Rozdział #10
Minęły dwa tygodnie. Od tamtej pory ani razu z nim się nie spotkałam. Nie pisał, nie dzwonił i nie przychodził. Dziś popołudniu dostałam sms-a. Zerwałam się szybko do telefonu. To wiadomość od Maksa.
-Hej chciałbym Ci coś powiedzieć.
Nie wiesz wszystkiego.
-Co się stało?
-Jestem chory.
Umieram.
-Od kiedy o tym wiesz?
-Czy to ma znaczenie? Nie możemy być razem, zasługujesz na chłopaka, który spędzi z Tobą długie lata, będziecie razem patrzeć na swoje wnuki, ale pamiętaj, że ja nigdy Cię nie opuszczę. Nawet jeśli nie będzie mnie już tutaj, to będę Cię pilnować z góry, będę Twoim aniołem stróżem.
-Nie mów tak, przecież ja Cię kocham.
-Wiem, ale pokochasz innego.
Jestem w szpitalu.
-Od kiedy?
-To teraz nie jest ważne.
-Jest. Ty jesteś dla mnie najważniejszy. Na co jesteś chory?
-Mam raka. Lekarze dają mi najwyżej miesiąc życia. W tym czasie ciągle będę leżał w szpitalu. Kocham Cię najmocniej jak potrafię. Lecz choroba nie pozwala nam być razem.
-Też Cię kocham.
-odpowiedziałam-
Potem chłopak już nic nie odpisywał. Stwierdziłam,że pójdę do jego mamy i dowiem się więcej. Powiedziała mi w jakim szpitalu leży jej syn. Od razu tam poszłam. Trochę mi to zajeło, ponieważ nie wiedziałam jaka jest jego sala. Po jakiś piętnastu minutach znalazłam pokój. Weszłam tam. Zobaczyłam śpiącego chłopaka. Wyglądał strasznie słabo. Był cały blady. Usiadłam koło jego łóżka i czekałam aż się obudzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top