2.
McMillton był już kompletnie pijany, nikomu to jednak nie przeszkadzało, bo upił się na wesoło i postawił sobie za punkt honoru, aby każdy tego wieczora zwijał się ze śmiechu. Co z tego, że jego kosztem! W końcu nie na co dzień mieli okazję świętować fakt, że kogoś z ich grupy przyszli zobaczyć najwyżej postawieni wojskowi w obrębie wszystkich trzech murów.
- Siadaj Roger! – zarechotał Kristof Fryman, którego twarz była teraz równie czerwona co jego włosy. – Zaraz spadniesz z tego stołu i zrobisz sobie krzywdę!
McMillton, ku uciesze wszystkich, w nosie miał jego dobre rady. Chwiejnym krokiem podszedł do stolika, oparł się o niego rękami i zaczął się na niego wdrapywać. Niestety, wypił tak dużo, że wsparty na czterech nogach stolik przestał być stabilną konstrukcją.
- Niech go ktoś przytrzyma – jęknęła z kąta Zoe Hange. Zaszyła się tam już jakiś czas temu i zaprzyjaźniła bliżej z kilkoma butelkami mocnego korzennego piwa, przez co jej głos brzmiał teraz co najmniej niewyraźnie.
Erwin westchnął głęboko i wyciągnął pomocną dłoń w stronę McMilltona. Alan Rickett i Greg Heitz zaraz poszli w jego ślady. Bez nich nie byłoby mowy o tym, aby Roger wszedł w końcu na swoją wymarzoną scenę i wzniósł ostatni tej nocy toast.
- Pszyjaciele! – zawołał, unosząc wysoko swoją butelkę piwa. Złocisty deszcz piwnych kropli spadł na twarze siedzących najbliżej niego uczestników tego skromnego przyjęcia. – Chyciałbym wznieś ostatni tego wieszora toas! Sa naszego kochanego Erwina! Sa najlepszego pszyjaciela i pszyszłego dowódcę wszystkich wojsk tszech murów...
Erwin zaczął zgłaszać protest, ale wszyscy zaczęli uciszyli go pełnymi pochwał okrzykami, dzięki czemu Roger mógł mówić dalej.
- Sa pszyszłego pogromcę tytanów! Sa tego, który zbuszy mury, bo nigdy więcej nie będą nam potrzebne!
Mówiłby zapewne jeszcze dużo dłużej, gdyby grawitacja nie wyszła na spotkanie jego ciężkiej od alkoholu głowie. Z hukiem zleciał na podłogę, pod same nogi speszonego Erwina, i już po chwili dało się słyszeć jego ciche pochrapywanie. Po salwie śmiechu i kolejnej próbie protestu Smitha, wszyscy wypili toast. Nie mogli przecież pozwolić aby takie mocne słowa pozostały bez odpowiedzi.
Bo nic specjalnego po tym McMillton już nie powiedział. Gdy sprzątali, udało mu się jakimś cudem wybudzić ze swojego pijackiego snu. Oznajmił wtedy, że musi zaczerpnąć świeżego powietrza i wyszedł z ich pokoju.
A potem już nie wrócił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top