Rozdział 2
*Bucky*
Otworzyłem oczy, ale szybko je zamknąłem gdyż białe, ostre światło oślepiło mnie. Po chwili jednak przyzwyczaiłem się do światła. Obudziłem się w białej, czystej sali, czyli w małym szpitalu który Stark postanowił urządzić w tym miejscu- tak na wszelki wypadek. Do pomieszczenia wszedł Steve, a ja usiadłem na skraju łóżka.
~Bucky, w końcu się obudziłeś! Nigdy więcej mi tego nie rób! Nie chce znowu cię szukać! Wiesz jak sie wystraszyłem, gdy zobaczyłem jak ten żołnierz wyrzuca się z odrzutowca! Cud że w ogóle w tym stanie doszedłeś pod wieżowiec...~
~Znaleźliście mnie w mieście?~ Nie przypominam sobie żebym tu szedł...
~No... tak..~ To niemożliwe żebym... chociaż chyba sobie przypominam.
~Nie przyszedłem tu sam~ Stwierdziłem zachrypniętym głosem.~Dziewczyna... w czarnych włosach wiozła mnie autem. Widziałem ja tylko przez chwilę, bo zaraz po tym chyba... zemdlałem.~
~Musiała cię tu zostawić... Pamietasz może jakieś jej znaki szczególne, wypadało by ją znaleźć, podziękować.~
~Skoro zostawiła mnie przed Avengers Tower to raczej nie szuka podziękowań, ale tak pamiętam pewną rzecz. Tylko.. nie jestem pewien czy to nie były zwidy.~
~No mów.~ Chwilę zastanawiałem się czy to co widziałem było prawdą, ale zaraz stwierdziłem, że jak by na to nie patrzeć to ja mam metalową rękę, ja mieszkam z jakimś bogiem i to ja z moim przyjacielem jesteśmy teoretycznie już dawno po 50.
~Ona miała ogon.~
~Jesteś pewny? T.A.R.C.Z.A pewnie wiedziałaby o kimś takim i starała by się ją zwerbować.~
~Pewności nie mam, widziałem ją tylko kilka sekund. Z resztą ona pewnie nie chce zwracać na siebie uwagi. Zostawmy tą sprawę.~
~Eh... Jak chcesz. Teraz idź się przebrać do swojego pokoju, a potem przyjdź do salonu. Pooglądamy z ekipą jakiś film~
~Nie mam ochoty...~ Odrzekłem zimno, nie chce z nimi siedzieć. Blaszak cały czas patrzy się na mnie z chęcią mordu. Szczerze się mu nie dziwię...
~Nie możesz całe życie uciekać, Bucky...~ Poklepał mnie po ramieniu i wyszedł, a ja zanim. Skręciłem w kierunku mojego pokoju, stwierdziłem że zanim się przebiorę, wezmę zimny prysznic. Wszedłem do łazienki i zdiołem brudne ciuchy, następnie prędko wszedłem pod strumień chłodnej wody by nie zwracać uwagi na moje ciało którego nienawidzę. Krew mnie zalewa gdy widzę moje ramię z czerwoną gwiazdą, gdy widzę te wszyskie blizny lub szfy robione w pośpiechu. To wszysko kojarzy mi się z HYDRĄ i Zimowym Żołnierzem, obu tych rzeczy nienawidzę. Gdy wyszedłem z pod prysznica, owinąłem sobie ręcznik wokół pasa i wkroczyłem do sypialni by się ubrać. Założyłem prosty biały podkoszulek i granatowe dresy. Teraz pozostała mi decyzja iść na film czy siedzieć w pokoju. Wybrałem jednak pierwszą opcję, gdyż nie chce by Steve się mną zamartwiał. Wyszedłem ze swojej strefy samotności i poszedłem do salonu. Gdy tylko przekroczyłem próg pokoju gościnnego, spotkałem się ze wzrokiem Tony'ego.
~Ooo... Pan marionetka zdecydował się wyjść z swojego pokoju. Co się stało? Śliwki się skończyły?~
~Tony skończ. Nie możesz choć raz być miły?~ Steve, jak zwykle stara się nas pogodzić.
~Cóż... pomyślmy...~ Stark przyjął myślicielską poze ~Nie?!~
~Zachowujesz się jak...~
~Steve, daj spokój. Przyzwyczaiłem się.~ Resztę wieczoru spędziłem oglądając pieprzonego ,,Króla lwa". Dlaczego? Bo Thor tak chciał.
Kolejny rozdział za nami, mam nadzieję że wam się spodobał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top