Epilog
Stałam przed drzewem wiśni, a w pasie obejmował mnie Raphael. To właśnie pod tym drzewem tydzień temu zakopałam serce Lucyfera. Był mi kiedyś najbliższą osobą, więc nie widziałam innego rozwiązania.
- Nie widział w nich piękna -powiedziałam cicho.
- Nie widział piękna w wielu rzeczach. Jedynie we władzy.
- Dobrze, że to wszystko się skończyło. - Uśmiechnęłam się do ukochanego. Trzymając go za rękę wróciłam do domu. Dookoła był tylko las, więc nikt nieproszony nas nie niepokoił.
Usiadłam na kanapie w salonie. Zwinęłam się w kłębek i wtuliłam w archanioła.
- Teraz wszystko będzie w porządku. Nastanie czas pokoju.
Ledwo wypowiedziałam te słowa, a ktoś zapukał do drzwi. Niewiele osób znało lokalizację mojego domu, więc wiedziałam, że to coś poważnego. Otworzyłam i wpuściłam posłańca.
- Rada wzywa. Ciebie i Raphaela - powiedział tylko i wyszedł. Spojrzałam na archanioła, a ten skinął głową. Polecieliśmy w ślad za posłańcem.
***
Wylądowaliśmy przed budynkiem Rady. Dookoła anioły rozmawiały podnieconymi głosami. Gdzieniegdzie widać było złość albo przerażenie.
- Coś się stało - mruknęłam bardziej do siebie niż do mojego towarzysza.
Już w progu czekał na nas Gabriel, jeden z członków Rady.
- Złe wieści? - zapytałam.
Nie dostałam odpowiedzi. Za to zostaliśmy zaprowadzeni do jego gabinetu. Usiedliśmy na fotelach, czekając na jakąkolwiek informację.
- Wiem, że to dla was ciężkie. Byliście blisko, a teraz... - zaczął nasz przyjaciel.
- Mów. Co się dzieje. - Raphael ledwo zachowywał spokój.
- Michael... On... On upadł...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top