32.
Tak, jestem leniuszkiem i nie chce mi się nic robić, więc nawet nie wrzucam nowych rozdziałów, chociaż mam je napisane. Wstyd. Zyg, zyg, marcheweczka.
* * *
Erwin poczuł, jak coś się w nim zakotłowało ze złości. Pobiegł za Fotlandem, który nawet nie raczył na niego poczekać, tylko poszedł dalej. Opanował się na tyle, aby go nie nazwymyślać, po czym warknął:
- Oni nie są buntownikami! To dzielni żołnierze, którzy...
- Którzy już zawsze będą liczyć się z twoimi rozkazami – zwiadowca wszedł mu bezczelnie w słowo. Coś w jego głosie kazało Erwinowi zamilknąć i czekać na wyjaśnienia.
Asbjorn Fotland – to imię obiło mu się o uszy już wiele razy. Ten wysoki i dumny mężczyzna zasłynął z umiejętności podejmowania błyskawicznych i porażająco słusznych decyzji w sytuacjach, gdy inni dowódcy byli bezradni. Ekspedycje, które prowadził, odznaczały się wyjątkowo małą śmiertelnością. Nie było też zwiadowcy, który wyrażałby się o nim inaczej niż z głębokim szacunkiem i sympatią. Fakt, miał w sobie coś takiego, co kazało Erwinowi mu zaufać.
Postanowił nie walczyć z tym przeczuciem, dlatego też szedł bez słowa za Fotlandem.
Minęli ostatnie zabudowania wioski, w której szkolono kadetów i weszli do otaczającego ją lasu. Dopiero teraz Erwin zdał sobie sprawę z tego, że Fotland tylko wydaje się spokojny i opanowany. W rzeczywistości był bardzo spięty i czujny, zupełnie jakby czegoś się obawiał. Jakby wiedział o czymś, co mogło im zagrażać.
Erwin chciał zapytać go, czy wszystko jest w porządku, ale właśnie w tym momencie Asbjorn zatrzymał się, odwrócił twarzą do niego i przerwał dzielącą ich ciszę.
- Szukałem właśnie kogoś takiego jak ty, Erwinie Smith – oznajmił bez ogródek. Chociaż jego usta wygięte były w uprzejmym uśmiechu, to nie obejmował on oczu, które były dziwnie poważne.
- W jakim celu? – zapytał zadziornie Erwin, wiedząc, że z tym człowiekiem powinien grać w otwarte karty.
- Nie często trafiają się ludzie o takiej charyzmie – wyjaśnił Fotland powoli. – W ciągu ostatnich kilku lat trafiło pod moje skrzydła kilku cichych dowódców, którzy świetnie radzą sobie z pomniejszymi misjami i niewielkimi oddziałami. Szukałem natomiast kogoś, kto znalazłby w sobie siłę, aby stanąć na czele wszystkich zwiadowców i jednocześnie umiał obronić swoje decyzje przed każdym, kto będzie chciał podważyć ich słuszność.
- To ostatnie jak na razie średnio mi wychodzi – zauważył Erwin z przekąsem.
Asbjorn uśmiechnął się do niego szeroko, tym razem zupełnie szczerze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top