39.

Rivaille skrzywił się wymownie, ale nie odpowiedział na pytanie. Brak odpowiedzi był jednak odpowiedzią samą w sobie. To było po prostu bardzo rozpaczliwe kłamstwo. Kłamstwo, które miało ochronić hienę przed świadomością, że w rzeczywistości nie miał na nic wpływu. Zapewne bezustannie przekonywał sam siebie, że bycie hieną w zupełności mu wystarczy, że nie chce od życia niczego więcej.

Erwin nie zamierzał na niego naciskać. Zamiast tego położył się obok i zaczął delikatnie głaskać kciukiem wierzch jego drobnej dłoni. Milczeli przez dłuższą chwilę. Rivaille najwyraźniej nie przygotowywał się na taki obrót sytuacji. Fakt, pierwotnie zamierzał ją poprowadzić w zupełnie innym kierunku.

– Co zamierzasz teraz zrobić? – zapytał w końcu hiena. – Chyba dowództwo nie jest zbyt zadowolone, że udało ci się przeżyć.

– Na szczęście nie całe – zaśmiał się Erwin. – Dostałem propozycję zostania adiutantem Asbjorna Fotlanda.

Rivaille zagwizdał z wrażenia.

– Słyszałem o nim. Podobno jest całkiem inteligentny. I jego podwładni go uwielbiają. Wysłali go kiedyś, żeby nas wytropił. Trzy razy musieliśmy przez niego zmieniać kryjówkę.

Smith zaśmiał się cicho, chowając nos w miękkich czarnych włosach Rivaille'a. Chłopak najpierw spróbował się odsunąć, ale potem zupełnie się poddał i również wybuchnął stłumionym śmiechem. Erwin nie miał jeszcze w prawdzie okazji zbyt dobrze poznać Fotlanda, ale bardzo łatwo przyszło mu wyobrazić sobie, jak z pianą na ustach biega po całym podziemnym mieście, szukając kryjówki hien.

– Jak udało się wam przed nim uciec? – zapytał, ledwie łapiąc oddech.

– Bardzo łatwo – odparł mało skromnie Rivaille. – Ojciec powiedział mi o wszystkich standardowych metodach zwiadowców. Fotland nie próbował niczego nowego. Wiesz, chyba uznał, że taka misja jest dla niego upokarzająca.

Ojciec? Jego ojciec znał metody stosowane przez zwiadowców? Skoro tak, to sam musiał być jednym z nich. Czy to on był osobą, której Rivaille'owi nie udało się ocalić? Fakt, że na samą wzmiankę o nim nagle spoważniał, mówił sam za siebie. To by bardzo wiele tłumaczyło. Erwin nie rozumiał natomiast, co musiało się stać, że chłopak miał tak wielki niesmak do wojska.

– Cieszę się, że nie udało mu się was wytropić – szepnął Erwin, nie odrywając ust od jego włosów. – Gdyby nie twoja pomoc, wszyscy bylibyśmy martwi.

– Nieprawda – żachnął się Rivaille. – Zginęlibyście wszyscy tylko gdybyś ty zginął. Tak długo, jak żyłeś, była dla nich nadzieja.

– To bardzo miłe, ale...

– Nie próbuję być miły. Mówię ci tylko prawdę. Nic więcej.

Znów zapadła między nimi cisza. Miło było usłyszeć komplement, który po prawdzie nie miał być komplementem. Rivaille miał bardzo chłodne spojrzenie na świat, nie marnowałby sił na rozdawanie pustych uprzejmości. Zatem każdemu jego słowu można było ufać. I Erwin zdał sobie sprawę, że niezmiernie go to cieszy. Właśnie tego mu zawsze brakowało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top