10.
Goria zazgrzytał zębami z niezadowolenia. Od wielu tygodni nie dostali żadnego zlecenia, nie skontaktował się z nimi nikt, kto chciałby odsprzedać sprzęt do 3DM, a jego ulubiony podopieczny miał w nosie całą sympatię, którą gotów był go obdarzyć. Właściwie, to ostatnie bolało go najbardziej, bo noce zrobiły się wyjątkowo zimne i uciążliwe.
- Gdzie on jest? – syknął pod nosem, nachylając się niżej nad ogniskiem.
- Pewnie znowu się myje – zaśmiał się Kris, za nic mając cierpienie swojego szefa.
- Jak dla mnie może być brudny, byleby tylko do mnie przyszedł – jęknął Goria. W głowie mu się nie mieściło, że ktoś dobrowolnie wszedł do wody w taki ziąb.
- Wiesz, że on co do ciebie może mieć znacznie wyższe wymagania, prawda? – Albert postanowił zawtórować Krisowi. Pech chciał, że stał znacznie bliżej wyjścia na zaplecze i jego dobry humor szybko ostudziło wiadro mydlin wylane mu prosto na głowę. – Cholera jasna!
Cała banda parsknęła śmiechem. W końcu nie było nic równie zabawnego, co mokry człowiek w środku zimy. Goria spojrzał ponad zwijającym się z zimna Albertem prosto w pełne pogardy oczy Rivaille'a.
- Robiłem pranie – oznajmił wyniośle, odstawiając wiadro na bok. – A wysokie wymagania mam nie tylko co do Gorii.
Szef bandy zaśmiał się, licząc na to, że uda mu się obrócić wszystko w dobry żart. Albo raczej: że Rivaille się do niego uśmiechnie. Niespecjalnie mu to wyszło. Chłopak poprawił związane rzemykiem włosy, po czym podszedł do Gorii. Nie pozwolił mu jednak objąć się ramieniem.
- Widziałem światło przy stajni – oznajmił.
- Trzeba było poczekać aż zniknie i sprawdzić skrytkę – wymamrotał Goria, rozczarowany kolejnym odtrąceniem.
- Poczekałem.
Wyciągnął z kieszeni spodni mały zwitek papieru i podał go swojemu szefowi. Goria rozwinął go szybko i przebiegł wzrokiem dwa rzędy równego pisma. Uśmiech wpełzł mu na usta, a ręka odruchowo sięgnęła po wąską talię Rivaille'a.
- Wysyłają żółtodziobów poza mury. Będziemy mogli zebrać sprzęt, który po nich zostanie.
- Co z niedobitkami? – zapytał Kris.
- Chyba nie biorą pod uwagę jakichkolwiek niedobitków – zaśmiał się Goria i puścił oko do swojego ulubionego podopiecznego.
Rivaille zmierzył go pogardliwym spojrzeniem, prychnął i wyszedł, zabierając po drodze wiadro. Jak to możliwe, że jego najlepszy zabójca tak bardzo przejmował się życiem jakichś kadetów?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top