Żartowałem | Kagehina

Biel. Tylko biel. Ból pulsował mi w głowie. To chyba dlatego że dostałem w nią tłuczkiem przez pałkarza Gryfonów. Ciekawe jaki był wynik. Z trudem rozejrzałem się na boki. Po mojej prawej stronie siedział jeden ze ścigających Gryfonów. Hinata Shoyo. Był skuteczny bo był szybki, zwinny i mały. Jak dla mnie lepiej sprawdziłby się w roli szukającego, ale to tylko moje zdanie. Chłopak miał dwie nogi w gipsie i rękę na temblaku. Jadł jakąś zupę postawioną na szpitalnym stoliku przed nim. Po lewej stronie stolika miał otwartego proroka codziennego i raz po raz na niego zerkał. Z jękiem podniosłem się do wygodniejszej pozycji. Rudy spojrzał na mnie i posłał mi lekki uśmiech.

– Wygraliśmy jakby co – powiedział i wrócił do jedzenia. Kurde, znowu. Gotowało się we mnie – Żartowałem – dodał po chwili. Mimowolnie się uśmiechnąłem.

– Już się obudziłeś, kochanieńki? – pani Pomfrey podeszła do mnie z jakąś butelką w ręce. Nalała trochę płynu na łyżeczkę i wepchnęła mi do ust. Lekarstwo było ohydne, ale ból głowy momentalnie ustąpił – Będziesz mógł wyjść za jakieś 2 dni, mocno oberwałeś – powiedziała i odeszła bez słowa.

Przekręciłem się na bok twarzą w stronę ścigajacego. Hinata już skończył zupę i siedział czytając gazetę. Rzucił nią po chwili z całej siły i z obrażoną miną położył się na łóżku. Nie powiem, ciekawiło mnie czemu to zrobił. Szczególnie dlatego, że trafił nią we mnie.

– Kultura wymaga przeproszenia – rzekłem, zdejmując gazetę z moich nóg.

– A, no tak. Wybacz.

– Co ta gazeta ci zrobiła, że rzuciłeś ją we mnie? – zapytałem, ale rudowłosy tylko spuścił wzrok, a minę miał jakby smutną.

Spojrzałem na proroka i mój wzrok powędrował na jeden z nagłówków.

,,Urzędnik departamentu magicznych gier i sportów z wyrokiem za nieumyślną śmierć córki"

–Merlinie przenajświętszy 

Dziwne mi się wydało że zawsze szczęśliwy i kolorowy Hinata chodzi teraz cały na czarno i ledwie umie się skupić na lekcjach.

Nie żebym mu się przyglądał czy coś. 

  – Dzięki. Jakbyś się zastanawiał, to to nie tak. To ja jej nie dopilnowałem. To moja wina – łzy pociekły po jego policzkach. Chciałem go przytulić czy pocieszyć, ale nie wiedziałem jak.  Nie wyobrażałem sobie co on teraz musiał przeżywać. To musiało być straszne. 

  – Co chcesz z tym zrobić? –  wiedziałem że nie będzie siedział bezczynnie.

–  Może uda się go wześniej wyciągnąć. Nie wiem, jakiś wniosek do sądy albo kaucja. Nie mam pojęcia. Nie znam się na tym.Chce go po prostu z powrotem. 

Słuchałem tego w milczeniu.

– Może się uda go uniewinnić. –  Znałem cały przebieg sprawy. Dziewczynka została potrącona na oczach rodziny przezz samochód. Ludzie domagali się winnego, a kierwca nie mógł byc postawiony przed sądem. Jakby dało się udowodnić że to wszystko wina kierowcy... – Pomogę ci 


*** 

Minęło lilka tygodni odkąd uniewinnili tatę Hinaty. Rudzielec jakos się trzyma. Częściej się uśmiecha i nie miał już tak dużych problemów z koncentracją. Mi też wyszło to na dobre. Częściej gadamy i tworzymy chyba najdziwniejszy duet w całej szkole. Chyba ze względu na to że jesteśmy swoimi przeciwieństwami. Ale podobno przeciwieństwa się przyciągają. 

Kiedy w końcu wyznałem że czuje do niego coś więcej był piątek, a my staliśmy na peronie na którym czekalismy na naszych rodziców. Było okropnie niezręcznie. 

  –  Hinata, ja chciałem ci coś powiedzieć ja... cię lubie, ale tak... lubie lubie  

Rudzielec stał jak wryty z szeroko otwartymi oczami. Chciałem stamtąd uciec, ale stałem przed nim pocierając ze stresu kark. 

– Przepraszam Kageyama, ale ja nie lubie cię w taki sposóób – Moje sere stanęło na moment. Chciało mi się płakać. – Żartowałem  – powiedział i mocno złaał mnie za twarz i pociągnął lekko do dołu, a sam stanął na palcach i pocałował mnie na oczach wszystkich stojących na peronie. Nasi rodzice musieli przyjść akurat w takim momencie. Ale dla mnie w tamtym momencie nic się nie liczyło poza tym małym, niezdarnym gestem. Póścił mnie po chwili i uśmiechnął się.

  – Do zobaczenia –  odszedł machając mi swoją małą ręką, uśmiechnięty i zarumieniony. To był najlepszy moment tamtego roku. A Shoyo do końca życia zawsze ze mnie żartował w taki sam  wkurzająco realistyczny sposób, a ja do końca życia się nabierałem.




Jest 700 słów a ja jestem urobiona po uszy, mimo to wstawiłam dzisiaj 2 shoty. Mam nadzieje że się spodobało i do następnego (spodziewajcie się w ,,białych one sotach" Deku i spółki z UA)

 Tak, to miłych wakacji życzę wam dzieciaczki. Dużo anime, fajnych wyjazdów i Barcelony (bo to magiczne miasto i musicie je zobaczyć) fajnej muzyki, konwentów i wszystkiego co tylko chcecie. Jeżeli ktoś jedzie w sierpniu na obóz fotograficzny do Czaplinka to może się spotkamy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top