36.
Silny i ciepły zapach koni uderzył go w nos. Nie należał wprawdzie do specjalnie przyjemnych, ale było w nim coś kojącego i budzącego zaufanie. Znał zwierzęta na tyle dobrze, by od razu poznać po ich zachowaniu, że były czymś zaniepokojone. Co chwilę kładły po sobie uszy, a ich chrapy drgały nerwowo.
Podszedł do najbliższego konia i oparł dłoń o jego szeroki nos.
Wtedy właśnie drzwi stajni zatrzasnęły się za nim cicho. Odwrócił się i omal nie krzyknął ze zgrozy na widok krwawych ran na twarzy hieny.
– Kto ci to zrobił? – wysyczał Erwin przez zaciśnięte zęby. Jak ktokolwiek mógł podnieść na niego rękę?
– Nie twój interes – prychnął chłopak i podszedł do niego szybko.
Zanim Erwin zdążył zorientować się, co się dzieje, chłopak już przed nim klęczał i zawzięcie szarpał sprzączkę paska jego spodni. Smith poczuł jak krew zaczyna buzować w jego żyłach, jak ciało sprzeciwia się rozsądkowi. Musiał go powstrzymać. Nie mógł pozwolić mu zrobić tego, co zamierzał. Dlaczego ręka Erwina była taka ciężka? Dlaczego nie mógł nią ruszyć?
– Poczekaj chwilę! – sapnął, gdy w końcu udało mu się odepchnąć chłopaka.
W chłodnych oczach dostrzegł zarówno rezygnację jak i rozbawienie jego gwałtowną reakcją.
– Chcesz zrobić to gdzie indziej? – zapytał kpiącym tonem.
– Dlaczego w ogóle mielibyśmy to robić? – Erwin nawet nie próbował ukryć swojej irytacji.
– Myślałem, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli w ten sposób kupię twoje milczenie – odparł bezczelnie hiena. – Z tego, co widzę, niespecjalnie się myliłem.
Dlaczego dojrzewanie musiało być aż tak kompromitujące? Ciało Smitha nie potrzebowało żadnego konkretnego bodźca; sam fakt, że chłopak znajdował się tak blisko w zupełności wystarczył. Pragnął jego dotyku, niczego nie chciał bardziej niż czuć jego drobne dłonie na swojej skórze, ale jednocześnie nie mógł mu na to pozwolić.
– Możemy najpierw porozmawiać? – zaproponował, pomagając hienie stanąć na nogach.
– Możemy porozmawiać po wszystkim – prychnął chłopak w odpowiedzi.
– Po wszystkim mógłbym nie pamiętać, o co chciałem cię zapytać – odparł Erwin, uśmiechając się nieśmiało. – Poza tym nie czułbym się dobrze spędzając noc z kimś kogo imienia nawet nie znam.
Pierwszy raz słyszał jego śmiech, ale wiedział już, że mógłby go słuchać przez resztę życia. Miał świadomość, że chłopak śmieje się z jego zachowania, ale jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało. Przeciwnie, czuł się z tym po prostu cudownie.
* * *
Wspominałam już, że mam jeszcze kilka innych opowiadań, które mogą się Wam spodobać? :D Pewnie tak. No to wspominam jeszcze raz!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top