46.

– Nigdy wcześniej nie słyszałem tego nazwiska – wyznał Erwin, zgodnie z prawdą. Nie mógł jednak wykluczyć opcji, że zna tę osobę. Mogła po prostu przedstawić mu się pod innym nazwiskiem albo nigdy go nie poznał. Nie mógł jeszcze uznać, że osobą, której tak usilnie szuka Fotland, nie jest Rivaille.

– Może go chociaż widziałeś? Jest raczej niewysoki, ma czarne włosy i niebieskie oczy...

– Hej, Erwin, a może powinieneś opowiedzieć im o naszej misji treningowej?

Wiele osób było zdania, że Hange Zoe jest tak zapętlona w swoim fanatyzmie, iż nie jest w stanie dojrzeć nic poza tytanami, a rzeczywistość jest dla niej jedynie dogodnym miejscem do realizacji szalonych pasji. Wszyscy byli w błędzie. Owszem, Zoe była zafascynowana tytanami, ale to absolutnie nie zmieniało faktu, że była niezwykle bystra i potrafiła szybko wyciągać wnioski oraz równie błyskawicznie podejmować decyzje.

Erwin wiedział, że właśnie w tym momencie uratowała mu skórę. Opis Fotlanda był w prawdzie bardzo ogólny, ale Erwinowi nie trzeba było dużo więcej, aby jego myśli wypełniły się wspomnieniami o Rivaille'u.

– Daj spokój, Hange – zaśmiał się, aby ukryć swoje zakłopotanie i z wdzięcznością oparł dłoń na jej ramieniu. – Nie mam właściwie nic do...

– Smith, do jasnej cholery! – ryknął Fotland na całe gardło. Oczy wszystkich w barze zwróciły się w ich stronę, ale ponieważ nikt nie chciał brać udziału w kłótni zwiadowców, atmosfera bardzo szybko się rozluźniła i po chwili znów było słychać wesołe rozmowy i śpiewaną niepewnym głosem sprośną piosenkę. Zupełnie jakby nic się nie stało. Fotland wykorzystał to i szarpnął Erwina w swoją stronę, chwytając za przód jego munduru. – Posłuchaj mnie uważnie. Nie pytam cię o jakiegoś byle chłystka. Tu chodzi o syna mojego przyjaciela. Obawiam się, że został wplątany w coś czego nie rozumie i muszę go znaleźć teraz, póki jeszcze jestem w stanie jakoś mu pomóc. Jeśli go przede mną ukrywasz, wiedz, że niedługo może...

Przerwało mu pojawienie się młodego zwiadowcy, który jak burza wtargnął do baru i ostatkiem sił dobiegł do ich stolika.

– Dowódco Asbjornie! – wysapał, opluwając sobie przy tym brodę.

– O co chodzi, Roll? – zapytał Fotland. Wypuścił Erwina i podał młodemu zwiadowcy kufel piwa.

Chłopak z wdzięcznością wychylił kilka łyków, a gdy tylko złapał oddech zaczął zdawać raport:

– Byłem z chłopakami na obchodzie i zauważyliśmy, że w pracowni Prunela nie pali się światło, a było już ciemno, więc pomyśleliśmy, że znowu zasłabł. Niestety, gdy weszliśmy, był już martwy. Wiem, że to nie zmniejszy naszej straty, ale udało mu się ogłuszyć tego skurwiela, który go napadł. Cholernik pasuje do opisu, który nam zostawiłeś, ale...

Erwin nie usłyszał reszty sprawozdania Rolla. Poczuł jak krew uderza mu do głowy i zachwiał się. Gdyby nie czyjeś silne ręce najprawdopodobniej upadłby na podłogę.

– Rivaille – wymamrotał, a potem wszystko przesłoniła ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top