51

Twyla

Kiedy Rhett wspomniał o dzieciach, spanikowałam.

Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju chwilę po tym, jak Rhett go opuścił. Miałam do dyspozycji ogromną rezydencję. Nie widziałam jeszcze prawie nic, więc miałam duże pole do popisu. Mogłam pooglądać wszystkie pokoje po kolei, albo mogłam spróbować uciec.

Ucieczka z domu Rhetta udała mi się tylko raz. Był wtedy przy mnie Sookie. Mój biedny, kochany chłopiec.

Łzy napłynęły mi do oczu, gdy tylko o nim pomyślałam. Tak bardzo tęskniłam za tym chłopakiem, że to aż bolało. Miałam wrażenie, że ktoś brutalnie wyrwał mi serce z piersi i śmiał się patrząc, jak ono krwawiło. Nie zasługiwałam na taki koniec, dlatego musiałam walczyć. Podświadomie jednak wiedziałam, że była to walka z wiatrem. Znajdowałam się bowiem w Rosji. Daleko od ludzi. Rezydencja mojego porywacza wyglądała jak prawdziwa forteca, z której nie było ucieczki, ale ja i tak zamierzałam spróbować. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie zrobiła.

Chodziłam po korytarzach i zaglądałam do pokoi. Było tutaj kilka salonów, dwie ogromne łazienki, biblioteka i niewielka kuchnia. Na dole pewnie znajdowała się ta główna.

W pewnej chwili dotarłam do drzwi, których otwarcie graniczyło z cudem. W końcu jednak wykorzystałam siłę swojego ciała i pchnęłam drzwi. Gdy te ustąpiły, zobaczyłam przed sobą pomieszczenie żywcem wyjęte z dawnego domu Rhetta. Dokładniej - z jego lochów.

Nie było tutaj okien. Wszystko było czarne albo czerwone. Znajdowały się tutaj klatka, krzyż świętego Andrzeja, ława do klapsów, łańcuchy podwieszone pod sufitem, a także mnóstwo seksualnych zabawek. Widziałam bicze, pejcze, packi, trzcinki, a także kneble, opaski na oczy, korki analne, wibratory, zaciski na sutki i wiele więcej.

Ta strona Rhetta była dla mnie nieznana do dnia, w którym zeszłam do lochów. Wtedy zrozumiałam, dlaczego mężczyzna starał się trzymać mnie z dala od tych rzeczy. Do dnia, w którym odwiedziłam lochy, Rhett był dla mnie względnie normalny. Troszczył się o mnie jak prawdziwy kochanek i nie był brutalny. Czasami dawał mi klapsy, ale jak już wspominałam ze wstydem, podobało mi się to.

Gdybym miała taki pokój z Sookie'm, nie byłabym przerażona. Co więcej, byłabym szczęśliwa.

Podobało mi się to, w jakim tempie odkrywaliśmy to, co lubiliśmy. Nie spieszyliśmy się, ale jednocześnie nie mogliśmy się doczekać, aby zrobić więcej. Kochaliśmy się jak dzieci, ale także jak dorośli. Było w nas wiele przeciwności, ale nasze uczucie zwyciężyło. Lub przynajmniej tak mi się wydawało.

Wyszłam z pokoju BDSM i zeszłam na dół. Szłam cicho, ostrożnie posuwając się do przodu. Zatrzymałam się jednak w połowie schodów i usiadłam na nich. Zrozumiałam bowiem, że Rhett znajdował się w holu i z kimś rozmawiał przez telefon.

- Tak, mówiłem ci. Wszystko poszło zgodnie z planem. Twyla jest ze mną i nikt jej tu nie znajdzie. Wiesz, że chciała mnie zabić?

Nie miałam pojęcia, z kim rozmawiał. Rhett miał bowiem wielu wspólników, ale nie miał żadnego przyjaciela. Choć może czegoś o nim nie wiedziałam.

- Nie, nie zrobiła tego. To grzeczna dziewczynka. Co więcej powiedziała, że mnie kocha. Ona jest naprawdę urocza. Nie mogę uwierzyć w to, że ukryła się na jakiejś niemieckiej wsi z nadzieją, że jej nie znajdę. Jest kochana, ale czasami głupiutka.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie podobało mi się to, jak mój mąż się o mnie wypowiadał.

- Nie, ten Koreańczyk nie będzie już problemem. Tutaj nikt nas nie znajdzie. Nie mogę się doczekać, aż zrobię Twyli dzieciaka. Nie mogę dłużej czekać. Może być za późno.

Za późno? Niby na co?

- Nie, stary - odpowiedział Rhett na coś, co powiedział jego rozmówca. - Nie mam wiele czasu. Jest coraz gorzej. Postępuje.

Zaraz, zaraz. Coś mi tu nie pasowało. Miałam wrażenie, że Rhett o czymś mi nie mówił i czułam, że było to bardzo ważne.

- Czasami mam już dość - powiedział Rhett, a jego głos się załamał. - Nie prosiłem się o to. Nie chciałem takiego losu, ale to chyba kara od bogów. Nie sądzisz?

Wstałam. Ostentacyjnie zeszłam na dół po schodach. Rhett mnie zobaczył. Patrzył na mnie tak, jakby wiedział, że go podsłuchiwałam. Mężczyzna pożegnał się z rozmówcą i się rozłączył. Schował telefon do kieszeni spodni i podszedł do mnie.

- Nie zbliżaj się - wyszeptałam, wystawiając przed siebie rękę. Nie, żeby miało to wiele pomóc, ale naprawdę nie chciałam, aby podchodził bliżej.

- Kochanie, jak wiele słyszałaś?

- Całkiem sporo. Na pewno słyszałam to, że nazwałeś mnie głupiutką.

Rhett zacisnął usta w wąską linię.

- Przepraszam, słońce. Nie chciałem.

- Tak, jasne - prychnęłam, kręcąc głową. - Nie chciałeś też mnie porwać, co?

- Nie, tego akurat chciałem i cieszę się, że to zrobiłem.

Patrzyłam mu prosto w oczy. Chciałam dostrzec w nich prawdę. Ktoś powiedział, że czytanie z oczu innych ludzi było proste, ale ja tak nie uważałam. Przynajmniej nie w tym momencie.

- Powiedz mi prawdę, Rhett. Zasługuję na nią.

Mężczyzna pokręcił przecząco głową.

- Nie mogę, skarbie. Znienawidziłabyś mnie.

- Powiedz mi to! Czy nie zasługuję na prawdę?!

Rhett prychnął. Złapał mnie za rękę. Nie wyrywałam się. Część mnie chciała stąd uciec, a ta mniej racjonalna część mnie pragnęła, aby mój mąż przyciągnął mnie bliżej i zamknął w uścisku, z którego nie mogłabym uciec.

Patrzyłam na Rhetta, a on patrzył na mnie. Toczyliśmy swoistą walkę na spojrzenia. Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust, ale po chwili zobaczyłam w jego oczach łzy.

Objęłam wolną dłonią policzek mojego męża. Pogłaskałam go czule kciukiem. Rhett jęknął. Przymknął oczy i wtulił twarz w moją dłoń. On również chciał być blisko. Łączące nas uczucie było destrukcyjne, ale trzymało nas przy życiu.

Patrząc teraz w niebieskie ślepia Rhetta dotarła do mnie okrutna prawda. Zrozumiałam bowiem, że naprawdę żywiłam do tego mężczyzny silne uczucia. Nie chciałam tego przed sobą przyznać, ale przecież już to zrobiłam. Kochałam go. Nie była to taka miłość, jaką żywiłam do mojego słodkiego Koreańczyka, ale niewątpliwie był to jakiś rodzaj miłości. Pokręcony i szalony, ale jednak nasz.

Rhett otworzył zapłakane oczy. Uklęknął przede mną na środku holu. Nie wiedziałam, co robić. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Czułam jednak, że zaraz usłyszę coś, co zmieni moje życie.

- Umieram, Twylo.

Kurwa. Tego na pewno się nie spodziewałam.

- C-co?

- Umieram - powtórzył, wzruszając ramionami i nie patrząc mi w oczy. - Mam nowotwór mózgu. Dlatego postanowiłem samolubnie cię porwać. Mógłbym zostawić cię z tym piekielnym Koreańczykiem i pozwolić ci na nowe życie. Nie mogłem jednak tego zrobić, bo jestem pieprzonym diabłem i egoistą. Kocham cię, Twylo. Kocham cię do szaleństwa. Chciałbym spędzić ostatnie chwile mojego życia z tobą. Chciałbym móc zostawić po sobie coś na tym świecie. Dlatego chciałbym zrobić ci dziecko. Wiem, że to nieodpowiedzialne i okrutne. Niebawem mnie tu nie będzie, a ty będziesz musiała samotnie wychowywać nasze dziecko. Nic jednak nie poradzę na to, jak szalony jestem.

Nie mogłam się wysłowić. Płakałam i kręciłam głową. Nie mogłam w to uwierzyć.

- To dobry czas na to, aby powiedzieć ci co nieco o mnie - kontynuował, pokornie przede mną klęcząc. - Nigdy nie chciałem nic ci o sobie powiedzieć, ale po prostu nie chciałem ściągać na siebie zła. Moja mama umarła, gdy miałem osiem lat. Również miała nowotwór mózgu. Tata również miał raka. W wieku dwunastu lat zostałem sierotą.

Dobry Boże. Nigdy nie słyszałam historii Rhetta, ale też nigdy nie miałam takiej możliwości. Mężczyzna zawsze mnie zbywał, gdy pytałam go, kim był w przeszłości. Teraz już rozumiałam, dlaczego nigdy o tym nie wspominał.

- Trafiłem do domu dziecka. Kiedy miałem czternaście lat, znalazłem się w rodzinie zastępczej. Na początku wszystko było wspaniałe. Pokochałem nowe życie i znowu się uśmiechałem. Jednak pewnego dnia mój adopcyjny ojciec zabił na moich oczach moją adopcyjną matkę. Był chory psychicznie. Zgwałcił mnie tamtej nocy.

Zasłoniłam usta dłonią, gdy jęknęłam.

- Zamknął mnie w piwnicy. Niszczył mnie. On i jego koledzy. Bili mnie i pieprzyli jak zabawkę. Jak śmiecia. Nikt o mnie nie słyszał. Nikt o mnie nie pytał. Dom dziecka w ogóle się mną nie zainteresował. Spędziłem w tamtej piwnicy ponad trzy lata, kochanie. Nie zliczę, ile razy zostałem wypieprzony. Byłem głodny i codziennie płakałem. Chciałem ze sobą skończyć, ale Sam, mój adopcyjny ojciec, wiązał mi ręce za plecami. Nie mogłem więc nic zrobić.

- Co było potem?

- Zabiłem go. Udało mi się to zrobić, gdy był nieuważny. Odebrałem mu życie i uciekłem z piwnicy i z tego przeklętego domu. Następnie trafiłem do dzielnicy slumsów. Mieszkałem na ulicy. Kradłem jedzenie ze sklepów i od przechodniów. Byłem bardzo głodny i musiałem sobie jakoś radzić. Pewnego dnia zauważył mnie jeden z bogatych biznesmenów. Warknąłem na niego, ale on spokojnie ze mną rozmawiał. Przedstawił mi propozycję. Powiedział, że moje życie może zmienić się na lepsze. Wyznał, że mam szansę zrobić coś wspaniałego. Poszedłem za nim. Byłem głodny, zmarnowany i głupi. Potem jednak nie żałowałem.

- Tak stałeś się mordercą?

Rhett skinął lekko głową.

- Ten mężczyzna miał na imię Robert. Szkolił mnie na zabójcę i tresera niewolnic i niewolników. Na początku protestowałem, ale szybko wbiłem się w rytm. Nie podobało mi się to, że krzywdziłem innych, ale dostawałem za to duże pieniądze. Mieszkałem w rezydencji Roberta. Miałem mnóstwo jedzenia i ciepłe łóżko. Poza tym mogłem spełniać się seksualnie. Pieprzyłem kobiety i mężczyzn. Potrzebowałem tego.

Mój mąż oparł czoło o moje nogi i objął dłońmi moje łydki. Potrzebował być blisko, a ja go rozumiałam.

- Robert w końcu umarł, a ja odziedziczyłem jego imperium. Nie miał biologicznego dziecka, więc nazywał mnie swoim synem. Kochał mnie. Naprawdę mnie kochał. Na początku bawiłem się świetnie. Robiłem interesy z najbardziej wpływowymi ludźmi na świecie i zarabiałem fortunę. Wszystko było piękne. Potem jednak zabrakło mi czegoś od życia. Chodziło o miłość. Dlatego kiedy twój ojciec mi ciebie zaproponował, zgodziłem się bez wahania. Wiedziałem, że nigdy nie będę miał szansy poznać kobiety w inny sposób niż poprzez uprowadzenie jej. Resztę historii już znasz.

Byłam w szoku. Domyślałam się, że Rhett miał skomplikowaną przeszłość, ale nie sądziłam, że była ona aż tak zawiła. Zrobiło mi się przykro. Został sierotą jako mały chłopiec i zrozumiałym było, że czuł się zagubiony. Potrzebował przewodnika. Kogoś, kto pokaże mu, co w życiu jest dobre i jak należy się zachowywać. Niestety Rhett trafił w podłe ręce i stał się tym, kim był dzisiaj.

- Rhett...

Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Gardło zacisnęło mi się z żalu i bólu. Było mi tak bardzo przykro, że nie mogłam nic powiedzieć.

- Kocham cię, Twylo - wyszeptał w moje kolana, płacząc tak mocno, że cały drżał. - Nie chcę umierać, ale nie ma dla mnie szans. To koniec, skarbie.

Padłam na kolana. Objęłam Rhetta i płakałam razem z nim. Mogłam sądzić, że brał mnie na litość i jego historia wcale nie była prawdziwa. Znałam jednak Rhetta Lancastera na tyle, aby wiedzieć, kiedy mówił prawdę, a kiedy kłamał.

- Kiedy dowiedziałeś się o chorobie?

- Zbyt późno, słońce. Niecałe dwa miesiące temu. Zostało mi kilka tygodni. Nie pożyję długo.

- Boże, Rhett...

- Nie wiem, co mam robić, Twylo - wyznał, zaciskając palce na moich włosach. - Kocham cię, dziewczynko, i nie chcę się z tobą żegnać. Wiem, że powinienem pozwolić ci wrócić do tego Koreańczyka, ale kocham cię tak bardzo, że nie umiem się z tobą pożegnać.

- Rhett, nie. Nie mów o śmierci, proszę.

Mężczyzna oparł swoje czoło o moje. Objął dłońmi moją twarz, patrząc mi w oczy.

- Zostawię ci ten dom, skarbie. Będziesz mogła zrobić z nim wszystko, co zechcesz. Cholera, nie chciałem ci o tym mówić. Miałem umrzeć, a wszystkiego miałaś dowiedzieć się z listu. Wiem, że jestem tchórzem, ale nie masz pojęcia, co czuję. Kurwa, gdybym tylko inaczej pokierował swoim życiem, byłoby lepsze. Żałuję tak wielu rzeczy, że nie masz pojęcia, Twylo.

Zarzuciłam ręce na szyję Rhetta i płakałam. Szloch wstrząsał całym moim ciałem. Czułam się tak, jakby życie z nas sobie zakpiło.

Owszem, wiele razy życzyłam Rhettowi śmierci, ale nigdy nie myślałam o tym na poważnie. Nigdy nie chciałam go skrzywdzić. Ten facet wiele w życiu przeszedł i mocno się pogubił, ale nie zasługiwał na to, aby umrzeć.

Nigdy miałam nie wybaczyć Rhettowi wielu rzeczy. Do nich zaliczały się między innymi porwania i szkolenia niewinnych ludzi na niewolników. Życie było jednak okrutne.

- Twylo, chcę mieć z tobą dziecko.

Oderwałam się gwałtownie od Rhetta. Nie mógł mówić poważnie.

- Nie zostawisz mnie z nim samej. Nie możesz mnie zapłodnić i zniknąć. To byłoby podłe.

Mężczyzna uśmiechnął się. Podniósł się z podłogi i zatoczył się. Po chwili spadł na ziemię i uderzył głową o posadzkę. Zdałam sobie sprawę z tego, że stracił przytomność i zaczęłam panikować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top