100

Annie rozchyliła powieki i spojrzała w okno. Widok zza szkła uświadomił ją, że jest jeszcze wcześnie - słońce dopiero wdzierało się na tę stronę ogrodu. Przeciągnęła się nieprzytomnie i wierzchem dłoni potarła twarz, wyjmując jedną nogę spod kołdry. Nie zostawili na noc otwartego okna, przez co w pokoju zrobiło się duszno. Raz jeszcze spojrzała na zewnątrz, sennie mrużąc oczy: mimo wczesnej godziny na niebie nie było ani jednej chmurki. Uśmiechnęła się lekko na tę myśl, a potem przesunęła dłoń w miejsce, w którym powinien znajdować się jej mężczyzna. Zmarszczyła brwi i nosek, widząc, że Harry'ego nie ma w łóżku. A potem pogratulowała sobie refleksu i tego, że nie zorientowała się od razu, że brunet już wstał.

Uniosła się na łokciach i sprawdziła godzinę w telefonie, sięgając po urządzenie na szafkę nocną. Ósma rano. Cóż, nie pospała zbyt wiele, ale, wbrew pozorom, czuła się naprawdę dobrze. Przeciągnęła się i skopała z siebie kołdrę. Otworzyła na oścież okno balkonowe i ruszyła w stronę łazienki.

Zapaliła światło, a potem stanęła na przeciwko lustra. Przemyła twarz i krytycznie spojrzała na swoje odbicie. Mimo dobrego samopoczucia, pod oczami zauważyła pierwsze oznaki niewyspania. Samuel się na nich wścieknie, jak ją zobaczy. Wczoraj powtarzał jej około dwadzieścia razy, że ma się porządnie wyspać, żeby nie musiał używać kilogramów korektora na jej sińce pod oczami. Chcąc poprawić sytuację raz jeszcze umyła buzię, tym razem używając bardzo zimnej wody, żeby odrobinę zmniejszyć opuchliznę na buzi, a potem sięgnęła po swoją szczoteczkę, żeby wyszczotkować zęby.

Wróciła do pokoju i zgarnęła po pierwsze lepsze dresy narzeczonego, które akurat leżały na wierzchu jego rzeczy w walizce, złożone w kostkę. Założyła je na tyłek, nie uwzględniając bielizny i wsunęła na stopy kolorowe skarpetki Harry'ego. Wrzuciła do kieszeni telefon i chwyciła klamkę od drzwi z zamiarem zejścia na dół.

Już na piętrze słyszała, że w kuchni rozbrzmiewał dźwięk muzyki, która cicho roznosiła się po parterze. Piosence wybrzmiewającej z radia towarzyszyły stłumione głosy. Annie bezszelestnie potruchtała w dół schodów, sennie przecierając twarz. Dramatycznie mocno potrzebowała kawy.

— Dzień dobry — przywitała się, skupiając na sobie uwagę wszystkich osób przebywających w kuchni i siedzących przy jadalnianym stole.

Annie omiotła wzrokiem pomieszczenie i zmarszczyła brwi, zeskakując z ostatniego schodka.

— A Harry gdzie? — spytała, mrugając powiekami. Spodziewała się zastać ukochanego właśnie tutaj.

— Poszedł pobiegać z Tuckerem, kochanie — odpowiedziała jej Anne, posyłając jej uśmiech. —  Kawy? — Zachichotała na widok nieprzytomnej miny rudowłosej.

Przy jadalnianym stole Zayn sączył czarną kawę, a babcia szarookiej i Michał rozmawiali cicho w ojczystym języku panny młodej.

— Siedź, Anne, poradzę sobie — zaśmiała się ruda, gdy mama Harry'ego zerwała się z miejsca, żeby zrobić jej gorący napój.

Anne wydęła wargi i spojrzała na nią troskliwie.

— Nie odbieraj mi tej przyjemności, Ann... — Brunetka spojrzała w szare oczy z matczyną miłością. — W końcu jesteś dla mnie jak własna córka. Daj mi się porozpieszczać, póki mam cię przy sobie — dodała, a Annie zamarła w pół kroku, zaskoczona bezpośredniością wyznania swojej prawie-teściowej.

Uśmiechnęła się niepewnie i bez słów podeszła do Anne, żeby przytulić ją mocno.

— Dziękuję... — wyszeptała głosem pełnym emocji.

Te słowa znaczyły dla niej naprawdę wiele.

Anne odwzajemniła mocny uścisk i podbródkiem wskazała Annie miejsce przy stole, uśmiechając się do niej szeroko. Rudowłosa najpierw podeszła do babci od tyłu, całując ją w policzek i witając się z nią cicho, a potem zajęła wolne krzesło, podwijając nogi pod siebie i odnajdując ciemne oczy Malika.

— Jak samopoczucie, Aneczka? Stresik jest? — Zachichotał Zayn. — Pamiętaj, że jeszcze możesz zrezygnować... 

Annie skarciła go spojrzeniem.

— No co? Ja bym poważnie przemyślał ślub z takim wariatem...! — Zaśmiał się głośno Malik.

Annie pokręciła głową z teatralną dezaprobatą, uśmiechając się do niego, a potem wzięła głęboki oddech do płuc.

To naprawdę dziś.

— Reszta jeszcze śpi? — spytała cicho.

— Gemma, Julia i chłopcy już biegają po waszej działce i pomagają ekipie rozstawiać krzesła, stoły dekoracje — wymruczał Zayn.

No tak: cała impreza - z uwagi na to, że naprawdę nie planowali ogromnego przyjęcia - miała odbyć się na świeżym powietrzu. Gemma, jako naczelna pani organizatorka, stwierdziła, że trzeba korzystać z przepięknej, majowej pogody i zarówno uroczystość, jak i wesele miało odbyć się... na trawie, na której w przyszłości stanie dom Annie i Harry'ego. 

Skoro na ten moment na działce nic się nie działo, dlaczego mieliby tego nie wykorzystać? W tle rozciągał się przecież malowniczy widok na lasek i jezioro, pensjonat dla przyjezdnych gości znajdował się kilometr dalej, a młodzi i rodzina musieli zaledwie przejść przez jezdnię, aby znaleźć się na miejscu. Nie było bardziej wygodnego rozwiązania.

Ruda zamrugała zdziwiona, spoglądając na zegarek.

— Już?

— Tylko Sammy jeszcze śpi — dodał Michał. — Smith próbował go wyciągnąć z łóżka, ale kazał mu iść w diabły.

— Niall też już wstał? — Dopytała, zszokowana.

Przecież Horan nigdy nie wychodził spod kołdry przed godziną dziesiątą.

— Julia wygoniła go z kanapy — zachichotał Zayn.

Annie podziękowała brunetce, gdy ta postawiła przed nią kubek gorącej, białej kawy i zabrała się za upijanie zbawiennego napoju w spokoju, rozkoszując się porankiem, towarzystwem i śpiewem ptaków, który dochodził z podwórka przez pootwierane okna.

Cicha rozmowa przy gorącej kawie została przerwana przez odgłos otwieranych drzwi wejściowych, któremu towarzyszyło radosne szczekanie. Harry wyłonił się z korytarza: rozczochrany, przepocony, zgrzany i uśmiechnięty, gwizdając cicho na goldena, który postanowił jednak wyjść do ogrodu przez drzwi tarasowe w salonie, przebiegając przez parter ubłoconymi łapkami.

Styles odniósł wzrok na towarzystwo w kuchni i zmarszczył drzwi, zaskoczony.

— Oo... A ty czemu jeszcze nie w łóżku? — Pytanie skierował w stronę Annie, która zachichotała, widząc jego minę i nadstawiła buzię, gdy pochylił się, aby skraść jej z policzka całusa na przywitanie. — Byłem święcie przekonany, że będziesz jeszcze chrapać.

— Ja nie chrapię — odparła natychmiastowo, wywołując śmiech wszystkich przy stole.

— Ta, jasne, okłamuj się dalej, kochanie — zachichotał w jej wargi, a potem ucałował czubek jej głowy. — Co tu tak cicho? — spytał podejrzliwie, rozglądając się po parterze.

— Samuel jeszcze chrapie — oświadczył mu Zayn.

— A wy macie świadomość tego, że jak pan młody widzi pannę młodą w dniu ślubu wcześniej, niż przy ołtarzu, to to przynosi pecha? — Zadał bystre pytanie Młynowski.

Harry spojrzał na Michała jak na idiotę.

— W ufoludki też wierzysz? — sarknął, otwierając butelkę wody, którą wyjął z lodówki.

— Daj spokój, stary. Annie i tak ma już pecha... — Westchnął teatralnie Malik.

Rudowłosa spojrzała na ciemnowłosego znad kubka z kawą, unosząc pytająco jedną brew.

— No przecież wychodzisz za niego. To wystarczająco duże nieszczęście samo w sobie — stwierdził Zayn, a potem pisnął jak mała dziewczynka, gdy Harry dwoma krokami dobiegł do niego i zawartość schłodzonej butelki wylał mu za koszulkę, nie przejmując się tym, że zmoczy kafelki i pół stołu, gdy Zayn zacznie się szarpać i uciekać od niego, wyzywając go głośno.

— Co tu się wyprawia? — Samuel zmaterializował się przy schodach tak nagle, że Annie aż podskoczyła, zdziwiona obecnością blondyna, nie przestając chichotać.

Rudowłosa odnalazła zaspane oczy przyjaciela i uśmiechnęła się do niego szeroko, a potem zrzędła jej mina, gdy Sam omiótł wzrokiem jej twarz i spojrzał na Stylesa wymachującego pustą butelką z mordem w oczach.

— Styles... — blondyn surowo skrzyżował ramiona na klatce piersiowej — ...którego słowa nie zrozumiałeś, gdy mówiłem, że Anastasia ma się wyspać? Czy ja mówię do ciebie po chińsku, stary?

Harry spojrzał spanikowanym wzrokiem na narzeczoną.

— To ja idę pod prysznic, a ty się tłumacz, kochanie — zapowiedział, posyłając Annie buziaka w powietrzu i wskazując na mokry od potu t-shirt, który miał na sobie. Ulotnił się, wymijając Samuela z prędkością światła.

Annie zrobiła słodką minkę w kierunku blondyna, który wywrócił na nią oczami i zajął miejsce na krześle obok niej.

— Oby ten nocny seks był warty twoich worków pod oczami, kicia — szepnął jej na ucho Sammy, powodując, że karcąco trzepnęła go w ramię, omal nie rozlewając kawy na swoją koszulkę. — Już się tak nie bulwersuj. O jedenastej widzę cię w sypialni Gemmy umytą i gotową do działania — zapowiedział jej. — Także, jeśli potrzebujesz miziania z kochasiem, to masz na to jeszcze dwie godziny... — Mówił do niej cicho z szyderczym uśmieszkiem na ustach.

— To nie był seks, tylko nocny seans horrorów, który o mały włos nie zakończył się zawałem jednego z widzów... — odmruknęła mu i zignorowała zdezorientowane miny wszystkich, którzy nie wiedzieli, co miała na myśli. — A ty co dzisiaj taki niedopieszczony? Sam ci odmówił w nocy, czy co? — Mruknęła do przyjaciela, żartując złośliwie.

Ta dwójka zawsze miała specyficzne poczucie humoru, pełne wzajemnej miłości, nieprawdaż?

— Właściwie, to nie. Dał mi wszystko, co tylko chciałem. Dlatego tyle spałem. — Puścił jej oczko, a Malik, siedzący z drugiej strony Annie, zakrztusił się kawą, którą właśnie przełykał.

— To było bezpośrednie — podsumował Michał, wydymając wargi w rozbawieniu.

Rudowłosa spojrzała na swój kubek z kawą, która powoli zaczynała się robić letnia. Odstąpiła to, co zostało w naczyniu przyjacielowi i całowała policzek Sammy'ego, mrucząc, że idzie do Harry'ego.

— Nusia, śniadanie zjedz! — Usłyszała jeszcze za plecami krzyk babci.

— Zaraz! — odkrzyknęła ze schodów.

— Zaraz to taka bakteria! — Uszy Annie dobiegła jeszcze odpowiedź siwowłosej kobiety, która krzyknęła za nią karcąco. Ruda uśmiechnęła się na te słowa.

Ulubiony tekst jej mamy.

Annie cicho wróciła do sypialni Harry'ego, a potem zajrzała do łazienki, wiedząc, że brunet właśnie bierze prysznic. Styles, dostrzegając jej obecność przez zaparowaną szybę kabiny prysznicowej, zachichotał na jej widok.

— Co tam, piękna? Dostałaś zjebę od Sama za brak snu dzisiejszej nocy i uciekłaś do mnie? — Przez zaparowane szkło widziała, jak w jego policzkach wymalowały się dwa urocze dołeczki, gdy szeroko się uśmiechnął.

Annie machnęła ręką, zbywając temat i wskoczyła na łazienkowy blat obok zlewu, tak, aby posadzić na nim tyłek, machając nogami w powietrzu i bez skrępowania wpatrując się w ruchy, jakie jej ukochany wykonywał pod prysznicem.

— Przejdzie mu, jak dzisiaj dorwie się do kosmetyków i do moich włosów — odparła lekceważąco. — Zapowiedział, że mam czas do jedenastej, a potem nas rozdzielą.

Harry zaśmiał się dźwięcznie, a jego śmiech odbił się echem od kafelkowych ścian.

— Brzmi groźnie — zachichotał. — Do jedenastej jeszcze dużo czasu... — mruknął, przeciągając samogłoski i sięgając niskich rejestrów swojego głosu.

Annie uniosła jedną brew, słysząc jego ostatnie zdanie. Harry nagle uchylił drzwi kabiny i spojrzał na ukochaną zawadiacko.

— Skoro i tak musisz wziąć prysznic przed jedenastą, to równie dobrze możesz wziąć go teraz, ze mną, prawda?

Gestem zaprosił ją do środka, wpatrując się w nią z iskierkami w oczach. Annie pokręciła głową z niedowierzaniem i uśmiechnęła się szeroko, chwytając krawędź koszulki, którą miała na sobie, a potem zeskoczyła z blatu i pozbyła się ubrania jednym ruchem. Przecież nie może mu odmówić, gdy patrzy na nią w ten sposób, no nie?

Wykąpali się razem, nie przejmując się upływającym czasem, a potem zeszli na dół, aby zjeść śniadanie. W domu zaczęło robić się gwarno. Wszyscy ci, którzy pomagali Gemmie przystroić działkę, miejsce ceremonii i ogródek Stylesów wrócili do środka na krótką przerwę, przez co w kuchni panował niezły tłok.

Gemma w pośpiechu wrzuciła w siebie kanapkę, pomiędzy gryzami sprawdzając na swojej liście, czy na pewno o niczym nie zapomnieli. Chłopcy biegali w popłochu, raz po raz proszeni o pomoc przy przenoszeniu kwiatów, nagłośnienia i miliona innych rzeczy. Przedślubna gorączka zdawała się powoli opanowywać wszystkich dookoła. 

Babcia rudowłosej wzięła się za hurtowe prasowanie koszul chłopcom - bo przecież oni sami byli zbyt zajęci pomocą, aby się o to zatroszczyć. Poza tym, staruszka sama stwierdziła, że musi coś wsadzić łapy, bo "bezczynne czekanie na uroczystość ją wykańczało". Anne non stop rozmawiała przez telefon, upewniając się, że najbliższa rodzina pana młodego jest już w drodze, a Samuel wraz z Samem przygotowywał w sypialni Gemmy stanowisko do "odpicowania panny młodej", jak to ujął. "Pimp my Annie" - tak to nazwał blondyn. Nawet Tucker - przystrojony już w psią, Bogu winną muszkę w kratkę, w którą wcisnął go Liam, a która prawdopodobnie zostanie przez szczeniaka zeżarta jeszcze przed ceremonią - plątał się pomiędzy nogami ekipy organizacyjnej, chcąc dotrzymać im towarzystwa.

Wszyscy biegali jak z pieprzem, chociaż na zegarku było dopiero po dziesiątej rano.

Wszyscy, tylko nie przyszłe małżeństwo, które delektowało się porankiem, siedząc na tarasie. Rozłożyli na ogrodowej kanapie z kubkami kawy w dłoniach. Wszyscy biegali w popłochu, a ci odpoczywali sobie beztrosko. Annie miała na sobie piżamę w kratę narzeczonego, bo Samuel kazał jej ubrać coś, czego nie szkoda upieprzyć przy przygotowaniach - zwłaszcza, że znał poziom jej koordynacji ruchowej. Styles poświęcił więc do tego celu swoje ukochane, flanelowe wdzianko, które było na nią za luźne, ale nie przeszkadzało jej to. Harry sączył czarną kawę, siedząc w dresach i w swoim fiołkowym szlafroczku, z kiteczką na czubku głowy, aby wilgotne loki nie leciały mu do oczu. Oboje wystawiali twarze w stronę promieni słonecznych, przytulając się do siebie i spoglądając na cały ten popłoch. Obserwowali wszystkich dookoła, próbując powstrzymać śmiech.

— Kotku — odezwał się cicho Harry, opuszkami palców wodząc po ramieniu ukochanej. — Może ja im pomogę? W czymkolwiek... 

W głosie miał chichot.

— Gemmy kazała nam siedzieć na dupie i niczego nie zepsuć — przypomniała mu Annie. — To odpowiedzialne zadanie, skarbie. Raz w życiu możesz pomóc tym, że siedzisz z tyłkiem w jednym miejscu. Nie zepsuj tego, kochanie.

Brunet wydął wargi, wyraźnie rozbawiony tym wszystkim i opuszkami palców połaskotał skórę na jej szyi, powodując ciche, protestujące mruknięcie rudowłosej.

— Wygląda to tak, jakby to oni wszyscy wychodzili za mąż za ciebie — podsumował bystro.

— Dlaczego nie umierasz ze stresu, Styles? — spytała go w żartach, robiąc oburzoną minę.

— Bo obiecałaś mi, że mi nie uciekniesz sprzed ołtarza — odparł jej, dusząc w sobie śmiech i całując jej czoło. — Co, poza uciekającą panną młodą, mogłoby pójść nie tak? — spytał hipotetycznie.

Nagle odwrócił głowę i zrobił wielkie oczy, słysząc, jak jego siostra wydziera się na jakiegoś niewinnego faceta, który rozstawił szklane wazony ze świecami nie w tym miejscu, co powinien.

— Nooo, chyba, że ktoś spierdoli ustawianie dekoracji — rzekł Styles śmiertelnie poważnym tonem. — Wtedy będzie koniec. Wtedy cały ślub w pizdu. Wtedy odwołujemy imprezę — podsumował sarkastycznie krzyki rodzonej siostry, sprawiając, że szarooka opluła się kawą.

Ana wytarła resztki napoju z brody rękawem od piżamy Harry'ego, którą miała na sobie i walczyła ze sobą, aby nie udusić się ze śmiechu.

— Stawiam stówę o to, że moja siostra dzisiaj kogoś pobije — wyszczerzył się, dusząc napad śmiechu w sobie.

Annie spojrzała na niego z niedowierzaniem, choć sama próbowała się nie śmiać, słysząc, jak blondynka opierdala tego biednego człowieka.

Biedna Gemma. Osiwieje dzisiaj z nerwów.

— Stoi — mruknęła, a potem przybiła żółwika z narzeczonym.

Harry roześmiał się głośno, spoglądając na ukochaną i na jej uśmiech, którym próbowała przykryć chęć roześmiania się w głos.

— Jesteśmy paskudni — stwierdził Harry, przyciągając ją do siebie ramieniem, żeby mieć ją bliżej siebie. 

Wargami musnął skroń rudej, nie mogąc przestać się uśmiechać pod nosem. Czy się denerwował? No, może odrobinkę. Bardziej był podekscytowany tym, że to naprawdę dzisiaj. 

— Przypilnowałaś Zayna, żeby naładował akumulatory do kamery? — spytał cichutko,   całując jej włosy na głowie.

Skinęła głową, potwierdzając.

— Powierzasz mu odpowiedzialne zadanie - mruknęła cicho i z aprobatą w głosie.

— Obiecał, że to ogarnie - odpowiedział jej Harry. — Będziemy mieć profesjonalne nagranie, skarbie. Jak on to ujął? "Zrobię wam taki materiał i efekty specjalne, że Marvel będzie się chował" — zacytował przyjaciela, powodując, że Annie w końcu rozśmiała się głośno. — Dobrze, że Helen zaoferowała się, że weźmie ze sobą sprzęt i będzie robić nam zdjęcia w trakcie przygotowań — wymamrotał rozbawiony, wspominając postać swojej przyjaciółki, która na co dzień - w trakcie pracy - również pełniła tę rolę. — Będziemy mieć jakąkolwiek pamiątkę, jeśli mu nie wyjdzie.

No tak, fotograf, którego wybrały dziewczyny miał pojawić się chwilę przed ceremonią, a Harry koniecznie chciał mieć coś, co zapisze wspomnienia nie tylko z samej uroczystości. Helen - z uwagi też na to, że była z nim blisko prywatnie i zawodowo - z radością zgodziła się pomóc. Zwłaszcza, że ten dzień będzie pełny niespodzianek: nie tylko w trakcie ślubu i wesela.

Styles uśmiechnął się do siebie jak kocur, gdy ta myśl pojawiła się w jego głowie.

Na zegarkach wybiła godzina jedenasta. Obok narzeczonych pojawił się Zayn, dzierżąc w dłoni wspomnianą kamerę. Filmował, gadając głośno do siebie - albo raczej: do nagrania - i zbliżając się w kierunku Annie i Harry'ego. 

— Mamy przepiękną pogodę, w kalendarzach widnieje piąty maja, mili państwo. Dziś te oto dwie łajzy się pobierają, ale aktualnie siedzą sobie i się opierda... — mówił wyszczerzony Malik zza kamery.

— Zayn, idioto, to ma być pamiątka dla dzieci! - upomniał go Harry, chwytając jedną z poduszek i ciskając nią w Malika, który zaśmiał się głośno, urywając. — Hamuj język!

— Styles już ma stresa, jak można zauważyć na załączonym obrazku — dodał ciemnowłosy, nie przestając nagrywać.

Annie zawyła perlistym śmiechem, nie zauważając że Samuel stoi w drzwiach tarasowych i patrzy na nich z powątpieniem. 

— Dlaczego wszyscy coś robią, a wy leżycie na słońcu, jakby nigdy nic? — sarknął głośno blondyn, niedowierzając i łapiąc się w kadr kamery. Tym samym, zwrócił na siebie ich uwagę.

Annie i Harry posłali mu szerokie uśmiechy.

— My się przygotowujemy psychicznie — odpowiedział mu inteligentnie Styles, starając się nie chichotać.

Rudowłosa spojrzała na Harry'ego, który dziś od samego rana wyglądał po prostu przepięknie. Nie chodziło o wygląd zewnętrzny: promieniał radością, miłością i szczęściem. Uśmiechał się cały czas, jak wariat, sprawiając, że po jej klatce piersiowej rozlewały się fale ciepła, gdy patrzyła w jego roziskrzone oczy, rozczochrane włosy i nieprzycięty jeszcze zarost, okalający dołeczki w jego policzkach.

Jej największe szczęście.

— Aneczka, daj Harry'emu buzi i idziemy na górę — oświadczył podekscytowany Samuel, widząc, że Zayn wszystko nagrywa.

Zielone oczy spojrzały w te szare z podekscytowaniem. O matko, czyli to ten moment, w którym kolejny raz zobaczą się dopiero przed ceremonią? To już?

— Serducho mi wali — mruknął do niej, uśmiechnięty od ucha do ucha.

Annie oddała uśmiech i władowała się na jego kolana, siadając na nim okrakiem. Ujęła policzki Harry'ego w obie dłonie i nachyliła się nad nim, żeby skraść mu całusa z warg, ale... 

Ale Zayn postanowił nagrać to, jak się całują, więc bez skrępowania zajął na kanapie miejsce obok nich, nakierowując obiektyw kamery na ich twarze z bliska. Bardzo bliska.

Harry zachichotał w usta Annie, które znajdowały się dosłownie centymetr od jego własnych i kątem oka spojrzał w kamerę.

— Zayn, to miał być film ślubny, a nie pornograficzny — powiedział głośno, powodując, że Sam ryknął śmiechem, stojąc za nimi. Annie zaczęła niekontrolowanie mocno chichotać, a potem schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, próbując się uspokoić.

— Eeej, kolejnym razem będziecie się widzieć, jak ten rudzielec będzie już w sukni ślubnej! To ważny moment! — oświadczył im, nie mając zamiaru się odsuwać. — Poza tym, to ja jestem reżyserem! - zaprotestował. 

Annie pokręciła głową z niedowierzeniem i zasłoniła jedną dłonią kamerę, a potem nachyliła się nad narzeczonym, żeby wpić się w jego usta.

— Zepsułaś takie ładne ujęcie — burknął do niej niepocieszony Zayn, strącając dłoń Annie z kamery. 

Gdy ponownie chciała zasłonić obiektyw, Harry złapał w powietrzu jej nadgarstek, unieruchamiając jej rękę i uśmiechając się w jej usta. Nie pozwolił jej tego zrobić. Kontynuował całowanie przez moment, czule pieszcząc jej usta, a potem oderwał się od niej i spojrzał w jej oczy, mamrocząc donośnie:

— Niech ma, chłopak. Z reżyserem nie wolno się bić. — Zachichotał w jej kierunku, czule przesuwając dłonią po jej policzku.

Wpatrywali się w siebie w ciszy jeszcze przez moment, nie mogąc przestać wwiercać się w swoje tęczówki. 

— Noo, to co? — spytała, wzdychając. — To... Idę sobie. W razie, gdybyś za kilka godzin nie mógł mnie znaleźć, to szukaj laski w białej kiecce. 

Harry parsknął śmiechem pod nosem.

Urocza.

— Dobra. Dam radę — zadeklarował, żartując. A potem dodał poważniej: — Doskonale wiesz, że znajdę cię zawsze i wszędzie. Nawet, jeśli będę musiał zhakować twój telefon — odparł słodko i zadziornie pociągnął ją za jednego z rudych loczków. 

— Kocham cię — cmoknęła jego wargi. — Postaraj się nie denerwować dzisiaj swojej siostry. I bez tego ma przez nas ciężko.

Harry wydął wargi, na znak tego, że pokrzyżowała mu plany tym zdaniem.

— Będę grzeczny, piękna — obiecał i wypuścił ją ze swoich ramion. Annie zeskoczyła z kolan bruneta i na odchodne posłała mu buziaka w powietrzu z uśmiechem na twarzy. Samuel objął ją ramieniem i skierował ich w stronę sypialni Gemmy, a Harry odprowadził ich wzrokiem, zaciskając wargi w podekscytowaniu.

Zayn zachichotał zza kamery, która nadal nagrywała obraz.

— Boże, Hazz, jesteś zakochany jak szczeniak  — podsumował z radością w głosie i roześmiał się, gdy Harry spojrzał w obiektyw z groźną miną, wyraźnie zawstydzony.

— Spieprzaj, Malik — mruknął, czując, jak nie panuje nad zarumienionymi policzkami. — Chodź lepiej zobaczyć, czy moja siostra nikogo nie zabiła.











Tymczasem Samuel przepuścił Annie w progu sypialni Gemmy. Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko do Sama Smitha, który właśnie zawieszał pokrowiec z jej suknią ślubną na karniszu do zasłon. 

— Hej, Sam — przywitała się z brunetem cmoknięciem policzka. — Boże, ile amunicji — jęknęła, patrząc na stos kosmetyków porozstawianych na blacie toaletki przed wielkim lustrem.

— Będzie super, zobaczysz — klasnął w dłonie Smith. — Mam dla ciebie specjalną playlistę, Ann! — Pochwalił się mężczyzna, radośnie spoglądając na rudowłosą.

— Ale zanim przejdziemy do śpiewania, idź do łazienki i ubierz bieliznę i szlafrok, kicia — polecił jej Sammy, popychając ją w stronę toalety. — Wszystko już masz przygotowane.

Annie nabrała powietrza do płuc i spojrzała na przyjaciela.

— No dobra — mruknęła do siebie. — To jedziemy z tematem.

Weszła do łazienki i spojrzała na rozłożony komplet bielizny, który miała na siebie założyć. Albo raczej: na rozłożony komplet skrawków koronki pozszywanej cieniutkimi paskami. Mało praktyczne rozwiązanie. No, ale gdy wyobraziła sobie minę Harry'ego tej nocy, stwierdziła, że warto się poświęcić. Wsunęła na udo podwiązkę i zrezygnowała z założenia cienkich pończoch. Na zewnątrz nie było jeszcze południa, a już było dwadzieścia pięć stopni w cieniu. Maj w tym roku zwariował. Anne śmiała się, że specjalnie dla nich zamówiła taką letnią pogodę.

Dostrzegła wiszący na wieszaku i czekający na nią różowy, satynowy szlafrok, który w standardowym wydaniu powinien mieć na plecach słodki napis bride. Samuel i Gemma poszli jednak krok dalej i kazali wyhaftować na materiale tekst: I'm better than Harry's Gucci. Annie dostrzegła haft i dostała napadu śmiechu tak wielkiego, że Sammy wpadł do jej łazienki, otwierając zamaszyście drzwi.

Uśmiechnął się szeroko, gdy zrozumiał, dlaczego rudowłosa wyje głośno, ściskając w dłoniach satynę.

— Zajebisty, nie? — wyszczerzył się do niej, wskazując na szlafroczek, a potem omiótł wzrokiem jej ciało odziane w bieliznę i zagwizdał z uznaniem. — No, no. Styles będzie miał co z ciebie zrywać — podsumował.

— Chrzań się... — Zaśmiała się do przyjaciela, kręcąc głową z niedowierzaniem i otarła palcem łezkę z policzka.

Założyła na siebie szlafrok i wyszła z łazienki, posłusznie siadając na krześle przed toaletką z wielkim lustrem. Westchnęła ciężko, patrząc na stos buteleczek i pędzli, które leżały przed nią.

— Okradłeś jakiś magazyn? — spytała Sammy'ego, zaciskając wargi.

Blondyn spoglądał z podekscytowaniem na ich odbicia w lustrze, ignorując jej uwagę. 

— Jesteś pewna, że nie prostujemy włosów? — zapytał z nadzieją w głosie, przekładając pomiędzy palcami jej wilgotne jeszcze po porannym prysznicu rozpuszczone loki.

Annie zgromiła go wzrokiem, odnajdując oczy Samuela w lustrze.

— Nie prostujemy włosów — oświadczyła stanowczo. 

Te loki są częścią niej. Nie miała zamiaru pozbywać się ich w tak ważny dzień. 

Sam wydął wargi smutno.

— No dobra. Mam wolną rękę?

— Wiesz, co mi się podoba, Sam. Rób swoje. — Oddała się w jego ręce i posłała jeszcze uśmiech w stronę Smitha, który obserwował ich, leżąc na łóżku na środku pokoju.

— Mogę już włączyć muzykę? — zapytał podekscytowany muzyk, zrywając się z miejsca. Na wczorajszym ognisku okazało się, że i Annie, i Sam znali na pamięć utwory, które - choć śmiało mogłyby zostać zaliczone do kategorii "wstydliwych przyjemności" - niosły ze sobą cudowne wspomnienia z czasów, gdy jeszcze byli dzieciakami. — Ann, co powiesz na powrót do naszych nastoletnich hitów Disney Channel

Annie uśmiechnęła się szeroko, a Sammy mógłby przysiąc, że zaświeciły jej się oczy.

— Dajesz, Sam.













Harry krzątał się po podwórku, witając się z kuzynostwem, które dotarło na miejsce szybciej, niż planowali. Uściskał się z rodziną i pokierował ich w stronę pensjonatu, w którym czekało na nich miejsce noclegowe. 

Uśmiechnął się szeroko na widok żółtego, starego mustanga, w którym siedziała Helen. Drobniutka blondynka wyskoczyła z samochodu i zapiszczała na jego widok, machając mu i rozglądając się dookoła. W aucie siedzieli również członkowie jego bandu, z którymi zwykł występować na scenie. Roześmiał się głośno na widok podekscytowania Helen, która natychmiastowo zawiesiła sobie ciężki aparat na szyi, przekładając gruby pasek przez kark.

Uściskał każdego po kolei i poprosił Mitcha o zaparkowanie auta na parkingu motelu, odsyłając ich do miejsca, w którym mogli się ogarnąć przed uroczystością. Mieli za sobą kawałek drogi. 

— Oj, tam. Ja jestem prawie gotowa — blondynka machnęła ręką, ściągając osłonkę z obiektywu i wskazała na swoją letnią sukienkę i sandałki. — Prowadź mnie do tej cud-kobiety i nie każ mi dłużej czekać, Hazz! — krzyknęła, podekscytowana, ciągnąc go za ramię i nie przyjmując sprzeciwu.

Weszli do salonu i już od progu drzwi tarasowych dobiegły ich hałasy z parteru. Harry wiedział, że Gemma dołączyła do obydwóch Samów i Annie, aby się przygotować, ale nie spodziewał się tak dużego hałasu. Dźwięki śpiewania i popowej muzyki były słyszalne już piętro niżej.

Helen zachichotała i spojrzała na Harry'ego pytająco znad aparatu. Zdążyła już zrobić kilkadziesiąt zdjęć - nie tylko jego twarzy. Helen była chyba jedynym fotografem, któremu ufał w stu procentach. Tylko przed jej obiektywem potrafił zapozować w prywatnej sytuacji, a nie w tej zawodowej.

— Nie przejmuj się. U nich to normalne. — Zaśmiał się bezsilnie i pociągnął ją za dłoń w stronę schodów. 

Gdy znaleźli się pod drzwiami Gemmy przyłożył sobie palec do ust, licząc, że również zostanie wpuszczony do środka.

— Ty chyba nie powinieneś tam wchodzić, co? — zwróciła mu uwagę blondynka, unosząc jedną brew znad aparatu.

— Oj, cii. — Machnął ręką lekceważąco, licząc na to, że uda mu się wślizgnąć się do sypialni siostry.

— Nie cii, tylko spadaj, Harry. — Helen odepchnęła go od wejścia - co było komicznym widokiem, bo miała metr pięćdziesiąt wzrostu i przy Harry'm wyglądała jak krasnoludek - i zapukała w drzwi, zdradzając ich obecność.

Drzwi otworzyły się zamaszyście, a w progu stanął Sammy, spoglądając na nich pytająco.

Harry od razu skorzystał z tego, że widzi środek pokoju i zaśmiał się głośno na widok swojej Annie - jeszcze niepomalowanej, ale już uczesanej - która do szczotki, robiącej jej za mikrofon, śpiewała głośno wraz z Hanną Montaną. 

https://youtu.be/FcoAiZReGqo

Towarzyszył jej Sam Smith, który nie pozostawał w tyle z wokalem, skacząc dookoła toaletki i robiąc dziwne pozy, gdy opierał się o blat stolika lędźwiami. Nie przejmowali się tym, że są zajebiście głośno. Annie przerzuciła się ze szczotki na pędzle Sammy'ego, które wykorzystała jako pałeczki do wirtualnej perkusji, wyjąc głośno wraz z Miley Cyrus.

Harry roześmiał się jak opętany, widząc ten obrazek, a Gemma - leżąca na pościeli swojego łóżka i zwijająca się ze śmiechu, natychmiastowo obróciła się w stronę brata, gdy usłyszała jego głos.

— TOBIE NIE WOLNO TU ZAGLĄDAĆ! — krzyknęła w jego stronę, zbulwersowana. Wyglądała komicznie: oburzona, z wałkami na głowie, które miały zmienić jej włosy w burzę delikatnych loków i z łezką na policzku, która mówiła, że jeszcze przed sekundą prawdopodobnie płakała ze śmiechu.

Styles uniósł ręce ku górze w obronnym geście i dusił się ze śmiechu, nie zwracając uwagi na to, że Helen - korzystając z chwili - uwieczniała niektóre momenty na zdjęciach.

— O, cześć, Helen! — Przywitała się Gemma, podchodząc w stronę blondynki, co przerwało jednocześnie śpiewanie Sama i Annie.

Helen już miała otworzyć usta, żeby się przywitać, ale przerwał jej nie kto inny, jak sam Harry.

— Co ty masz napisane na plecach? — zwrócił się w stronę narzeczonej, dostrzegając haft na jej szlafroku. 

Annie wstała i bez skrępowania obróciła się plecami w jego stronę, aby na pewno miał możliwość przeczytać napis.

— Czyj to pomysł?! To oburzające i dalekie od prawdy! — Bulwersował się w żartach, aż w końcu - nadal śmiejąc się z niedowierzaniem - przedstawił Samom i ukochanej Helen, która wygoniła go z pokoju i powiedziała, że ma ją zawołać, jak będzie się szykował, żeby mogła zrobić zdjęcia.

A potem zamknięto mu drzwi przed nosem i krzyknięto do niego, że ma sobie iść i nie przeszkadzać.












Harry westchnął głośno i spojrzał krytycznie na swoje odbicie w wielkim lustrze. Poprawił mankiety koszuli, wystające spod marynarki i omiótł siebie w lustrze. Dopasowany, kwiatowy garnitur, w którym dominowała butelkowa zieleń był idealnie skrojony tak, żeby pasować na jego ciało. Alessandro celowo wybrał ten kolor, gdy zobaczył zdjęcie narzeczonej Harry'ego. Powiedział, że idealnie będzie wyglądać przy ogniu jej włosów. Cóż, Styles nie potrafił się z nim nie zgodzić.

Rozpięta przy obojczykach koszula sprawiała, że czuł się swobodnie. Czuł się sobą. Poprawił kołnierzyk i podniósł wzrok na Cypriana, który spoglądał na niego z łobuzerskim uśmieszkiem. Blondyn strzepnął z materiału na jego piersi niewidzialny pyłek, chichocząc cicho. Barwa koszuli, która w świetle z kremowej wpadała w lekko połyskujące, aksamitne srebro idealnie komponowała się z całością.

No i co? No i nie ubrał się jak kolorowa choinka na własny ślub.

Da się? Da się.

Harry przeczesał dłonią loki, bo jeden z kędziorów nieposłusznie opadł mu na czoło.

— Chyba ujdzie — podsumował nieskromnie, patrząc na siebie w odbiciu.

Cyprian parsknął śmiechem, widząc narcyzm bruneta. 

— Jest cudownie, synek — podsumowała Anne, która próbowała odegnać szklanki w oczach, gdy z boku patrzyła na swoje dziecko.

Harry uśmiechnął się czule i przytulił ją mocno, całując jej policzek.

— Nie płacz, mamuś. To jeszcze nie jest ten moment — zachichotał.

Brunetka pokręciła głową z niedowierzaniem, spoglądając na syna.

— Harry — zwrócił się do pana młodego Bierzyński, mało subtelnie wskazując na zegarek.

Styles pokiwał głową i wypuścił mamę z objęć. Poczuł, jak podekscytowanie z poddenerwowaniem zaczyna kłębić się w jego brzuchu. Nerwowo strzelił palcami, ostatni raz spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Nie miał na buzi choćby nanometra zarostu, a Sammy przypudrował mu nieco czoło, nos i zatuszował lekko podkrążone oczy. Wyglądał dokładnie tak, jak powinien. Chociaż miał świadomość tego, że i tak będzie dziś płakał. I to nie raz. Styles był typem człowieka, który jako pierwszy ryczał na ślubach innych ludzi, a co dopiero na swoim własnym. 

— Chodź — polecił brunetowi Cyprian wskazując drzwi wyjściowe na taras.

Harry zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, czemu tak szybko ciągnie go na zewnątrz.














Jesteśmy w legendarnym miejscu, Kochani!

Jesteśmy w chwili, w której mam tę ogromną przyjemność po raz drugi opublikować numerek"100", kontynuując historię Annie i Harry'ego. 

Dziękuję każdemu z Was.

Zbudowaliśmy to razem: ja - tekstem, wy - motywacją. 



Chciałabym Was prosić, abyście czytając dzisiejsze rozdziały zaopatrzyli się w słuchawki i pozwolili muzyce stać się nieodłączną częścią napisanych przeze mnie słów. Wiecie, jak ważny jest dla mnie ten sposób przekazywania emocji - tak samo, jak ważny jest on dla naszych bohaterów. Pozwólcie sobie poczuć to, co oni i to, co ja, gdy pisałam dla Was te teksty.


Miałam być dziś w Krakowie, ale jestem w domu, obok mojego mężczyzny, sprawdzając dla Was teksty, przy których wiele razy rozpuściło mi się serducho. Mam nadzieję, że Was też zaleją te same emocje, które uderzały mnie raz po raz w trakcie tych wyjątkowych, ważnych dla mnie rozdziałów, a pozostałe marzenia - i te moje, i te Wasze - spełnią się w swoim czasie.


Oddaję w wasze ręce dzisiaj prawie trzydzieści tysięcy słów.




*


Dla @Ranekone - za każde ciepłe słowo, jakie zostawiła, dając mi kopa do działania i wywołując ogromny uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top