49.
Samo opatrywanie licznych ran Rivaille'a bolało Erwina znacznie bardziej, niż gdyby to jego ktoś pobił. Zdawało się jednak, że chłopak miał albo bardzo dużą odporność na ból, albo nie pierwszy raz coś takiego go spotkało, bo nawet nie pisnął, gdy Erwin zszywał mu rany i przemywał je alkoholem.
– To moja wina – szepnął mu na ucho. – Powinienem był cię wtedy zatrzymać. Nie pozwolić ci odejść.
– A ja mogłem nie uciekać wtedy przed pościgiem Fotlanda. Co zmieni teraz takie rozpamiętywanie tego, co mogliśmy zrobić, ale nie zrobiliśmy? – jego głos był słaby, ale zaczął odzyskiwać już swoją dawną oschłość, więc jego stan musiał się polepszyć. – Pytanie brzmi raczej: co dalej?
To było bardzo dobre pytanie. Erwin nie miał wątpliwości, że Fotland pozwoli Rivaille'owi zostać jednym ze zwiadowców. Podejrzewał też, że były hiena jakoś pogodzi się z tą nagłą zmianą zawodu. Istniało jednak wiele czynników, na które zupełnie nie mieli wpływu, jak chociażby Roll Brandt, który wciąż był przekonany, że Rivaille brał udział w morderstwie Prunela Raymonda.
– Propozycja zostania adiutantem Fotlanda jest dla mnie wielką szansą i nie zamierzam jej zmarnować – wyznał Erwin, pomagając Rivaille'owi nałożyć czystą koszulę.
Pierwszy raz od dawna znajdowali się tak blisko siebie i Smith musiał ze sobą bardzo walczyć, żeby go nie przytulić. Jedyne, co go powstrzymywało, to dziwne zacięcie w spojrzeniu chłopaka. Coś chodziło mu po głowie i nie było to nic przyjemnego.
– Co mogę zrobić, żeby razem z tobą dołączyć do zwiadowców?
– Naprawdę chcesz dołą... – nie zdołał dokończyć pytania, bo bardzo celny kopniak trafił go prosto w kolano. – Cholera! Myślałem, że już nie będziesz mnie kopać!
– Owszem, ale za mówienie do mnie zdrobniale – przyznał Rivaille. – To było za zadawanie głupich pytań.
– To jednak prawda, co mówią – wymamrotał Smith, opadając na łóżko obok chłopaka.
– A co mówią?
– Że miłość boli.
Nienawidził mówienia na głos takich tanich banałów. Na szczęście rumieniec, który wykwitł na twarzy Rivaille'a, był satysfakcjonującą zapłatą. Wiedział, że chłopak ma za sobą ciężkie chwile, ale w sumie to on zaczął. Wcale nie musiał gryźć jego ust, uszu i palców. Nie musiał też rozorywać mu paznokciami skóry na ramionach i biodrach. W ogóle wielu rzeczy nie musiał wtedy robić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top