01
Latanie nie było rzeczą, którą Annie uwielbiała. Tafla chmur zza okna była dla niej uspokajającym widokiem, jednak dawno już przestała dawać jej ekscytację, którą czuła za czasu swoich pierwszych lotów. Wnętrze drugiego, ekonomicznego standardu znacznie odbiegało komfortem od tego, które miała przyjemność dzielić z Harry'm w pierwszej klasie, zaledwie lekko ponad dwa tygodnie wcześniej. Rudowłosa poprawiła koka na swojej głowie i ciaśniej otuliła się swetrem, poprawiając słuchawki spoczywające w jej uszach. Obok niej chrapał potężnie gruby biznesman, który nie dawał jej zasnąć. Szóstą godzinę próbowała zmrużyć oczy chociaż na trochę, jednak bezskutecznie.
Nie wiedziała, dlaczego sobie to robi. Czuła, że po tym, jak Harry wszystko skomplikował, roztrzaskując jej serce na kawałeczki, powrót do Polski jest jej jedyną opcją. Mimo tego, że nadal nie czuła się na to tak do końca gotowa. Przyznała sama przed sobą, że na ten powrót chyba nie jest w stanie się przygotować. Dlatego teraz jednocześnie zadawała sobie po raz kolejny pytanie: „po co ci to, dziewczyno?". Odpowiadała sobie za razem, że to dom jest teraz jedynym miejscem, które może pomóc jej się poskładać w całość i, w którym może zacząć myśleć w jaki sposób ma ułożyć sobie - i nie tylko sobie - przyszłość.
Mimo tego, że doskonale wie, że przed tym, jak to nastąpi, rozpadnie się jeszcze kilka razy.
W Berlinie wylądowała bez opóźnień. W walizce, która ciążyła jej mimo solidnych kółek miała tonę rzeczy, które spakowała w chaosie wraz z Gemmą i z Sammy'm, nie wiedząc, kiedy dokładnie wróci z powrotem do Miami. Dodatkowo, na plecach dzierżyła swój futerał z gitarą akustyczną.
Samuel nie próbował jej zatrzymać. Wiedział, ile kosztowała ją ta decyzja. Widziała w jego oczach, że nadal miał nadzieję na to, że zdrada Harry'ego to zapewne jedno, wielkie nieporozumienie. Stawał po jej stronie, patrząc na nią z bólem, bo jednocześnie nie chciał wierzyć w to, że Styles całował swojego byłego męża, będąc z nią.
Telefon w jej kieszeni ponownie zaczął agresywnie wibrować, gdy wyłączyła tryb samolotowy.
Styles.
Dała Samuelowi i Gemmie znać, że wylądowała szczęśliwie, a potem skasowała trzydzieści cztery smsy od Harry'ego, które napisał jej przez ostatnie dwanaście godzin. Nie przeczytała ich. Wydzwaniał i wypisywał do niej, odkąd tylko wybiegła sprzed szklanej szyby cztery dni temu. Nie poddawał się i nie wydawało jej się, że tak łatwo odpuści jej brak kontaktu. Dlatego zostawiła jego siostrę w swoim mieszkaniu i zwiała do Europy, nie mówiąc Gemmie, gdzie dokładnie się wybiera. Adres jej domu rodzinnego znał tylko Samuel, któremu ufała bezgranicznie.
Nie chciała go widzieć, nie chciała go słuchać, nie chciała nawet myśleć o tym, że całował Tomlinsona, że oni razem, wtedy, w audi, że to się naprawdę wydarzyło, gdy ona jak idiotka czekała na niego w centrum...
A wszystko to, czego nie chciała, generalnie, komplikowało jej życie.
Bo, co by nie mówić, nadal był ojcem ich dziecka.
Jeśli, oczywiście, uda jej się donosić tę ciążę. Aktualnie, chyba tego bała się najbardziej - tego, że ją straci. Więc, jeśli ucieczka na drugi koniec świata miała być ceną, którą przyjdzie jej zapłacić za zdrowie i swoje, i tego dziecka: to niech tak będzie.
Wynajęła samochód na niemieckich blachach rejestracyjnych w wypożyczalni tuż obok lotniska. Przepłaciła za niego co najmniej dwie stówy liczone na tydzień, ale srała na to. Miała odłożoną sporą sumę na sytuacje takie, jak te. Mimo to z jękiem podpisywała umowę najmu długoterminowego, na której widniała zwalająca z nóg kwota w euro.
Wrzuciła futerał z gitarą na tylne siedzenie zgrabnej toyoty, a walizkę do bagażnika wepchnął jej młody pracownik wypożyczalni, którego poprosiła o pomoc. Jej feministyczny honor ucierpiał w tamtej chwili, jednak nie robiła tego z myślą o sobie, a o małej fasolce w swoim brzuchu. Miała kategoryczny zakaz dźwigania czegokolwiek. I, tym razem, jej buntownicza natura odsunęła się na bok, nie mając odwagi dawać o sobie znać.
Odpalała samochód z drżącym sercem. Czekała ją jazda autostradą, a ona nadal nie czuła się pewnie za kierownicą. Zwłaszcza, że gdy ostatni raz prowadziła samochód miała obok siebie Harry'ego, co zdecydowanie ułatwiało jej manewrowanie pojazdem.
Na myśl o zielonookim zaszkliły jej się oczy. Przetarła twarz dłońmi i zamrugała intensywnie, próbując odegnać łzy. Wsunęła na nos parę okularów przeciwsłonecznych, wiedząc, że mimo tego, że i ona, i Harry, i Gemma, i Anne, i każdy z chłopaków ograniczyli ostatnio udział w mediach społecznościowych, to i tak nie może czuć się całkowicie swobodnie w większych skupiskach ludzi. Nadal miała rude, kręcone kłaki do pasa. I, niestety, nadal czuła na sobie wzrok ludzi, którzy obracali się za nią, rozpoznając w niej dziewczynę samego Harry'ego Stylesa.
Włączyła radio na losowej, niemieckiej stacji i wsłuchiwała się przez moment w język, którego brzmienia nie słyszała już dawno. Zagryzła dolną wargę i wyjechała z parkingu, próbując zachować wewnętrzny spokój i nie dać ani emocjom, ani wspomnieniom kolejny raz sprowokować jej płaczu.
Za lekko ponad dwie godziny będzie w domu.
Prawdziwym domu.
Wtedy będzie mogła zacząć płakać z czystym sumieniem.
Harry Styles cisnął buntowniczo iphone'm w pościel, gdy Annie po raz kolejny nie odebrała od niego telefonu. Zaklął cicho, gdy szarpnął dren od kroplówki, który zaplątał się przy okazji gwałtownego ruchu wokół jego nadgarstka. Miał wrażenie, że zaraz dostanie tutaj na głowę.
Odchodził na tym pieprzonym, szpitalnym łóżku, od zmysłów.
Tu już nie chodzi o to, że ją zranił w tak chujowy sposób, którego nigdy sobie nie wybaczy. Tu nie chodzi o to, że Annie ma prawo go znienawidzić i nim gardzić - on sam czuł do siebie to samo. Ale, na litość, mogła chociaż dać znać, że wszystko z nią w porządku. Wariował ze zmartwienia, a miał wrażenie, że wydarzyło się coś, o czym nikt nie chciał mu powiedzieć.
Harry czuł się jak w jakimś marnym serialu kryminalnym. Tomlinson zniknął bez słowa. Wyszedł z jego sali, dostał wypis i od tamtej chwili go nie widział. Odpuścił i rozpłynął się w powietrzu. Gemma, gdy już wpadała w odwiedziny, to nie odzywała się do niego ani słowem - chyba, że zadał jej jakieś zamknięte pytanie niedotyczące Annie, na które mogła odpowiedzieć "tak" lub "nie" - trochę, jakby była na niego obrażona. Niall się do niego otwarcie nie odzywał, a Samuel ani do niego nie oddzwaniał, ani nie odpisywał na jego smsy. Mama trwała przy nim, dzielnie znosząc jego frustracje, jednak ona sama zwykła wpatrywać się w niego współczująco. Gdy już powiedział jej, co zrobił, to musiał przyznać, że dawno nie widział na twarzy Anne takiego zawodu i bólu. Od tamtej pory brunetka również była dziwnie małomówna, jakby złożyła w całość wszystkie elementy puzzli, o których istnieniu on sam nie wiedział.
Westchnął głośno z frustracji. Jutro miał stąd wyjść. Aktualnie doszedł już do siebie, czuł się całkiem dobrze, a nerka działała prawidłowo. Był już po korekcji przetoki na przedramieniu, po której zastała mu świeża rana pooperacyjna w kształcie nacięcia skalpelem i kilka szwów. Wyniki były w normie, nie kręciło mu się w głowie i zaczynał chodzić po ścianach, gdy leżał tutaj bezczynnie. Miał się oszczędzać, wprowadzać wysiłek fizyczny stopniowo i miał szlaban na alkohol jeszcze przez miesiąc.
Lekarz powiedział mu, że ma się oszczędzać i do czasu wypisu wstawać jak najmniej, ale nosiło go.
Jak ma ją odzyskać i o nią zawalczyć, skoro jest uziemiony w tej pieprzonej sali?
I gdyby nie to, że transplantolog zagroził mu, że go unieruchomi i pasami bezpieczeństwa przypnie go do łóżka (a Harry czuł, że tym razem nie był to żart bez pokrycia), jeśli będzie musiał, to Styles już dawno by się zbuntował i wypisał się na własne żądanie.
Ponownie sięgnął po swoją komórkę i już miał raz jeszcze wybierać numer rudowłosej na ekranie telefonu, jednak podniósł wzrok na osobę stojącą w progu jego sali, słysząc ciche pukanie w metalową framugę.
— Dylan? — spytał zdziwiony, widząc bladego, blondwłosego, wysokiego mężczyznę. McLee uśmiechnął się do niego na powitanie i wprosił się do sali, a potem zamknął za sobą drzwi.
— Cześć, Styles — przywitał się cicho, podchodząc do łóżka lokatego, który wpatrywał się w niego zdziwiony. Bez słowa przystawił sobie krzesło bliżej Harry'ego i usiadł na nim. — Jak się czujesz?
— Całkiem dobrze, dziękuję. — Styles zmarszczył brwi i już otwierał usta, żeby pytać o powód odwiedzin, jednak Dylan uświadomił go sam.
— Wiesz, Harry... Normalnie bym tu nie przyszedł — zaczął cicho, wwiercając się w bruneta czujnym wzrokiem. — Ale wczorajszego wieczora Samuel i ja mieliśmy alkoholową noc zwierzeń. Co oznacza, że Sam po czterech drinkach rozryczał się na moim łóżku, zwierzając mi się ze wszystkiego, co mu leży na sercu...
Styles rozchylił usta ze zdziwienia.
— Przekonaj mnie, żebym nie obił ci mordy po tym, co mi powiedział. Jeśli ci się uda, to powiem ci, dlaczego wszyscy wokół ciebie zachowują się zajebiście mocno dziwnie, Styles — Dylan oparł się plecami o oparcie krzesła, prostując się i czekał na ruch Harry'ego, któremu zaschło w gardle. — Masz jedną szansę. A gwarantuję ci, że to ja jestem twoją ostatnią nadzieją.
TĘSKNIŁAM, WIECIE? 💚💕
Gotowi na nową erę "Annie"?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top