[TodoDeku] Rozdzielenie - plan pierwszy: urojenia

Cześć wszystkim!

Wreszcie wykorzystałam czas wolny i dokończyłam tego shota. Mam nadzieję, że nie będzie żadnych rażących błędów w tekście. Starałam się je wyeliminować, ale zawsze mogło mi coś umknąć. Jeśli je znajdziecie to napiszcie mi o tym ;) 

Od razu ostrzegam, że różni się on od moich poprzednich. To nie jest fluff, ale też nic takiego mocnego. Ten shot będzie miał swoją kontynuację, ale nie mam pojęcia kiedy ją napiszę. 

I mam jeszcze drobną prośbę ^^ Jeśli macie pomysł na postać i chcecie abym ją wykorzystała w jakimś shocie, to bardzo chętnie przyjmę. Zostawiam Wam dowolność w wyglądzie i mocy, bo w końcu w świecie BNHA każdy posiada inną Indywidualność. Do krótkiego opisu charakteru dodajcie, czy wolicie, aby to był bohater czy raczej przestępca. 

To chyba wszystko. 

Miłego czytania! 

PS. Jaka była pierwsza myśl, kiedy przeczytaliście tytuł i zobaczyliście obrazek? 



Otworzyłem swoją szafkę i wyciągnąłem strój, aby się przebrać. Właśnie zapinałem kamizelkę wokół ramion, kiedy do pomieszczenia wszedł Midoriya.
– Jesteś już gotowy, kochanie? - Zapytał, a ja skinąłem. Mieliśmy iść na patrol po mieście na naszym obszarze. Już od kilku lat mieliśmy własne biuro. Pod naszymi skrzydłami znajdował się również rejon, który kiedyś należał do mojego starego. Muszę przyznać, że szybko go przerosła rola bohatera numer jeden. Kiedy tylko ukończyliśmy szkołę, Izuku szybko zajął jego miejsce, a ja znajdowałem się tuż za nim. Odpowiadało mi to bardzo. Dzięki temu mogłem wspierać swojego partnera, który został nowym Symbolem Pokoju. Zasłużył na takie miano, jest wspaniałym człowiekiem, podobnie jak All Might. Szkoda tylko, że nie może zobaczyć jak jego ulubieniec wspaniałe sobie radzi. 

– Tak, jasne. Chodźmy – oznajmiłem, poprawiając kołnierz, gdyż trochę mi się skręcił.

– Wyglądasz świetnie, nie musisz tak poprawiać – zaśmiał się Midoriya i wyszedł z pomieszczenia. Ja tylko pokręciłem głową, idąc za nim. Po drodze minąłem naszą pomocniczkę Ayę Shioyę, za którą ciągnęły się delikatne, mgliste skrzydła, mieniące się różnymi odcieniami lazurowego, białego i szarego. Uśmiechnęła się i skinęła do mnie głową. Może nie wygląda, ale jest naprawdę uzdolniona.

– Powodzenia – powiedziała, a ja podziękowałem i opuściłem biuro. Chciałem jak najszybciej zrobić obchód i zakończyć dzień pracy. Miałem wielki problem z zaśnięciem w nocy, ale nie ważyłem się obudzić Deku. Po prostu patrzyłem, jak śpi. Ma wtedy takie delikatne rysy i wreszcie się rozluźnia. Wygląda jak za dawnych lat, kiedy byliśmy licealistami. Teraz na jego twarzy widać zmęczenie, do którego za nic nie chce się przyznać nawet przed samym sobą. Już od jakiegoś czasu mówię mu, że jak zrobi sobie dwa dni przerwy, to świat się nie zawali, ale uparł się, że nie potrzebuje wolnego.

Westchnąłem i pokręciłem głową. Zastanawiałem się co robić. Zmusić go przecież nie mogę. Zaproponowałem, że sam się wszystkim zajmę, ale oczywiście odmówił.

– ... co myślisz? – zapytał Midoriya, a ja drgnąłem i popatrzyłem na niego zmieszany – Nie słuchałeś? Co się dzieje, Todoroki? Ostatnio jesteś jakiś zamyślony – stanął w drzwiach i popatrzył na mnie z troską. Miałem ochotę wygarnąć mu, że to przez niego, gdyż mnie kompletnie nie słucha, ale uznałem, że to bez sensu.

– Po prostu nie wysypiam się dobrze – skwitowałem i wyszedłem. Nie chciałem ciągnąć tematu w tym momencie. W sumie to nie skłamałem, bo ostatnie noce dały mi w kość. Dobrze, że jeszcze nie mam zbyt widocznych worków pod oczami.

– Ale... – zaczął Izuku, po czym wyprzedził mnie i zatrzymał się tuż przede mną, nie pozwalając mi przejść – Todoroki, martwię się. Ostatnio jesteś jakiś nieswój i wyglądasz na bardzo zmęczonego. – Ja zmęczony? O mało nie prychnąłem. Kiedy ostatnio spojrzałeś w lustro? Zresztą to twoje przemęczenie wpływa na mnie. Wiem, że udajesz pełnego energii, ale tak naprawdę nie masz tyle sił, ile usilnie próbujesz mi pokazać. Oboje potrzebujemy przerwy i zastanawiam się, czy ty również o tym wiesz.

– Może jestem trochę zmęczony, ale jak zacznę normalnie spać, to wróci wszystko do normy – zapewniłem i minąłem kochanego, aby wyjść z budynku. Otwarłem drzwi, a on ruszył za mną. Kiedy tylko przekroczyłem próg, Midoriya pociągnął moje ramie, obracając w swoją stronę. Stanął na palcach, aby miał wzrok na równi ze mną i patrzył intensywnie swoimi skupionymi zielonymi oczami.

– Ale musi być jakiś powód! – mimowolnie zacisnął trochę mocniej palce na moim ramieniu – Nie mogę patrzyć, jak się męczysz...

– Midoriya... – westchnąłem, kręcąc głową. To ja nie mogę patrzyć, jak się maltretujesz. Masz cienie pod oczami, schudłeś znacznie, a martwisz się o mnie... Cały ty. Miałem ochotę zaśmiać się z bezsilności – Nie teraz. Jak wrócimy do domu, to porozmawiamy, zgoda? – zaproponowałem. Przez moment patrzył się na mnie, zapewne zastanawiając się, czy nie uciekam od rozmowy. W końcu skinął głową, zgadzając się.

Szliśmy w ciszy ramię w ramię, a zwykli mieszkańcy posyłali nam wdzięczne uśmiechy, niektórzy patrzyli złośliwe, zdarzali się i tacy co spoglądali krzywo, wręcz z obrzydzeniem. Przyzwyczaiłem się do tego. W końcu wszyscy wiedzą o naszym związku. Wywołało to wielki szum medialny, ale nie zamierzaliśmy się tłumaczyć z miłości. Niby czemu? Bo jest to dziwne? „Nienormalne"? Niemoralne? Gdyby któryś z nas był dziewczyną, to pewnie wszyscy wielce zadowoleni. Życzyliby nam gromadki wspaniałych dzieci, od których wymagano by wręcz, aby kontynuowały naszą drogę, nawet jakby wolały robić coś zgoła odmiennego. Nie mam zamiaru zachowywać się jak mój stary, który całkowicie się załamał, kiedy wyszła na jaw prawda o naszym związku. Zapewne po nocach śnił, jakie silne wnuki mu dam. Nie, żeby było mi jakoś szczególnie smutno z tego powodu. Do tej pory pamiętam, jak wręcz kazał mi znaleźć żonę z potężną Indywidualnością. Nawet znalazł mi jedną...

Kiedy już mieliśmy wracać do domu po przebyciu paru ładnych kilometrów, spostrzegliśmy ogromne kłęby dymu, które pojawiły się nagle nad miastem.

– Cóż to...? – wyrwało mi się mimowolnie – Idziemy! – puściłem się biegiem, lecz i tak szybko Izuku mnie wyprzedził. Mijając mnie, chwycił moją dłoń, ciągnąc za sobą. W kilku potężnych skokach znaleźliśmy się przed budynkiem kilkupiętrowego budynku mieszkalnego na obrzeżach miasta, który zajął się ogniem. Zwłaszcza te dolne piętra prawie całe znajdowały się w płomieniach, które wychodziły przez rozbite szyby w oknach. Wokół znajdowało się kilka jednostek straży pożarnej. Wielu strażaków walczyło z rozszalałym żywiołem, natomiast inni zajmowali się poparzonymi, kaszlącymi cywilami, których uratowano.

– Co się stało? – zapytał Midoriya stojącego koło niego strażaka, który przyglądał się palącej się budowli. Mężczyzna w średnim wieku spojrzał na nas, a jego twarz złagodniała lekko.

– Bohaterowie! Dobrze, że jesteście! Nie wiadomo dlaczego, ale niespodziewanie w tym budynku wybuchł pożar! Przyjechaliśmy najszybciej, jak się dało, ale i tak wielu ludzi może być tam uwięzionych! Staramy się zgasić jak najszybciej pożar, ale i zarazem pilnujemy, aby przypadkiem się nie rozprzestrzenił – Patrzyłem na płomienie, które chciwie wyciągały swe ramiona w stronę budynków wokół.

– Idę tam! – oznajmił stanowczo Midoriya i ruszył w stronę budynku.

– Pocze... – zacząłem, lecz udało mi się zatrzymać go kilka metrów od wejścia, kiedy chciał skoczyć na wyższe piętra, na których ogień jeszcze się tak nie rozprzestrzenił – Jak skoczysz, to budynek w każdej chwili może się zawalić! Spróbuję zwalczyć ten ogień lodem – oznajmiłem i w tym samym momencie wysłałem swój lód w stronę kamienicy. Zaczął powoli obejmować zewnętrzne ściany i wchodzić do środka. Topniał bardzo szybko, lecz udawało mi się rozprzestrzeniać go na coraz większą powierzchnię. Izuku stał obok mnie, lecz kątem oka widziałem, że ledwo się powstrzymywał przed wyruszeniem tam. Lecz czekał. Ufał mi. Już kiedyś mnie nie posłuchał, ruszył brawurowo, aby pomóc, przez co budynek zawalił się na niego i kilku cywili, których zasłonił własnym ciałem. Z jednej strony wściekałem się na niego, bo całego go połamało, lecz nie potrafiłem mu nie pomagać, kiedy tego potrzebował.

Zamknąłem skupiony oczy. Za pomocą mojej mocy byłem w stanie wyczuć ludzi na trzecim piętrze. Otoczyłem ich, aby chronić przed gruzami i ogniem. Piętro wyżej były dwie osoby... Nagle stało się coś dziwnego. W jednej sekundzie cały mój lód się stopił.

– Co... – nie zdążyłem nic powiedzieć, gdyż potężna kula ognia we mnie uderzyła. Udało mi się wytworzyć na swoim ciele mroźną powłokę, dzięki czemu nie zostałem oparzony, ale i tak odrzuciło mnie na znaczną odległość. Dosyć blisko gapiów, którzy postanowili pooglądać walkę z żywiołem.

– Shoto! – krzyknął Midoriya, biegnąc w moją stronę. Podniosłem się na lekko drżących nogach.

– Nic mi nie jest – odkrzyknąłem, potrząsając głową. Ruszyłem w jego stronę – Jakiś złoczyńca musi być w środku. Zapewne na tym wyższym piętrze, gdzie jest mniej ognia. Ktoś jeszcze znajduje się na trzecim piętrze. Pójdę na trzecie piętro, mnie ogień nie powinien zrobić krzywdy, a ty zajmij się tymi wyżej! – powiedziałem i ruszyłem do strażaków, nakazując im aby zbliżyli jedną z drabin do okna na piętrze, gdzie byli ludzie, których chciałem osłonić.

Od razu przystąpili do działania. Z metalowej drabiny przeszedłem przez odpowiednie okno, a Izuku wskoczył w to nade mną.

Od razu moje oczy zaatakował gryzący dym, a w nozdrza dostał się smród spalenizny. Zasłoniłem usta i nos wewnętrzną stroną łokcia, starając się oddychać jak najmniej. Usłyszałem cichy kaszel i słaby płacz. Dotknąłem gorącej ściany prawą ręką, tworząc lodową warstwę wokół całego pomieszczenia. Nie mogłem pozwolić, aby coś się na nas zawaliło, ani żeby płomienie się tu dostały. Ruszyłem do źródła słabego dźwięku. Tuż za dużym łóżkiem, którego o dziwo nie zajął się jeszcze ogniem, leżała kobieta bez życia, do której tuliła się dziewczyna. Miała nie więcej niż dziesięć lat.

Spojrzała na mnie zapłakaną czarną buźką z rozpaczą w oczach. Ten widok, aż ścisnął mnie za serce.

– Już będzie dobrze – uklęknąłem tuż przed nią i wyciągnąłem dłoń w jej stronę – Zabiorę was – oznajmiłem, starając się nie kaszleć.

– Ma-ma... – wyszeptała słabo dziewczynka zachrypniętym głosem. Przebywała tu stanowczo za długo.

– Mamę też zabiorę – powiedziałem lekko niecierpliwie, kiedy z sufitu zaczęły spadać na mnie krople wody. Płomienie powoli chciały się tutaj przedostać. Przełożyłem nieprzytomną kobietę przez prawe ramię. Wiem, że nie należy to do zbyt wygodnych chwytów, ale teraz ważniejsze jest to, aby zabrać je obie na raz. Dziecko było zbyt słabe, aby poszło same, więc musiałem je wziąć na lewą rękę. Kiedy ruszyłem w stronę okna, usłyszałem za sobą wybuch, którego siła przedostawała się przez warstwę lodu. Nie myśląc wiele, po prostu wyskoczyłem z okna, a pod sobą stworzyłem lodową pochyłą platformę. Udało mi się uciec w ostatniej chwili. Poczułem gorąc na plecach i karku, a do moich nozdrzy dotarł silny smród spalenizny. Nie zwróciłem na niego uwagi, starając się nie przewrócić. Do tej pory dziwię się, że udało mi się zjechać bezpiecznie, nie tracąc równowagi, zwłaszcza kiedy lód nagle się skończył. O mało nie poleciałem do przodu, na szczęście udało mi się wyratować kilkoma długimi krokami. Mogłem stworzyć trochę dłuższą drogę na płaskiej powierzchni, ale miałem za mało czasu.

Ciężko dysząc, oddałem matkę z córką strażakom. Przetarłem tył głowy i odkryłem, że to moje włosy tak śmierdzą. Praktycznie wszystkie na potylicy spłonęły. Jeszcze trochę, to miałbym poparzoną skórę. Zakląłem pod nosem i skupiłem się na walczących z żywiołem ludziach.

– Deku nie wyszedł? – spytałem jednego z nich, lecz on tylko pokręcił głową. Przyglądałem się z niepokojem w okno, za którym zniknął. Były tam tylko dwie osoby. Izuku mógłby bez problemu przełożyć je przez ramię i wyprowadzić. Więc dlaczego jeszcze go nie ma? Co jeśli tam naprawdę są podpalacze? – Zadzwońcie na policje. Podejrzewam, że złoczyńcy są na górze – Zrobiłem krok w stronę palącego się budynku, kiedy usłyszałem rozdzierający męski wrzask.

– Midoriya! – krzyknąłem i popędziłem wzdłuż platformy, którą przed chwilą stworzyłem, aby uciec. Jeden ze strażaków próbował chwycić moje ramię, lecz nie zdążył. Wołali za mną, ale mnie to nie interesowało. Wspinałem się prężnie i skoczyłem w stronę okna. Wylądowałem, robiąc zgrabny przewrót. Ciągle kucając, rozejrzałem się i zobaczyłem stojącego mężczyznę, który stał przed biurkiem i patrzył się na jakiś punkt za nim. Nie byłem w stanie określić, na co tak przyciąga jego uwagę, gdyż mebel to zasłaniał.

– Co tu robisz?! Uciekaj stąd! Cały budynek płonie! – zawołałem, wstając, a mężczyzna spojrzał na mnie wrogo. Przeszły mnie ciarki, kiedy zobaczyłem jego krwistoczerwone oczy. Miałem wrażenie, że płonie w nich ogień.

- Nie mam zamiaru. Zresztą spodziewam się, że nie przybyłeś tu dla nas, lecz dla niego — ruszył w stronę obiektu, na który spoglądał, kiedy tu przybyłem. Nagle ktoś podniósł się zza potężnego biurka. Nie miał na głowie żadnych włosów, a jego twarz zasłaniała chusta. Nie zakrywała jego czarnych przenikliwych oczu, przez które ciarki mnie przeszły na całym ciele.

– Nie szukasz kogoś może? Czyżby nie tego małego zielonego? – zaśmiał się złośliwie – Spójrz na niego – schylił się i podniósł jedną ręką za kołnierz Midoriyę.

– Deku! – krzyknąłem zaskoczony i przerażony zarazem – Co mu zrobiliście?! – warknąłem, patrząc na nich nienawistnym wzrokiem.

– Tylko trochę namieszałem mu w głowie, ale tak odrobinkę – zaśmiał się ten z zasłoniętą twarzą. Już miałem zamiar zaatakować, kiedy przede mną buchnął ogień, oślepiając mnie i podpalając włoski na mojej ręce, którą zasłoniłem odruchowo twarz. Smród spalenizny szybko dotarł do mnie, aż się skrzywiłem jego intensywnością.

– Midoriya! – krzyknąłem, odsłaniając oczy i szukając ukochanego. Zauważyłem, że nadal leży w tym samym miejscu i na szczęście nietknięty przez wybuch. Złoczyńcy zniknęli jak kamień w wodę, więc podbiegłem do Deku i szybko sprawdziłem puls. Jego serce biło. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że oddycha spokojnie i równomiernie. Szybko chwyciłem komórkę z zamiarem zadzwonienia do swojego przyjaciela Shuna Igarashi. Musiałem mu przekazać, że Izuku został pokonany i potrzebuje opieki.

W międzyczasie starałem się dopatrzyć się wszelkich ran u niego, lecz nie widziałem nic konkretnego prócz niewielkich czarnych śladów na twarzy i ubraniu. Nie za bardzo rozumiałem, co się dzieje. Pobili go? Indywidualność gościa w masce go sparaliżowała?

Shun odebrał po pierwszym sygnale. Zadziwiało mnie to, że zawsze tak szybko odpowiada, nieważne, kiedy dzwoniłem. Był znanym funkcjonariuszem policji i powinien szybko zorganizować pomoc dla Deku. Najlepiej, jakby pozostało to jak najmniej rozgłoszone, że został poważnie ranny. Już raz do czegoś takiego doszło i przestępcy trochę zbyt dobrze się poczuli, powodując chaos w całej Japonii.

Szybko przedstawiłem mu sytuację i obiecał szybki przyjazd. Już miałem się żegnać, kiedy Midoriya tak po prostu usiadł. Sprawiał wrażenie, jakby obudził się po bardzo długim i głębokim śnie. Przecierał oczy, ziewając. Patrzyłem na niego zszokowany i oniemiałem.

– Shoto! Hej! Shoto! – krzyczał Igarashi do mojego ucha, a ja nie mogłem odpowiedzieć. Miałem wrażenie, jakby mnie ktoś zahipnotyzował. Po prostu patrzyłem na ukochanego przed sobą. Po kilku sekundach spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku – Odezwij się!

– O-on się obudził... – wyszeptałem, nie mogąc oderwać wzroku. Coś mi nie pasowało. I to bardzo. Wszystko we mnie krzyczało, ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Ale skąd...?

– To chyba dobry zna... – głos w słuchawce nagle zamilkł, kiedy rozległ się śmiech, który nie miał w sobie ani krzty radości, lecz okrucieństwo i szaleństwo – Shoto, kto to? – zapytał mój przyjaciel poddenerwowany, lecz ja zaniemogłem. To Midoriya tak się śmiał! Zakrył dłonią twarz, odsłaniając jedynie oczy, które patrzyły dziko w moją stronę. Wyglądał jak drapieżnik, który zamierza zabić.

Nie myśląc wiele, wstałem, lecz gwałtowny ruch zwrócił uwagę Izuku, który z rzucił się w moją stronę. Uderzył mnie w brzuch z prawego sierpowego, pozbawiając mnie oddechu. Byłem tak zszokowany, że nawet nie zastanawiałem się dlaczego. Ale i tak mogę powiedzieć, że miałem szczęście, że nie użył One For All, gdyż mógłby mi nawet złamać kręgosłup.

Pod wpływem niespodziewanego uderzenie uderzyłem o ścianę, upuszczając telefon, przez który krzyczał Shun. Boleśnie upadłem na podłogę w akompaniamencie chichotu. Chciałem powiedzieć cokolwiek, lecz było to niemożliwe. Pod wpływem uderzenia nie mogłem złapać oddechu. W pierwszym odruchu zwinąłem się, lecz szybko uświadomiłem sobie, że nie mogę leżeć. Podniosłem się lekko na rękach, chcąc wstać, lecz brzuch bolał mnie niemiłosiernie, a płuca odmawiały przyjęcia, choć niewielkiej ilości powietrza.

Midoriya podszedł do mnie i kopnął mnie na tyle mocno, że zostałem obrócony na plecy. Wylądowałem ciężko i jęknąłem słabo, gdyż wreszcie udało mi się wziąć odrobinę powietrza.

– Deku, co... – zacząłem słabo, odwracając głowę, aby spojrzeć w jego stronę.

– ... robisz? Bawię się – zachichotał, pochylając się nade mną. Po moim ciele przeszły ciarki, kiedy zobaczyłem jego zadowolony wzrok, patrzący na mnie z dzikością. Nic nie rozumiałem. Co mu się stało?! Czemu mnie zaatakował? Dlaczego zachowywał się jak obłąkany?!

Zbliżył głowę do mojej, co wykorzystałem i zamachnąłem się, uderzając czołem w jego czoło. Wstałem najszybciej, jak potrafiłem, nim zdążył wyjść z szoku. Nie spodziewałem się, że ten cios otumani mnie lekko, lecz starałem się myśleć o Izuku, który trzymał się za głowę, krzycząc przekleństwa. Chciałem zaatakować, ale nie mogłem się na to zdobyć. Przecież to mój ukochany Midoriya! Nie potrafię go zranić.

On chyba nie myślał podobnie, bo kiedy skończył kląć na ból, wyprostował się i patrzył na mnie pełnym nienawiści wzrokiem, rzucając się na mnie. Atakował chaotycznie i bardzo łatwo mogłem przewidzieć jego kolejne ataki, co było do niego niepodobne. Nie korzystał również ze swojej mocy. Starałem się tylko unikać jego ciosów, ale chcąc nie chcąc musiałem wreszcie wykonać kontratak. Niejednokrotnie oberwałem od niego i mimo tego nadal miałem opory. W końcu uderzył mnie porządnie w głowę. Aż przez chwilę miałem ciemno przed oczami. Odsunąłem się od niego na kilka kroków, instynktownie łapiąc się za głowę.

Zacisnąłem zęby. Niedobrze. Za bardzo pozwoliłem się tłuc, jak tak dalej pójdzie to może mnie nawet ogłuszyć i wtedy to się może dla mnie źle skończyć. Zacisnąłem zęby. Nie miałem wyjścia.

Kiedy zaatakował ponownie, to odepchnąłem jego ręce na boki i kopnąłem Deku w odsłonięte żebra. W czasie gdy przez chwilę starał się dojść do siebie, wytworzyłem lód wokół niego, całkowicie blokując mu jakikolwiek ruch. Przeklinał i wyzywał mnie jak nigdy, nawet wolę sobie nie przypominać co do mnie mówił, bo to za bardzo boli. Bardziej niż te wszystkie przeklęte ciosy, które przyjąłem.

Popatrzyłem za siebie, słysząc coś niepokojącego. Nagle do środka przez okno wpadła Midnight. Zamurowało ją, kiedy zobaczyła, co się dzieje. Muszę przyznać, że musiało to dla niej wyglądać niebywale. Wiedziała, jak mocnym uczuciem się darzymy, a tu wchodzi i widzi, że trzymam w lodzie Deku, który klnie, co do niego kompletnie na pasuje.

– Wszystko... – zacząłem mówić, wyciągając rękę w jej stronę, chcąc wszystko wytłumaczyć, lecz ona zszokowana rozdarła ubranie na swoim ramieniu. O nie! Zatkałem jak najszybciej usta i nos, ale na niewiele mi się to zdało, gdyż słodkawa woń szybko do mnie dotarła, powodując senność. Starałem się z tym walczyć, lecz powieki same się zamykały, nagle stając niezwykle ciężkie. Moje nogi uginały się pode mną. Nagle usłyszałem kolejne kroki. W ułamku sekundy w drzwiach pojawił się Shun i kilku innych ludzi w maskach.

Upadłem na kolana, nie byłem w stanie już ustać. Zastanowiłem się, jak udało im się wejść. Czyżby pożar zniknął wraz ze złoczyńcami? W sumie nie zwróciłem wcześniej na to uwagi. Mój przyjaciel zbliżył się do mnie powoli, kiedy moja głowa powoli opadała, lecz cały czas ją podnosiłem, mając nadzieję wygrać z usypiającą mdłą wonią. Resztą sił wysłałem płomienie, aby stopiły lód wokół Midoriyi, który już od dawna spał. Ostatnią moją myślą, nim upadłem, była prośba. Błagałem, aby ta walka była tylko wytworem mojej wyobraźni, snem czy raczej koszmarem, z którego można się obudzić.

Zamknąłem oczy, poddając się. Czy obudzę się przy tobie, Deku?

***

Obudziłem się, lecz nie otwarłem oczu. Leżało mi się bardzo przyjemnie. Czułem na swojej twarzy przyjemne ciepłe promienie słońca, które budzą mnie każdego poranka. Budzik jeszcze nie zadzwonił, więc postanowiłem sobie, że jeszcze trochę poleżę. Powinienem korzystać z tego, że mam jeszcze trochę czasu. Zdawałem sobie sprawę, że będzie czekał mnie dzień pełen pracy. Zresztą jak zwykle. Tym bardziej cieszy mnie to, że udało mi się tak mocno zasnąć. W sumie to ciekawe, czy Midoriya jeszcze śpi?

Obróciłem się sennym ruchem. Usłyszałem cichy szczęk metalu o metal. Nie zwróciłem większej uwagi na to. Chciałem wyciągnąć rękę na prawy bok, gdzie powinien leżeć ukochany, lecz coś ją powstrzymało. Zdziwiony otworzyłem oczy i zobaczyłem kajdanki na długim łańcuchu przyczepione do mojego przegubu. Usiadłem lekko przestraszony i zauważyłem, że druga ręka również jest skrępowana. Nie rozumiałem, co się dzieje. Zacząłem ciągnąć, chcąc się uwolnić, lecz były bardzo mocno przymocowane do stalowych ram łóżka. Skończyło się na tym, że zacząłem panikować i zamiast jakoś sobie pomóc, tylko tarłem nadgarstki. Ktoś musiał usłyszeć moją walkę z tym żelastwem, gdyż za drzwiami rozległ się dźwięk szybkich kroków.

Do niewielkiego białego pomieszczenia wbiegła Aya. Wyglądała na bardzo zaniepokojoną. Zatrzymała się metr ode mnie i wyciągnęła dłonie w moją stronę w uspokajającym geście.

– Todoroki, proszę! Uspokój się – poprosiła, patrząc na mnie podenerwowanym wzrokiem, który działał bardzo niepokojąco.

– Shioya, co się dzieje?! Skąd się to wzięło?! Gdzie jest Midoriya?! – wykrzyczałem w jej stronę, całkowicie zdezorientowany i nadal trochę wystraszony. Nie rozumiem. Zrobiłem coś?! Gdzie jest Izuku? Powinien leżeć obok mnie!

Dziewczyna odetchnęła z widoczną ulgą i podeszła do mnie uspokojona, biorąc po drodze mały taboret. Usiadła na nim i ujęła moje dłonie.

– Nie rzucaj się, niepotrzebnie się ranisz – powiedziała cicho i uśmiechnęła się smutno – Zaraz przyjdzie Igarashi i je ściągnie. Wybacz ten drobny szok, związany z tymi kajdankami, ale nie mieliśmy wyjścia.

– Gdzie jestem...? – rozejrzałem się po jasnej niewielkiej sali i zrozumiałem, że jestem w szpitalu. Na stoliku obok mnie znajdował się niewielki wazon z małym bukietem jasnoczerwonych lilii, a między nimi znajdowała się maciejka. Teraz dopiero dotarł do mnie ich piękny zapach. Wziąłem głęboki oddech, zamykając oczy. Trwałem tak przez chwilę, zaciągając się przyjemną wonią, a Aya czekała cierpliwie, aż się uspokoję. – Dlaczego? – rozchyliłem powoli powieki i wyjrzałem przez ogromną szybę, zajmującą całą ścianę. Westchnąłem, starając się zapanować nad niepokojem. Spojrzałem na dziewczynę – Na co mi te kajdanki? Co się stało? I... Gdzie jest Midoriya?

– Jakąś godzinę temu obudził się Deku, po tym jak Midnight was uśpiła. Nie byli pewni, co się stało, ale zabrali was do szpitala. Twój przyjaciel poinformował mnie o tym, więc szybko zamknęłam biuro i przybyłam tutaj – mówiła z widocznym napięciem i smutkiem na twarzy – Ale wracając. Siedziałam przy Deku, kiedy się obudził. Z początku wszystko wydawało się spokojne, dopóki mnie nie zaatakował, ciągle chichocząc – skrzywiła się nieznacznie, a po moich plecach przeszły ciarki.

– Czyli to nie był sen... – szepnąłem do siebie zdumiony.

– Szybko go unieruchomiłam wraz z innym bohaterem. Baliśmy się, że zareagujesz podobnie, stąd to zabezpieczenie – powiedziała ze skruchą – Przepraszam.

– Nie przepraszaj, tylko powiedz mi co z Midoriyą? – Shioya spuściła głowę, słysząc to pytanie. Widocznie nie chciała na nie odpowiedzieć. Już miałem naciskać dalej, kiedy do środka wszedł Shun.

– Shoto! Jak się cieszę, że nic ci nie jest! – okrzyknął i od razu zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Ja w odpowiedzi poklepałem go po plecach.

– Nic mi nie jest, tylko... zaraz mnie udusisz – wycharczałem, a mężczyzna od razu mnie puścił. Zauważyłem ulgę na jego wiecznie poważnej twarzy. Zauważyłem, że jego zwykle ułożone czarne włosy, układały się na wszystkie strony, a ciemne oczy, zwykle spokojnie, wydawały się bardzo zaniepokojone.

Aya parsknęła cicho, widząc, co funkcjonariusz robi. Lecz jej mina szybko spoważniała. Kiedy odsunął się ode mnie, stanęła na palcach, aby móc coś szepnąć mu na ucho. Mężczyzna skinął głową, a dziewczyna wyszła, zostawiając za sobą delikatny powiew wiatru. Zamknęła cicho drzwi.

– Shoto, musimy poważnie porozmawiać. Shioya nie za bardzo chciała ci o tym mówić, ale musisz znać obecną sytuację, w jakiej znajdujecie się z Deku – zaczął Igarashi niskim, zbyt poważnym, nawet jak na niego, tonem. Mimowolnie wyprostowałem się jak struna i patrzyłem poddenerwowany na niego, czekając na wieści, które ma dla mnie. Uwolnił moje nadgarstki, które mimowolnie przetarłem, po czy usiadł na taborecie i splótł palce przed sobą. Wyglądał na przejętego. Przyznam, że zacząłem się bać – Posłuchaj uważnie. Midoriya zaatakował Shioyę, co już zapewne wiesz. Związaliśmy go kaftanem bezpieczeństwa i poprosiliśmy psychiatrę z Indywidualnością, która pozwala zbadać stan mózgu. Stwierdził, że ktoś grzebał mu w psychice, pozbawiając go cząstki, która sprawia, że jest sobą. Musiała to być bardzo potężna moc, skoro potrafiła zrobić takie szkody. Przykro mi to mówić, ale na razie musimy zamknąć go w szpitalu psychiatrycznym – dokończył, patrząc na mnie współczująco. Patrzyłem na niego, nie mogąc w to uwierzyć. Zimny pot spływał po moich plecach.

– Kłamiesz... To nieprawda! – wykrzyczałem z wyrzutem – Chcę go zobaczyć!

– Niestety nie – odpowiedział z powagą na twarzy – I lepiej, abyś się z nim się nie widział. On cię... – urwał, przełykając gulę w gardle – ...nienawidzi – szepnął, a ja zbladłem.

– Nie może być! Łżesz! Powiedz, że to tylko głupi sen! – błagałem, krzycząc, lecz Shun tylko pokręcił głową, zrezygnowany. Tego było za wiele.

Wstałem gwałtownie, co było błędem, gdyż nogi miałem jak z waty. Mężczyzna złapał mnie w porę, lecz ja odepchnąłem go tylko od siebie, odsuwając się chwiejnym krokiem. Do moich oczu napłynęły łzy. Zasłoniłem usta dłonią i spojrzałem na przyjaciela, który nic nie mówił, nie komentował, tylko patrzył na mnie smutno.

– Kłamiesz... – powiedziałem słabo, modląc się, aby to był tylko jego żart, ale on chyba nie słyszał moich błagań – To co się wydarzyło w budynku... To nie... To nie miało miejsca, prawda...? – nikła nadzieja w moim głosie została szybko rozwiana. Wystarczyło spojrzeć na twarz mężczyzny.

– Niestety, Shoto – Pokręcił głową.

– Nie, nie, nie – łkałem, nadal zatykając dłońmi usta. Ruszyłem w stronę okna, a po moich policzkach płynęły łzy. Nie potrafiłem nad tym panować. Kiedy stanąłem przed szybą, kolana ugięły się pode mną. Wtedy wszystkie moje hamulce puściły. Równie dobrze ktoś mógłby wyrwać mi serce z piersi. Ból był nieznośny. Zwinąłem się, szlochając na głos, a cały trząsłem się z płaczu i emocji, które mną targały. Czułem się bezsilny. Uderzałem pięściami o podłogę. Nie miałem nad sobą żadnej kontroli, nie obchodziły mnie obolałe już kości dłoni. Nagle ktoś delikatnie je ujął. Podniosłem głowę i zobaczyłem Ayę. Nawet będąc w tak złym stanie, potrafiłem zauważyć jej troskę. Wyciągnęła ręce w moją stronę i przytuliła mnie, nie mówiąc nic. Czekała cierpliwie, aż pozbędę się nagromadzonych emocji.

Nie potrafiłem pojąć, że zostałem znienawidzony przez najbliższą mi osobę! Tak bardzo chciałbym go zobaczyć, lecz boję się. Nie wiem czy zniósłbym to dzikie spojrzenie drapieżnika ponownie.

Po jakimś czasie poczułem silny uścisk na ramieniu. Zdążyłem w tym czasie trochę zapanować nad drżącym ciałem i płynącymi łzami. Mój oddech nadal był niespokojny, lecz spojrzałem na osobę stojącą za mną. Shun wyciągał dłoń w moją stronę ze zdeterminowaną miną.

– Złapmy winnych Shoto i zamknijmy ich w więzieniu. Ale do tego potrzebujemy twojej pomocy – powiedział stanowczo, a w jego czarnych wręcz oczach płonęła stanowczość – Wstań i pokaż im, że nie zadziera się z tobą i Deku – patrzyłem jeszcze przez chwilę w jego stronę, a tysiące myśli przechodziło przez moją głowę. Poczułem chęć odwetu. Zalała mnie fala gniewu i postanowiłem sobie, że nie podaruję im tego. Nie wiem jak, on to zrobił, ale przekazał mi swoją siłę i zdecydowanie. Delikatnie wyplątałem się z objęć Ayi i wstałem.

– Zróbmy to! – oznajmiłem. A funkcjonariusz mi przytaknął.

Było to tylko formalnością, abym mógł się wypisać ze szpitala. Tak naprawdę nic poważnego mi się nie stało, choć z początku myśleli, że pobędę u nich dłużej. Na szczęście na badaniach nic nie wyszło, może lekko mnie poturbował, ale w sumie to nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni.

Zostałem zabrany na komendę, gdzie czekała mnie rozmowa z moim przyjacielem, który bądź co bądź już prowadził niejedną sprawę kryminalną. Wysłałem Ayę z powrotem do biura. Na kilka dni inni bohaterowie z naszego biura będą patrolować nasz rejon, ja zajmę się tylko sprawą Midoriyi. Nie byłbym zdolny tak po prostu wrócić teraz do rutyny bez Izuku.

Kiedy już usiedliśmy w biurze, Igarashi poprosił jedną z policjantek o zrobienie kawy. Po kilku minutach kobieta wróciła i postawiła przed nami dwa kubki z aromatycznym ciemnym płynem. Podziękowałem i ująłem dłońmi naczynie. Upiłem drobny łyk. Taka jak lubię, mocna z niewielką ilością mleka i cukru.

– No więc, Shoto – zaczął podniośle mężczyzna przede mną – Opowiedz mi wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, co się tam wydarzyło – poprosił, a ja skinąłem, odkładając napój na biurko. Zacząłem opowiadać wszystko, co pamiętałem, zaczynając od momentu dotarcia przed palący się budynek, przez uratowanie matki z córką, aż po przybycie Midnight. Zauważyłem, że Shun lekko drgnął, kiedy opisałem mu przestępców. Czyli zapewne musiał coś wiedzieć.

– Dark Madness... To wiele tłumaczy. Trafiłeś na niego i to on ma na tyle potężną Indywidualność, aby aż tak zaszkodzić Deku. Poszukujemy go już od jakiegoś czasu. A to drań! – syknął funkcjonariusz.

– Czyli jest wam już znany? – upewniłem się.

– Tak. Już kilku naszych najlepszych komisarzy i detektywów pozbawił zdrowego umysłu – zacisnął zęby, widocznie zdenerwowany – Jak ja tylko dorwę tego bydlaka, to mu nogi z dupy powyrywam! – warknął Igarashi, a ja słuchałem go w milczeniu, ale w środku czułem ciągle narastający gniew. Chciałem pomóc go złapać, nie mogłem bezczynnie stać!

– Pomogę wam go złapać. Powiedzcie tylko co mam zrobić – oznajmiłem zdecydowanym tonem, wstając. Mój przyjaciel spojrzał na mnie i skinął głową, lekko unosząc kącik ust.

***

Przez następnych kilka dni poznałem kilku znanych komisarzy. Dowiedziałem się trochę na temat tej dwójki, przez którą znajduję w tak ciężkiej sytuacji. Należą do niedawno powstałej organizacji, której nazwy nie zdołali jeszcze ustalić. Wiadomo tylko, że chcą zniszczyć Deku i prawdopodobnie mnie, ale nie udało się dowiedzieć dokładnie dlaczego. Przypuszcza się po prostu, że nasze istnienie przeszkadza im w dążeniu do ich celów. Stowarzyszenie nadal jest jedną wielką niewiadomą. Nie ma nawet podejrzanego o utworzenie tej grupy, a członkowie bardzo dobrze się ukrywają. Tak naprawdę prócz tej dwójki i jeszcze innego przestępcy nie znamy żadnych innych członków. Na razie policja posiada naprawdę niewiele informacji, co bardzo martwi nie tylko mnie, ale wielu funkcjonariuszy oraz bohaterów.

Miałem za sobą kolejną nieprzespaną noc, więc opierałem się zmęczony o ścianę, pijąc drugą już dzisiaj kawę. Cała ta sytuacja dobijała mnie. Nawet nie mogę odwiedzić Midoriyi. Shun poprosił mnie, aby tego nie robił ze względu na samego siebie, jak i Izuku. On wiedział, w jak złym stanie psychicznym się znajduje i według lekarzy mój widok wcale nie pomoże mu, a nawet pogorszy jego zły stan. Istnieje również niebezpieczeństwo, że media podążą za mną i się o tym dowiedzą. Mogą zasiać niepotrzebną panikę. Na razie w opinii publicznej puszczono wiadomość, że z powodu ran Deku musi przejść rehabilitację w ośrodku. Oczywiście nie podano żadnych danych o miejscu pobytu, aby mógł w spokoju „wypoczywać".

Od całej tej akcji w budynku minęło kilka dni, w czasie których rozpoczęto intensywne poszukiwania. Teraz już szukało ich kilka grup naprawdę doświadczonych detektywów i komisarzy. Należałem do jednej z tych grup, ale jak na razie nic nie mamy. Zdaję sobie sprawę, że mnie odsuwają dosyć od sprawy, ale i tak czuję się w jakiś sposób potrzebny. Wiem, że bardziej się im przydam jako siła uderzeniowa i do wszelkich akcji siłowych. Nie mam doświadczenia ani nie widzę tyle szczegółów, co oni.

W końcu moja cierpliwość się opłaciła. Mój przyjaciel przyszedł do mnie, informując, że nareszcie znaleziono ich kryjówkę. Musieli nie przewidzieć, że będą aż tak poszukiwani i w rezultacie udało się ich namierzyć, mimo iż starali się ubrać inaczej, lecz na ich nieszczęście zostali zauważeni przez funkcjonariusza z niezwykłą pamięcią do rys twarzy, których ukryć nie potrafili. Szybko zmobilizowano dostępne oddziały oraz bohaterów. Ogółem plan był taki, aby wziąć ich z zaskoczenia. Znajdowali się pod ciągłą kontrolą; każdy ich ruch obserwowano. Planowano przeprowadzić atak pod wieczór w niewielkim wynajętym przez nich mieszkaniu na obrzeżach miasta. Trzeba było otoczyć budynek, aby przypadkiem nie uciekli przez okno.

– Czy wszystko jasne? – zapytał Shun, kiedy skończyliśmy obrady.

– Tak. Teraz pozostało nam odpocząć przed jutrem – odezwał się Eraserhead – Zwłaszcza mówię to do ciebie, Todoroki – wzdrygnąłem się, słysząc powagę w jego zwykle znudzonym głosie. Spojrzałem mu w oczy i zauważyłem troskę, połączoną z naganą skierowaną w moją stronę. W sumie to nie dziwię mu się jakoś bardzo. Zdawałem sobie sprawę, jak wyglądam. Czułem zmęczenie, lecz niepokój odbierał mi sen. Może nadzieja na złapanie tych drani i myśl, że jutro wszystko się skończy, pomoże mi?

Już miałem odchodzić, kiedy mój przyjaciel poprosił mnie o rozmowę w cztery oczy. Kiedy wszyscy wyszli, on przetarł dłonią twarz i usiadł, nie odzywając się nawet półsłowem. Przyznam szczerze, że zacząłem się bać. Połknąłem niewidzialna gulę w gardle, zajmując miejsce naprzeciw niego. Przez chwilę panowała nerwowa cisza. Moje serce tłukło się niemiłosiernie, reagując na moje podenerwowanie. Nie wiedziałem czego się spodziewać. On zwykle tak się nie zachowuje. Po prostu mówi prosto z mostu, o co chodzi.

– Słuchaj, Todoroki – zaczął, a ja się wzdrygnąłem, słysząc jego poważny głos – Miałem ci tego mówić, mimo iż zasługujesz na to. Tak naprawdę jesteś pierwszym, który powinien o tym usłyszeć... – zamilkł na chwilę, a ja poczułem nieznośny uścisk w piersi z nerwów.

– Co się stało?! – wypaliłem, nie wytrzymując. Już wystarczająco mnie zestresował, niech teraz dokończy, co zaczął mówić! Poza tym znajduję się u kresu swojej wytrzymałości psychicznej. Jeszcze trochę i stracę nad sobą panowanie.

– Dzisiaj wieczorem ktoś zaatakował szpital, w którym znajduje się Deku. Nie wiem, co by się z nim stało, gdyby nie Uravity, która akurat tamtędy przechodziła wraz z innym bohaterem. Napastnik uciekł, ale na szczęście praktycznie nikomu nic się nie stało... Ucierpiał tylko Midoriya, który zapewne miał paść ich ofiarą.

– Ktoś czyha na życie Midoriyi?! – zapytałem z niedowierzaniem. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że przestępcy go nie znoszą, gdyż utrudnia im działalność. Wiem, że wielu najchętniej by go zabiło, ale w życiu bym nie pomyślał, że zrobią to, kiedy nie będzie w stanie się bronić. Izuku jest waleczny, lecz wątpię, aby sobie poradził nafaszerowany lekami – Gdzie on jest? Chcę go zobaczyć!

– Spokojnie – odezwał się Shun, zaciskając dłoń na moim nadgarstku, kiedy chciałem wstać – Usiądź i mnie posłuchaj – aby spotęgować znaczenie swoich słów, wzmocnił uścisk. Usiadłem posłusznie. Miałem wrażenie, że siedzę na szpilkach. Chciałem zobaczyć Deku albo złapać tego drania, zrobić coś! Cokolwiek! Ta bezsilność mnie dobija i męczy bardziej niż te kilka nieprzespanych nocy – Chcę, abyś na czas obławy zajął się ochroną Midoriyi. Dzięki temu będę mógł zabrać ze sobą tych ludzi...

– A nie miałem iść jutro... – zacząłem się zdezorientowany, lecz on mi przerwał.

– Uznałem, że za bardzo jesteś zamieszany emocjonalnie i uznałem, że najlepiej będzie, jeśli zajmiesz się ochroną Deku. Jego stan jest określany jako dobry, tylko lekarze trzymają go w śpiączce, gdyż jest po operacji. Hej! – Chciałem się podnieść i coś powiedzieć, czy raczej wykrzyczeć ze złością, ale Igarashi pospiesznie wstał i usadowił mnie na krześle, kładąc ręce na moich barkach – Pozwól mi dokończyć. Rozumiem, że jest ci ciężko. Może nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co czujesz... Nie, to jest nie do wyobrażenia – patrzyłem w jego smutne i przejęte oczy. Oddychałem głęboko, chcąc trochę ukoić nerwy, ale i tak przez moją głowę przebiegało tysiące myśli, których nawet nie umiałem wyłapać – Powiedz mi, czy będziesz w stanie jutro zająć się ochroną Deku? Zapytałem już Uravity, czy nie zajęłaby się tym. Zgodziła się i zapewniła, że zrobi wszystko, co w jej mocy – mój przyjaciel odsunął się ode mnie, patrząc na mnie wyczekująco, a ja milczałem, nie mogąc ogarnąć burzy w mojej głowie. Co ja w ogóle czułem? Chciałem płakać, ale i wrzeszczeć z wściekłości, zemścić się. Patrzyłem pustym wzrokiem przed siebie, zastanawiając się nad propozycją. Wydaje mi się, że to nie taki zły pomysł. Co jeśli na misji stracę nad sobą panowanie? Zresztą, jeśli się zgodzę, wreszcie będę mógł być blisko ukochanego. Chcę zobaczyć Midoriyę. Mieć dowód na to, że żyje. Dotknąć go. Zobaczyć.

Spojrzałem na mężczyznę przed sobą. Musiał wszystko dokładnie przemyśleć. Wskazuje na to chociażby fakt, że wybrał naszą wspólną przyjaciółkę, Urarakę, a z drugiej strony musi mu zależeć na ludziach, którzy teraz opiekują się Izuku.

– Dobrze – powiedziałem, wstając. Siliłem się na pewny ton, co kosztowało mnie niemało wysiłku. Wziąłem głęboki oddech – Zostanę przy Deku. Proszę tylko o jedno. Złap ich i ukarz! – prawie wykrzyczałem, pochylając się do przodu w błagalnym ukłonie. Shun podszedł do mnie, położył dłoń na moim ramieniu, mocno go ściskając. Wyprostowałem się, widząc stanowczość w jego oczach.

– Obiecuję, że zrobię wszystko, aby ich zamknąć i udupić do końca życia! – zapewnił, a ja mu uwierzyłem. Znam ten jego zdecydowany, bezlitosny wręcz ton. Szykowały się wielkie kłopoty dla tej dwójki...

I dobrze.

***

Szedłem w miarę pewnym krokiem po szpitalnym korytarzu. Starałem się, aby nie dało się tego po mnie zauważyć, jak bardzo się stresowałem. Wszechobecna biel budziła wielki niepokój. Nie wiedziałem, co mnie czeka. Próbowałem brać głębokie oddechy, ale to w niczym nie pomagało. Zbliżałem się coraz bardziej do Uraraki, która już czekała na mnie, zapatrzona na szybę. Czyli tam jesteś...

Zatrzymałem się gwałtownie nagle strwożony. Obawiałem się, co tam zobaczę. Z odległości kilkunastu metrów widziałem przygnębioną i zamyśloną twarz Ochako. Mijały mnie kolejne pielęgniarki, które przechodziły z sali do sali z wózkami pełnymi kroplówek i innych potrzebnych im przedmiotów.

– Midoriya... – szepnąłem do siebie, zaciskając powieki. Jeszcze jeden bardzo głęboki wdech i przemogłem się, wykonując jeden krok i kolejny, aż w końcu stanąłem przed dziewczyną. Odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się smutno.

– Cześć, Todoroki – przywitała, przyglądając mi się. Na mojej twarzy pojawił się delikatny, ledwo zauważalny uśmiech. Ona nawet nie zdaje sobie sprawy, jak się cieszę, że ją widzę. Tyle czasu minęło od naszego ostatniego spotkania.

– Dawno się... – zacząłem, kiedy ona nagle przytuliła się do mnie.

– Wybacz, że nie pojawiłam się wcześniej! – powiedziała, ściskając mnie mocno – Chciałabym jakoś pomoc, wesprzeć cię, ale nie wiem jak to zrobić! – trzymała mnie w niedźwiedzim wręcz uścisku. Jest niezwykle silna, mimo iż nie widać tego po niej.

Na jej słowa pokręciłem głową, mimo iż nie mogła tego zobaczyć i przytuliłem ją.

– Nie przepraszaj. Nic się nie stało. Ważne, że jesteś teraz – wyszeptałem – Musimy być silni. Być może dzisiaj wszystko się skończy – oznajmiłem z wielką wiarą. Wierzyłem, że mojemu przyjacielowi uda się ich ująć. Nie znam lepszego stratega i specjalisty od radzenia sobie w nieprzewidywalnych warunkach. Widziałem, jak bojowo nastawił się na dzisiejszą akcję. Nie ma szans, aby coś nie wyszło. Jego Indywidualność wzmocniła jego intuicję, która zawsze prowadziła go do zwycięstwa – Zajmijmy się ochroną i pozwólmy innym zająć się resztą. Wiem, że im się uda – oświadczyłem i... uwierzyłem w to.

– Tak! – zgodziła się ze mną Uraraka, odsuwając się ode mnie, nagle pełna mocy i werwy. Skinąłem głową z aprobatą, widząc zawziętość w jej oczach. Zignorowałem to, że były lekko wilgotne, gdyż wszelkie łzy szybko zniknęły.

Pozwoliłem sobie na delikatny uśmiech, lecz szybko spoważniałem, kiedy spojrzałem na postać za szybą.

Midoriya...

Leżał tam, prawdopodobnie śpiąc. Widziałem miarowy ruch jego klatki piersiowej, kiedy oddychał. W jakiś sposób to mnie uspokajało, gdyż miałem dowód, że żyje.

Do jego lewej dłoni podpięto sporą kroplówkę. Serce mi się ścisnęło na ten widok. Wiecznie pełen energii i dobroci dla innych... A skończył tak... marnie. Nawet w głowie ciężko mi o tym myśleć, ale taka jest prawda. Proszę, niech to się skończy. Zacisnąłem dłonie w pięści i zamknąłem mocno powieki.

– W jakim jest stanie? – zapytałem po chwili, patrząc w poważną twarz Uraraki.

– Jego życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Musi po prostu odpoczywać, ale w kroplówce dostaje silne leki uspokajające, gdyż boją się, że może zaatakować. Nawet przytwierdzili go do łóżka – ostatnie zdanie powiedziała znacznie ciszej. Myślałem, że się przesłyszałem. Musiałem sam to zobaczyć.

Miała rację. Teraz zauważyłem beżowe pasy, które przytwierdzały jego nadgarstki do łóżka. Zacisnąłem zęby. Traktują go, jakby był jakimś przestępcą! Gniew się we mnie wzbierał i uderzyłem pięścią w ścianę obok.

– On nie jest przestępcą! – wysyczałem wściekły, a dziewczyna położyła dłoń na moim ramieniu, mocno wbijając palce.

– Uspokój się, Todoroki – powiedziała ostrzegawczo – Słyszałam wszystko na temat tego, co się stało i uwierz mi... Dobrze, że zachowują ostrożność. Midoriya... – słyszałem, że głos się jej lekko złamał, ale kontynuowała – Znajduje się na razie w... stanie, w którym budzi strach. Musisz ich zrozumieć. Tu pracują lekarze, nie bohaterzy czy policja.

Przyznałem jej niechętnie rację i już więcej na ten temat nie rozmawialiśmy. Skupiliśmy się na otoczeniu, szukając potencjalnych niebezpieczeństw. Jakimś cudem nad sobą zapanowałem na tyle, aby trzeźwo myśleć.

Dobrze, że jego sala znajdowała się na samym końcu oddziału. Była dosyć odosobniona, a dzięki temu, że wokół było mało pacjentów, pielęgniarki rzadko chodziły. Utworzyłem spory pas szronu, aby wyczuwać wszelkie osoby, zbliżające się w naszą stronę. Nawet nie zdają sobie sprawę z tego, że czuję ich kroki i dobrze. W razie ataku nie zostaniemy zaskoczeni. Oboje skupialiśmy się na obserwowaniu sali Izuku, aby w razie czego interweniować, gdyby mieli tam dostać się na przykład przez okno. Oczywiście Uraraka bardziej skupiała się na pomieszczeniu za szybą, a ja na korytarzu. Ale do tej pory wyczułem tylko pielęgniarkę, która przyszła zmienić kroplówkę Deku. Poprosiła, abym z nią poszedł i się zgodziłem. Wykorzystałem sytuację i stworzyłem delikatny lód w całej sali. Tak na wszelki wypadek.

Stojąc tak blisko ukochanego, musiałem ze sobą walczyć. Tak bardzo pragnąłem go dotknąć, przytulić. Powiedziałem sobie stanowcze nie, bez przerwy wmawiając sobie, że jeszcze trochę, już niedługo.

Staliśmy tak przez dobre dwie godziny, kiedy zadzwonił mój telefon. Odebrałem, nie patrząc, kto dzwoni.

– Halo? Todoroki? – odezwał się głos Shuna. Nawet przez telefon czułem jego radość – Udało się! Już do was jadę.

– Naprawdę? To świetna wiadomość! – miałem ochotę krzyczeć z radości. Mój nagle ożywiony ton zaskoczył Urarakę, która z niecierpliwością patrzyła na mnie.

– Wiem jak to odkręcić. Udało nam się to wyciągnąć z tych gości. Będę za jakieś dwadzieścia minut – skinąłem głową i się rozłączyłem.

– Udało im się! Igarashi będzie tu za jakieś dwadzieścia minut. Wie jak to odkręcić! – szok na twarzy Ochako szybko przerodził się w wielką radość. Miałem ochotę skakać wraz z nią, ale się powstrzymałem, patrząc na Izuku z nadzieją. Dotknąłem dłonią szyby, a po moim policzku popłynęła łza. W niej zawierało się całe moje szczęście, a także smutek, żal i chęć zemsty, które w jednej chwili wypłynęły ze mnie. Nic na tym świecie nie jest dla mnie tak ważne, jak ty, Midoriya.

Dziewczyna nie potrafiła utrzymać swojej radości na wodzy i przytuliła mnie mocno. Aż stęknąłem, kiedy jednym chwytem pozbawiła mnie powietrza z płuc.

– Deku, wreszcie będzie zdrowy! – wykrzyczała, uśmiechając się od ucha do ucha. Ja widząc ją, nie mogłem się nie odwzajemnić szczerego i szerokiego uśmiechu. Po kilku dniach samotności, wielu trosk i zmartwień to bardzo miła odmiana. Zerknąłem w stronę wyjścia, wypatrując mojego przyjaciela, lecz widziałem tylko zdziwiony naszym zachowaniem personel medyczny.

W końcu zobaczyliśmy go. Kiedy zauważył nas, podbiegł w naszą stronę. Stanął przed nami po kilku sekundach z lekko przyspieszonym oddechem. Widziałem nieznacznie uniesione kąciki jego ust.

– Jesteś gotowy? – zapytał.


– Tak – skinąłem głową, wchodząc do sali.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top