🐦IwaOi

— Zachowujesz się jak dziecko — wdycham, gdy po raz kolejny szatyn przykleja się do witryny sklepu zoologicznego.

— Ale Iwa-chan — jęczy. — Ja chcę królika!

— Dobrze — mówię, a chłopak patrzy na mnie z nadzieją. — Zjemy na obiad.

— Iwa-chan! Jak możesz?! — pyta, kiedy odciągam go od szyby.

— Idziemy, głupku, po obrączki, a nie zwierzę!

— Iwa-chan!

— Zaraz się rozmyślę — warczę. Szatyn zaciska usta. Groźba zerwania zaręczyn nigdy nie zawodzi.

— Ale pamiętasz, że obiecałeś mi psa? — pyta, a ja wdycham ciężko.

— Nic ci nie obiecałem — mruczę, szukając wzrokiem jubilera.

— Albo pies, albo syn — mówi z uśmiechem.

— Jak ty chcesz mieć syna?! — pytam. — Shittykawa... Naprawdę mam ci wyjaśnić jak to działa?

— Oj, Iwa-chan — śmieje się. — Mówię o adopcji. Nie chciałbyś mieć ze mną dzieci?

— To chyba najgłupsze, o co mnie kiedykolwiek zapytałeś — mówię i dostrzegam witrynę sklepu jubilerskiego.

— Iwa-chan! — jęczy szatyn, coraz bardziej mnie wkurwiając.

— Shittykawa! Ty się za cholerę nie nadajesz na ojca! Po co mi kolejne dziecko na głowie? Już wystarczy, że ciebie muszę niańczyć! — warczę. Niewiele w tym prawdy. Kto jak to, ale Oikawa ma wspaniałe podejście do dzieci i jestem pewien, że całkiem nieźle sprawdziłby się w roli ojca. Czasem nawet potrafi być odpowiedzialny.

— Iwa-chan, to było niemiłe — wzdycha. — Ale przemyślisz to?

— Żadnych dzieci — mówię stanowczo. — A na pewno nie przed ślubem, idioto.

— To znaczy, że nie wykluczasz tej możliwości? — pyta z nadzieją, wchodząc do sklepu.

— Zamknij się — warczę i podchodzę do lady. — Dzień dobry, chcielibyśmy zobaczyć obrączki — mówię, podczas gdy Tōru ogląda pierścionki zaręczynowe, porównując je ze swoim.

— Witam, witam — uśmiecha się sprzedawca. Jest w podeszłym wieku, wygląda dość sympatycznie. — Który z panów to pan młody? — pyta, a wtedy obaj unosimy dłonie. Mężczyzna uśmiecha się szerzej. — Podwójny ślub?

— Właściwie to... Jeden... — mówię niepewnie i drapię się w kark. — My...

— Oh, rozumiem — mówi, a uśmiech powoli schodzi z jego twarzy. Odwraca się i wyciąga szufladę z wyłożonymi na czerwonym odbiciu obrączkami. Tōru podchodzi do mnie i delikatnie obejmuje mnie w pasie, zerkając na sprzedawcę, by sprawdzić jego reakcję. Mężczyzna krzywi się i odwraca wzrok. Dyskretnie wbijam narzeczonemu łokieć w żebra i skupiam się na obrączkach.

— O te — mówi Oikawa, wskazując złote, dość szerokie kółka. Kiwam głową i patrzę na sprzedawcę.

— Grawerowane? — pyta oschle.

— Tak, proszę — odpowiadam.

— Panów... imiona? — mówi, przykładając długopis do notesika.

— Hajime i Tōru — odpowiadam i przyglądam się jak staruszek skrobie po kartce.

— Chcą panowie z datą? — dopytuje. Już otwieram usta żeby odmówić gdy Tōru wcina mi się w słowo.

— Tak, poprosimy — uśmiecha się promiennie. — Żeby ktoś tu nie zapomniał o rocznicy, tak kochanie? — pyta, przybliżając się do mnie. Widzę, że sprzedawca jest na skraju wytrzymałości, więc trzepię szatyna w tył głowy i grzecznie rezygnuję z daty. Może i kiedyś zapomnę o rocznicy, ale przynajmniej zapłacę mniej za grawer.

***

— Ty cholerny kretynie! — warczę, gdy już znajdujemy się ma ulicy. — Musiałeś go wkurwić? Przecież widziałeś, że facet jest jakimś homofobem!

— Czyżbyś nareszcie pogodził się z faktem, że jesteś homoseksualny, Iwa-chan? — pyta z przebiegłym uśmieszkiem.

— Nie jest gejem! — mówię trochę za głośno, a przechodzące obok dwie licealistki parskają śmiechem.

— Oczywiście, że nie, Iwa-chan — uśmiecha się. — Ciebie przecież nie kręcą ani faceci, ani kobiety, prawda? Ty po prostu jesteś Tōruseksualny!

— Jestem wkurwiony — poprawiam go i biorę zamach. W ostatniej chwili Oikawa uchyla się i uskakuje w bok, śmiejąc się cicho.

— Co teraz mamy w planie? — pyta.

— Obiad i przymiarki u krawcowej — odpowiadam. Oprócz tego spotkanie z kobietą od dekoracji i fotografem. Tōru uparł się, że musi mieć koniecznie sesję narzeczeńską, a ja jak głupi się zgodziłem. W dodatku muszę jeszcze zadzwonić do faceta od wynajmu sali, gościa od limuzyny, zespołu na wesele i... Już nawet nie pamiętam, ale jest tego tyle, że prędzej Tōru dorośnie niż ja do końca zorganizuję ten ślub. W sumie nie wiadomo czy dojdzie on w ogóle do skutku, biorąc pod uwagę duże prawdopodobieństwo śmierci jednego pana młodego z rąk jego narzeczonego.

Łapie krótkiego shota w ramach rekompensaty za to, że mnie nie ma. Napisałam go jakoś dawno temu i w sumie wam pokażę, bo czemu nie ^^

Do zobaczenia już niedługo (mam nadzieję)

~Beth💙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top