•๑~ 1 ~๑•
Pov. Niemcy
Wrzuciłem ostatnie moje szpargały do plecaka. Nie planowałem długo tam przesiadywać, bo chciałem przynajmniej zobaczyć się z bratem. Taki jednak mini zapas wszystkiego, co najważniejsze przydałby się każdemu. Nie ominąłem też tych o wiele mniej ważnych rzeczy, które i tak wrzuciłem do plecaka. Nie wiem czego się spodziewać po drugiej stronie. Moje ciało samo jest uzbrojone w jad i sztuczki do zmylenia przeciwnika, ale nie potrafię zaufać sam sobie. Zabrałem szybko z jednej z szuflad mój scyzoryk i wpakowałem go do kieszeni. Tak będzie o wiele bezpieczniej. Sięgnąłem już całkowicie po cały pakunek i powiesiłem na swoich plecach. Przejrzałem się ostatni raz w lustrze, uśmiechając się sam do siebie. Nie potrafię określić, jak bardzo szczęśliwy byłem. Czułem już od kilku nocy, że to jest ten dzień.. Ten idealny... Który w końcu coś zmieni.. Wzruszenie opanowało mnie całkowicie, a w oczach pojawiały się pojedyncze łzy.
Przy lustrze, w którym oglądałem się zawieszone było zdjęcie mojego brata, a także jeden rysunek z nim. Od dawna rozpracowywałem, jak może teraz wyglądać.. Jest już prawie nastolatkiem. Zabrałem też i to zdjęcie, chowając je do kieszeni kurtki. To niebezpieczne zadawać się z tymi ludźmi za muru, ale jak inaczej mam go szukać? Jest jak igła w stogu siana.. Może być wszędzie.. Jednocześnie też Anglia, Ameryka, Francja mogą mnie oszukiwać, a NRD tak naprawdę nigdy nie przekroczył granicy.. Gdy go zabrali muru nie było. Tak samo, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Czy moja dorosłość aż tak zwiększyła niebezpieczeństwo dla nich i postanowili postawić mur, aby odgrodzić mnie jak zwierzę w zoo od innych.. Bez sensu jest tak wizja, bo wtedy nie zostaliby po tej stronie..
Wyszedłem z domu prawie równo o ósmej rano. Zamknąłem wszystkie okna szczelnie tak samo, jak drzwi. W razie niespodziewanego zjawienia się nieproszonych gości mam małą wymówkę w postaci wyjścia na spacer po lesie. Wzbudzi to podejrzenia tym bardziej po tamtym dniu przy murze z Anglią.. Widzę, że ostatnio zwiększyli swoją opiekę nade mną i kontrolują znacznie bardziej moje życie o każdej godzinie. Teraz może, w końcu się uwolnię.. Może za murami czeka mnie wolność.. Kto wie, czy tam nie pozostanę, gdy odnajdę brata i razem odejdziemy..
Biegłem praktycznie całą drogę. Dotarłem do kompletnie oddalonego miejsca od miasta. Nawet w takim miejscu znajdował się mur. Zastanawiam się często jak długi i wielki musi on być..
- Okej, okej..- Cicho powtarzałem do siebie, wpatrując się w ogromne cegły.- Już to robiłeś, więc poradzisz sobie..
Nabrałem mnóstwo powietrza, które szybko dotarło do moich płuc. Zrobiłem dość spory rozbieg i zacząłem biec prosto na mur. Gdzieś w pobliżu wybiłem się z ziemii i chwyciłem się cegieł w wysokiej części. Gdy moje nogi i ręce były ułożone w odpowiednim stopniu, abym nie spadł zacząłem powoli się wspinać do góry, przekładając palce i stopy po kolei. Po dobrych kilku sekundach znalazłem się na samym szczycie. Za murem tym razem nie spotkałem pustki jak za pierwszym razem. Był tam natomiast las. Taki sam jak po mojej stronie. Usiadłem na krawędzi muru i powoli zacząłem się zsuwać w dół. W taki sposób przedostałem się na drugą stronę.
- Sądziłem, że będzie to jakoś bardziej spektakularne.. hm..- Mruknąłem sam do siebie, wycierając ręce o spodnie, gdyż były całe w piachu i sypiącej się kredy z muru.
Czystą dłonią wyjąłem z ręki kompas. Obróciłem się z przodem do muru, patrząc na kierunek strzałki. Muszę iść tylko w jedną stronę, czyli ciągle prosto, aby potem dostać się do muru z powrotem.. Miejmy nadzieję, że w ogóle wrócę.
Schowałem przedmiot z powrotem do kieszeni i tak jak zaplanowałem, tak ruszyłem z miejsca. Szedłem szybkim marszem, rozglądając się dookoła. Wciąż jednak widziałem drzewa. Był to melancholijny widok, widząc ciągle takie same widoki. Droga była nudna, a czasami jedynie trochę się stresowałem, że mogę kręcić się w kółko, widząc ciągle te same drzewa.. Tak jakbym utknął w jakiejś symulacji.. Nie mam pojęcia ile czasu zmarnowałem na tym lesie.
Gdy traciłem już wszelkie nadzieje niespodziewanie dostrzegłem jakiś przesmyk dźwięku dochodzącego z nad przeciwka. Przez mały otwór leśny dostrzegałem też jakiś inny widok niż tylko drzewa, krzewy lub inne zielone twory. Była to zabudowa.. Tutaj musieli być mieszkańcy.. Opanował mnie zachwyt, który przeniósł się natychmiast na moje nogi. Zacząłem biec wprost ku znajdującemu się miastu za drzewami. Szybko dobiegłem, a gdy tylko odchyliłem gałąź ujrzałem piękne miasteczko.. Były tam inne stworzenia.. Po drodze poruszamy się samochody, a na chodnikach spacerowały demony.. Moje serce przyśpieszyło.. Tutaj na pewno musi być mój brat czuje to..! To miejsce wcale nie jest pustym polem bez niczego.. Są tu demony, stworzenia takie jak po mojej stronie..! Wiedziałem od początku..
Zbiegłem z górki, na której znajdował się las. Na wejściu do miasta witała mnie ogromna brama zbudowana z jakiegoś ciężkiego materiału. Na samym szczycie znajdował się jedynie napis w jakimś całkowicie innym języku. Nie był to mój ojczysty, czy też inny, na przykład taki, który uczyłem się u boku Anglii. Niezhniecięciło mnie to i tak. Na pewno będzie tutaj choć jedna osoba, z którą będę mógł się dogadać.
Zacząłem przechadzać się wzdłuż ulic. Drogi i chodniki były pełne ludzi. Budynki pięknie otaczały wszystko dookoła a witryny sklepów ozdabiały i dodawały pięknego charakteru.. W niektórych sklepach dostrzegłem ogromne tłumy ludzie, które rozciągały się nawet na zewnątrz. Ciekawszy widokiem dla mnie były stroje mieszkańców. Wyglądały dość surowo. Przejawiały się tu ciemne kolory lub wyblakłe. Ubrania wyglądały na stare lub znoszone. Gdzieniegdzie dostrzegłam elegancko ubrane kobiety, czy też mężczyzn. Były jednak takie.. Bez charakteru i z jakąś cechą odróżniającą od innych. Po drugiej stronie muru każdy wyglądał inaczej.. Kompletnie ubrania były inne.. Cóż dla samych tutejszych mój stój nie wydawał się zbytnio odpowiedni. Tak jak ja obserwowałem i gapiłem się na ich ciuchy, tak oni przyglądali się mi. Rozglądałem się, widząc coraz więcej ludzi zaciekawionych moim wyglądem. Już nie wiedzieli, czy wynika to z mojego stroju, czy ciała.. Moje oczy nie zawsze wyglądają przyjaźnie tak samo, jak długi ogon jaszczurki.. Przecież to normalne.. Każdy jest tu demonem..
Złapałem mocno za swoje szelki od plecaka i przyśpieszyłem kroku, aby uniknąć stresującej sytuacji i wzroku oceniających mnie ludzi. Po której chwili znalazłem także pretekst do biegania:
- Hej! Z tego, co widzę i kojarzę nie jesteś tutejszy, wręcz bije od ciebie ta zachodnia mentalność!- W tłumie znalazł się wysoki facet ubrany w długi i ciężki, puchaty płaszcz. W ręku miał jakąś broń. Była długa i przypomina swoim wyglądem kij.
Zmieszany wpatrywałem się w niego nie do końca, zdając sobie sprawę, czy mówi na pewno do mnie.. Nasz skrzyżowany wzrok, a także jego kierunek chodu w mili sekundach dał mi do myślenia, że to ja jestem punktem zaczepki. Sytuacja zrobiła się groźniejsza i stresująca niż wzrok mieszkańców.. Teraz musiałem naprawdę uciekać.
Zacząłem biec czym prędzej przed siebie. Nie znałem miejsce. Nic tutaj nie znałem. Prędzej czy później i tak bym się zgubił. Teraz liczyło się jednak moje życie, o które walczyłem z naprawdę świetnie wysportowanym mężczyzną.. Czułem, że biegnie za mną krok w krok. Jego ciężkie buty uderzały o kamienną drogę, a pałka uderzała o przeszkody przy czym wydostawała głośne dźwięki, które miały zwiastować niebezpieczeństwo dla mnie. Ciągle biegłem, a przy każdym uderzeniu próbowałem przyspieszyć. Jednak jakkolwiek byłbym przygotowany do ucieczki to i tak nie ucieknę od zmęczenia fizyczne, jak każde stworzenie.. Moje nogi uginały się pode mną, a serce prosiło o postój. Starałem się ciągle biec łapczywie, pobierając powietrze. Kompletnie zapomniałem o przestrzeni dookoła mnie, co doprowadziło do małego wypadku. Potknąłem się o wystający z ulicy kamień i upadłem na drogę. Słyszałem za sobą dźwięk potężnych butów, które zatrzymują się centralnie za mną. Odwróciłem się na plecy, patrząc przerażony na mężczyznę.
- Takich jak ty załatwia się w sekundy. Są naprawdę idiotami, aby wysłać tak przebranych szpiegów tutaj- Zaśmiał się głośno i wymachiwał przede mną pałką, uderzając nią o swoją drugą rękę.
- Ja.. Nie jestem żadnym szpiegiem.. Szukam tylko brata..!- Krzyknąłem ledwo, odsuwając się cały czas na łokciach do tyłu. On jak magnes przybliżał się do mnie.
Gdy tylko mężczyzna wziął zamach i zamierzał przyłożyć mi z broni coś niespodziewanego się stało. Zamknąłem oczy przestraszony jego atakiem jednak nie, czując bólu otworzyłem je, aby sprawdzić, co się stało. Wysoki i ogromny facet zniknął i znalazł się na drodze, leżąc jak ofiarą pobita przeze mnie.. W zasadzie to nie przeze mnie. Nad nami dwoma stał inny mężczyzna. Przejechałem go wzrokiem najpierw od eleganckich, brązowych i lekkich męskich butów, aż do włosów pokrytych śnieżnym blondem, które były tak jasne i puszyste, że wydawały się jakby świeciły blaskiem, jak słońce.. Był niski oraz chudy.. Spod jego koszuli oraz swetra było jednak widać, że ćwiczy regularnie.. W końcu miał siłę na powalenie takiego olbrzyma.. Jego dłoń była cała czerwona zapewne przez uderzenie. Przyglądał się teraz jej z uwagą i delikatnie masował bolące miejsca. Był przy tym naprawdę skupiony.. Wyglądał tak ślicznie i pięknie.. Tak jakbym przede mną stał anioł, który specjalnie zszedł z nieba, aby mnie uratować.. Mój własny anioł stróż.
- Wstawaj mały- Rzekł, wyrywając mnie z mojego pięknego transu i snu o nim samym..- Nie jest bezpiecznie, przechadzając się w biały dzień w takim stroju lub w ogóle przechadzać się po mieście pełnym milicji..- Wystawił przede mną swoją obolałą dłoń po uderzeniu. Teraz dopiero zwróciłem uwagę jak jasna była jego skóra.. W zasadzie jego ramiona oraz częściowo twarz były pokryte piórami o białym zabarwieniu.
- Ja.. j-ja tak.. Masz rację..- Wyszeptałem bardziej do siebie nie mogąc zdjąć z niego wzroku. To najpiękniejsza istota jaką, kiedykolwiek widziałem. Wybawił mnie i teraz mogłem dotykać jego dłoni.. Uczyniłem to od razu, łapiąc ją i podnoszą się do góry dzięki jego pomocy. Dotknięcie go było jak spotkanie się z puchem lub miękkim futrem.. Był taki gładki i przyjemny w dotyku jak kotek, a nie dziki zwierz.
Nie puszczałem jego dłoni. Nie chciałem go nagle puszczać, gdy miałem okazję go dotknąć.. Poczuć jego dotyk.. Zapach.. Oboje spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Oboje zaciekawieni swoimi osobami. Zapewne pierwszy raz widział oczy, które posiadłem, przesiąknięte żółcią. On miał.. Piękne, niebieskie rozpływające się jak morze po całym horyzoncie. Teraz dopiero też mogłem dostrzec jego całą twarz. Był jak porcelanowa laleczka. Usta różane lekko rozchylone błagały swoim wyglądem o pieszczenie ich aż do krwi.. Policzki blade, ale oblane rumieńcem ukrywały niewinność i czystość..
- Dziękuję.. To.. Jesteś..- Zacząłem, plącząc się od razu w słowach.- Jesteś odważny i taki...piękny..
- Wolę, aby mówić do mnie po imieniu- Rzekł, a całe ćwierkające ptaszki zniknęły tak samo, jak piękna chwila. Zabrał swoją dłoń, a ja wróciłem do rzeczywistości.- Jestem Polska- Posłał do mnie krótki uśmiech i odwrócił się tyłem.
- Jestem Niemcy.. Ekhem en.. Potrzebuje pomocy- Od razu zbliżyłem się do niego z chęcią pozostania przy jego pięknym i cudownie pachnącym ciele.- Czy mogę się zwracać do ciebie na pan..? W sensie jesteś taki, męski i seksowny.. Znaczy.. Jeśli wolisz swoje imię bez niczego nie ma sprawy.. hehe..- Co ja gadam..
- Jestem Polska- Odparł, a jego rękę wylądowała na moim ramieniu.- Znam cię nie potrzebuje takiego przedstawienia się, a teraz ty nie potrzebujesz przesiadywania tutaj.
Tak jak szybko jego rękę znalazła się na moim ramieniu tak szybko zniknęła też. Nowo poznany Polska przestał się uśmiechać, a jego twarz zrobiła się poważna. Odwrócił się ode mnie całkowicie tyłem i szybkim krokiem zaczął się kierować w stronę wyjścia z miasta.
- Zaraz...! Nie możesz mnie tutaj tak przecież zostawić. Oni wszyscy dziwnie na mnie patrzą i chcą mnie zabić- Krzyknąłem i dobiegłem do mniejszego chłopaka.
- Skąd ta pewność, że ja też tego nie chce zrobić? Ufasz osobie, której nie znasz- Wysyczał przez zęby, przejeżdżając mnie wzrokiem.
- Ale ty znasz mnie.. Nie wiem skąd jednak myślę- Zacząłem, zatrzymując się na chwilę.- Że to jakieś przeznaczenie, że ty mnie znasz, a ja.. Poszukuję kogoś.. Kogoś takiego właśnie jak ty.
- Mały, nie mam czasu na twoje zachodnie humorki, mam własny burdel na głowie, a także zdobycie jedzenia i nie zostanie wymordowanym.
- Ale ja sobie sam nie poradzę tutaj..!- Złapałem go za rękę, chcąc na chwilę go zatrzymać. Uratował mnie.. po co niby skoro teraz nagle ucieka ode mnie?
Mężczyzna zatrzymał się. Mój silny uścisk trzymał jego rękę ciągle mocno, nie chcąc puścić. Znowu mogłem poczuć.. Jego delikatność.. Wydawał się niewinny, ale pod tą skórą był kimś niebezpiecznym i niemiłym.. Tak piękne stworzenie, a takie bez uczuć i okrutne..
Patrzyłem na niego błagalnie. Prosiłem go w oczach, aby zgodził się, aby mi pomóc. Nie chciał tego zrobić.. Taka odpowiedź brzmiała w jego oczach.
~~~~~~~~~~~
No to też proś ładnie Polaczka Niemcy, bo on nie jest taki łatwy🙄😉😒☺️.
Kremelka~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top