41.
Mike Zakarius od bardzo dawna darzył Erwina Smitha głębokim i całkowicie platonicznym zachwytem. Do tej pory satysfakcjonowało go pozostawanie w cieniu. Sam fakt, że mógł na niego patrzeć i podziwiać w zupełności mu wystarczył.
Wszystko zmieniło się jednak, gdy Erwin nie wybrał go tamtego dnia do walki z tytanami.
Miał świadomość, że nie jest najlepszy, jeśli chodziło o manewr. A mimo to poczuł się mocno zawiedziony. Po co w ogóle na niego patrzył, skoro i tak nie mógł mu się na nic przydać? Pocieszał się myślą, że być może nie był potrzebny w tej jednej, konkretnej sytuacji, że potem jeszcze będzie mógł to odpracować... wszystko na nic. Wyrzuty sumienia nie dawały mu ani chwili spokoju.
Postanowił, że jeszcze przed ogłoszeniem ciszy nocnej odwiedzi Erwina i powie mu absolutnie wszystko. Tylko w ten sposób mógł się pozbyć tego, co leżało mu na duszy.
Ku swemu rozczarowaniu nie zastał Erwina w pokoju. Heitz zawinął się w kołdrę aż po sam czubek nosa, dlatego nie mógł wykorzystać go do rozmowy, aby nie czuć się jak intruz. Przysiadł nieśmiało na brzegu łóżka Smitha i czekał.
Gdzie on mógł być o tej porze?
Zaczął już przysypiać i zapewne właśnie dlatego nie zauważył powrotu Erwina. Dopiero jego pełne zaskoczenia pytanie wyrwało go z odrętwienia.
– Zakarius? Czy coś się stało?
– Nie, nie, wszystko jest w porządku, jak tylko... – zaczął rekrut, ale urwał gwałtownie.
Przez dłuższą chwilę w ogóle nie wierzył w to, co miał przed oczami. Tak długo, jak tylko mógł, zrzucał to na senne manowce, a przyszedł ten moment, gdy musiał pogodzić się z porażającą prawdą.
W sumie nie trzeba było długo patrzeć na Erwina, aby domyślić się, co robił jeszcze przed chwilą. Jego włosy były mocno zmierzwione, w ubranie pozaczepiała mu się słoma, a usta miał czerwone i mocno spuchnięte. Problem polegał jednak na tym, że to był Erwin. Ten Erwin! Absolutnie ostatnia osoba, po której by się tego spodziewał, chyba że...
– Nie wiedziałem, że z ty i Hange naprawdę... no wiesz – bąknął nieśmiało, czerwony niczym dorodny burak.
– Hange? – zdziwił się Erwin. – A co ona ma z tym wspólnego?
– Więc to nie z nią...? Ty... ja myślałem... – zaczął, ale urwał raptownie.
* * *
Zapraszam do czytania również innych moich prac! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top