48.

Siedziba zwiadowców dysponowała bardzo rozbudowanym podziemnym systemem, w którym można było znaleźć nie tylko ogromne spiżarnie, ale i bardzo konserwatywne więzienie, z łańcuchami, kajdanami i dybami, oraz setkami innych mało atrakcyjnych rzeczy, w których Erwin zdecydowanie nie chciałby widzieć Rivaille'a.

Albo raczej: nie chciałby go widzieć w takich okolicznościach. Tak, to było zdecydowanie bliższe prawdy.

Fotland doprowadził Erwina aż pod samą kratę, która oddzielała Rivaille'a od wolności. Spodziewał się, że najwspanialszy pogromca tytanów swojej epoki może być w złym stanie, ale absolutnie nie przygotował się na to, co zobaczył.

Siedział w kącie, do którego ledwie docierało światło lampy. Kolana podciągnięte miał pod samą brodę, a twarz zasłaniał drżącymi dłońmi, w których kurczowo trzymał guzik. Pomimo skąpego oświetlenia, Erwin był w stanie zauważyć jego mocno podarte ubranie, wielkie siniaki i podchodzące ropą rany. Gdyby nie jego wrodzone opanowanie zapewne zacząłby toczyć pianę z ust.

– Kto ci to zrobił? – zapytał szeptem, bardziej przerażającym niż gdyby krzyczał.

Rivaille drgnął lekko, ale nie podniósł głowy.

– Kto ci to zrobił? – Erwin powtórzył pytanie, które teraz było już jawną groźbą. Asbjorn chciał go chyba uspokoić, bo oparł dłoń o jego ramię, ale w tym momencie więzień spojrzał na nich spomiędzy drżących dłoni.

– Erwin? – zapytał słabym, pełnym ulgi głosem.

– Jestem tutaj – zapewnił go pospiesznie Smith. Fotland otworzył mu drzwi do celi, przez które wbiegł do środka, by pochwycić Rivaille'a w ramiona. – Jestem.

– Przecież widzę, kretynie – syknął mu chłopak prosto na ucho. Wbrew swoim szorstkim słowom, przywarł do Erwina całym ciałem i objął mocno, zupełnie jakby się bał, że Smith może go zostawić.

– Rivaille, musisz powiedzieć, kto ci to zrobił. – Nie wiedział jeszcze, co zrobi z tą informacją, ale w myślach bardzo szybko przeanalizował wszystkie znane sobie tortury. – Pomogę ci, ale musisz mi powiedzieć, co się stało.

– Zbyt często go zawodziłem – chłopak mówił to z czołem opartym o ramię Erwina, zupełnie jakby chciał w ten sposób odciąć się od reszty świata. – Chyba doszedł do wniosku, że to dobry moment na pozbycie się mnie.

– Posłuchaj, Rivaille – zaczął powoli Fotland. Spojrzenie, które posłał mu hiena było pełne nienawiści, ale dowódca niespecjalnie się tym przejął. – Byłem przyjacielem twojego ojca i wiedz, że nigdy nie pogodziłem się z jego śmiercią. Chciałem poznać wszystkie jej okoliczności, ale to wciąż pozostaje poza moim zasięgiem. Wiem tylko tyle, że wplątał się w coś, co go przerosło. A ty teraz robisz dokładnie to samo.

– To przecież nie on zabił... – zaczął Smith, ale w tym momencie coś sobie uświadomił. – Chodzi o te dokumenty, prawda?

Fotland skinął głową.

– Co w nich było? – Rivaille był teraz nie tylko zaintrygowany, ale i lekko przerażony. Erwin czuł dokładnie to samo. Tak jak McMillton ocierali się teraz o coś, co nie powinno być dostępne zwykłym ludziom.

– Prunel Raymond prowadził badania nad odmieńcami oraz możliwością zastosowania na tytanach broni biologicznej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top