Rozdział 18 "Biała dama"

 Tydzień później

 - Daddy's little girl...- powiedziałam, by po chwili zanotować te słowa na kartce.- Daddy's girl don't wanna be...

 Czym mała córeczka tatusia mogłaby nie chcieć być? Sprzątaczką? Służącą? 

 - His whore no more.- usłyszałam głos Selene tuż nad swoim uchem.

 - Ty perwersyjna świnio.- zaśmiałam się, a Vigil usadowiła na kanapie tuż obok mnie. W ręce trzymała kubek z przestudzoną kawą; jak każdego ranka.- Podoba mi się to.

 - Nie miej oporów. W muzyce chodzi o bycie perwersyjną świnią.- upiła łyk napoju i uśmiechnęła się.

 Znałyśmy się naprawdę krótko, ale zdążyłam bardzo ją polubić. Zalazłyśmy wspólny język, rozumiałyśmy się, od początku akceptowałyśmy swoje wszelakiego rodzaju zachowania, czy dziwne przyzwyczajenia. Nie nudziłam się w towarzystwie Selene; ani razu nie miała miejsca między nami tak zwana "niezręczna cisza". Żałowałam, że będziemy musieli się wynieść, ale Billy spotkał się z tamtym chłopakiem, który powiedział mu, że lada dzień będzie mógł opuścić szpital i przekazać nam klucze do mieszkania.

 - Piszecie?- zapytała Kathi i dosiadła się do nas. 

 Z każdym dniem grała na basie coraz lepiej, przez co cała nasza czwórka wręcz nie mogła doczekać się kolejnego koncertu, na którym Wilcox mogłaby zaprezentować swoje umiejętności. 

 - Tak. Pomóż nam trochę.- powiedziałam, podając blondynce kartkę ze wszystkimi zanotowanymi pomysłami.

 - Ona potrzebuje azylu.- stwierdziła dziewczyna.- I żarcia. Wiem... potrzebuje miłości.

 Nachyliłam się nad notatkami i pod His whore no more dopisałam: Shelter, Food, Love. Kombinowałyśmy coś jeszcze, a po około pół godzinie miałyśmy już gotowy wstępny szkic całego tekstu. Wcześniej opracowaliśmy kilka nowych kawałków, dlatego mogliśmy spokojnie zagrać średniej długości koncert. Potrzebna była tylko dobra wola właściciela jakiegoś klubu.

 - Ej, myślę, że musimy iść na łowy.- powiedziała Tobi, przechodząc obok nas.- Mam ochotę sobie pobębnić.

 Czy ona naprawdę czytała mi w myślach?

 - Tylko musimy wyłożyć kasę.- westchnęłam.

 Miałam świadomość, że za pierwszy koncert w nowym miejscu nic nie dostaniemy, ba; pewnie będziemy musieli zapłacić, żeby ktoś pozwolił nam u siebie zagrać. Za nasz występ w Portland zarobiliśmy tylko tyle, co ktoś rzucił nam "do kapelusza".

 - Ej, no bez przesady.- odezwała się Stef z drugiego końca pomieszczenia.- Właściciel Dry Puff to fajny koleś; same u niego grałyśmy. Wam też pozwoli, może nawet sypnie groszem.

 To byłoby świetne, zwłaszcza że musieliśmy mieć kasę za mieszkanie dla tamtego chłopaka, bo przez ostatni tydzień wydaliśmy już część oszczędności na alkohol, imprezy i marihuanę. Odrobinę bałam się, że w końcu stracę kontrolę. Jarałam prawie codziennie, ale z każdym kolejnym skrętem wmawiałam sobie, że to już ostatni albo, że przecież nic mi się nie stanie, przecież się nie uzależnię. Wszyscy tylko nie ja. Za każdym razem coraz mniej przekonywał mnie własny tok rozumowania.

 - Dobra.- powiedziała Selene, wstając z miejsca i odłożyła pusty kubek na stół.- Kath, moja riot grrrl, czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i razem ze mną złożyć wizytę Michaelowi Knightowi?

 Zaśmiałam się i pokiwałam głową. No bo jak mogłam odmówić tak subtelnej prośbie?

***

 Nie pytając nikogo o pozwolenie wkroczyłyśmy na zaplecze klubu, gdzie oprócz chłodni i magazynu znajdowało się także biuro właściciela. Selene zapukała do drzwi, a kiedy usłyszałyśmy pozwolenie, otworzyłyśmy je, by po chwili wejść do środka. Za dużym biurkiem z ciemnego drewna siedział mężczyzna w średnim wieku o gdzieniegdzie siwiejących, ciemnych włosach. Notował coś w grubym notatniku i od czasu do czasu popijał kawę z porcelanowego kubka.

 - Cześć Mike, poznaj Kathleen.- powiedziała dziewczyna i usiadła na obrotowym fotelu naprzeciwko niego.

 Brunet podniósł wzrok.

 - Chcecie znów u nas zagrać? Ostatnio ludziom się podobało, ale jeśli nadal nie macie basistki to zapomnij.- odparł.

 - Nie chodzi o nas.- Vigil zakręciła się na siedzeniu.- Tylko o Kath i jej zespół. Są zajebiści, grali kiedyś w Portland, sama słyszałam. Zgódź się, żeby tu wystąpili, nie zawiedziesz się, obiecuję.

 Nie chciałam nic mówić, bo Selene sama dobrze radziła sobie z przekonywaniem go. 

 - No nie wiem.- Michael pokręcił głową.- Grają coś takiego jak wy?

 - Coś takiego.

 - No dobra. Teraz te wasze lesbijskie tekściki się sprzedają, więc zaryzykuję.- powiedział.- Ale płaca zależy od efektu, jasne?

 Spojrzałam na niego niepewnie i uniosłam jedną brew do góry.

 - Jeśli spierdolicie ten występ i nikomu się nie spodoba to oddacie mi za każdą rzuconą w was szklankę.

 - Jasne.- zgodziłam się.- Za każdy talerz też.

 Nie powinnam się buntować, zwłaszcza że szansa na takie zakończenie wieczoru była raczej mała. Nasz ostatni koncert był naprawdę niezły i nie wydawało mi się, żeby od tamtej pory jakość naszej gry się obniżyła.

 Przez następne dziesięć minut ustalałam wszystko z Michaelem. Mieliśmy zagrać u niego w najbliższą sobotę, od ósmej do wpół do dziesiątej. Termin był naprawdę w porządku, ale nie byłam pewna, czy wystarczyłoby nam materiału aż na półtorej godziny występu, dlatego musieliśmy wziąć się ostro do roboty. Po omówieniu wszystkiego razem z Selene opuściłyśmy biuro Knighta.

 - Zaraz się zsikam.- poinformowałam, kierując się w stronę łazienki.

 Vigil tylko pokiwała głową, wpatrując się w kogoś, na drugim końcu baru. Zignorowałam to, udałam się do toalety i załatwiłam swoje sprawy. Kiedy myłam ręce blondynka wbiegła do środka, chwyciła mnie za nadgarstek i zaciągnęła do jednej z kabin. Miałam ochotę na nią nawrzeszczeć, bo zachowywała się co najmniej absurdalnie, ale usta zamknął mi widok, tego co trzymała w ręce.

 - Skąd to masz?- zapytałam, wpatrując się w woreczek z białym proszkiem.

 - Znajomy diler.- wzruszyła ramionami.- Mieszkam tu tak krótko, a już poznałam masę cudownych ludzi. Dawaj, wciągamy.

 - Nie...- pokręciłam głową.- Nie kokę, Selene...

 Naprawdę nie chciałam tego ze sobą robić. Nie popierałam ćpania, ale też nigdy nie chciałam stanąć przed taką decyzją, przed jaką stałam wtedy. Nie mogłam sobie do końca ufać. Trawy też miałam nigdy nie zapalić, co niestety nie wyszło. Nie czułam się uzależniona, ale kokaina to było coś innego; coś gorszego. Pomyślałam, że może z drugiej strony nic się nie stanie, jeśli raz wciągnę. Może przynajmniej Selene dałaby mi z tym spokój?

 - Dawaj Kath.- mówiła Vigil.- Będzie fajnie, no...

 Jeszcze raz popatrzyłam jej w oczy, a potem przeniosłam wzrok na woreczek.

 - No dobra.

******************************

 Żadne zdjęcie nie podchodziło pod temat, więc wstawiam po prostu Kathleen w kwiatach xD

 Powoli zaczynam wdrażać przykre realia życia i bycia muzykiem w tamtych czasach i tamtym miejscu. Ogólnie mam nadzieję, że rozdział się podobał. ;) Do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top