31.
- Czy mogę go zabrać na rozmowę w cztery oczy? – zapytał Fotland, uśmiechając się przy tym bezczelnie do Saevika.
- To wbrew wszelkim przepisom, Fotland! – warknął Saevik, cały czerwony ze złości. – Nie wolno ci...
- To bardzo nietypowa sytuacja, Bastin – zauważył Fotland bardzo poufałym tonem. – Takie sytuacje wymagają nietypowych, ale i szybkich, rozwiązań, a w tym, jak sam zapewne wiesz, jestem bardzo dobry.
Przez okrutnie długą chwilę mierzyli się wzrokiem. Saevik wyglądał tak, jakby miał ochotę udusić zwiadowcę gołymi rękami, ten natomiast uśmiechał się do niego uprzejmie i z niewymuszoną wyższością. Zupełnie jakby rozwścieczona polna mysz próbowała rzucić wyzwanie dumnemu jeleniowi. Nie było żadnych wątpliwości, kto wygra to starcie.
- Pół godziny, Fotland. I ani minuty dłużej, rozumiesz?
- Oczywiście – zgodził się uprzejmie Asbjorn, co w tej sytuacji wydawało się niemal jawną zniewagą.
Ewrin nie dał się długo prosić. Posłusznie wyszedł za dowódcą na zewnątrz, mijając przy tym swoich przyjaciół, którzy rzucali mu zaniepokojone spojrzenia. Starał się dyskretnymi gestami dać im do zrozumienia, że nie muszą się o niego martwić, że jakoś da sobie radę. Musiało to jednak wywrzeć odwrotny skutek, bo gdy mijał Zakariusa ten chwycił nagle Erwina za ramię.
- Erwin, ja... - zaczął z przejęciem. W jego oczach zabłyszczało tak przejmujące poczucie winy, że Smith nie mógł tak po prostu strząsnąć jego ręki i pójść dalej. – Tak mi wstyd – jęknął w końcu. – Następnym razem będziesz miał ze mnie więcej pożytku, obiecuję.
Do tego szczerego wyznania dołączyło się również kilku innych kadetów, w tym Zoe, Heitz, Ferran, Holm, Casteel i wielu innych, zarówno tych, po których się tego spodziewał, jak i tych, którzy do tej pory trzymali się na uboczu.
Nie wiedział co im odpowiedzieć. Powinien przecież coś zrobić, cokolwiek. Tego od niego oczekiwali – znaku, że chce przyjąć ich obietnicę. Ale jak powinien to zrobić, aby nie ściągnąć na siebie jeszcze większej uwagi ze strony dowództwa?
Odszedł na taką odległość, aby widzieć ich wszystkich i aby oni wszyscy mogli dobrze widzieć jego (oraz oby był dobrze widoczny ze środka sali wykładowej), po czym zasalutował im.
Odpowiedzieli mu tym samym, a twarzami zastygłymi w odrażającej desperacji. Nie tak powinny wyglądać twarze młodych ludzi. Nie tego pragnął.
- No, no, no! – zaśmiał się przyjaźnie Asbjorn. – Bardzo konkretny ten twój oddział buntowników!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top