[TodoDeku] Hybryda

Cześć wszystkim! 

Trochę mnie nie było, ale po prostu nie miałam czasu. Ale za to teraz przybywam z tym oto shotem!

 Chciałabym podziękować Zenaida0 za poprawienie tego shota i poradę, dzięki czemu jest jeszcze lepszy! 

Miłego czytania!


Piszę to, gdyż chcę wyrzucić z siebie tę historię, której jeszcze nikomu nie opowiedziałem. Trzymam w sobie głęboko przemyślenia na Jego temat i na razie wolę, aby nikt ich nie poznał. Teraz już emocje dosyć opadły i jestem w stanie napisać coś sensownego. Zapewne, kiedy skończę, spalę to, ale przynajmniej wyrzucę to chociaż na papier. Może ułożenie tego pomoże mi się pozbyć wewnętrznego konfliktu. Anioł, który teraz tak spokojnie śpi, po przeżyciu ogromnego bólu oraz po dręczących go koszmarach... Uratował mi życie, a w moim sercu jest tyle wątpliwości względem Niego! Przecież ktoś, kto... Może po prostu zacznę od początku. Na spokojnie.

Po raz pierwszy zobaczyłem Go całkiem przypadkiem, kiedy wracałem ze spotkania z moimi przyjaciółmi. Akurat wylądowałem, aby rozejrzeć się, czy wokół malutkiego strumyka nie ma żadnych cennych ziół. Przy tak krystalicznej wodzie rosną najlepsze, gdyż są najmniej skażone. Niejednokrotnie zatrzymywałem się tam, wiedząc, że znajdę przy nim wszystko, czego potrzebuję. Spacerowałem w dobrym humorze wzdłuż niego, szukając fiołka trójbarwnego i mięty. Nagle usłyszałem w oddali łopot. Pewnie nawet nie zwróciłbym na niego uwagi, ale wydawał mi się jakiś dziwny. Z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, więc podniosłem głowę, szukając jego źródła.

Właśnie wtedy zobaczyłem najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek dane mi było ujrzeć! W życiu nie widziałem takiej hybrydy, a jako syn zielarki widziałem wiele mieszańców. Niektóre anioły miały w sobie trochę krwi nimf, elfów, czy nawet zwykłych ludzi. Jak teraz na niego patrzę, to stwierdzam, że jego rodzicami musieli być północny anioł, których zdolność do kontroli mrozu bardzo cenią w wojsku, oraz liryt, z ludu przerażającego swoją ognistą mocą i podobieństwem do smoków. Dosyć niesamowite połączenie, przez co bałem się, jak mogą na niego zadziałać poszczególne lekarstwa, więc sięgałem po te neutralne, aby nie wystąpił jakiś wstrząs, albo charakterystyczna dla danej rasy reakcja alergiczna na dany składnik.

W tamtym momencie ogromne skrzydła jako pierwsze rzuciły mi się w oczy. Jedno z nich opierzone, co po chwili dostrzegłem, piórami z lodu błyszczącymi od odbijających się w nich promieni słońca, a drugie błoniaste jak u smoka, które gdzieniegdzie otaczały płomyki. Dzięki Jego umundurowaniu wiedziałem, że to jeden ze strażników granic. Niestety, nie zdążyłem wtedy więcej zauważyć. Dopiero kiedy zniknął z pola widzenia, dostrzegłem, że ze zdumienia i zachwytu wstrzymałem oddech. Stałem tam jeszcze przez chwilę oniemiały, patrząc w miejsce, gdzie zniknął. Szybko przestało interesować mnie poszukiwanie tych ziół, tylko popędziłem podekscytowany do domu. Wzniosłem się nawet wyżej niż zwykle, mając nadzieję, że gdzieś Go dostrzegę, lecz zniknął.

Wręcz z hukiem wpadłem do domu; szalejące we mnie emocje nie pozwalały mi zachować żadnego spokoju. Zacząłem opowiadać o wszystkim mamie, co nie było takie proste. Musiało to trochę śmiesznie wyglądać, kiedy rozemocjonowany próbowałem opowiedzieć, co widziałem. Ledwo mogła zrozumieć moje słowa, tak szybko mówiłem. Nawet niezbyt panowałem nad gestykulacją, która wcale nie pomagała w przekazaniu wiadomości. Ale po długich i ciężkich chwilach wreszcie mnie zrozumiała. Takiej poważnej miny jeszcze nigdy u niej nie widziałem. Od razu mój zapał zgasł i cofnąłem się w obronnym geście o krok. Nie podejrzewałem, co mogłem zrobić źle. Zaczęła mi o Nim opowiadać. Nie ukrywam, że mnie przeraziła. Do tej pory pamiętam jej pierwsze słowa: „Nie waż się zbliżać do tej hybrydy! To niebezpieczne!". Mówiła o tym, że ma reputację sadysty, a także wspominała, że ponoć to najbrutalniejszy z żołnierzy. Nie wierzyłem w to w ogóle. Nie mieściło mi się w głowie, że tak piękny anioł może być potworem. Próbowałem się jakoś przebić, jakoś Go obronić, ale ona nie chciała tego słuchać, więc wreszcie przytaknąłem i ledwo wydusiłem z sobie zapewnienie, że będę uważać. Teraz jak to piszę, to zaciskam bezsilnie zęby, a do moich oczu płyną łzy. Nie chciałem jej okłamywać, ale nie miała racji! Ta ranna istota, śpiąca tuż obok, nie może być aż taka niebezpieczna! Przepraszam, mamo... Musiałem mu pomóc. Poświęcił się, aby mnie ochronić! Uważam, że to świadczy o Jego dobroci.

Kiedy spotkałem się z moimi przyjaciółmi... Usłyszałem dokładnie to samo, co od matki. I nie ukrywam, że Iida skutecznie zasiał ziarno niepewności w moim sercu i z czasem moje wątpliwości względem Niego rosły. „Mój brat twierdzi, że lepiej trzymać się od niego z daleka" – to pierwsze słowa, jakie wypowiedział na ten temat. Oczywiście, że drążyłem temat dalej, musiałem wiedzieć więcej! Mój przyjaciel był zdziwiony moim nagłym zainteresowaniem tym strażnikiem. Wytłumaczyłem, że ostatnio miałem okazję go zobaczyć i mnie zaintrygował. Wtedy spotkałem się ze stanowczym sprzeciwem z jego strony. Przekazał mi wszelkie opowieści jego brata na temat mieszańca. Podobno jest nieprzewidywalny, chłodny, nie wyraża żadnych uczuć... Dowiedziałem się przy okazji, że ma bliznę po oparzeniu wokół lewego oka i nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, skąd ona się wzięła. Niektórzy strażnicy twierdzili, że to pamiątka po jakiejś bitwie, inni, że jest nienormalny i sam sobie to zrobił (nawet jak teraz o tym pomyślę, to ciarki mnie przechodzą). Przyjrzałem się temu znamieniu i spróbowałem sobie wyobrazić, ile bólu i cierpienia mu przysporzyła. Ale nie potrafiłem.

Usłyszałem wiele bardzo złych opinii... Tylko nikt nie odpowiedział mi na jedno pytanie: „Dlaczego?". Przybity biłem się przez to sam ze sobą. Próbowałem na spokojnie ogarnąć przyczyny nienawiści i niechęci w Jego stronę. Jednak... Wtedy czarne myśli niszczyły mnie od środka, które zawzięcie kłóciły się z przeczuciem, które uspokajało, ciągle mówiąc, że oni wszyscy się mylą. Zamknąłem się wówczas w sobie i wyciszyłem, co nie umknęło uwadze Uraraki. Ale nie zwierzyłem się jej z moich wewnętrznych dylematów. Sama uważała Go za bestię do zabijania.

W zaciszu własnej głowy zastanawiałem się komu uwierzyć. Swojemu przeczuciu i intuicji, czy może mrocznym zakątkom mojej wyobraźni, opiniom ludzi i bratu przyjaciela, który pracuje jako strażnik? Pamiętam rozdarcie w tamtym momencie... Starałem się usilnie sam siebie przekonać, że to wszystko pomówienia i plotki, ale zawsze wtedy nachodziła mnie myśl, że przecież w każdych jest ziarno prawdy. I tak za każdym razem! Co pomyślałem dobrego, to zaraz znalazł się argument, że może się mylę. Jak tak teraz myślę, to za dużo wtedy analizowałem, zamiast zacząć działać! Moje wewnętrzne rozterki trwały do czasu, aż wreszcie Go spotkałem. Teraz widzę zwykłego anioła, lecz bardzo smutnego...

Przyznaję, że parę dni temu zapuściłem się dosyć blisko granic, przez co naraziłem się na ataki bestii, które od tylu lat strażnicy próbują jakoś zgładzić, aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Udałem się tam w poszukiwaniu północnego wilka, którego właściwości lecznice są niezwykłe. Moja matka puściła mnie tam niechętnie, ale sama miała sporo pracy w lecznicy. Była znaną zielarką w krainie, więc często miała do czynienia z prawie umierającymi strażnikami, których uratować mogła czasem jedynie mikstura, gdzie głównym składnikiem są liście oraz płatki tego zioła.

Właśnie tamtego dnia zostałem zaatakowany, jak się teraz domyślam, przez chimerę. Jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony! Wyskoczyła nagle nie wiadomo skąd, kiedy skupiłem się na zbieraniu północnych wilków! Rozłożyła ogromne błoniaste skrzydła, rycząc wniebogłosy i pokazując rząd ogromnych kłów. Miałem wrażenie, że nie patrzą na mnie lwie oczy, wydawały się zbyt inteligentne i przepełnione chęcią zabicia dla samej przyjemności! Chciałem uciec, lecz całe ciało mi się trzęsło ze strachu, przez co próbując się powoli wycofywać przed bestią, nogi mi się poplątały i wywróciłem się na tyłek. Zareagowała gwałtownie i skoczyła w moją stronę. Instynktownie zasłoniłem się rękami i skrzydłami, zaciskając powieki. W tamtych chwilach, mając przed sobą perspektywę śmierci, zacząłem w myślach przepraszać matkę, za wszelkie nieporozumienia i moje nieposłuszeństwo, pożałowałem obojętności, którą obdarzyłem Urarakę, która zmartwiona próbowała pomóc. Czułem już gorący oddech na skrzydłach i ze łzami w oczach poddałem się, żałując, że nie poznałem Hybrydy.

Przerażony do granic możliwości usłyszałem świst, tuż po nim huk i potężny ryk, jakby z bólu. Szybko odsłoniłem się i otworzyłem oczy. Pospiesznie wstałem, rozglądając się. Nie mogłem pojąć, skąd wzięła się przede mną lodowa ściana! „Wszystko w porządku?" – krzyknął jakiś męski głos, a ja zerknąłem w jego stronę. To był On! Przez moment nasze spojrzenia się skrzyżowały, powodując u mnie irracjonalne w tamtym momencie poczucie bezpieczeństwa. Wydawał się przejęty. Szybko zwrócił wzrok w stronę stwora, ale zdążyło mi mignąć jakieś zaczerwienie na twarzy, które starała się zakryć czerwona część włosów. To była ta blizna... Tak się zastanawiam, czemu żaden medyk nie podał mu żadnych maści, która by usunęła zaczerwienienie i zmniejszyła widoczność tego piętna. Muszę przemyśleć dokładnie, jaki skład będzie miał krem, który mu przygotuję, jeśli będzie chciał. Niestety będę musiał go przygotować w domu, tutaj nie ma możliwości... Może uda się jakoś go przekonać, aby mnie odwiedził...

W każdym razie nie zdążyłem Mu nic odpowiedzieć, gdyż potwór znowu zaatakował, tym razem z powietrza. Mieszaniec kazał mi się uciekać. Nie spierałem się, ponieważ wiedziałem, że nie jestem w stanie pomóc. A jeśli będę bezpieczny, to skupi się na potworze, zamiast na ochronie. Pobiegłem więc w stronę lasu i skryłem się za drzewem. Wyjrzałem zza niego i miałem okazję zobaczyć walczącą Hybrydę. Jak ostatnio, moją uwagę przykuły skrzydła, tylko teraz błoniaste całe było w ogniu, a znad lodowego unosiła się mgiełka. Jego moc robiła wrażenie. Lód wykorzystywał, aby się nim zasłonić lub spowolnić stwora, a ogniem atakował, bądź odwracał uwagę, aby móc zranić mieczem trzymanym w prawej dłoni.

Zapewne oglądałbym dalej walkę między nimi, ale wyrosła przede mną ogromna ściana lodu. Nagle usłyszałem Jego wrzask; od razu podbiegłem do muru, rozglądając się na boki w poszukiwaniu jego końca. Zacząłem bezsilnie tłuc w ścianę. Musiałem wiedzieć, co się dzieje po drugiej stronie! Nie mogłem się wznieść, gdyż blokowały mnie drzewa. Krzyczałem coś, aż rozległ się rozdzierający ryk, po czym cały świat ogarnęła grobowa cisza. Zdezorientowany na chwilę zamarłem, kiedy niespodziewanie z trzaskiem skruszyła się ściana przede mną i zobaczyłem przed sobą obraz niesamowitego zniszczenia. Wiele drzew po drugiej stronie leżało połamanych, jeszcze więcej miało zwęgloną korę, bądź nie miała liści. Na środku polany zobaczyłem Go i leżącego bez życia potwora. Niepewnie zrobiłem krok do przodu. Dokładnie w tym momencie upadł bezwładnie na trawę. Pobiegłem, aby mu pomóc i tak oto teraz On leży na łóżku w wynajętym przeze mnie pokoju. Nie mogłem go tak zostawić. Umarłby!

Śpi teraz tak spokojnie... Po raz pierwszy od paru dni. Cieszę się, że...

Młoda anielica przeczytała tekst z tablicy, na której znajdowała się treść z dosyć zniszczonego już rękopisu leżącego bezpiecznie w gablocie i przetarła drobną łzę, która wdarła się do jej oczu. Podobnie jak większość jej rówieśników interesowała się historią tych bohaterów narodowych, więc wszyscy z wyczekiwaniem spojrzeli na przewodnika, który do tej pory czekał, aż skończą czytać.

– Midoriya nigdy nie zakończył tego zapisu – zaczął anioł, widząc, że wszyscy uczniowie oczekują na dalszą opowieść – ale to jedno wyznanie zapoczątkowało niezwykłą znajomość, która rozwijała się bardzo powoli, lecz połączyła tę dwójkę niezwykle silną więzią. Ponoć Izuku nieopatrznie zostawił swój notes, w którym zwykle zapisywał przeróżne przepisy na maści i mikstury, ale na jego końcu napisał to wyznanie, które miał nadzieję spalić, nim ktokolwiek to zobaczy. Nie udało mu się to, gdyż zostawił go na chwilę z rannym Todorokim, który przeczytał to – zrobił chwilową przerwę i chrząknął. – Podejrzewam na podstawie jego życiorysu, że nie mógł uwierzyć w słowa Midoriyi.

– A jak to się stało, że stali się sobie tacy bliscy? – zapytała młoda anielica.

– Nie ma pewności, ale ja sam uważam, że to zasługa czystego serca Midoriyi i jego zafascynowania odmiennością Todorokiego. – Wskazał głową na obraz, gdzie znajdował się wizerunek potężnego anioła lekko pochylonego przed siebie; patrząc na niego, można było odnieść wrażenie, że chce pomóc osobie, która na niego patrzy. Na jego twarzy gościł delikatny uśmiech, a oczy patrzyły z troską, a lodowe i błoniaste skrzydło otaczały go, jakby miały zamiar otulić jego i osobę przed nim. – Wcześniej opowiadałem wam, jak wyglądało życie Midoriyi i jaki miał charakter. Po samych zapiskach można wywnioskować, że on nie patrzył na niego jak na dziwadło. Myślę, że swoim dobrym usposobieniem otworzył Shoto na siebie i zdobył zaufanie, którego nigdy nie nadużył. Na pewno przełomowym momentem w ich życiu było pojawienie się Todorokiego u Midoriyi i usunięcie blizny.

– A czy Midoriya miał w końcu jakieś moce? A skąd się wzięła blizna? Jak pokonano potwory? – zapytało kilka osób na raz tak, że anioł ich nie zrozumiał.

– Możecie powtórzyć? I zadawajcie pytania pojedynczo – skarcił uczniów przed sobą, kręcąc głową. Przez chwilę młodzi milczeli, po czym rozległy się szepty pomiędzy nimi, kiedy dogadywali się co do kolejności.

– Czy Midoriya miał jakieś moce? – zapytał wreszcie jakiś chłopięcy głos z tyłu klasy.

– Z tego, co mi wiadomo, to nie.

– W takim razie jak udało im się razem uratować nas przed potworami?

– Niejednokrotnie słyszałem podejrzenia historyków, że Midoriya zyskał niezwykłą siłę od kogoś, ale osobiście uważam, że po prostu ta dwójka doskonale się dopełniała. – Anioł uśmiechnął się ciut szerzej. – Może Midoriya nie miał specjalnych mocy, ale nadrabiał wszystko swoim sercem, które płonęło i nigdy się nie poddawało. Todoroki natomiast miał ogromną siłę i moc dzięki swojemu nietypowemu pochodzeniu, lecz przed poznaniem Izuku jego serce przypominało bryłę lodu, do której nikt nie miał dostępu i nie miało żadnej pasji w sobie.

– Proszę pana, czemu na tym obrazie Todoroki nie ma blizny? – zapytał ktoś z grupy. – Skąd w ogóle wzięła się na jego twarzy?

– Ten obraz był robiony długo po ich spotkaniach, aby dobrać odpowiednie składniki, które zmniejszyły znacznie widoczność blizny. Jej historia jest dosyć przełomowa w życiu Todorokiego – poinformował przewodnik. – Teraz już wiemy, że jak dołączył do wojska, już wtedy za nim nie przepadano, ale nie miał przez to jakiś większych problemów. Aż do pewnego dnia – zamilkł na chwilę, aby zebrać myśli. – Wszystko zaczęło się od ataku górskiego smoka na pewną wioskę. Ludzie uciekali w panice, próbując ratować siebie i bliskich przed jego płomieniami. Wtedy przybyli strażnicy, a wśród nich Todoroki. Miał zająć się ewakuacją wraz ze świeżo upieczonymi obrońcami, kiedy bardziej doświadczeni ruszyli do boju. Jednak przegrywali ze stworem, więc ruszył im na pomoc. Skończyło się na tym, że smok dostał szału i spalił tamtych strażników, a jemu została blizna, gdyż zdążył się zasłonić. Jakimś cudem udało mu się odstraszyć smoka lodem i uratować mieszkańców, jednak zniszczenia były niewyobrażalne. Najgorsze w tym wszystkim był fakt, że towarzyszyli mu ci, którzy nienawidzili go. Starali się wszystkich przekonać, że to jego ogień zabił wojskowych, a nie smoka. Oczywiście nic mu nie udowodniono, jednakże ciągnęło się to za nim przez całą jego służbę. A że z każdą akcją stawał się brutalniejszy w stosunku do wroga, krążyły o nim plotki, że jest sadystą.

– Musiał bardzo cierpieć... Ale też chciał pomagać... – szepnęła i spochmurniała młoda anielica i zerknęła po raz kolejny na obraz, gdzie przedstawiono mieszańca, jako bohatera i dobroczyńcę. Dobrze, że znalazł się ktoś, kto go docenił i pokochał szczerze. Wierzyła, że to nagroda za cierpienie, przez jakie przeszedł w wojsku. – Kiedyś usłyszałam, że byli oni parą, czy to prawda? – odezwała się znienacka. Na to pytanie przewodnik widocznie się zmieszał i przez chwilę milczał. Po chwili chrząknął, odzyskując głos.

– To, że nie mieli żon, nie musi znaczyć, że byli razem – odparł wymijająco, po czym szybko zmienił temat. – A teraz chodźcie dalej, przyjrzymy się bliżej temu, jak uratowali nas od stworów i wszelkich wrogów, którzy przez setki lat nie dawali nam ani chwili wytchnienia. – Ruszył dalej w głąb muzeum.

Młoda anielica tylko pokręciła głową, aż nienaturalnie czerwony kosmyk – wyróżniający się na tle białych włosów – wyszedł z jej warkocza. Nie mogła uwierzyć, jak bardzo chowają przed ludźmi ten drobny fakt! Jakby robiło to komukolwiek różnicę, że byli w sobie na zabój zakochani! Jej prababcia była siostrą słynnego Todorokiego, więc wiedziała więcej o nim ze strony prywatnej. To prawda, że złe doświadczenia zamknęły go na ludzi i powodowały w nim agresję, ale jakoś nie wspomina się, że był dosyć blisko z matką i siostrą. A z Midoriyą zakochali się w sobie na zabój i walczyli z przeciwnościami, gdyż tylko razem mieli taką siłę, aby pokonać zło, które stawało im na drodze.

Westchnęła tylko i poszła dalej, po raz ostatni zerkając na rękopis, który tyle zmienił w jej rodzinie przed tyloma laty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top