14.

Tytani byli już bardzo blisko. Niemal słyszał jak powietrze ze świstem przeciska się pomiędzy ich wyszczerzonymi zębami. Rzucił przez ramię jedno przelotne spojrzenie, aby dokładniej ocenić sytuację.

Przeliczył się. Nie wszyscy kadeci ufali mu tak bardzo, jak tego od nich oczekiwał. Byli rozdarci pomiędzy rozkazem Wilbroma a brawurą jednego z nich. Pomiędzy swoim paraliżującym strachem a charyzmą Erwina, która zmuszała ich do podążania za nim. Ta chwila wahania była ich ostatnim błędem.

Najpierw usłyszał pełen przerażenia krzyk, który rozdarł powietrze i urwał się równie szybko, co zaczął, zastąpiony przez odgłosy kości miażdżonych w potężnych szczękach tytana. Chwilę potem przez oddział przetoczyła się fala płaczliwych błagań o pomoc.

Erwin zaklął pod nosem i sięgnął po zieloną flarę. Zamiast wymierzyć lufę prosto ku niebu, nakierował ją bardziej przed siebie, w taki sposób, że smuga jasnego zielonego dymu powędrowała w stronę lasu.

- Ty popieprzony ćwoku! – ryknął za jego plecami Badria. – Cholerny idioto! Odwróć się chociaż i popatrz, na kogo wydałeś wyrok śmierci!

Zielona flara mogła zostać wystrzelona jedynie w sytuacji, w której doszło do pewnych komplikacji przy wykonywaniu misji, ale sam jej cel pozostawał bez zmian. „Wszystko w porządku, jedziemy dalej".

Wyrzuty sumienia zdusił w zarodku. Wiedział, że podjął jedyną słuszną decyzję. Jej konsekwencjami przejmie się, gdy już wrócą bezpiecznie do koszar.

- Pięta! – zawołała za nim Hange. Odwrócił się do niej i posłał jej szeroki uśmiech.

Na płaskiej przestrzeni używanie 3DM było bardzo ryzykowne. Prawdopodobieństwo, że uda im się sięgnąć karków tytanów było znikome. Ale ich nagie pięty znajdowały się akurat na kusząco dogodnej wysokości.

Szarpnął za wodze i zawrócił konia w miejscu, po czym krzyknął:

- Nie zmieniać kierunku! Jedźcie do lasu!

Sam ruszył pod prąd. Z głośnych przekleństw za sobą wywnioskował, że nie tylko Zoe, ale i Rickett oraz Badria pojechali za nim. Świetnie. Widział ich osiągnięcia w czasie treningów. Nie mógł sobie wymarzyć lepszej grupy uderzeniowej. Musieli zrozumieć pomysł Hange niemal w tej samej chwili, co on sam.

- Do lasu! Szybko! – wołali do zdezorientowanych i przerażonych kadetów.

Jechali prosto w tęsknie wyciągnięte do nich ramiona tytanów. W przeciwieństwie do reszty mogli podziwiać ich destrukcyjną siłę w całej okazałości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top