III
Kurcze, jak zwykle zaspałam i jak ja się teraz wyrobie. - burknęłam sama do siebie.
Szybko przebrałam się w przygotowany strój i zrobiłam makijaż, który składał się z podkładu, rzęs, brwi i lekkiego błyszczyka. Nie jestem plastikiem, ale lubię podkreślać swoją urodę, której mi nie brakuje. Już miałam pakować plecak, gdy zauważyłam, że na głowie mam istną szopę. Szybko wyjęłam prostownice. Zostało mi piętnaście minut. Pośpiesznie ubrałam buty, kurtkę i zaczęłam prostować i czesać włosy. Po skończeniu stwierdziłam, że wyglądam w miarę okej.
Spojrzałam na zegarek ósmą pięćdziesiąt osiem, cholera. Szybko wyszłam z domu, biorąc przy okazji klucze, aby zamknąć drzwi. Włożyłam je do plecaka i pośpiesznie przeskoczyłam furtkę. Poprawiłam swoje włosy i pobiegłam na przystanek.
Po dziesięciu minutach czekania stwierdziłam, że to bez sensu i zaczęłam iść w stronę szkoły pieszo. Jak raz się spóźnię to nic się nie stanie. Nagle usłyszałam, głodny pisk opon i odrazu pomyślałam, że autobus jednak nie odjechał, ucieszona weszłam do autobusu, witając się z kierowcą krótkim "dzień dobry". Zajęłam miejsce obok Klaudii i cmoknęłam ją na powitanie w policzek.
-Oo jesteś, hejo. - odpowiada z wesołą miną.
-A ty coś się tak zamyśliła hmm? - zapytałam ciekawa.
-A tak, obserwowałam ptaki. - zmyśliła na szybko.
-Mhmm ty i chmury, coś kręcisz. - powiedziałam podirytowana. - Weź ty się tu puknij. - pokazałam jej czoło.
-Ojj, nie gniewaj się, kiedyś Ci powiem
- powiedziała. - No, okej niech ci będzie. - odpowiedziałam.
Dojechaliśmy na miejsce i pierwsze co ujrzeliśmy to Oliviera.
-Ej, spójrz! Wy się zmówiliście czy jak? zwyglądacie prawie identycznie.
-No coś ty, ja i on? - zaśmiałam się. - W życiu. Wczoraj odmówiłam mu korepetycji
- Dobrze zrobiłaś! Moja krew. - zachichotała.
Zaczęłyśmy kierować się w stronę szkoły i wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że oczywiście nasz kochany Olivierek zaczepił mnie i powiedział, że mamy do pogadania, a ja najzwyczajniej w świecie go ominełam i poszłam dalej.
***
Zaczęła się lekcja chemii. Boże ta baba jak zwykle coś wymyśli, żebyśmy tylko nie zdali, pomyślałam i no proszę, nie mówiłam. Donośnym głosem spojrzała na klasę i powiedziała. - Dzień dobry! Wyciągamy karteczki, czyli kartkóweczka, to co lubicie najbardziej.
-No to już po mnie. - mówię. - Ejj psst, umiesz coś? - pytam dziewczyny obok.
-No umiem, a co?
-Pomożesz mi? Proszę.
-Oh, no dobra. - odpowiada, a ja tańczę w myślach taniec szczęścia. - Ale na następną lekcję masz się nauczyć!
-Dzięki! - uff jestem uratowana.
Tak jak wcześniej wspominałam nie mam kłopotów z nauką jeśli wezmę książkę i coś przeczytam, ale jestem bardzo leniwa. Niektóre przedmioty wchodzą mi szybko, a z innymi muszę się troszkę pomęczyć.
Po zakończonej lekcji i kartkówce, na którą nic nie umiałam, zadzwonił dzwonek, więc ruszyłam w kierunku sklepiku szkolnego.
-No hej mała! - krzyknął ktoś za moimi plecami.
-H-hej?
-To ja Olivier, już o mnie zapomniałaś ?
-Nie? Ale nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. - powiedziałam zirytowana.
-No chyba jednak masz! Już zapomniałaś o naszych korepetycjach? - powiedział twardym głosem.
- Nie, nie pamiętam. - powiedziałam.
-Ojj nie mała to nie koniec naszej rozmowy. - chwycił mnie za ramię.
-Cóż, a mi się jednak wydaje, że koniec. - wysunęłam się spod jego ręki i odeszłam od sklepiku.
Zabawny jest. Myśli, że jest groźny czy jak? Bo mnie szczerze powiedziawszy bawi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top