10
Annie zacisnęła dłonie na zbyt długich rękawach grubego, wełnianego swetra. Owinęła się ciaśniej kocem, a potem sięgnęła po gorącą herbatę parującą przed nią na stoliku w metalowym, starym kubku dziadka, który lekko przerdzewiał przy białym uchwycie ucha. Bujała się na ogrodowej huśtawce, tępo wpatrując się w znajomą, zieloną okolicę.
— Zimno ci? — Starsza, siwa kobieta spojrzała na nią troskliwie, obserwując bacznie jej każdy ruch. Annie pokręciła głową przecząco i posłała jej ciepły uśmiech, a potem wróciła z powrotem do swoich myśli.
Siedziały we dwie w ciszy, rozkoszując się wiosennym powietrzem. Od czasu do czasu słychać było hałasy dochodzące z piętra domku, na którym urzędowało kuzynostwo rudowłosej, mieszkające razem z wujostwem. Spokój roztaczający się dookoła był tak różny od głośnego otoczenia zatłoczonego Miami, że Annie miała wrażenie, że ktoś wyciszył jej dźwięk w obrazie przed oczami.
Na kolana rudej wdrapał się stary, wielki, puchaty kocur. Uśmiechnęła się na jego widok i odstawiła na bok kubek z herbatą, pozwalając brytyjczykowi rozgościć się na jej kolanach. Zachichotała sama do siebie smutno, gdy stworzenie spojrzało na nią nieufnie bursztynowymi ślepiami, które tak dobrze znała.
— Tęskni za wami, Ana — stwierdziła cicho babcia, spoglądając na tę scenę kątem oka. - Spędził z wami trzynaście lat. Pękło mu serce, jak nagle wszystkich was zabrakło...
Annie podniosła szare, zaszklone oczy na babcię.
— Nie powinnam była go tutaj zostawiać... — wymruczała, nie mogąc pogodzić się z tym, jak zachowała się dwa lata temu. Szary kocur ufnie zwinął się na jej udach, a ona drapała go za uchem.
Kot przypominał jej o rodzicach i siostrze tak mocno, że wspomnienia wywoływały fizyczny ból w jej klatce piersiowej.
Przez chwilę pomiędzy nimi panowała cisza, przerywana tylko śpiewem ptaków schowanych w gałęziach drzew owocowych nieopodal.
— Tęsknił za tobą... — Miękki głos starszej kobiety rozniósł się w powietrzu, gdy kocur na kolanach Annie zaczął głośno mruczeć. — I nigdy o tobie nie zapomniał... Czasem szwęda się wieczorami po korytarzu i włazi mi do sypialni. I jak widzi, że to nie rude włosy wystają spod kołdry to obraża się, wychodzi i idzie miauczeć do innego pokoju...
Jej siostra też była ruda. Ruda, wysoka, nieznośna i pyskata. A szary kocur mimo, że buntował się przed aktami czułości ze strony ich obu, obrażając się teatralnie, gdy nosiły go na rękach wbrew jego woli, nadal przychodził spać z nimi w nocy.
— Zamierzasz wejść do domu i przejrzeć rzeczy? — Ciche pytanie babci sprawiło, że Annie zacisnęła wargi w wąską linię. — Trzeba w końcu zrobić porządek z... — Kobieta urwała, gdy dostrzegła pojedynczą łzę przetaczającą się po policzku wnuczki. — Anusia, kochanie...
— Jutro — wydusiła z siebie Annie przez zaciśnięte gardło. — Pójdę tam jutro — postanowiła cicho i wierzchem dłoni starła łzę z twarzy, a potem posłała babci nieprzekonujący uśmiech i nerwowo odrzuciła długi, luźny warkocz na plecy.
Upiła herbaty z kubka i skrzywiła się nieco, gdy poczuła gorący metal na swoich wargach, nieznacznie parząc sobie nim skórę. Gorący płyn przetoczył się po jej przełyku, zostawiając ciepło odczuwalne w jej klatce piersiowej. Zerknęła na telefon, który zawibrował agresywnie na stoliku niedaleko niej. Z daleka dostrzegła ciąg charakterystycznych emotikonek i ikonę aplikacji What's Appa.
Harry.
Westchnęła cicho, widząc, że nie odpuszcza. Byłoby prościej, gdyby sam odpuścił. Gdyby dał jej odejść, odciąć się i zamknąć temat. A teraz, gdy nieustannymi próbami kontaktu pokazywał jej, że mu zależy, nie wiedziała, co ma robić.
Bo, kurwa, kochała tego idiotę.
Tęskniła za nim tak mocno, że odbierało jej dech w piersiach, gdy w głowie przywoływała obraz szmaragdowych oczu i dołeczków w policzkach, gdy uśmiechał się zawadiacko.
No i nosiła pod sercem ich dziecko.
Ale to, co zrobił i to, w jaki sposób to zrobił, sprawiało, że bolało ją tak, że nie dopuszczała do siebie myśli o wybaczeniu mu. Nie w tej chwili. Nie po tym, co powiedział jej Tomlinson.
Nie chciała go oglądać.
Dziś w nocy, gdy - niezmiennie, odkąd wyjechała z Miami - wypłakiwała się w poduszkę przyznała sama przed sobą, że dezercja ze Stanów była dobrym wyjściem. Mimo tęsknoty za Samuelem. Nadal nie potrafiła oczyścić swojej głowy. Nadal nie dotarło do niej to, że zostanie matką. Nadal nie wierzyła w to, że Styles ją zdradził. W jakiś sposób, powoli, wszystko to do niej docierało, ale część niej nadal trwała w szoku, niedowierzając.
Miała tutaj spokój i azyl, którego tak bardzo teraz potrzebowała. To było jej miejsce na ziemi. To prawdziwe, w którym zostawiła swoje serce. To tutaj potrzebowała wrócić.
Wieść o ciąży była niespodziewana i nagła. Była szokiem. W jednej chwili Annie zrozumiała, że od tej chwili zmieni się całe jej życie - niezależnie od tego, czy u jej boku pojawi się Harry, czy nie. Namacalnie poczuła, że ma dla kogo żyć i, że ma dla kogo uporządkować swoje życie. Nawet, jeśli tą osobą nie będzie Styles.
— Dobrze się czujesz, Nusia? — Kolejne ciche pytanie babci dotarło do uszu rudej. Ana podniosła wzrok na babcię i zmarszczyła pytająco brwi, ponownie upijając herbaty z kubka. — Jesteś jakaś nieswoja. I blada — zauważyła bystro kobieta.
— Jet lag — zbyła gładko zarzuty babci, uśmiechając się uspokajająco. — Zmiana stref czasowych jest... nieznośna, zwłaszcza w tę stronę... — brnęła dalej, nie chcąc dać nic po sobie poznać. Czujne, szare oczy starszej kobiety wpatrywały się w nią nieco oceniająco.
Wiedziała, że wygląda, jakby nie czuła się najlepiej. Bo nie czuła się najlepiej. Dzisiaj rano, po na wpół nieprzespanej nocy, wzięła szybką kąpiel i w okolicy szóstej rano podreptała do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. Jej zdziwienie było przeogromne, gdy zalała wrzątkiem kawę rozpuszczalną, powodując, że zbawienny aromat parzonej arabiki rozniósł się po pomieszczeniu, a ją w reakcji tak zemdliło, że myślała, że ktoś kopnął ją w żołądek.
Telefon na stoliku zawibrował raz jeszcze, dając sygnał aktywności z aplikacji Instagrama. Annie rzuciła okiem na wyświetlacz, jednak nie ruszyła się z miejsca. Nie wchodziła na żadne media społecznościowe, odkąd Harry trafił do kliniki przed przeszczepem. Odcięła się zupełnie.
— Co tam u Cypriana? — Zagaiła babcia nagle, sprawiając, że Annie uniosła jedną brew, słysząc jej ton.
— A co ma być? — zaśmiała się ciepło. — Nadal śpi z miśkiem, którego ucho zeżarł mój owczarek, jak byliśmy w podstawówce. A teraz uczy muzyki w szkole.
Babcia wpatrywała się w nią tym wszechwiedzącym wzrokiem, którego Annie nie mogła znieść, dlatego dodała jeszcze szybko:
— Nie, babciu, Bierzyński nie jest kandydatem na męża — wywróciła oczami, czując, że musi to uściślić głośno. — To przyjaciel. Bardzo dobry przyjaciel.
— Twoi rodzice też byli przyjaciółmi. — Kobieta zaśmiała się nieco prześmiewczo, spoglądając z troską i z czułością na wnuczkę. — A Cyprian to dobry chłopak...
— Babciu...
— I nie wydawał się patrzeć na ciebie jak na przyjaciółkę, gdy wpadliście tu nagle wczoraj — ciągnęła dalej.
— Wydaje ci się, nie widział mnie dwa lata, miał prawo być zaskoczony tym, że w ogóle mnie widzi...
— To, że nie widział cię dwa lata coś zmienia?
— To wszystko zmienia, babciu... — wymruczała cicho, mimowolnie myślami uciekając w stronę Harry'ego. Zamrugała szybko powiekami, chcąc odpędzić szklanki w oczach i uśmiechnęła się smutno pod nosem, gdy kocur na jej kolanach wyciągnął leniwie przed siebie jedną przednią łapkę. — Przez te dwa lata zmieniło się więcej, niż myślisz...
Starsza kobieta ledwo dostrzegalnie zmrużyła powieki.
— Anastazja, dziecko... spójrz na mnie — poleciła wnuczce miękko. Poczekała, aż Annie oderwie wzrok od kocura i spojrzy prosto w jej szare tęczówki. — Powiesz mi, dlaczego tak naprawdę tutaj jesteś?
Pytanie zawisło pomiędzy nimi, sprawiając, że rytm serca rudowłosej znacznie przyspieszył. Annie przełknęła głośno ślinę i uśmiechnęła się smutno.
— Zacząć wszystko od początku... — wyznała i zamrugała szybko, nie mogąc powstrzymać łez cisnących się do jej oczu. — Czas zacząć wszystko od początku, babciu...
Wzrok drugich szarych oczu wyraźnie złagodniał.
— Tylko jeszcze nie wiem jak mam to zrobić... To strasznie trudne... Nie wiem co mam robić — Annie zdobyła się na szczerość cichym głosem i pozwoliła sobie na uronienie łez, w czasie, w którym babcia podniosła się z ogrodowego fotela i usiadła obok niej na huśtawce, obejmując ją tak, żeby mogła się do niej przytulić. Ten gest sprawił, że rudowłosa rozkleiła się na dobre. — Zupełnie nie wiem, co mam robić, babciu...
Starsza kobieta głaskała ją czule po plecach, pozwalając jej płakać. Dopiero, gdy po dłuższej chwili płacz Annie przerodził się w żałosne podciąganie nosem, spytała głośno:
— Kto cię tak skrzywdził, dziecko...?
Ann zacisnęła wargi w wąską linię, wiedząc, że babcia widzi więcej, niż mówi na głos. Przez jej głowę przetoczyła się gorzka odpowiedź na pytanie.
Harry Styles, bożyszcze milionów, gwiazda rocka, który zrobił karierę w najsławniejszym boysbandzie naszych czasów, przystojny milioner, nieznośny, uparty, najbardziej uroczy człowiek na świecie, który dał mi miłość, szczęście i wszystko to, o czym marzyłam, a potem puścił się na tylnym siedzeniu swojego audi ze swoim ex mężem, babciu.
Nie wypowiedziała jej na głos.
— Opowiesz mi, jak już będziesz gotowa...? — spytała rudą, obejmując drobną dłoń wnuczki.
— Opowiem — wyszeptała cicho i ufnie Annie, zamykając oczy i starając się przestać myśleć o Harry'm, który nieznośnie zaprzątał jej myśli.
Mam od jakiegoś czasu życiowy armagedon. Podobno się już uspokaja, więc będę z Wami nieco częściej, niż ten raz/dwa razy w tygodniu. Znaczy się, taką mam nadzieję.
Od kolejnej części wkraczamy z dynamiczną akcją! Obiecuję: będzie dużo emocji!
Jak wyobrażacie sobie spotkanie Annie i Harry'ego po tym wszystkim?😎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top