26.

Rivaille naciągnął mocniej kaptur na głowę i spróbował pchnąć skrzydło bramy. Ani drgnęło. Był środek nocy i było mu cholernie zimno, ale nie miał na to absolutnie żadnego wpływu. Zgodnie z umową ktoś miał mu otworzyć punktualnie o północy i zamknąć bramę z powrotem dokładnie pięć minut później. Dla własnego bezpieczeństwa wolał nie interesować się szczegółami.

W bandzie Gorii był kiedyś taki jeden, który chciał za dużo wiedzieć. Osiągnął jedynie tyle, że nikt nigdy nie dowiedział się, co tak naprawdę się z nim stało.

Rivaille umiał uczyć się na cudzych błędach. Dlatego właśnie grzecznie czekał pod bramą, błagając w duchu, aby nie okazało się, że jest spóźniony.

Tak wiele rzeczy poszło tego dnia nie po jego myśli, że wcale by się nie zdziwił, gdyby na domiar złego stracił jeszcze poczucie czasu.

Nazywał się Erwin i...

Błyskawicznie wymierzył sobie potężny mentalny policzek i skupił na zadaniu. Mógł poczekać jeszcze tylko kilka minut. Potem będzie musiał ukryć gdzieś wóz oraz konia i przekraść się przez mur, licząc na to, że będzie mógł wrócić po to wszystko przy kolejnej okazji.

Bardzo nie podobał mu się taki plan. W końcu nie to obiecywał Gorii.

Ku jego wielkiej uldze zamek bramy trzasnął cicho, oznajmiając, że jednak udało mu się przybyć o czasie. Odliczył w myślach do sześćdziesięciu, po czym uchylił drewniane skrzydło i wrócił po wóz. Wjechał do środka, zatrzasnął za sobą bramę i nie oglądając się za siebie, pojechał dalej.

Kto otworzył bramę? Kto ją zamknie? Z kim Goria załatwiał takie rzeczy?

Czy jeszcze kiedykolwiek będzie mógł spotkać Erwina?

Nie interesować się za bardzo szczegółami - to taki prosty, a zarazem taki trudny sposób na przeżycie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top