2. Polowanie na postać
Roztaczająca się przed nim pustka emanowała magią i spokojem. Dobrze znał to uczucie - w końcu robił to już wiele lat. Zawsze przynosiło to ten sam, marny skutek, jednak nie miał zamiaru się poddawać. Szło mu to nadzwyczaj opornie, ale w końcu musi mu to jakoś wyjść.
To, że coś mu nie szło, nie oznaczało wcale, że mu się nie uda. Badał już wiele dziedzin magii. Nie każda była łatwa i przyjemna do odkrywania, a tym bardziej do opanowania, lecz dzięki wytrwałości i sumienności skończył jako ich największy znawca.
Zrobił krok do przodu. Potem kolejny i następny. W końcu zaczął biec przed siebie. W tej formie i tak nie mógł się zmęczyć. Był zawieszony między swoim umysłem a rdzeniem magicznym. Z kolei jego ciało wciąż tkwiło w gabinecie.
Nagle zatrzymał się. Zaczął intensywnie myśleć. Zawsze, kiedy próbował zobaczyć swoje zwierzę, biegł w stronę mózgu. W końcu, gdzie indziej może być to zapisane? Jednak co jeśli jego problemy z opanowaniem tej dziedziny magii wcale nie wynikały z faktu, że nie robił tego dla siebie, tylko dla Syriusza?
Istniała też druga opcja. Była ona szalona i zakrawała na zaledwie jeden procent postaci animagicznych, jednak może właśnie o to chodziło? Obrócił się na pięcie, zmierzając w przeciwnym kierunku.
Zazwyczaj zwierzęce postaci, to odzwierciedlenia wyglądu i cech charakteru czarodzieja. W ów czas były one bezpośrednio połączone z umysłem maga. W takich przypadkach nie trzeba było się za bardzo wysilać, aby zostać animagiem - wystarczył proces, którego dzieci uczą się na trzecim roku w Hogwarcie, a jedynym problemem była nauka przechodzenia przemiany. No i by nie połknąć przez przypadek tego przeklętego liścia. Wtedy też najwięcej odnotowuje się przemian w zwierzęta, które pełniłą również funkcję patronusa.
Istniała jednak druga, o wiele rzadsza opcja. Czasem zdarza się, że postać animagiczna jest połączona ściśle z rdzeniem magicznym i odzwierciedla charakter oraz siłę magii. Kiedy tak się dzieje, samo miesięczne trzymanie listka mandragory w ustach, wypicie odpowiedniego eliksiru i rzucenie zaklęcia w konkretnym momencie nie wystarczy. Po tym bowiem zaczyna się wieloletnie "polowanie na zwierzę". Niewielu ludzi o tym wie. Często bywa, że czarodziej, który znajdzie się w takiej sytuacji rzuca animagię, lub brnie w nią bez większej świadomości.
Jest to tak rzadkie zjawisko, że jeszcze nikt nie zawracał sobie głowy badaniem go. Po prostu się to nie opłacało. Zwłaszcza że szacuje się, iż na tysiąc ludzi obdarzonych magią, animagiem zostaje mniej niż jeden z nich. Jednak, jeśli Harry myślał poprawnie, to właśnie udało mu się rozgryźć tę zagadkę.
Skoro normalnie postać zwierzęcą można znaleźć w strefie umysłu, który ma w sobie zapisany ludzki wygląd i charakter, to ten drugi rodzaj postaci, powinien być tam, skąd wywodzi się magia. W samym rdzeniu magicznym.
Właśnie tam się kierował. Problem tkwił jednak w tym, że nikt nie może dosięgnąć swojego rdzenia magii. To było zbyt niebezpieczne, a skutki zabawy nim za bardzo nieprzewidywalne i brzemienne w skutkach.
W ciemności zamajaczyło zielone światło. Skupił na nim swój wzrok, lecz obraz wciąż był mocno rozmazany. Wyglądał jak jakiś ruchomy, ogromny kryształ, wokół którego lewitowały miliony, drobniejszych świateł. Przyspieszył kroku, jednak dziwny obiekt (który jak przypuszczał był jego rdzeniem magicznym) nie przybliżył się nawet odrobinę.
Zatrzymał się gwałtownie. Zagryzł wargę, myśląc intensywnie. Wszystko ładnie, pięknie, zrozumiał, jaki jest klucz w animagicznej przemianie, ale jak ma go dosięgnąć? Nie może tam dojść, bo to po prostu fizycznie niemożliwe.
Nie potrafił niczego wymyślić. Na pewno nie tutaj i nie teraz. Westchnął ciężko. Już myślał, że dziś uda mu się w końcu posunąć się na przód w swojej przemianie, ale wychodzi na to, że nic z tego.
Obrócił się z zamiarem odejścia, jednak wpadł na coś wielkiego i jakby... futrzanego? Szybko odsunął się o kilka metrów, będąc w lekkim szoku. Przed nim stało coś, co ścigał już od paru ładnych lat, jednak wciąż nie potrafił zrozumieć, co to jest.
Było wysokie na jakieś dwa-trzy metry i ogólną budową przypominało młodego smoka, który był pokryty nie tylko łuskami, lecz również piórami i gdzieniegdzie futrem. Jego wygląd był co najmniej niecodzienny, a mimo to roztaczał wokół siebie majestatyczną, piękną aurę. Co najdziwniejsze, był otoczony przez mgłę, która utrudniała stwierdzenie, jakiego jest koloru.
Zwierz przechylił trójkątną, smukłą głowę zwieńczoną srebrnymi rogami, które u podstawy tworzyły coś na wzór korony. Nim mężczyzna zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, ten zaczął chodzić wokół niego, dając mu w ten sposób lepszy punkt widzenia na jego wygląd.
Jego łeb z lekko oklapłymi, puchatymi uszami znajdował się na opierzonej, smukłej szyi, którą od przodu osłaniały grube, tarczowate łuski. Cztery, potężne łapy o ostrych pazurach porośnięte były gęstym, nieco przydługim futrem, a ciągnący się za nim ogon przypominał ten należący do pawia. Z miejsca, z którego powinny wyrastać skrzydła, wychodziły dwie, długie, pokryte piórami witki, które również spoczywały spokojnie na ziemi.
Wybraniec zmarszczył brwi. To zdecydowanie nie był żaden smok, demon, czy też inne monstrum. Nie widniał on też na żadnych malowidłach, a był więcej niż pewny, że coś tak pięknego zasługiwało na jakiekolwiek uwiecznienie.
- Czym sobie zasłużyłeś, że wymazano cię z historii? - wyszeptał w ziemię, myśląc głośno. - A może jeszcze nikt cię nigdy nie widział?
Istota jakby rozumiejąc jego słowa, zatrzymała się przed nim, patrząc na niego swoimi przenikliwymi, białymi oczami. Brunet uniósł głowę, zauważając, że obłok przysłaniający jego towarzysza zniknął. Przyjrzał się ponownie zwierzęciu. Okazało się ono bladoniebieskie. Każda część ciała mieniła się delikatnie, sprawiając, że cała jego istota przywodziła na myśl coś pomiędzy lodem, szronem, a śniegiem.
Jak zahipnotyzowany podniósł rękę do jego pyska, kompletnie zapominając, że właśnie spotkał swoją postać animagiczną. Pod palcami wyczuł ciepłe, miękkie futro. Przez chwilę poczuł się jak małe dziecko, które pierwszy raz w życiu głaszcze szczeniaczka. Magiczna istota jakby wyczuwając jego nastrój, podniosła swoje witki, które po odpowiednim ułożeniu zostały połączone półprzezroczystą błoną, która wyglądała jak najprawdziwszy szron. Teraz uformowały one najprawdziwsze skrzydła. Harry z fascynacją patrzył na owe zjawisko. Zaczął gładzić delikatnie głowę postaci animagicznej, która wydawała się z tego, jak najbardziej zadowolona.
- Czym ty jesteś? - zapytał w sposób, jakby spodziewał się odpowiedzi, jednak dobrze wiedział, że jej teraz nie dostanie.
Stał chwilę w ciszy, aż nie stało się coś, czego się nie spodziewał. Nagle oczy istoty zabłysnęły czerwienią. Całe jej futro i pióra zjeżyły się, stając dęba. Piękny, jasnoniebieski kolor zaczął zmieniać się w smolistą czerń, a ogon zaczął przypominać złożone, czarne ostrza. Jedyne co nie uległo zmianie to rogi, które złowrogo odznaczały się na ciemnym kolorze.
Zielonooki odskoczył zaskoczony, kiedy zwierze wyrwało mu swoją głowę. Odruchowo zaczął wymieniać w głowie wszystkie znane mu zaklęcia, które pozwoliłyby mu uspokoić tę piękną istotę, jednak wtedy przypomniał sobie, że w tym miejscu używanie magii jest niemożliwe. Teoretycznie myśl o tym, iż wszystko dzieje się wyłącznie w jego głowie, powinna go uspokoić, jednak tak się nie stało. Już od dawna nie panikował, a podczas swoich badań widział o wiele groźniejsze potwory, jednak teraz po prostu nie potrafił nic zrobić.
Nim się zorientował, co się dzieje, otoczył go czarny, gęsty dym. Przełknął głośno ślinę. Zaczął obracać się wokół własnej osi, próbując wyczuć, gdzie jest jego postać animagiczna.
Co się dzieje? - zadawał sobie pytanie w myślach. - Takie coś nie powinno się wydarzyć. To nie ma racji bytu!
Wtem tuż przed nim wyłoniła się wielka, rozdziawiona paszcza z trzema rzędami ostrych zębów. Mimowolnie zakrył się rękami, szykując się na spotkanie z ogromnym bólem. Poczuł, jak uzębienie stwora chwyta go, wbijając w jego ciało dziesiątki jak nie setki szpiców. Bestia podniosła go nad siebie, pozwalając, by spadł jej w dół przełyku.
###
Cześć dzióbaski!
Nim ktokolwiek oskarży mnie o bycie Polsatem, to od razu mówię, że postaram się jeszcze dziś dodać trzeci rozdział.
Część pojawiłaby się już wczoraj, gdyby nie moja choroba. Dziś jednak jestem już na antybiotyku i czuję się lepiej, więc ta-da! Mam nadzieję, że się cieszcie.
Do napisania
Senpai Shire
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top