14. Eksperyment

- Nikomu nie powiem. Obiecuję. Jednak i tak muszę cię zbadać. I to jak najszybciej - wypalił Stark na jednym wydechu.

Harry spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, lecz już w następnej sekundzie w jego oczach pojawiło się zrozumienie. Tak bardzo odeszli od tematu, że prawie o tym zapomniał. Przecież ten naukowiec (jak to zgrabnie wcześniej ujął) wskrzesił go. Powiedział to raz czy dwa, ale niczego nie wyjaśnił.

- Chodzi o moją operację? - upewnił się z powagą w głosie.

- I tak i nie - przyznał, ruszając przed siebie. Animag poszedł za nim. - Wciąż jesteś wśród żywych, oddychasz i chodzisz w obu formach bez większych przeszkód, więc teoretycznie nie ma żadnego problemu.

- A praktycznie?

Stark westchnął, zatrzymując się przed jakimś pokojem. Obrócił się do niego, przyglądając uważnie.

- Naprawdę niczego się nie domyślasz? - zapytał lekko zdziwiony. - Musisz odczuwać jakieś skutki.

Harry zastanowił się. Trudno było mu stwierdzić, jak się czuje. Ostatnio spędzał całe dnie w zupełnie obcej, kociej formie. Samo to było dla niego nowe i dostarczało nieznanych do tej pory doznań. Był niemal pewny, iż gdyby coś sobie zrobił w swojej zwierzęcej postaci, to nie byłby w stanie określić, co to, póki nie zmieniłby się z powrotem w siebie.

Jednak kiedy zaczął myśleć nad tym dłużej, to na początku dość trudno mu się poruszało. Kiedy wstał dziś rano, najpierw poczuł dziwne rwanie w boku, ale to chyba było normalne po czymś takim. Jednak przez dobre kilka minut odczuwał niemiłą... jakby drętwotę całego ciała. Ciężko mu było chodzić, chociaż samo podnoszenie łap, nie sprawiało problemów. Z drugiej strony udało mu się to rozchodzić. Po tym mógł już biegać, skakać i kraść dokumenty bez żadnych przeszkód.

Podsumowując to wszystko, to albo było w tym coś na rzeczy, albo po prostu źle spał.

- Szczerze powiedziawszy, to nie wiem - powiedział, zadzierając głowę, by spojrzeć mężczyźnie w oczy. - Nawet jeśli faktycznie coś takiego dziś mi się przytrafiło, to udało mi się to rozchodzić.

Howard przytaknął, ruszając w dalszą drogę. Nawet nie zauważył, że zostawił niższego od siebie bruneta w tyle. Nie rozumiał tego. To, co zrobił, powinno przynajmniej w małym stopniu dać się chłopakowi we znaki. Może dzięki temu przeżył, ale wciąż... W końcu każda osoba po wsadzeniu protezy, wycięciu wyrostka, czy jakimkolwiek innym zabiegu skarży się na ból. Czy tak szybka regeneracja była związana z jego zmiennokształtną umiejętnością?

Nie znał odpowiedzi na to zasadnicze pytanie. Ba! Był niemal przekonany, że nigdy nie będzie mu dane jej poznać! Ale kto wie? Może kiedyś?

Zielonooki zrównał się z nim krokiem.

- Wczoraj wieczorem Steve przybiegł tutaj z tobą na rękach - zaczął opowiadać, wyczuwając w powietrzu nieme pytanie. - Był cały czerwony. Przez pierwsze kilka chwil nie wiedziałem, co się dzieje, bo przerwał mi w samym środku badań. Wtedy zrozumiałem, że to czerwone coś, to była twoja krew.

Zerknął na niego kątem oka, starając się odczytać jego ekspresję. Szedł on niewzruszony jego słowami z obojętną mimiką. Nie była to reakcja, jaką uzyskuje się na coś podobnego od normalnego człowieka. Podejrzewał, że jego towarzysz przeszedł w życiu więcej, niż mogłoby się wydawać. Zanotował sobie w głowie, by wypytać go o to przy sprzyjających okolicznościach.

- Nie byłem zadowolony, że mi ciebie tutaj przynieśli - wyznał, wracając myślami do tematu. - Nie jestem lekarzem, a tym bardziej chirurgiem. Jednak nie było już na nic czasu. Uśpiłem cię, a Rogers opowiedział mi, co się wydarzyło. Ponoć przyniósł cię któryś z nowych żołnierzy. Miałeś ranę na boku, ale nie krwawiła ona za bardzo - tłumaczył ze spokojem. - Dopiero kiedy cię podniesiono, sprawy przybrały tak krwawy obrót.

- Co się stało?

- To rozcięcie było bardzo głębokie i krzywe. Dosięgnęło nawet ścianki twojej tętnicy brzusznej - odpowiedział, gestykulując pojedyncze słowa. - Jednak nie przecięło jej do końca. Do tego doszło, dopiero kiedy zmuszono twoje ciało do zmiany pozycji.

- Czyli musiałeś mi ją zeszyć?

- Tak, ale... - zrobił krótką pauzę, czując, jakby zaczynało mu brakować powietrza. - Coś poszło nie tak. Przynieśli cię za późno. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, wykrwawiłeś się na tym stole - wskazał jedyny blat w pokoju, do którego weszli.

Serce Pottera przyspieszyło lekko swój bieg. Chciał się odruchowo chwycić za swój cenny wisiorek, jednak opamiętał się. Nie mógł go ciągle dotykać w taki sposób. To za bardzo go eksponowało. A na tym zależało mu jak najmniej.

- W takim razie, czemu wciąż jestem wśród żywych?

Howard nie odpowiedział od razu na to pytanie. Spuścił nieco głowę, jakby myśląc o czymś z zapałem. Po tym ruszył do opancerzonej szafki, która niemal przywodziła na myśl ogromny sejf. Mężczyzna szybko ją otworzył, wpisując odpowiedni kod. Kiedy tylko jej zawartość stanęła przed nim otworem, zaczął w niej szperać zawzięcie.

Zajęło mu to dość długą chwilę, jednak w końcu udało mu się odnaleźć to, czego szukał. W jego dłoni znalazło się małych rozmiarów, metalowe pudełko, które z jakiegoś powodu wyglądało jak świecąca na niebiesko zapalniczka. Animag mógł przysiąc, że już je kiedyś widział, jednak nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Zmarszczył czoło, próbując zrozumieć skąd to uczucie, podczas gdy naukowiec zaczął mówić.

- Wiesz, co to jest? - jego rozmówca zaprzeczył ruchem głowy. - To mój drogi jest coś, co przyniósł mi Kapitan Ameryka ze swojej pierwszej misji. W środku znajdują się małe kule stworzone z potężnej energii, których pochodzenie nie jest mi znane. Jednak z tego, co udało mi się już odkryć, to mają w sobie ogromną moc. Jest to czysta energia, ujarzmiona w tak niepozornej, małej formie.

Wtedy wszystko stało się dla niego jasne. W fabryce i zarazem jednej z głównych baz Hydry było tego pełno. Stały tam całe, równo poukładane stosy takich rzeczy. Dziwnym trafem jednak nie pamiętał, by blondyn zabrał to ze sobą.

- Te niezwykłe przedmioty są tak potężne, że nie można ich dotknąć gołą skórą - kontynuował, oglądając pudło. - Okrytą z resztą też nie.

- Co to ma do rzeczy? - nie rozumiał.

- Wszystko Gardo, wszystko. Nie wiedziałem co mam z tobą zrobić. Zszyłem ci twoją ranę, by chociaż w jakimś stopniu cię uhonorować. Jednak kiedy patrzyłem na twoje nieruchome ciało, nie potrafiłem ot, tak po prostu odejść. Siedziałem przy tobie, nie wiedząc co zrobić. Po raz pierwszy ktoś zamarł mi na rękach - opowiadał cicho, przypominając sobie niedawne wydarzenia. - Wtedy wpadłem na pomysł. Miałem mało czasu na jego zrealizowanie i istniało duże prawdopodobieństwo, że się nie uda, ale musiałem spróbować.

- Spróbować czego? - zapytał Harry, czując na sobie presję jego słów.

- Wszyłem ci pod każdym kręgiem, jedną kulę. Plus kilka w okolicy bioder.

- Przepraszam, że co zrobiłeś?

Zszokowany czarodziej dotknął odruchowo swojego karku. I faktycznie. Pod palcami mógł poczuć ledwie niewyczuwalną różnicę. Znał swoje ciało bardzo dobrze. Jakby nie patrzeć, każdy człowiek jest dobrze obeznany we własnych kształtach. Ta różnica nie była duża. Dlatego też osoba trzecia najpewniej nie byłaby w stanie tego zauważyć.

Był dość chudym człowiekiem. Była to jedna z wielu rzeczy, która nigdy się w nim nie zmieniła, a którą spowodowało jego jakże kochane wujostwo. Z tego też powodu jego żebra i kręgosłup zawsze były bardziej widoczne niż u innych chłopców. Nawet, teraz kiedy urosły mu delikatne mięśnie, wciąż odstawał swoim wyglądem od większości mężczyzn.

Biorąc to pod uwagę, niby za wiele to nie zmieniło, jednak kilka rzeczy mógł stwierdzić ze stuprocentową pewnością. Każdy kręg był teraz jakby bliżej skóry oraz wystawał nieco mocniej niż miał w zwyczaju. Na szczęście zmiany nie były na tyle duże, by wyglądały na coś nienaturalnego, co odstawałoby od normy.

Przełknął głośno ślinę.

- I to mnie przywróciło do życia?

- Tak – przytaknął, ponownie zanurzając się w myślach. - W normalnych okolicznościach po prostu wtłoczyłbym ci ludzką krew i ściskał kciuki, że to podziała. Ewentualnie spróbowałbym czegoś z twoim jelitem cienkim, ale jak widać, nie miałem do tego warunków.

- Czemu w ogóle coś takiego wpadło ci do głowy? - zastanawiał się.

- A czemu nie? - odbił zgrabnie piłeczkę, wzruszając ramionami. - Kiedy przyłożyłem to do twojej skóry, nic się nie stało. Pewnie twoja umiejętność cię w jakiś sposób na to uodporniła. Te kule to czysta energia. Istniało prawdopodobieństwo, że skoro nie wyrządziła ona krzywdy twojemu ciału, to będzie w stanie pobudzić twój organizm i szpik kostny do szybkiej produkcji krwi. Jak widać na załączonym obrazku: udało się.

- Właśnie moje życie spaprało się jeszcze bardziej - wymamrotał sam do siebie Harry z sarkazmem. - Co dalej? Zmienię się w wampira, potem w wilkołaka i wyjdę za kosmitę?

- Mówiłeś coś?

- A nic, nic.

###

Zbetowane przez: Ethealia



Witam moje dzióbki!

Jak tam życie? Macie depresję przed rokiem szkolnym? Tak? Ja też! :D

Dlatego na poprawę humoru, macie ten rozdział ^^ Mam nadzieję, że się podoba :3

Niedługo pod rozdziałem, na moim profilu i tablicy ukaże się grafik, wedle którego będę dodawać rozdziały.

Zdradzę wam jeszcze, że niedługo na profilu ukaże się one shot SasuNaru/NaruSasu o dość... No cóż, ciekawej tematyce (Nessaiaa oficjalnie zakazuję ci zdradzać cokolwiek XD). Potraktujcie to jako rozgrzewkę przed kontynuacją Naruto Vampire Story ;3

Kto się już ciszy na powrót Naruto, Shintana, Sakue i reszty bohaterów? ~^°^~ Bo ja już jestem podekscytowana *¬*

Do napisania
Senpai Shire

Ps. Co do grafiki, to nie ma ona związku z opowiadaniem... Ale jak już mówiłam, próbuję jakoś się pocieszyć przed szkołą... Plus wydaje mi się, że zdjęcie jest dość rzadkie, a śliczne i radosne, więc łapajcie ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top