył powieki, upominając ją bez użycia słów. Zawsze go to rozpraszało.
Wzięła głęboki oddech i - nadal będąc pod tak ogromnym wrażeniem słów Harry'ego, że cały świat dookoła wirował w jej głowie, powtarzając raz po raz jego słowa - tak bardzo skupiła się na tym, aby się nie pomylić, powtarzając jego słowa, że...
A zresztą, sami zobaczycie.
— Ja, Anastasia... — zaczęła dźwięcznym, drżącym głosem pełnym emocji.
Utopiła się w jego oczach. Spadała coraz głębiej w szmaragd jego tęczówek, nigdy nie chcąc kończyć tej magicznej chwili, która właśnie trwała.
— ... biorę ciebie, Harry...
Styles zrobił podstawowy błąd: uśmiechnął się szeroko, patrząc jej w oczy i nerwowo oblizał wargi, powodując, że mówiła z automatu. A, że w głowie miała jego własne słowa, które wypowiedział w jej kierunku, to...
— ... za żonę. I ślubuję ci... - rozpędziła się.
Harry zmarszczył brwi i zrobił minę mówiącą "czekaj, co?", a Annie zdała sobie sprawę, co powiedziała na głos.
Gwałtownym ruchem przyłożyła sobie wolną dłoń do ust, spanikowana, a Harry zacisnął wargi, próbując nie roześmiać się opętańczo.
— O, Jezu... — Annie spanikowała, zakrywając sobie usta dłonią.
Boże, była przesłodka.
Samuel - no bo kto inny - siedzący w pierwszym rzędzie zawył ze śmiechu jako pierwszy.
Harry nie wytrzymał i roześmiał się dźwięcznie, dołączając do wszystkich gości i zamykając oczy. Próbował zachować chociaż resztki fasonu i ustać w miejscu, ale ledwo panował nad atakiem śmiechu.
— Mogę jeszcze raz? — spytała ruda, totalnie nie wiedząc, czy ma zacząć od początku.
Wszyscy zawsze ostrzegają, żeby się nie pomylić, ale, jak już ktoś się pomyli, to nikt nie powie, co wtedy!
Nawet ojciec Marcus, stojąc nad nimi, nie był w stanie nie śmiać się do siebie głośno. Skinął głową, posyłając Anastasii rozbawione spojrzenie i pokręcił głową z niedowierzaniem.
Dobrali się idealnie.
Harry wyprostował się i dał im chwilę na opanowanie rozbawienia. I, gdy po chwili ciszy czuł, że z powrotem poczuł podniosłą atmosferę, coś podkusiło go, żeby spojrzeć kątem oka na Samuela.
Sammy wychwycił ten króciutki moment i... raz jeszcze roześmiał się głośno, chowając twarz w dłoniach. Smith, stojący obok niego szturchnął go z łokcia, trzymając uniesiony telefon swojego chłopaka, aby nagrać relację ze ślubu Dylanowi.
Harry zacisnął wargi i zdusił w sobie chichot, wracając oczami do ukochanej. Annie spoglądała na niego, unosząc jedną brew i delikatnie wydymając wargę tak, że było widać, że zagryza policzek od wewnątrz.
— Po prostu daj mi znać, kiedy mogę zacząć, skarbie. Mamy czas — rzuciła bezstresowo do narzeczonego, przesuwając językiem po swoich górnych zębach i wywołując kolejną falę chichotu wśród znajomych i rodziny.
Harry oblizał wargi i odchrząknął, biorąc powietrze do płuc. Wyprostował się, przełknął ślinę i na chwilę zamknął oczy. Skinął głową, dając jej znak, a potem rozchylił powieki, odnajdując jej szare tęczówki.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła raz jeszcze, w głosie mając uroczą nutkę śmiechu, mimo powagi sytuacji:
— Ja, Anastasia... — zaczęła raz jeszcze i nie mogła nic poradzić na to, że uśmiechała się do bruneta uroczo, paradoksalnie mniej zestresowana, niż poprzednio. — ... biorę ciebie, Harry za męża...
Na jego usta wkradł się szeroki, słodki uśmiech, gdy się tym razem udało jej się nie zrobić z niego żony.
— ... i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... — kontynuowała głosem przepełnionym szczęściem, nabierając powietrza w płuca.
Nigdy w życiu nie zapomni widoku jego magicznych, zielonych, zaszklonych ze wzruszenia i ze szczęścia oczu, gdy wypowiadała słowa przysięgi ślubnej. Ten obraz na zawsze zostanie w jej głowie jako jeden z najpiękniejszych widoków całego jej życia.
— ... oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci — wyszeptała, mrugając, aby odpędzić szklanki w oczach.
Oblizała nerwowo wargę i wypowiedziała ostatnie, tak ważne zdanie dokładnie tak, jak zrobił to on sam, zamykając oczy.
— Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.
Gdy słowa w ukochanym przez nią ojczystym języku opuściły jej usta, miała przed oczami swoich rodziców. Wzruszonego tatę i zapłakaną mamę. Najpiękniejszych na świecie, wpatrujących się w nią z uśmiechami na twarzach. Spełnienie jej marzeń.
Spod jej powieki umknęła jeszcze jedna łezka, a potem otworzyła oczy, aby spojrzeć na zapłakaną twarz narzeczonego.
A nie, wróć.
... na zapłakaną twarz męża.
Uczepiła się tej myśli tak kurczowo, wpatrując się w Harry'ego, że jak przez mgłę dotarły do niej słowa ojca Marcusa, który standardową formułką przeszedł do części wymiany obrączek pomiędzy nowożeńcami. Wsłuchiwała się w słowa bruneta z uśmiechem, gdy wsuwał na jej serdeczny palec złotą obrączkę. Wpatrywała się w urocze "H", wygrawerowane na samym jej wierzchu. Chłonęła każdą sekundę tej chwili. I poprzysięgła sobie, że nigdy w życiu jej nie zdejmie.
Harry nie założył dziś ani jednego ze swoich pierścionków, bez których nie potrafił funkcjonować normalnie. Dziś chciał, aby jedną ozdobą jego dłoni była jego obrączka ślubna. Najważniejsza ze wszystkich sygnetów i świecidełek. Uśmiechał się do niej, gdy wsuwała na jego dłoń złotą obrączkę po raz pierwszy.
Doskonale wiedziała, że obstawia właśnie w swojej głowie, czy znowu się pomyli z emocji, wypowiadając na głos kolejną formułkę. Kochany złośliwiec.
Zadrżał, gdy po raz pierwszy zwróciła się do niego per "mężu", patrząc mu w oczy. Zatrzymał powietrze w płucach, zapominając, że trzeba je wypuścić i pokochał sposób, w jaki wypowiadała to słowo. Pokochał bez pamięci.
Był cały jej.
Ojciec Marcus, gdy było już po wszystkim, odetchnął głęboko z teatralną ulgą.
— No, jakoś się udało — podsumował ich.
Wszyscy zaśmiali się głośno, włącznie z nowożeńcami, którzy nadal patrzyli sobie w oczy, jakby świat dookoła nich nie istniał.
— No, dobrze. Harry, możesz... — Starszy mężczyzna uniósł brew, nie kończąc zdania, gdy nie dane mu było wypowiedzieć formułki "pocałować pannę młodą", bo Styles - nie czekając na koniec sentencji - ujął policzki żony w dłonie i nachylił się nad nią, zachłannie i mało dyskretnie przywierając do jej warg.
Ojciec Marcus pokręcił głową z niedowierzaniem.
Cały Styles.
Do Annie dotarło, że już po wszystkim nie wtedy, gdy wszyscy wkoło zaczęli klaskać, ani nie wtedy, gdy Harry szeptał jej na ucho urocze słowa, ale dopiero wtedy, gdy usłyszała pierwsze dźwięki piosenki, którą oboje wybrali na sam koniec ceremonii.
[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]
Ich ukochana klasyka. Bardzo w ich stylu.
Dopiero wtedy dotarło do niej, że już nigdy w życiu się od niego nie uwolni i zaśmiała się do swojej myśli, gdy przytulał ją mocno.
Nowożeńcy najpierw zostali wyściskani przez babcię Annie i rodziców Harry'ego. Potem przez świadków, Samuela, pomachali Dylanowi do telefonu, zamieniając z blondynem leżącym na szpitalnym łóżku kilka słów, a potem... Potem już tak naprawdę byli przekazywani sobie z rąk do rąk, w pośpiechu i ekscytacji. Każdy chciał się z nimi podzielić radością i emocjami, jakie wywołali.
Pomiędzy uściskami od Jeffa, Josie i Emmy, a kuzynostwem Stylesa, Annie podniosła wzrok na Zayna, Cypriana, Samów, Mitcha, Eda, Cordena, Liama i Nialla, którzy ustawili się przed nimi w rzędzie, w dłoniach ściskając butelki z szampanem. Goście rozstąpili się nieufnie, widząc ich zamiary.
I gdy wokaliści przy refrenie zaśpiewali...
— Let's make it...
... oni wrzasnęli razem z legendami rocka:
— ALL FOR LOVE! — dokańczając śpiewającym krzykiem, głośno wrzeszcząc słowa refrenu i równo wypuszczając korki z wstrząśniętych wcześniej porządnie butelek zajebiście drogiego szampana, aby ochlapać młodych z szerokimi uśmiechami na twarzach.
Annie i Harry wzdrygnęli się, zaskoczeni i z szerokimi uśmiechami na buziach. Rudowłosa zapiszczała, a potem zawyła ze śmiechu, gdy usłyszała, jak jej świeżo upieczony mąż wrzeszczy protestująco:
— IDIOCI, TO GARNITUR OD GUCCI!
Nigdy nie była szczęśliwsza, niż właśnie w tej chwili.
Jeśli czujecie się źle z tym, że śmiałyście się do ekranu przez łzy, smarki i szloch, wyglądając jakbyście potrzebowały pomocy psychiatry, wpatrując się w komputer albo w telefon w rozsypce... to pocieszę Was: ja przerobiłam ten schemat już z dwadzieścia razy - za każdym razem, jak czytałam ten rodział. I za każdym razem mój facet oferował mi pomoc psychiatry.
Oddałam Wam dzisiaj porządny kawałek mojego serca!
*
Dla @PaulineStyles1994, bo wiem, że gdy już nadrobi czytanie, to przy tym niesamowicie ważnym dla mnie rozdziale będzie ryczeć tak samo, jak ja, rozumiejąc moje emocje bez słów. Kocham cię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top