🐦Kōtaro Bokuto x OC

-Yuno---

— Nie śmiej się — powiedział chłopak z wyrzutem, podczas gdy dziewczyna dosłownie zgięła się w pół, nie mogąc złapać oddechu. Bokuto wydął wargi z naburmuszoną miną, przykładając do kości policzkowej woreczek z lodem.

— Jak można być taką ofermą? — zapytała, nieudolnie próbując się opanować.

— Ja tylko robiłem co do mnie należy! — obruszył się chłopak.

— To nie była twoja piłka, Bokuto-san — powiedział Akaashi, składając koszulkę i układając ją na dnie sportowej torby.

— To Sakurui nie był na swojej pozycji! — zaoponował, wymachując zimnym okładem. Szatynka uchyliła się przed niezamierzonym ciosem przyjaciela i otarła łzy spod oczu.

— Oj, Bokuto, przyznaj się w końcu, że pochrzaniłeś ustawienia.

— Ale on dzisiaj grał na przyjęciu! — zawołał białowłosy.

Akaashi patrzył na niego beznamiętnym wzrokiem.

— Grał na ataku, Bokuto-san — powiedział, a kapitan Fukurodani wlepił w niego spojrzenie sowich oczu.

— Nieprawda — mruknął po chwili. Brązowowłosa trzecioklasistka zacmokała cicho, patrząc na zaczerwienioną twarz przyjaciela.

— Ale żeś przywalił — switowała, chichocząc cicho. Bokuto jęknął cierpiętniczo i odłożył lód na ławkę.

— Chodźmy już stąd! — powiedział i ostentacyjnie rozejrzał się po szatni. — Zostaliśmy tylko my!

— Tylko dlatego, że ty się ociągasz, ja na ciebie czekam, a Akaashi, jako jedyny z was flejtuchy, bierze prysznic po treningu — odparła szatynka. Bokuto prychnął zirytowany.

— Ja zawsze jestem czysty i pachnący — obruszył się, zakładając ramiona na piersi. Dziewczyna uniosła brew z powątpiewaniem.

— A pamiętasz ten dezodorant, który ci dałam na ostatnie urodziny? — zapytała. Chłopak już otwierał usta by coś powiedzieć, ale rozmyślił się i ponownie je zamknął.

— Nie wiem o czym mówisz — odparł w końcu, a dziewczyna parsknęła. Akaashi westchnął cicho.

— Odpuść sobie, Bokuto-san, ta rozmowa do niczego nie prowadzi.

Białowłosy westchnął i podniósł się z ławki.

— Chodźmy stąd.

***

— Kiedy są wyniki egzaminów? — zapytał Bokuto, wsuwając ręce do kieszeni dresu. Dziewczyna wskoczyła na krawężnik i rozłożyła ręce, łapiąc równowagę.

— Chyba za tydzień — mruknęła, przeskakując wyrastającą ze szczeliny w kostce roślinkę. — A co? Wydawało mi się, że nie przejmujesz się wynikami.

Bokuto westchnął ciężko i spojrzał w jasne niebo.

— Nadal nie dostałem odpowiedzi — odparł, a dziewczyna omal nie spadła z krawężnika.

— Co?

— Jeśli nie wezmą mnie do reprezentacji albo chociaż do klubu, będę musiał pomyśleć nad czymś innym.

Szatynka wydała z siebie długi jęk.

— Muszą cię przyjąć, Kōtaro. Jesteś najlepszym atakującym w Japonii!

— Tak wiem — zaśmiał się, ale zaraz zamilkł. — Ale jednak...

— Zamknij się — warknęła, uderzając go w ramię. — Przyjmą cię i koniec!

Bokuto rozmasował obolałe miejsce, uśmiechając się wesoło. Zawsze potrafiła go rozweselić.

— Zrobimy wielką imprezę na zakończenie szkoły — powiedział nagle, a dziewczyna wciągnęła ze świstem powietrze i zeskoczyła z krawężnika.

Graduation party — odparła z pasją. Bokuto wydął wargi.

— Nie mów do mnie po angielsku — powiedział. Dziewczyna zaśmiała się.

— Przecież wiem, że rozumiesz — prychnęła. — Jesteś mistrzem z angielskiego.

— Ale nie mogę znieść twojego akcentu — wyjaśnił. Szatynka otworzyła usta z oburzeniem.

— Jak śmiesz?! — wykrzyknęła. Bokuto zaśmiał się.

— Zrezygnuj z tych studiów anglistycznych, dobrze ci radzę — powiedział z bezczelnym uśmiechem.

— Nie no, idę na menadżerstwo — mruknęła, wkładając dłonie w kieszenie bluzy.

— Może zostaniesz moją menadżerką jak już będę sławny i bogaty? — zapytał. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

— Bardzo chętnie.

***

Bokuto nawet nie pukał. Wbiegł do mieszkania przyjaciółki, zapominając nawet o zdjęciu butów. Niemal wpadł do pokoju szatynki i uniósł w górę białą kopertę.

— Przyszło! — powiedział z mieszanką ekstytacji i przerażenia. Dziewczyna siedząca przy biurku, uśmiechnęła się i wyjęła z szuflady list, oznaczony pieczęcią Uniwersytetu Tokijskiego.

— Czekałam specjalnie na ciebie.

— Na trzy? — zapytał białowłosy, łapiąc za krawędź koperty. Oboje wlepili wzrok w swoje kartki. Na twarzy chłopaka już po chwili odmalował się gigantyczny uśmiech, a on sam zaczął niemal skakać z radości, przeczytawszy, że najlepszy klub siatkarski w Tokio przyjął go na pozycję atakującego.

— Cholera, Ai-chan! — krzyknął zadowolony, jednak zamikł, widząc spojrzenie przyjaciółki. — Co jest?

— Nie przyjęli mnie — powiedziała. Chłopaka zatkało.

— Niemożliwe — powiedział i wyrwał dziewczynie kartkę z dłoni. Trzykrotnie przeczytał cały list, po czym odłożył go na biurko i spojrzał na dziewczynę.

— I co teraz?

— Pamiętasz, że moim drugim wyborem był uniwerek w Osace? — spytała cicho. Bokuto pokiwał głową. — Oni mnie przyjęli.

— Pójdziesz tam? — zapytał. Dziewczyna westchnęła.

— A mam inne wyjście?

— Kurna — warknął chłopak. — To jest... W cholerę daleko od Tokio. Czy to znaczy, że...

— Nie przestaniemy się przyjaźnić, Kōtaro — powiedziała.

— Ale będzie ciężko...

— Nie da się ukryć — powiedziała, podchodząc do chłopaka i obejmując go w pasie.

— Cholera... Po tylu latach spotykania się dzień w dzień... Mamy tak nagle przestać się widywać?

Dziewczyna oparła głowę na klatce piersiowej chłopaka i westchnęła ciężko.

— Przykro mi...

Bokuto położył brodę na głowie dziewczyny i zamknął oczy.

— Przeniosę się z tobą do Osaki.

— Powaliło cię? — zapytała spokojnym głosem.

— Aido, błagam cię — zaczął. — Bez ciebie to nie ma sensu.

— Rezygnacją z marzeń nie ma sensu — powiedziała. — Nie pozwolę ci tego zrobić.

Siatkarz przytulił dziewczynę jeszcze mocniej.

— Nie pozwolę ci wyjechać — powiedział. Szatynka przełknęła ślinę.

— Nie masz wyboru.

***

Kōtaro czuł jak łzy napływają mu do oczu. Zebrał się w sobie i ponownie uściskał przyjaciółkę.

— Będę tęsknić — powiedziała, klepiąc go lekko w plecy.

— Ja bardziej — powiedział. — Będę dzwonił dwa razy dziennie słowo daję.

— Dobrze — zaśmiała się. — A teraz mnie puść, bo ucieknie mi pociąg.

Chłopak nie ruszył się z miejsca.

— Kōtaro...

— No już no — jęknął, wypuszczając ją z objęć. — Na pewno musisz jechać?

Dziewczyna zaśmiała się.

— Muszę — przytaknęła i sięgnęła do tylnej kieszeni spodni. Wyciągnęła rękę w stronę chłopaka i podała mu plastikową, tandetną zawieszkę do telefonu w kształcie sowy. Chłopak zmarszczył brwi.

— Co to jest? — spytał.

— Na szczęście — odparła. — I na pamiątkę — uśmiechnęła się pokazując własną, identyczną zawieszkę.

— Aidoooo... — jęknął, ponownie ją ściskając. Dziewczyna zaśmiała się i wyrwała z uścisku.

— Trzymaj się, Kōtaro. Bądź grzeczny i nie sprawiaj Kuroo problemów.

— Postaram się — obiecał. — Do zobaczenia.

— Do zobaczenia — powiedziała z uśmiechem i po wymienieniu ostatniego smutnego spojrzenia, chwyciła za rączkę walizki i skierowała się w stronę pociągu.

Bokuto machał jej, dopóki całkowicie nie zniknęła mu z oczu, a kiedy to nastąpiło otarł mokry policzek i odwrócił się w stronę taksówki. Wsiadł z westchnieniem i położył dłonie na kolanach.

— Ciężko było? — zapytał siedzący obok niego współlokator.

— Na maksa.

— Chcesz się napić?

Bokuto spojrzał na przyjaciela.

— Ale ty stawiasz.

Kuroo zaniósł się śmiechem.

— Niech będzie, bro — powiedział. — Zrobię wszystko, żebyś mi się nie załamał.

— Dzięki — odparł i wyciągnął telefon, gdy Kuroo podawał taksówkarzowi adres.

— Halo? — usłyszał po kilku sygnałach. — Co jest, Kōtaro?

— Część, Aido — przywitał się. — Po prostu się stęskniłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top